Pięć wielkich bitew Żołnierzy Wyklętych: Kuryłówka, Las Stocki, Zwoleń, Surkonty, Kielce
Rozbicie więzienia w Kielcach
Tuż po „wyzwoleniu” Polski komuniści przystąpili do ostatecznej rozprawy z wiernym rządowi londyńskiemu podziemiem niepodległościowym. W więzieniach i katowniach UB znalazły się dziesiątki tysięcy byłych akowców i innych działaczy konspiracji.
Żołnierze Wyklęci niejednokrotnie przybywali z pomocą swoim towarzyszom i odbijali ich z rąk oprawców. W latach 1944-1946 przeprowadzono aż 73 ataki na więzienia, areszty, obozy i transporty z zatrzymanymi. W 53 udanych akcjach uwolniono łącznie około 4 tys. więźniów. Najbardziej spektakularną operację tego typu przeprowadził kpt. Antoni Heda ps. „Szary” w sierpniu 1945 r.
Heda pochodził z okolic Iłży, miasteczka położonego 30 km na południe od Radomia. Był weteranem ZWZ-AK, w podziemiu działał od 1940 r. Akcja kielecka nie była jego debiutem w roli „rozbijacza kazamat”. 6 sierpnia 1943 r., jako przywódca podobwodu AK Iłża, zdobył więzienie Starachowicach i uwolnił z niego ok. 80 osób.
W niemal równo dwa lata później „Szary” zdecydował się zdobyć kolejny areszt, tym razem w Kielcach. W jego murach, wśród wielu żołnierzy i działaczy niepodległościowych, znajdowali się bracia Hedy (Stanisław i Jan) oraz dwóch jego szwagrów. Inicjatywa dostała „błogosławieństwo” samego szefa DSZ, płk. Jana Rzepeckiego.
Po trwających kilka tygodni przygotowaniach i rekonesansie, przystąpiono do realizacji precyzyjnego planu obmyślonego przez „Szarego”.
3 sierpnia w lasach delejowskich, w okolicach Skarżyska-Kamiennej, nastąpiła koncentracja oddziałów „Wyklętych” z kieleckiego i ziemi radomskiej, którzy mieli brać udział w akcji. Pod dowództwem Hedy znalazło się ok. 200 ludzi.
CZYTAJ TAKŻE: Żołnierze Wyklęci w Podlaskiem. Ujawniono tajny raport agenta CIA w Polsce
Tymczasem Wacław Borowiec ps. „Niegolewski”, ze swoimi ludźmi, pozorował uderzenie partyzantów na Szydłowiec, miasteczko oddalone o 50 km od Kielc. Partyzanci zakładali w lesie miny i detonowali je cały dzień. Zaniepokojeni komuniści skierowali w ten rejon sporą część żołnierzy i ubeków z kieleckiego garnizonu. I to właśnie Hedzie chodziło. Podczas, gdy oni prowadzili obławę na „duchy”, on mógł swobodniej działać.
4 sierpnia partyzantów dodatkowo uzbrojono, uzupełniono także ich zapasy amunicji i żywności. Od rana grupa Włodzimierza Dalewskiego ps. „Szparag” rekwirowała na drodze Radom-Kielce samochody konieczne do przeprowadzenia akcji. Zebrano ich łącznie 14. Późnym popołudniem cała grupa uderzeniowa wsiadła do wozów i ruszyła na miejsce akcji.
Kolumna „Wyklętych” dotarła do pogrążonych we śnie Kielc około północy. Najpierw, w zupełniej ciszy, rozbrojono wartowników na rogatkach miasta. Potem swoje z góry wyznaczone pozycje zajęły, liczące po kilkudziesięciu bojowników, oddziały osłonowe Henryka Podkowińskiego ps. „Ostrolot”, Stefana Bembińskiego ps. „Harnaś, Henryka Wojciechowskiego ps. „Sęk” i Zygmunta Kiepasa ps. „Zygmunt”. Miały one zabezpieczać partyzantom drogę ucieczki, a także powstrzymywać ewentualną odsiecz idącą na pomoc obleganym. Do szturmu na więzienie przystąpiła grupa ok. 40 bojowników pod bezpośrednim dowództwem „Szarego” i „Szparaga”. Tak opisał ich atak sierżant MO Jan Rzeźnik:
Warta pełniąca służbę na zewnątrz została obrzucona ogniem karabinów maszynowych. Dwóch wartowników zostało rannych. Wartownik przy bramie wewnętrznej Piotrowski chciał telefonować [po pomoc-red.], ale telefon był nieczynny. W tym czasie padło jeszcze kilka pocisków w bramę, które zrobiły wyłom, od dołu drzwi były założone materiałem wybuchowym, który eksplodując, wyrwał blachę o powierzchni 1 mkw. Prze otwór napastnicy wdarli się do wnętrza więzienia. W więzieniu powstała strzelanina, straże więzienne teraz ostrzeliwały z okien wieży obserwacyjnej i zza muru, lecz na skutek przeważającej siły reakcjonistów musieli zamilknąć.
W międzyczasie oddziały ubezpieczające wysadziły miny założone wokół kwater i posterunków UB i MO. Budynki te także, na postrach, ostrzelano. Ta demonstracja siły okazała się skuteczna. Nikt nie palił się do pomocy załodze więzienia, choć w pobliżu stacjonował cały pułk żołnierzy KBW.
Tymczasem ludzie „Szarego” i „Szparaga” przystąpili do uwalniania więźniów. Partyzanci nie zdobyli kluczy, więc albo wyłamywali zamki, albo wysadzali je. Trzeba było przy tym uważać. Oto jak wspominał te chwile sam Heda:
Robota z wysadzaniem cel odbywała się powoli, gdyż trzeba było zachować dużą ostrożność, żeby nie ucierpieli uwalniani. Musieli oni zabezpieczyć się od wybuchów przez osłonięcie głowy kocami czy siennikami. Zdarzało się, że znajdującym się w celach naszym kolegom wrzucaliśmy prze okno ładunek, żeby sami od wewnątrz wysadzali zamki w drzwiach.
Około godziny trzeciej nad ranem „Szary” wydał rozkaz wycofania się z miasta. Partyzanci „rozpłynęli się” w świętokrzyskich lasach. Ich akcja zakończyła się pełnym sukcesem. Uwolnili co najmniej 354 więźniów (dane UB), tracąc w akcji tylko jednego żołnierza i kładąc trupem dwóch komunistów.
Niestety wśród wyzwolonych nie było braci Antoniego Hedy. Stanisław i Jan zostali zamordowani przez komunistycznych zbrodniarzy jakiś czas przed rozbiciem kieleckiego więzienia.
(Na zdjęciu: oddział Stefana Bembińskiego „Harnasia” przed akcją rozbicia więzienia w Kielcach)