Niby wszystko już o nim wiemy: był pisarzem, którego powieści w międzywojniu wydano w blisko 80 mln nakładu, dziennikarzem, podróżnikiem, a przez moment nawet wykładowcą akademickim. Poza tym szpiegował, politykował, walczył z bolszewikami, flirtował z filmem, a pod koniec życia działał na polu filantropii. A jednocześnie pozostał jednym z najbardziej tajemniczych ludzi w polskiej historii, strażnikiem tajemnic, które wciąż kuszą poszukiwaczy skarbów i sensacji.
Jak to się stało, że ten syn lekarza, szlachcica herbu Lis, z Lucyna w guberni witebskiej, okazał się jednym z najbardziej wpływowych Polaków pierwszej połowy minionego wieku?
Indywidualista z Witebszczyzny
Wydaje się, że o postawie życiowej Ossendowskiego zadecydowały wydarzenia z młodości. W 1884 r., jako 10-letni młodzian, zaczął uczęszczać do rosyjskiego gimnazjum w Kamieńcu Podolskim, które ukończył już w Petersburgu. Tam również studiował nauki matematyczno-przyrodnicze, a nawet został asystentem znanego przyrodnika prof. Szczepana Zalewskiego. Wtedy brał udział w wyprawach naukowych na Kaukaz, nad Dniestr, Jenisej i w okolice jeziora Bajkał. Dotarł również do Chin, Japonii, na Sumatrę i do Indii. Wrażenia z Indii były podłożem dla jego pierwszej powieści „Chmury nad Gangesem”.
Z powodu udziału w zamieszkach studenckich w 1899 r. musiał opuścić Rosję. Wyjechał do Paryża, gdzie studiował fizykę i chemię u prof. Marcellina Berthelota na Sorbonie. Tu także miał okazję poznać Marię Skłodowską-Curie, choć historycy wciąż sprzeczają się, czy to prawda. Po powrocie do Rosji został docentem Uniwersytetu Technicznego w Tomsku. Nie pozostał jednak długo na uczelni, by poświęcić się karierze naukowej; jego pasją były podróże. W 1905 r., po wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej, został wysłany do Mandżurii, gdzie prowadził badania geologiczne w poszukiwaniu surowców niezbędnych dla armii. Za organizowanie w Harbinie protestów przeciw rosyjskim represjom w Królestwie Kongresowym został aresztowany i skazany na karę śmierci.
Tylko dzięki wyjątkowemu szczęściu uniknął wykonania wyroku i uzyskał jego nadzwyczajne złagodzenie. Wkrótce potem został wybrany na przewodniczącego Rewolucyjnego Komitetu Naczelnego, który przez pewien czas sprawował władzę w Mandżurii. W wyniku procesu, który potem wytoczono jego członkom, Ossendowski został skazany na półtora roku twierdzy. Odzyskał wolność w 1908 r. Wydana w 1911 r. książka „W ludskoj pyli” („W ludzkim pyle”), poświęcona więziennym doświadczeniom Ossendowskiego, zyskała ponoć przychylną ocenę samego Lwa Tołstoja. Gdy w 1909 r. zaczął wychodzić w Petersburgu polskojęzyczny „Dziennik Petersburski”, został jego korespondentem, a następnie redaktorem.
W 1918 r. opuścił zrewolucjonizowany Petersburg i wyjechał do Omska. W czasie wojny domowej w Rosji czynnie współpracował z dowództwem białych, był m.in. doradcą admirała Kołczaka. Przekazał na Zachód tzw. dokumenty Sissona, które wykazywały, że Lenin był agentem wywiadu niemieckiego, a działalność partii bolszewickiej finansowana była za niemieckie pieniądze. Choć niektóre źródła uważają te dokumenty za sfałszowane, to fakt pomocy udzielonej Leninowi przez Niemieckie Naczelne Dowództwo jest pewny.
Komunizm - nieudany eksperyment
Nienawiść do komunistów została mu na całe życie. W latach 30., w ankiecie „Wiadomości Literackich” poświęconej przyszłości stosunków polsko-radzieckich, Ossendowski napisał: „Idea komunizmu państwowego posiada charakter abstrakcyjny, obcy osobnikom rodzaju homo sapiens, odznaczającego się głęboko sięgającem zróżniczkowaniem indywidualnem. Nauka biologiczna też nie uznaje skomunizowanego kompletnie społeczeństwa ludzkiego, przyczem na przeszkodzie stoją tu przyczyny fizjologiczne i psychologiczne. Istnieją, coprawda, społeczeństwa owadzie (mrówki, termity, pszczoły) o ustroju komunistycznym, jednak ustalił się on naskutek przymusu i ewolucyjnego przekształcenia natury tych stworzeń - kto wie, czy nie drogą jakiejś chirurgicznej operacji, np. wycięcia łub skaleczenia pewnych gruczołów lub węzłów nerwowych. Toteż realizacja komunizmu w Z. S. R. R. odbywa się metodami gwałtu i przymusu, co budzi najsilniejszy protest w indywidualistycznem społeczeństwie Zachodu (…). Wobec tego uważam budowę państwa komunistycznego podług metod bolszewickich za oderwany eksperyment, aczkolwiek ważny dla historji ludzkości, ponieważ pokazał doświadczalnie, jakie można mieć wpływy na psyche społeczeństwa i jakie w niem spowodować zmiany wewnętrzne i zewnętrzne”.
Wodzowi sowieckich komunistów poświęcił tom zatytułowany „Lenin”. Autor wydał tę książkę w 1930 r. w Poznaniu, w Wydawnictwie Polskim R. Wegnera. Powieść już przed II wojną przetłumaczono na kilka języków europejskich, m.in. na angielski, czeski, francuski, hiszpański, japoński, niemiecki, słoweński i włoski. Przyczyniła się do poznania w Europie Zachodniej prawdy o rewolucji październikowej w Rosji. We Włoszech po interwencji ambasady sowieckiej w 1932 r. książka została skonfiskowana, zaś część nakładu zniszczono. Dziś powszechnie uznaje się, że w publikacji tej Ossendowski, jako pierwszy wśród literatów, uderzył w mit Lenina - bożyszcze mas robotniczych i chłopskich.
Nic dziwnego, że „Lenin” wzbudził wściekłość lewicujących Europejczyków. Autor ukazał Lenina jako człowieka, który świadomie odrzuca wszystko, co może go krępować, tj. wiarę, wszelkie uczucia, życie prywatne. Liczy się dla niego tylko cel, widziany w zburzeniu dotychczasowego porządku i trwałej przebudowie świata, którego już nikt nie będzie w stanie doprowadzić do poprzedniej postaci. Lenin przedstawiony jest jako człowiek maszyna, asceta, inteligent, wizjoner niezachwianie wierzący w swoje przekonania i potrafiący przy tym w każdej chwili zmienić zdanie, jeżeli uzna, że przysłuży się to ostatecznemu celowi. Wymyka się on prostym ocenom, szczególnie w porównaniu z innym postaciami, które są pokazane dosyć jednoznacznie, np. Dzierżyński, Stalin, Trocki.
„Podróżować, podróżować...”
W zawierusze wojny na Wschodzie Ossendowskiemu dane było spotkać nie tylko Kołczaka. Po upadku rządów admirała na Syberii pisarz zmuszony został do ucieczki przed bolszewikami, w trakcie której dotarł aż do Mongolii. Został tam ugoszczony przez barona Romana Fiodorowicza von Ungern-Sternberga, zwanego mongolskim chanem albo dla odmiany Krwawym Baronem, dowódcę azjatyckiej dywizji konnej, która prowadziła walkę z bolszewikami, a także legendarnym posiadaczem skarbu szacowanego na 2 mld dol.
Wszystko, co o tych wydarzeniach wiemy, pochodzi od samego Ossendowskiego. Baron przyznał mu ponoć obywatelstwo na terytoriach podlegających jego kontroli: to był początek partnerstwa, które miało być krótkie, ale intensywne. Zaciągnąwszy się jako oficer dowodzący jedną z jednostek samoobrony w armii barona - złożonej z Mongołów, Buriatów, Rosjan, Kozaków, Kaukazów, Tybetańczyków, Koreańczyków, Japończyków i Chińczyków - Ossendowski stał się wkrótce jego doradcą politycznym i szefem jego służby bezpieczeństwa, sprawując już wcześniej, według wszelkiego prawdopodobieństwa, podobne stanowiska w rządzie Kołczaka.
Ungern, darząc pisarza wielkim szacunkiem, tytułował go profesorem (jako profesor i ekspert od spraw ekonomicznych znany był też wcześniej w sztabie admirała). Obaj panowie bardzo przypadli sobie do gustu. Ossendowski widział w nim ochronę przed komunistami i przykład europejskiej fascynacji Azją, dla Sternberga Polak stał się powiernikiem jego niebagatelnych sekretów. Baron ogłosił się już wówczas reinkarnacją Czyngis-chana, zaczął wdrażać filozofię łączącą rosyjski nacjonalizm i buddyzm, a już niebawem na czele 20 tys. żołnierzy ruszył na Armię Czerwoną.
Dodajmy, że tajemniczy von Ungern-Stenberg niedługo po rozstaniu z Ossendowskim został rozstrzelany. Pisarz natomiast pożyczonym od barona samochodem przez pustynię Gobi bezpiecznie przedostał się do Pekinu. Dalej ruszył Koleją Wschodniochińską, aby z czasem dotrzeć także do Japonii i w końcu do USA. Prawdopodobnie w Japonii przekazał swój raport o propagandzie bolszewickiej i sytuacji polityczno--ekonomicznej w centralnej Azji sporządzany na zlecenie rządu polskiego, w którego posiadanie weszli też Japończycy i Amerykanie. Przekazał też Edgarowi Sissonowi, oficerowi amerykańskiego wywiadu, teczki z korespondencją przedstawicieli partii bolszewickiej z niemieckim sztabem generalnym (tzw. dokumenty Sissona), który wykazywały, że Lenin był agentem wywiadu niemieckiego, a działalność partii bolszewickiej finansowana była z niemieckich pieniędzy.
W Japonii pisarz spotkał się również z L.S. Pallenem, amerykańskim wydawcą, który znając świetnie zapotrzebowanie rynku na sensację i egzotykę, namówił Ossendowskiego do zrelacjonowania jego konnej podróży przez Azję Centralną. Tak właśnie zrodził się hit wydawniczy „Beasts, Men and Gods”, którego premiera miała miejsce w Nowym Jorku w 1922 r. (po polsku tom „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” ukazał się już w 1923 r.). Sensacyjną książkę sprzedano na pniu i osiągnęła blisko milionowy nakład, a wkrótce została przetłumaczona na prawie 20 języków. W listopadzie 1924 r. odbył się w Paryżu swoisty sąd nad książką polskiego autora. Sam Ossendowski przyznał wtedy, że jego książka „nie jest utworem naukowym, lecz tylko romantyczną opowieścią o podróży przez Azję Środkową dla szerokiej publiczności”.
Lawrence wynalazca
W międzywojennej Polsce Ossendowski był jednym z niewielu autorów, którzy utrzymywali się z pisania. Wydawał, co dziś jest trudne do uwierzenia, po kilka tytułów rocznie. W celach komercyjnych tworzył romanse orientalne, na zamówienie napisał powieść dla fabrykanta czekolady („Pierścień z krwawnikiem”, 1938 r.). Z kolei wedle umowy z 1931 r. miał za 2 tys. zł miesięcznie stworzyć cykl powieści krzewiących wartości chrześcijańskie. Jednak największymi zasługami Ossendowskiego były oczywiście jego książki reporterskie i podróżnicze. Prócz Azji eksplorował też Afrykę, czego owocem jest dwutomowa opowieść o północnej części tego kontynentu, poświęcona Algierii i Tunezji, „Pod smaganiem samumu” z 1926 r. Ossendowski, jak zwykle, nie poprzestał jedynie na opisach fauny i flory, ale zajął się w niej też tłem społecznym. Opisał więc nikczemność kolonializmu francuskiego, ale też pokazał, że w licznych kręgach arabskiej ludności Afryki Północnej znienawidzony przezeń Lenin traktowany jest niemal jak Mahdi, czyli mesjasz.
Mało kto wie, że pisarza zachwycała też polska przyroda. Jest autorem cyklu „Cuda Polski” poświęconego Karpatom, Huculszczyźnie, Polesiu oraz polskim puszczom, które - jak pisał w przedmowie - uwiecznił z umiłowania oraz dla „zrozumienia znaczenia ich dla państwa i szlachetnej dumy, iż wszędzie tu przetrwała polskość”. Co więcej, Ossendowski, który zanim zajął się pisarstwem, wykładał na wielu warszawskich uczelniach, miał na koncie imponującą liczbę prac naukowych, m.in. z zakresu chemii, którą studiował na Sorbonie. Wśród jego dokonań można wymienić np. zwielokrotnienie wydajności Kolei Transsyberyjskiej za sprawą nowej receptury smaru do osi pojazdu, który miał funkcjonować w temperaturze ujemnej.
Po powrocie do Polski w latach 20. był inicjatorem uruchomienia w kraju produkcji broni chemicznej i opracowania do tego celu odpowiednich receptur, które zachowały się do dziś. Z ciekawostek warto też wspomnieć, że Ossendowski był twórcą i producentem pierwszego polskiego filmu turystycznego czy raczej dokumentu z dalekiej Afryki. A scenariusz do pierwszego polskiego fabularnego filmu egzotycznego, za który zainkasował 6 tys. zł, pisał specjalnie pod ówczesnego amanta Eugeniusza Bodo. Zdjęcia kręcono w Algierii, lecz filmu nigdy nie dokończono. Za to pisarz dokończył dwie książki będące zapisem lat w okupowanej Warszawie, gdzie brał udział w pracy konspiracyjnej. Podobnie jak jego dzienniki - do dziś nie doczekały się wydawcy i w formie rękopisów znajdują się obecnie w Muzeum Literatury w Warszawie.
Sekret nadal kusi
A co wiemy o osobistym życiu Ossendowskiego? Otóż uwielbiał kobiety i potrafił kochać czułą i płomienną miłością, czego dowodem jego uczucie do przyszłej żony, kompozytorki Zofii Płoszko. Dla niej porzucił pierwszą żonę Annę, Rosjankę, siostrę właścicieli kopalni złota na Syberii. Zofię pierwszy raz ujrzał w Baku, ale los połączył ich wiele lat później, gdy była już wdową i matką zabitego pod Radzyminem syna Lolusia, któremu Ossendowski postawił murowaną tablicę na wojskowych Powązkach. Jak zaświadczają współcześni, Ossendowski bardzo się wstydził wielu życiowych wyborów, choćby tzw. romansów pisanych wyłącznie dla pieniędzy. Ale, jak opowiadał Witold Michałowski, pisarz musiał jakoś zarobić na brylanty, by wygrać z popularnym w dwudziestoleciu publicystą Adolfem Nowaczyńskim zabiegi o względy swej ukochanej Zofii.
Pod koniec okupacji, w lutym 1943 r., Ossendowski wstąpił do konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego. Prawdopodobnie podczas walk powstańczych w 1944 r. opuścił Warszawę i zamieszkał w dworku państwa Witaczków w Żółwinie koło Podkowy Leśnej. Zmarł 3 stycznia 1945 r., przeżywszy lat 67, tuż po wizycie oficera Wehrmachtu, w stopniu porucznika, który przybył porozmawiać z pisarzem. Niektórzy wysuwają hipotezę, że ów oficer mógł być spokrewniony z nieżyjącym już Ungern-Sternbergiem (tak się ponoć przedstawił pisarzowi). Zapewne był to porucznik Dollert, który pracował dla niemieckiej służby bezpieczeństwa i który po wojnie został franciszkaninem w Asyżu.
W tym momencie rozpoczyna się kolejna tajemnica pisarza. Tydzień po pogrzebie na cmentarz w Milanówku wkroczyli żołnierze NKWD, który rozkopali świeżą mogiłę, by sprawdzić, że leży w niej autor „Lenina”. Przetrząsnęli dom, ale niczego nie znaleźli. Po wojnie Ossendowski programowo został skazany na zapomnienie, a jego nazwisko umieszczono w zapisie cenzorskim. Wszystkie jego utwory objęte cenzurą w 1951 r. podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek. W 2004 r. władze Milanówka sfinansowały nowy nagrobek pisarza na miejscowym cmentarzu, a jego imię nosi jeden z miejskich skwerów.
Największy wróg Ferdynanda Ossendowskiego - Lenin
Fragment paryskiego wstępu do wydania „Lenina” z września 1930 r. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Polskiego R. Wegnera w Poznaniu:
„Lenin nie dowierzał Rosjanom, pamiętając, że nawet najzacieklejsi rewolucjoniści, jak Bakunin, dekabryści i inni, nieraz się cofali, wyrzekali dawnych poglądów i zdradzali sprawę i współtowarzyszy. Wobec tego ze sprytem i premedytacją popchnął cały lud na dokonanie takiej zbrodni, złagodzić której nie mogłyby już żadne skruchy i zaprzaństwo, a przed oczami złoczyńców w dzień i w nocy majaczyłaby szubienica; gdy się z tem załatwią − dla popędzenia motłochu, znużonego machaniem zbrojnych rąk, oszalałego od oparów krwi i dymów pożogi, postawią poganiaczy − cudzoziemców: Żydów, Gruzinów, Niemców, Łotyszów, Polaków, Finnów, Madjarów i Chińczyków, pogardzających i nienawidzących tego motłochu, który im w swoim czasie wypruwał trzewia i przerzynał gardziele w imię »cara-ojczulka« i Rosji »świętej«. Oszukując obietnicami, jak handlarz jarmarczny, zalecając nowe ideje, drażniąc reklamowemi, jaskrawemi hasłami; mamiąc wizją prawdziwego rządu proletarjackiego, zaciskać naród w karbach niezwykłego posłuchu; stosować terror niesłychany nawet w czasach Groźnego Iwana i Antychrysta − Piotra (…) oszałamiać kłamliwemi, lecz rozpętującemi najdziksze instynkty manifestami jak Pugaczew; tworzyć nowe »credo« marzących o sytości i zemście ludzi; jak »czerwony« Chrystus, szalać wszechwładnie, bardziej okrutnie, niż wszyscy carowie razem wzięci i sam nie wierzyć, że dojdzie do mety! Wykonywać krwawy, obłędny eksperyment, czekając, aż mu w tem dopomoże »zgniły zachód« (...)”.