Rafał Iwanicki, założyciel facebookowego Świdwińskiego Społecznego Archiwum Cyfrowego, natrafił tym razem na ciekawą historię z czasów głębokiego PRL. Był październik 1956, czas poststalinowskiej odwilży i dojścia do władzy Władysława Gomułki, co nie jest bez znaczenie w tej opowieści. I dla jej finału, i dla bohatera, który pewnie kilka lat wcześniej za podobny czyn – czyli zdemolowanie sowieckiego pomnika – pewnie trafiłby za kratki na długie lata.
Cóż takiego się wydarzyło? Jesienny, chłodny już dzień w 1956 rok Andrzej K., pracownik fizyczny Państwowego Gospodarstwa Rolnego w powiecie świdwińskim, przyjechał z kilkoma innymi pracownikami, aby zakopcować ziemniaki składowane obok gorzelni.
- Praca nie była wyczerpująca – relacjonuje Rafał Iwanicki, który opis zdarzenia znalazł w aktach Sądu Wojewódzkiego w Koszalinie. - Panowie zjedli śniadanie zakrapiane alkoholem...
Pokrzepiony śniadaniem i czymś mocniejszym Andrzej K. udał się pod świdwiński pomnik żołnierzy Armii Czerwonej. Stał on na placu przed dworcem kolejowym, do czasu aż zastąpił go pomnik lotników z odrzutowcem na cokole (z nim też wiąże się ciekawe zdarzenia, o którym słów kilka na koniec).
A tak opisuje zdarzenia sądowy protokół: „ Andrzej K. z łopatą przybył pod pomnik. Z pobliskiej budowy przyniósł drabinę, po której wszedł do góry i łopatą starał się postrącać ramiona gwiazdy. Łopata była za lekka i odskakiwała od ramion gwiazdy. Wówczas zabrał się za poszukiwanie młota, względnie siekier, a gdy tych nie znalazł, przyszedł z kamieniami w ręku. Nadto z zakładu mleczarskiego wypożyczył flagę narodową polską. Wszedł ponownie na drabinę, kamieniem utrącił dwa ramiona gwiazdy, a następnie przywiązał sznurem flagę narodową polską. Potem udał się z powrotem do swojej pracy. Wyczynom oskarżonego przyglądało się około kilkadziesiąt osób z oddalenia kilkadziesiąt metrów i czasem padło jakieś niezrozumiałe słowo, zachęcające oskarżonego do niszczenia pomnika”.
Koniec opisu. Sprawa oczywiście nie mogła ujść uwadze służb bezpieczeństwa, które bez trudu ustaliły sprawcę i doprowadziły go przed sąd. Wobec oczywistych faktów – potwierdzonych przez kilkunastu świadków - Andrzej K. przyznał się do winy, ale wyjaśnił, że uczynił to na cześć I sekretarza KC PZPR tow. Gomułki, uważając, że jest to gwiazda stalinowska.
Proces rzucił nieco światła na motywację oskarżonego.
Tak zeznawał przed sądem: - W swoich wyjaśnieniach zapodał płacząc, że w roku 1945 w Niemczech żołnierze radzieccy zabrali mu wszystko, co posiadał, pozostawiając go w spodniach i koszuli, z którego to powodu uciekł pod okupację amerykańską, skąd do Polski przyjechał w listopadzie 1945 roku. Fakt ten wyrył się oskarżonemu w pamięci i zrodził u niego nienawiść do całego narodu radzieckiego, co najprawdopodobniej wpłynęło na postępek oskarżonego.
Rafał Iwanicki opisuje, że sędzia przeanalizował bieżącą sytuację społeczno-polityczną i dochodzi do wniosku, że stanowisko rządu radzieckiego i KPZR w odniesieniu do narodu polskiego i zachodzących w nas przemian świadczą najwyraźniej o wielkiej przyjaźni narodów Związku Radzieckiego do Polski.
- Sędzia uznał, iż oskarżony nie odróżniał stalinizmu od narodu radzieckiego oraz aspołecznych jednostek służących w Armii Radzieckiej od samej Armii Radzieckiej, ku której czci wystawiony był pomnik w Świdwinie – informuje pan Rafał. - Ponieważ jednak oskarżony nie był w stanie dokonać tak oczywistych według sądu rozróżnień, to zapewne jego stan intelektualny nie był wysoki. Sędzia uznał więc, że kara 3 miesięcy aresztu z zawieszeniem jego wykonania na 2 lata będzie dostateczną przestrogą dla oskarżonego i w przyszłości podobnego czynu się nie dopuści.
A zdemolowany pomnik? Został zapewne naprawiony i stał przed świdwińskim dworcem kolejowym do roku 1976, może nieco krócej. Wtedy zastąpił go pomnik świdwińskich lotników – na cokole ulokowano odrzutowiec myśliwski MiG 19 PM. Pomnik odsłonięto 12 października 1976 roku, w rocznicę bitwy dywizji kościuszkowskiej pod Lenino. Dynamicznie wzbijająca się sylwetka samolotu do dziś jest jednym z symboli Świdwina. Choć nie do końca akurat tego samego odrzutowca, bo akurat ten ten MiG został zdmuchnięty z postumentu przez wichurę. Uszkodzenia były na tyle poważne, że egzemplarz trafił na złom, a jego miejsce zajął inny myśliwiec – tym razem MiG-17 - wycofany ze służby.