Ostatnia pustelnia

Drewniany gontowy kościółek św. Bryksego z 1660 roku ufundował Marcin Wolg.
Drewniany gontowy kościółek św. Bryksego z 1660 roku ufundował Marcin Wolg.
Alojzy Kałuża, ostatni pustelnik na Opolszczyźnie, zmarł 23 marca 1977 roku.

W telewizji pokazywali wtedy serial "Czterdziestolatek". Ludzie stali w kolejkach po cukier i kawę. W Warszawie zaczynali się dopiero organizować pierwsi opozycjoniści.

A samotny pustelnik w Bryksach nie miał nawet prądu w pustelni. - Kobiety ze wsi poszły na cmentarz przy samotnym kościółku św. Bryksego, to tam była jego pustelnia - opowiada Jerzy Gorzoła z sąsiednich Kózek. - Wróciły do wsi i mówią, że coś się stało, bo wszędzie wokół pustelni jest cicho, a on tam hodował barany, pawie, kanarki, trzymał psy, prawie jak w ogrodzie zoologicznym. Wróciłem z pracy w polu i już po zmroku pojechaliśmy tam z kolegą sprawdzić. Weszliśmy po ciemku do pustelni, zawołaliśmy - pustelniku!

Leżał w środku, jeszcze żył, ale był ledwo przytomny. Pogotowie zabrało go do szpitala w Kędzierzynie, ale do tygodnia zmarł.

Smak dawnego Śląska

Jerzy Gorzoła to rodowity Ślązak. Jego rodzina od pokoleń gospodarzy w Kózkach w gminie Pawłowiczki. - U mnie być na czas, to być pięć minut wcześniej - strofuje mnie, gdy przyjeżdżam kilka minut po umówionym terminie. A po chwili ze znawstwem i pasją zaczyna opowiadać o swojej wsi, o pustelniku.

Przy pustelni pachną stare lipy, na cmentarzu smoła z drewnianych gontów. W starym sadzie kwitną jabłonie.

- Alojzy Kałuża był bardzo dobrym człowiekiem. Kontaktowy, umiał z ludźmi gadać - opowiada 74-letni gospodarz. - W młodości był w Palestynie. Od mojego ojca słyszałem, że dostał z domu "dziehznę", swoją część majątku, i za te pieniądze zrobił pielgrzymkę do Ziemi Świętej.

Pustelnik urodził się w 1899 roku w Górkach Śląskich koło Raciborza Kiedy miał 17 lat, powołano go do niemieckiego wojska i wysłano na francuski front. Walczył pod Verdun. Wojna zabrała mu dwóch braci. Wrócił na Śląsk akurat w czasie plebiscytu, powstań i rosnących podziałów narodowych. Miał problemy ze znalezieniem pracy. W 1930 roku zmarł poprzedni pustelnik w Bryksach Maks Gogolin z Kózek.

Ówczesny proboszcz w Gościęcinie ks. Buschmann zgodził się przyjąć Kałużę do opuszczonej pustelni. Pustelnik nosił się po świecku, ale służył do mszy, dzwonił w kościele, przychodził do Kózek na drogę krzyżową. Jak mógł, tak uzupełniał proboszcza Okazał się też świetnym gospodarzem. Założył nowy sad, pasiekę, odnowił pustelnię, wybudował kalwarię na wzgórzu wokół świątyni. Bryksy stały się dla okolicy miejscem niedzielnych rodzinnych wycieczek, spotkań młodych ludzi. Latem koncertowała tu orkiestra, w pustelni można było zjeść śniadanie, przenocować.

Podobno tu poznało się wiele przedwojennych małżeństw. - Kiedy wybuchła II wojna światowa, Kałużę znów powołano do wojska Musiał iść, przecież nie był duchownym - wspomina Jerzy Gorzoła.

Opuszczona pustelnia przygasłą ale najgorsze było przejście frontu wiosną 1945 roku i pierwsze miesiące powojenne. Dwa radzieckie granaty trafiły w drewnianą gontową świątynię, zniszczyły część dachu. Rosjanie pędząc do siebie zdobyczne stada bydłą kilka razy wypasali je na przykościelnym cmentarzyku, niszcząc stare groby. Potem wysiedlono ludność niemiecką z okolicznych wiosek.

W1948 roku Kałuża wrócił z niemieckiej niewoli. Wszystko było splądrowane, zniszczone, ale nie spalone do szczętu. Ktoś zamalował w kościółku napisy po niemiecku. Alojzy znów zabrał się za gospodarowanie w pustelni, ale już nigdy to miejsce nie wróciło do przedwojennej świetności.

Dziewięciu eremitów

Kałuża był w Bryksach dziewiątym pustelnikiem. O pierwszym są wzmianki w kościelnej kronice. Nazywał się Johannes Kossmann, pochodził ze Szklar w dzisiejszej gminie Kamiennik. Nosił habit eremity, ale wyświęconym zakonnikiem nie był. Z własnych pieniędzy wybudował dom- pustelnię w pobliżu istniejących wcześniej świątyń.

- Pustelnik utrzymywał się sam, ze swojej pracy w ogrodzie. Cała okolica była przez niego uprawiana - Jerzy Gorzoła pokazuje na uroczą, zieloną dolinkę. - Nie mógł żebrać, ale jak ktoś mu przyniósł coś do jedzenia to mógł z tego korzystać. Poza tym był grabarzem, dzwonnikiem.

Z zapisków wiadomo, że Kossmann płacił parafii rocznie 3 talary za dzierżawę ziemi pod ogród. Pieniądze przeznaczano w Wielki Czwartek na dary dla dwunastu ubogich. W zamian za to mieli oni obowiązek odprawić różaniec za eremitę. Po okolicy pewnie musiały krążyć legendy o bogactwie Kossmanną bo pewnej letniej nocy w 1807roku został on napadnięty w swojej pustelni przez czterech napastników, którzy zażądali od niego 2 tysięcy talarów.

Ostatecznie zrabowali co było w domu, w kościele i uciekli, ale wcześniej trzy godziny torturowali eremitę i zostawili go związanego. Nie wiadomo, czy posiadał tak wielkie skarby, ale biedakiem nie był, choć zdecydował się dobrowolnie żyć w ubóstwie. Na swoje 70. urodziny przekazał miejscowemu proboszczowi równowartość 16 talarów w guldenach flamandzkich, na utrzymanie pustelni. Zmarł w 1819 roku w wieku 78 lat.

Od tego czasu w kronice parafii regularnie wspominano o kolejnych eremitach samotnikach z Bryksów. Następnymi pustelnikami byli miejscowi chłopi, którzy osiedlali się w Bryksach pod koniec życia czasem wstępując przy tym do trzeciego, świeckiego, zakonu franciszkanów.

Pierwsza drewniana kapliczka w Bryksach powstała w 1594 roku przy źródle bijącym w dolinie. Według legendy miejscowy chłop w czasie orki pastwił się nad swoim koniem i nagle oślepł. Doczołgał się jakoś do leśnego źródełka przemył oczy i odzyskał utracony wzrok. Ludzie uznali to za cud i wybudowali nad zdrojem niewielki kościółek. Miejsce stawało się coraz bardziej słynne z kolejnych uzdrowień.

Na jednym z obrazów w Bryksach jest opis historii Anny Marii Landkutschin z Ołomuńca na Morawach. W1657 trafił ją piorun, straciła mowę, miała sparaliżowane ramię i nogę. Poradzono jej pielgrzymkę do św. Bryksego. Przyjechała do sąsiedniego Gościęcina i przez dwa lata mieszkała na miejscu, często odwiedzając źródełko. W1664 r. odzyskała pełną sprawność.

Kolejni pielgrzymi obdarowywali kościół wotami i pieniędzmi. Kiedy w 1809 roku Napoleon nakazał państwu pruskiemu zapłacenie ogromnej kontrybucji, władze świeckie zarekwirowały nawet kościelne wota Według parafialnej kroniki z kościółka w Bryksach zabrano wtedy srebrne przedmioty o łącznej wadze 1,5 kg. Kolejne wota, w tym wieszane na ołtarzu laski ozdrowieńców, zrabowano czy zniszczono w czasie II wojny światowej. - Dziś już nie ma cudownych uzdrowień. Nie ma takiej wiary jak kiedyś - komentuje Gorzoła

Świadectwo tolerancji

W 1660 roku Marcin Wolf, dziedzic sołectwa w Gościęcinie, człowiek wykształcony na uniwersytetach, wystarał się u biskupa wrocławskiego o zgodę na prywatną fundację drewnianego kościółka z dzwonnicą. Kryta gontem malownicza świątynia Wolfa, druga w Bryksach, zachowała się do dziś powyżej drogi do Kózek, 100 metrów od źródła W jej bocznym ołtarzu wisi obraz patrona tego miejsca - św. Bricciusa, biskupa Tours we Francji.

O biskupie zwanym przez Francuzów Brisson, po łacinie Briccius, po polsku Brycjusz, a przez miejscowych po prostu Bryksy - wspomina wczesnośredniowieczny kronikarz Grzegorz z Tours. Żył w latach 397-444.

Inny kapłan oskarżył go o niemoralne prowadzenie się i w efekcie Bryksy został na 7 lat wygrany z Tours, ale powrócił po latach na swoje biskupstwo. Legenda mówi, że wychowywał małego chłopca i pomówiono go, że to jego dziecko. Podobno na procesie chłopczyk, dotąd niemową miał przemówić, broniąc swojego opiekuna słowami: "Ty nie jesteś moim ojcem". Tałd sam łaciński napis znajduje się na obrazie w Bryksach, przedstawiającym biskupa i małego chłopca Skąd jednak w wiosce na Płaskowyżu Głubczyddm znalazł się francuski mało znany święty? Miejscowi przed wiekami dorobili legendę, że w czasie wygnania Bryksy przyszedł aż na Śląsk. Prawdopodobnie jednak kult świętego przynieśli w średniowieczu flamandzcy osadnicy.

- Całe to miejsce jest wspaniałym dowodem na wieloletnią tolerancją zgodne życie obok siebie Polaków i Niemców, przez wiele stuleci - Jerzy Gorzoła na dowód pokazuje polskie i niemieckie tablice nagrobne, jeszcze z XIX w., na cmentarzu przy kościele św. Bryksego.

KRZYSZTOF STRAUCHMANN
Nowa Trybuna Opolska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia