
25 maja 2017 roku o godzinie 18:41 do stanowiska kierowania komendanta miejskiego PSP w Białymstoku wpłynęło zgłoszenie o pożarze obiektu magazynowanego przy ulicy Dojnowskiej. Pożar był bardzo intensywny. Dwóch strażaków podczas rozpoznania weszło na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił. Obaj zginęli.

To najbardziej ekstremalne zjawiska, z którymi niemal co roku boryka się Białystok. Krótkotrwałe, ale niezwykle intensywne deszcze dosłownie podtapiają miasto. Gwałtownie wzbiera Biała, która rozlewa się poza koryto, zalane są najważniejsze skrzyżowania i piwnice. Jedne z najbardziej gwałtownych burz przeszła w lipcu 2006 roku. Kwadrans wystarczył by woda zalała tunel po wiaduktem Wasilkowska- Sienkiewicza, budynek Caritasu i rzemieślnik przy Sienkiewicza. Sprzedawcy z lokali położonych w piwnicach w ostatniej chwili ratowali się przed utonięciem. Równie gwałtowna ulewa przewinęła się przez Białystok 7 maja 2017 roku.

Tak jak latem deszcze nawalne paraliżują Białystok, tak zimą gwałtowne, a niekiedy spodziewane opady - jeśli już do nich dojdzie - śniegu. Najbardziej spektakularne miały miejsce w listopadzie 2006 roku. Żyliśmy wówczas w BIAŁYMstoku. Nic dziwnego, skoro żadna firma oczyszczająca miasto nie wysłała na jego ulice ani jednego pługu. Dlaczego? Bo magistrat nie podpisał z nimi umów na odśnieżanie. Szybko też znaleziono winnego - ówczesnego wiceprezydenta Krzysztofa Sawickiego.
A ponieważ ta pamiętna zawieja wydarzyła się tydzień przed pierwszą turą wyborów na prezydenta miasta, startujący w nich Sawicki przegrał z kretesem. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak dodać, że i tak nie miał szans, bo parcie na zmiany w mieście było ogromne. I każdy kojarzony ze starym zarządzaniem także by dostał baty. Ale gdyby nie ten śnieg, lanie dla Sawickiego nie byłoby bolesne. A tak odszedł w niesławie. Jak jednak pokazały kolejne lata, zimowa aura nie ma litości dla żadnej władzy. Do annałów białostockiej samorządności przeszły rady z 2009 roku ówczesnego wiceprezydenta odpowiedzialnego za odśnieżanie Aleksandra Sosny, by białostoczanie zapisywali numery pługów jeżdżących z podniesionymi lemieszami czy zapewnienia o tym, że bitwę z zimą przegraliśmy, ale wygramy wojnę.
Kolejną jej odsłonę mieliśmy na przełomie stycznia i lutego 2021 roku, gdy Białystok został sparaliżowany po opadach śniegu, a firmy nie miały czym odśnieżać ulic

Nasz przegląd rozpoczęliśmy zakończymy katastrofą dosłownie kosmiczną. Doszło do niej 5 października 1827 roku w podbiałostockich Fastach. O godz. 9.30 spadł na ziemię deszcz meteorytowy, a jego pozostałością do dzisiaj jest meteoryt kamienny. Achondryt waży 4 gramy i pochodzi z planetoidy Westa.
Meteoryt odnalazł po upadku na ziemię Jan Wolski, nauczyciel fizyki i historii naturalnej w Białymstoku. Był on autorem „Katalogu roślin zebranych z okolic bliskiego obwodowego miasta Białegostoku”, obejmującego w ostatecznej redakcji 919 gatunków roślin zebranych podczas pracy w gimnazjum, jak i po przejściu nauczyciela na emeryturę ( Jan Wolski zmarł 24 lipca 1850 r. i dwa dni później jego ciało spoczęło na cmentarzu św. Rocha).
Meteoryt Białystok znajduje się w Muzeum Ziemi w Warszawie i waży zaledwie 4 g. Został on nabyty przez muzeum w 1939 roku drogą wymiany z Muzeum Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie.
W tym miejscu warto wspomnieć o innym białostockim zjawisku kosmicznym. W niedzielę 10 listopada 1935 roku o godzinie 5- tej min 29 po południu nad Białymstokiem pojawił się olbrzymi wspaniały meteor". Wielu mieszkańców miasta opowiadało o "ognistej kuli o barwie niebiesko-białej i otoczonej jasną aureolą".
Zachwyt, ale i trwogę budził ciągnący się za nią "warkocz barwy czerwonawej". Całe zjawisko trwało kilka sekund. Znawcy tematu twierdzili, że meteor można było łatwo dostrzec, bo świecił 200 - 300 razy mocniej niż "najjaśniejsze gwiazdy nieba".