Piotr Osuch: rekordowy oszust w historii III RP

Jakub Szczepański
Piotr Osuch
Piotr Osuch Piotr Sadurski/Newsweek Polska/Reporter
Piotr Osuch - „geniusz finansów z Biłgoraja” - działał pod koniec lat 90. Wykiwał między innymi słynnego piłkarza Romário na pięć milionów dolarów

Chociaż nie zdał matury, biegle posługiwał się kilkoma językami i uchodził za rekina finansjery. Dysponował lewymi papierami - m.in. paszportami brytyjskim i włoskim, więc mógł poruszać się po całym świecie. Uchodził za sympatycznego i grzecznego. Typ faceta, który nigdy się nie denerwuje. I pewnie ma dobre podejście do ludzi, skoro nie tylko wzbudza zaufanie przedsiębiorców czy dziennikarzy, ale też kumpli spod celi.

„Nabawiłem się przy nim samych kompleksów, jego styl robienia interesów chyba nas przerasta” - pisze z uznaniem na forum internetowym jeden ze współwięźniów. „Siedziałem z nim ponad miesiąc w Chełmie i bardzo go szanuję. Zapewniam o jego prawdomówności” - można wyczytać w innym wpisie. Trudno się dziwić. Piotr Osuch nauczył się oszukiwać do perfekcji.

„Opowieściami swoimi omamił wielu ludzi. Niektórzy nadal mu wierzą” - mówił sędzia Paweł Pieczonka, kiedy w marcu 2006 r. uzasadniał wyrok skazujący kombinatora z Biłgoraja na 14 lat więzienia, 1,5 mln zł grzywny oraz obowiązek naprawienia krzywdy. Bez ogródek opowiadał o zachłanności i chciwości skazanego. Nazywał go „patologicznym kłamcą” i „zdemoralizowanym oszustem”. „Roztaczał wokół siebie legendę. Miał być międzynarodowym finansistą, bankierem, który potrafi bardzo korzystnie zainwestować pieniądze” - wyliczał sędzia.

Trudno się dziwić, że Osuch został przez media nazwany „najsłynniejszym oszustem Lubelszczyzny”. Oszukiwał nie tylko lokalnych przedsiębiorców, którym obiecywał pomoc w załatwieniu milionowych kredytów w dolarów. Wyłudził też pieniądze od australijskiej firmy Sherwood Group. Bez wątpienia jego najbardziej znaną ofiarą stał się brazylijski piłkarz Romário da Souza Faria, który przekazał złodziejowi 4,85 mln dol. Fani międzynarodowego futbolu mieli nie lada gratkę - mogli oglądać legendę na żywo, gdy sportowiec zjawił się pewnego dnia w lubelskiej prokuratury przy ul. Okopowej.

Zaczynał na emigracji

Zanim Piotr Osuch przebojem wkroczył na czołówki największych gazet, został zwykłym emigrantem z Lubelszczyzny. Urodził się w Biłgoraju pod koniec lat 60., u schyłku epoki gomułkowskiej. Syn milicjanta, niektórzy piszą nawet, że esbeka. W kraju udało mu się skończyć szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące. Matury nie zdawał, ale poszedł do policealnego studium dla elektroradiologów w Lublinie. Najwidoczniej nie szło mu na wolnym rynku, bo w latach 90. wyjechał do Wielkiej Brytanii ze swoją dziewczyną. Tam podobno handlował preparatami odchudzającymi. I oczywiście robił przekręty.

W 2006 r. „Dziennik Polski” napisze, że pierwsze „udokumentowane” oszustwa Osucha to szwindle z Wysp. Kiedy w 1996 r. złodziej wyjeżdżał z Anglii, jego karta kredytowa była obciążona na blisko 38 tys. funtów. Ale pieniądze to niejedyny majątek, jaki sobie przywłaszczył. Do Polski ściągnął bowiem jeepa grand cherokee wycenianego na ponad 30 tys. funtów. Auto zarejestrował nawet na swoje nazwisko. Z czasem przyjdzie mu odpowiedzieć za ten przekręt, ale na wyrok skazujący poczeka aż sześć lat. Chełmski sąd rejonowy orzeknie karę dwóch lat pozbawienia wolności. Na szczęście dla Osucha zawiesi jej wykonanie na trzy lata. A to wcale nie pierwszy wyrok, który usłyszał.

David Bogatin (w garniturze) - bohater afery z Pierwszym Komercyjnym Bankiem w Lublinie. Osuchowi udało się oszukać nawet ten bank
David Bogatin (w garniturze) - bohater afery z Pierwszym Komercyjnym Bankiem w Lublinie. Osuchowi udało się oszukać nawet ten bank
PAP/CAF/Marek Skorupski

Co ciekawe, kolejne wpadki wcale nie zniechęcały oszusta. Bywało, że dostawał wyroki w zawieszeniu. Kiedy grunt zaczynał palić mu się pod nogami, po prostu znikał. Zdarzało się też, że lądował w więzieniu. Z czasem stał się gwiazdą półświatka. To Piotr Osuch w 1997 r. oszukał Pierwszy Komercyjny Bank w Lublinie. Dzięki sfałszowanym czekom wypłacił ponad 22 tys. zł. Tuż po tym, jak wyłudził pieniądze na Lubelszczyźnie, podobnych przekrętów próbował też w Niemczech. Ba, znalazł nawet kompanów! W tym wypadku nie można jednak mówić o sukcesie.

W sierpniu 1998 r. Osuch zaliczył pierwszą poważną wpadkę w niemieckim Mülheim. Z banku próbował ukraść 85 tys. dol. Posługiwał się oczywiście fałszywymi dokumentami, ale miał także dwóch wspólników, Niemców. Jak ich do siebie przekonał? Wymyślił, że jego dobry kumpel to sam Michael Jackson! Mieli wspólnie zbudować park rozrywki w Polsce. Żeby wszystko się powiodło, Osuch powiedział kolegom: „Słuchajcie, potrzebuję 50 mln dol. w gotówce. Kwota to nie problem, ale potrzeba mi bankowego rachunku firmowego”.

Jak się okazało, wersja oszusta trafiła na podatny grunt. Któryś z dwóch Niemców, właściciel warsztatu samochodowego, zgodził się otworzyć rachunek w Commerzbanku. To właśnie w jednej z placówek tej firmy Osuch pojawił się w Mülheim. Miał przy sobie czek, który wyglądał, jakby go faktycznie wydrukowali w Nowym Jorku. Chciał wypłacić pieniądze na warsztat samochodowy. Kwota była jednak na tyle wysoka, że bankowcy postanowili sprawdzić, czy nie padli ofiarą oszustwa. W efekcie nie doszło do wypłaty pieniędzy, a Piotrowi Osuchowi nie spadł włos z głowy.

Człowiek o wielu twarzach

Minęły zaledwie trzy miesiące od wpadki w Mülheim, a wyłudzacz z Biłgoraja próbował powtórzyć ten numer. Tym razem w Bad Homburg. W tamtejszych filiach Deutsche Banku i Dresdner Banku przedstawił dwa czeki. Na każdym blankiecie wypisano kwotę 2 mln niemieckich marek. Tym razem wykrycie szwindla zakończyło się zakazem opuszczania Niemiec. Piotr Osuch najwyraźniej się nie przejął, bo ponownie pokazał się w tych samych bankach z fałszywymi dokumentami tożsamości. Przedstawiał się jako arystokrata z koneksjami, używając nazwiska von Hochberg.

„Tłumaczył się rozbrajająco. Powiedział: »Nie miałem żadnego ruchu. Nie mogłem opuszczać Niemiec, a biznesy trzeba było prowadzić«” - w rozmowie z dziennikarkami „Dziennika Polskiego” powie prokurator Michał Blajerski z lubelskiej prokuratury okręgowej. Polscy śledczy ustalili później, że oszust odpowiadał przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości. Był sądzony we Frankfurcie nad Menem. W niemieckich więzieniach siedział od 17 lutego 1999 r. do 18 kwietnia 2002 r. To wtedy został przedterminowo zwolniony i wydalony do Polski. Ale nawet w trakcie odbywania kary, a także w przerwach od pobytu w więzieniu oszukiwał innych!

Wszystkie kombinacje były możliwe nie tylko dzięki urokowi osobistemu oszusta. Niezbędne były też odpowiednie dokumenty i wypracowanie wiarygodnej wersji. Chociaż to, co opowiadają ofiary Osucha, dowodzi, że miał po prostu dryg do machlojek. „Był elokwentny, dobrze ubrany, znał języki, wzbudzał zaufanie. Pokazywał różne dokumenty, które potwierdzały, że jest majętnym człowiekiem” - opowiadali później lubelskim prokuratorom oszukani przedsiębiorcy z Lubelszczyzny.

Na świecie Piotr Osuch dał się poznać nie tylko jako krętacz, ale człowiek o wielu twarzach. Chociaż nie miał nawet matury, chciał uchodzić za kogoś z wyższych sfer, człowieka, w którego żyłach płynie choć odrobina błękitnej krwi. Bywał finansistą i doktorem medycyny. Podawał się za absolwenta Cambridge. Innym razem zamieniał się w poważnego dyplomatę, ekonomistę, a nawet arystokratę z królewskiego rodu! Opowiadał, że kiedy pierwszy raz pojechał do Anglii, pomógł mu niejaki Johny. „John Korybut Woroniecki to daleki krewny Wiśniowieckich, ale też mojej babci. Babcia jest z domu Kruk-Ogińska” - mówił Osuch. Nie byle jakich Wiśniowieckich, bo tych od samego króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W rozmowach z dziennikarzami podkreślał, że „jest bardzo związany z ziemią zamojską”. Może i jest, ale potrafi wciskać kit, jak mało kto.

Piotr Osuch inwestował pieniądze m.in. w zegarki - tak luksusowe, że później komornik nie był w stanie ich sprzedać. Na zdjęciu Cartier będący jednym
Piotr Osuch inwestował pieniądze m.in. w zegarki - tak luksusowe, że później komornik nie był w stanie ich sprzedać. Na zdjęciu Cartier będący jednym z dowodów w sprawie Małgorzata Genca

Swoim rozmówcom - nieważne czy śledczym, dziennikarzom, czy ofiarom - wmawiał, że doskonale zna m.in. Kim Dzong Ila, Micka Jaggera albo wspomnianego wcześniej Michaela Jacksona. Opowiadał o wzbogaceniu dzięki kontaktom z synem Muammara Kaddafiego, dyktatora Libii, który zginął 20 października 2011 r. Ale - jak wiadomo - we wszystkich bajkach jest ziarnko prawdy. W doniesieniach o niewiarygodnych kontaktach Piotra Osucha również. Na swojej drodze spotkał Iana Burnsa, który w latach 70. grał w znanym brytyjskim klubie piłkarskim Everton. To dzięki byłemu sportowcowi oszustowi z Biłgoraja udało się dotrzeć do legendy światowej piłki Romário.

Przekręt życia

„Podczas przesłuchania w obszernym zeznaniu pokrzywdzony pan Romário da Souza Faria potwierdził fakt i okoliczności tego przestępstwa. W związku z tym nadano mu status pokrzywdzonego w tej sprawie” - relacjonował w 2003 r. prokurator Blajerski. Słynny piłkarz pojawił się w lubelskiej prokuraturze 26 listopada. Podczas przesłuchania przyznał, że nie wie, ile i jakie dokładnie umowy podpisywał z Osuchem. Dlaczego? Bo - jak z rozbrajającą szczerością wyłuszczył gwiazdor FC Barcelony - nie znał... angielskiego.

Jak pisało wówczas „Wprost”, Piotr Osuch siedział już w areszcie od dziewięciu miesięcy. Śledczy zarzucali mu wielokrotne oszustwa w Polsce i Europie, pranie brudnych pieniędzy na dużą skalę czy niezapłacenie 18 mln zł podatku dochodowego. Jednym z najgłośniejszych przekrętów okazał się „interes” z Brazylijczykiem. Ale po kolei.

Nie jest tajemnicą, że Osuch wykorzystywał każdą chwilę na kolejne szachrajstwa. Nieważne, czy był akurat na przepustce, czy też siedział w więziennej celi. Trudno powiedzieć, w jaki sposób poznał Iana Burnsa. Nowy kolega biłgorajskiego oszusta w Wielkiej Brytanii stał się „bohaterem” pokroju Osucha. „Independent” napisze później, że angielski piłkarz, wraz ze swoimi wspólnikami, roztrwonił 1,5 mln funtów ledwie w dziewięć miesięcy! Podobnie jak Osuch nie krył się z zamiłowaniem do luksusu: za nie swoje pieniądze kupował drogie auta czy bawił w ekskluzywnej sieci hotelowej Ritz.

To Burns uwiarygodnił Osucha w środowisku piłkarskim. I to były piłkarz Evertonu stworzył z oszustem z Biłgoraja „międzynarodową szajkę” - jak o grupie wyłudzaczy pisały brytyjskie media. Firma Brytyjczyka nazywała się KB Securities i zarejestrowano ją w Luksemburgu. Jak działało przedsiębiorstwo? Formalnie miało doradzać bogaczom, w jaki sposób mają inwestować swoje pieniądze. Naturalnie, gwarantowało olbrzymie zyski.

Na forach internetowych gazet czytelnicy piszą, że Romário był zwyczajnie pazerny. Trudno się dziwić, skoro oszuści obiecali mu aż 50 proc. zysku. Co ciekawe, próbowali wykorzystać metodę wypróbowaną przez Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego ze słynnej spółki Art-B. Chodziło o tzw. oscylator finansowy. Na czym to polega? Najpierw trzeba było założyć lokatę i pobrać czek potwierdzony przez bank. Potem należało go przekazać do innej placówki, zrealizować gdzie indziej, a potem znów założyć lokatę. I tak w kółko. Dlaczego oszustwo było możliwe? Bo w latach 90. informacje o realizacji czeku i przekazanie środków do kolejnego banku szły całymi dniami. Właśnie w ten sposób chcieli też zarabiać oszuści od Burnsa i Osucha.

Głupia wpadka

Mówi się, że Piotra Osucha zgubiła pewność siebie. Wraz z początkiem 2003 r. Generalny Inspektor Informacji Finansowych odkrył, że przez konto jednego z mieszkańców Biłgoraja przewijają się horrendalne sumy. Jednorazowe operacje sięgały milionów złotych. Jak ustali Urząd Kontroli Skarbowej w Zamościu, w 2002 r. przez konta Osucha przepłynęło 7,2 mln dol. Przez złotówkowe - ponad 26 mln zł. Co ciekawe, inspekcja kontroli skarbowej odmówiła początkowo wszczęcia kontroli, bo... oszust nie miał nawet numeru NIP!

Faktem jest, że Osuch specjalnie się z niczym nie krył. Wrócił do kraju w 2002 r. i kupił sobie działkę w podlubelskim Stasinie. Wybudował trzy domy, w garażu miał kolekcję luksusowych aut, m.in. audi czy mercedesa. Oczywiście formalnie większość majątku, jeśli nie cały, wcale nie należała do niego.

„Nawet to ubranie, które mam na sobie, nie należy do mnie, tylko do trustu, którego jestem przedstawicielem. Z punktu widzenia przepisów podatkowych to ogromna różnica. Głównie taka, że nie muszę płacić podatków” - powiedział szczerze dziennikarkom Osuch. Na pewno łeb ma nie od parady. Jeszcze zanim go złapano, próbował zalegalizować swoje „zyski”. Zainwestował w dwie upadające spółki spod Świdnika. Kupił też luksusowe zegarki. Na tyle luksusowe, że komornik sądowy nie mógł ich później sprzedać.

Jeden, marki Breitling, z bransoletą ze stopu białego złota był wart 220 tys. zł. Na świecie jest ich tylko 25 - ten licytowany w Lublinie miał numer jeden. „Zegarek Blancpain z bransoletą ze stopu żółtego złota rzeczoznawca wycenił na blisko 93 tys. zł. Cena wywoławcza - 69,5 tys. zł. A czasomierz marki Girard Perregaux z bransoletą ze złota różowego wyceniono na 112 tys. zł. Będzie licytowany od 84 tys. zł” - relacjonował aukcję „Dziennik Wschodni”.

Czy Piotr Osuch żałuje? Nic podobnego! We wszystkich rozmowach zapewnia, że jest niewinny. Można powiedzieć, że ma sporo szczęścia. Choć usłyszał wyrok surowszy niż Bogusław Bagsik, po roku sąd drugiej instancji rozpatrzył apelację. W 2007 r. złagodzono karę, a Osuch został skazany na osiem lat więzienia i 540 tys. zł grzywny. Co ciekawe, już całkiem niedawno, bo pod koniec września 2013 r., lubelska prasa donosiła o kolejnych kłopotach oszusta z Biłgoraja. Nawet zza krat udało mu się wyłudzić kolejne 5 mln zł! Ofiary to mieszkańcy całej Polski.

Pewne jest, że Piotr Osuch nie ma najmniejszych skrupułów. W tych słowach komentował przekręty z Lubelszczyzny, których dokonał na przełomie wieku: „Mentalność podwórka. Im się należy, bo Osuch ma. Przez wiele lat nie było żadnych doniesień, zażaleń itp., a w biurze prokuratorskim jakiś pan sobie przypomina, że na stacji benzynowej, bez świadków i papierów, dał mi poważną kasę. To jest kpina, nie dowód. Tylko dwa kontrakty w Polsce podpisałem i tam nastąpił przelew bankowy. Ci panowie dostali ode mnie zwrot nie tylko tej kwoty, ale również odsetek i nadwyżki, które te pieniądze wypracowały albo mogły wypracować, znajdując się na moim koncie. Czy tak postępuje oszust?” - bezczelnie dopytywał reporterki „Dziennika Polskiego”.

W rozmowie z innymi dziennikarzami - również w okresie, kiedy siedział już w więzieniu - Piotr Osuch przyzna, że dla niego najbardziej liczy się rodzina. Ma już dwójkę dorosłych dzieci. Podobno zawsze były dla niego najważniejsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia