Zacznijmy od tego, że historia nowoczesnej, urzędowej kartografii Śląska, opartej na w miarę nowoczesnych pomiarach geodezyjnych, zaczyna się w połowie wieku XVIII, czyli jeszcze w czasach, kiedy Śląsk znajdował się pod habsburskim panowaniem.
- Sama cesarzowa Maria Teresa była zainteresowana stworzeniem Atlasu Śląska z nowoczesnymi jak na owe czasy mapami - opowiada dr Janusz Gołaszewski, dyrektor Archiwum Państwowego we Wrocławiu. - Miał on nie tylko pokazywać tę ważną dla niej prowincję, ale przede wszystkim zawierać 16 map, dzisiaj nazwalibyśmy je przeglądowymi, księstw śląskich, począwszy od świdnickiego.
Ten wspaniały Atlas
Mapy były już właściwie gotowe, kiedy Śląsk przeszedł pod pruskie panowanie (mowa tu o II wojnie śląskiej i pokoju drezdeńskim zawartym w roku 1745). Jednak trzeba było jeszcze 10 lat, by ukazał się on drukiem. Dlaczego?
- Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie - mówi dr Gołaszewski. - W tym czasie król zatrudnił Mattheusa von Schubarta, który miał skorygować dokonane pomiary. Sądzę, że uznano, iż Atlas ma znaczenie militarne i obawiano się, że może posłużyć przeciwnikom Prus podczas kampanii wojennych. Jak było, tak było. Ostatecznie Atlas ukazał się w roku 1752 w bardzo znanym norymberskim wydawnictwie „Następcy prawni Homanna”. To podkreślało rangę, jaką nadano całemu przedsięwzięciu.
Do dzisiaj Atlas zachwyca z kilku powodów. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych, jak na owe czasy, metod pomiarowych jest on wspaniałym źródłem wiedzy. Jego twórcy pokazali nie tylko rzeźbę terenu, wielkość miast, ich systemy fortyfikacyjne, ale znajdziemy tam nawet piktogramy i sygnatury dotyczące poszczególnych obiektów użyteczności publicznej i duchowej. W Atlasie zaznaczono umiejscowienie kościołów, kaplic, krzyży, a także obiektów gospodarczych, takich jak sztolnie, kopalnie (z wyszczególnienie bogactw naturalnych znajdujących się na tym terenie), folusze, kuźnie, młoty, młyny wodne i wiatrowe.
Każda z tych map mogłaby właściwie funkcjonować samodzielnie. I dwie z nich wydano jeszcze przed opublikowaniem Atlasu. Warto opowiedzieć o jednej z nich: Mapie Diecezji Wrocławskiej
- mówi dr Gołaszewski.
Jej twórcą, a może pomysłodawcą, bo historycy toczą na ten temat dyskusje do dzisiaj, był ksiądz Johan Ignac Felbiger, opat klasztoru Augustianów w Żaganiu. Na mapie pokazano diakonaty i parafie, ale jest znana z innego powodu. Wyróżnia ją wyjątkowo piękny i bogato zdobiony kartusz umieszczony w lewym, dolnym rogu. Pięcioro patronów Śląska, czyli św. Wincenty, św. Jadwiga Śląska, św. Jan Chrzciciel i św. Jan Ewangelista oraz św. Józef otaczają medalion, w którym umieszczono legendę i dedykację dla Philippa Gottharda Schaffgotscha (biskupa wrocławskiego w latach 1747-1795).
- Natomiast poniżej możemy podziwiać scenę pojednania wojsk Henryka Probusa z biskupem wrocławskim Tomaszem II. Do spotkania doszło w Wielkiej Wsi pod Raciborzem. I to jest fakt historyczny, natomiast artysta dał się nieco ponieść fantazji, ponieważ główni bohaterowie są ubrani w XVII-wieczne stroje, żołnierze nie dość, że mają mundury z czasów cesarzowej Marii Teresy, to jeszcze są wyposażeni w broń palną... - opowiada dyrektor Archiwum.
Odrzańska kartografia
Atlas znajduje się oczywiście w zbiorach Archiwum Państwowego we Wrocławiu, to bardzo cenny zabytek. Jednak nie ma co ukrywać, dr Gołaszewski jest równie dumny, a może nawet bardziej z innych map. Z kilkutysięcznego zasobu pochodzącego ze zbiorów przedwojennego Zarządu Regulacji rzeki Odry (Oderstrom-Bauver-waltung). Takimi mapami nie może się poszczycić żadna inna instytucja w Polsce.
To prawie kompletna dokumentacja kartograficzna dotycząca Odry i jej dopływów od źródeł, aż do ujścia z podziałem na dwa podstawowe zagadnienia. Jakie? Ochronę przeciwpowodziową oraz żeglugę śródlądową. Trzeba było zdefiniować zagrożenia i miejsca, na których nie powinno się nic budować, na przykład naturalne poldery zalewowe, ustalić dokładny bieg rzeki, potem przystąpić do jej regulacji. A więc, ścinania zakoli i meandrów (a jeszcze dzisiaj z lotu ptaka widać, że Odra i jej górskie dopływy są kręte), stawiania wałów, wzmacniania brzegów i budowy pierwszych zbiorników retencyjnych. Tak, już ponad trzysta lat temu myślano o retencji - gromadzeniu wody, kiedy jest jej nadmiar i wypuszczaniu, gdy nadchodzi susza.
A trzeba sobie powiedzieć, że Odra była rzeką niebezpieczną. Także dlatego, że wykorzystywano ją gospodarczo. Poprzecinana groblami, jazami, pływającymi młynami tworzącymi swoiste wyspy, pełna była przeszkód, które tarasowały drogę wodzie i zamulały jej swobodny przepływ. Zanim zaczęto prostować jej bieg, należało to wszystko zlikwidować. Później, jak podkreśla dr Gołaszewski, powstał znakomity system zabezpieczeń przeciwpowodziowych, poprzez budowę ostróg, poprzecznych w stosunku do nurtu rzeki. Niektóre są zresztą widoczne do dzisiaj. Tak, jeszcze za czasów Habsburgów do zlewni Odry weszła hydrotechnika.
Regulacja Odry miała także wielkie znaczenie dla żeglugi śródlądowej. To był czas gwałtownego rozwoju przemysłu, coraz większe znaczenie przykładano do transportu rzecznego. Odrą płynęły: węgiel, ruda, drewno, kruszce. Barki były coraz większe i cięższe, potrzebny był więc odpowiednio głęboki i w miarę prosty tor wodny.
- Oderstrom-Bauverwaltung powstał w 1873 r. w ramach prowincji śląskiej we Wrocławiu - opowiada dyrektor Archiwum. - Zarząd zajmował się żeglugą i administracją techniczną rzeki, sprawami, które dotąd leżały w kompetencjach kilku rejencji. W ten sposób rzeka na odcinku blisko 700 km, od źródeł do miejscowości Schwedt, poddana została jednemu kierownictwu. Oderstrom-Bauverwaltung przejął nie tylko zadania swoich poprzedników, ale i ich archiwa, stąd w jego zbiorach znalazły się mapy dotyczące regulacji Odry, od tych najstarszych pochodzących z XVIII wieku, po współczesne XIX-wieczne.
Najcenniejsze są najstarsze, w 100 procentach rękopiśmienne, mapy. Uderza ich bogactwo treściowe. Oprócz rzeki kartografowie pokazali spory teren po obu brzegach rzeki - w zależności od skali sięgający w głąb od kilkuset metrów do kilkunastu kilometrów. Widać tam zabudowania: domy mieszkalne i budynki gospodarcze, a więc folusze, kuźnie i młyny, brody, nieliczne mosty (w tym czasie przez Odrę przeprawiano się przede wszystkim promami), system dróg. Ale to nie wszystko, na mapach zaznaczono bowiem także lasy, czasem nawet z podziałem na liściaste i iglaste oraz użytki i nieużytki rolne. Te pierwsze z oznaczonymi pastwiskami, łąkami, polami uprawnymi.
- Mówiliśmy o rzece, a mamy mnóstwo szczegółów dotyczących życia toczącego się wokół niej - konstatuje dr Gołaszewski. - Kiedy oglądam te mapy, zawsze w podziw wprawia mnie pasja ówczesnych kartografów, którzy z tak wielkim zapałem to wszystko malowali.
Cuda się zdarzają
Ten zbiór map urzędowych związanych z Odrą jest unikatowy. Szczególnie cenne są te rękopiśmienne, mające status oryginalnej, pierworysowej mapy o cechach topograficznych, w różnych skalach, od 1:7000, 1:10 000. We wrocławskim Archiwum Państwowym jest ich ponad tysiąc! A do tego trzeba doliczyć całą olbrzymią dokumentację, quasi-kartograficzną, częściowo planistyczną czy wręcz techniczną. Trudno określić ich dokładną liczbę, sięga ona jednak dobrych kilku tysięcy dokumentów. Skany niektórych z nich możemy obejrzeć na stronie internetowej Archiwum i zapewniam, że są fascynujące.
To właściwie cud, że cały ten zbiór praktycznie bez strat przetrwał II wojnę światową. A przecież straty wojenne w niektórych zespołach czy rodzajach archiwaliów przedwojennego Staatsarchiv zu Breslau sięgały 70 procent!
- opowiada Janusz Gołaszewski.
Niemieccy archiwiści zdawali sobie sprawę z tego, jak cenne zbiory mają w Staatsarchiv zu Breslau. Cały zbiór zaczęli rozpraszać już w 1943 roku. Rozpraszać, czyli wywozić do miejsc, które uznali za bezpieczne. Śląskie archiwalia powędrowały więc do Czech, Saksonii i różnych obiektów na Dolnym Śląsku. Składano je w pałacach, szkołach, magazynach, budynkach gospodarczych. Nawet chlewach i stajniach. Wiemy o tym, bo zachowały się... materialne ślady ich pobytu w tych miejscach.
Dzisiaj już nikt nie wie, gdzie dokładnie przechowywano zespół dokumentów Oderstrom-Bauverwaltung. Może w budynku poklasztornym w Kamieńcu Ząbkowickim? Bo tam właśnie decyzją ówczesnego konserwatora zabytków Günthera Grundmanna trafiła część zabytków sztuki, księgozbiorów i cennych dokumentów. Byłby to szczególny zbieg okoliczności, bowiem obiekt ten w latach 90. XX wieku stał się własnością wrocławskiego Archiwum Państwowego.