Jedenaście lat temu prowadziliśmy śledztwo w sprawie bydgoskiej firmy Sommerfeld, największego przedwojennego producenta fortepianów. Zastanawiało nas, jak to możliwe, że wspaniała fabryka fortepianów, z której dumna była Bydgoszcz, znikła bez śladu. Ślad po Sommerfeldzie urywał się wraz z końcem wojny. Teraz możemy uzupełnić część informacji.
Historia Brunona Sommerfelda to historia spektakularnego talentu i gigantycznego sukcesu. Zaczyna się przy Elisabethstrasse (dzisiejsza ulica Śniadeckich 2 w Bydgoszczy). Pierwsze „sommerfeldy” brzmią bardzo przeciętnie, nie odstają od instrumentów kilku innych bydgoskich wytwórni. Ale Sommerfeld jest perfekcjonistą, ciągle poprawia jakość, sięga po podzespoły renomowanych firm i rozbudowuje fabrykę.
Powstają składy fabryczne w kilku miastach, a instrumenty eksportowane są do Wielkiej Brytanii, Holandii, Francji, a nawet na Cejlon i do Palestyny. Z czasem pojawiają się złote medale na wystawach w Paryżu i Florencji. Firma kwitnie. Aż do wojny.
Układamy puzzle
Budynek fabrycznej lakierni, na miejscu której wybudowano dzisiejszy dworzec PKS, spłonął doszczętnie po trafieniu rosyjskim pociskiem. Znikają Sommerfeldowie. Ponoć Bruno zakłada firmę w Berlinie, ale nie mamy na to dowodów. Nie ma nawet pewności, czy przeżyli wojenną zawieruchę.
Postawiliśmy kilka hipotez na temat losów Sommerfeldów, ale wszystkie były tylko domniemaniami. Aż do chwili, kiedy w skrzynce mailowej pojawił się list: „Nazywam się Sommerfeld, jestem wnukiem Bruno Sommerfelda” – napisał Ron Sommerfeld. Później skontaktowała się z nami również jego kuzynka, Maureen Brost. Oboje są wnukami założyciela fabryki.
I nagle przerwana historia Sommerfelda zaczęła toczyć się dalej. Ciąg dalszy w GALERII.