Jak „K-22” został „Jerzym”. Gestapowski szpicel na usługach UB

Wojciech Rodak
Józef Kessler
Józef Kessler IPN
Gestapowski agent Józef Kessler zadał polskiemu ruchowi oporu wiele ciężkich ciosów. Po wojnie jego „zalety” doceniły także służby PRL. Trafił na listę konfidentów UB, a potem SB

Było zimowe popołudnie 11 lutego 1969 r. W Pionkach, niedużym przemysłowym mieście pod Radomiem, panowało tego dnia spore poruszenie. W świetlicy zakładowej Montoergu, jednej z firm sióstr miejscowego kombinatu zbrojeniowo-chemicznego Pronit, miało się odbyć spotkanie z redaktorem Cezarym Chlebowskim. Niedawno wydano jego książkę pt. „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie” o bohaterskiej walce zgrupowania partyzanckiego Jana Piwnika „Ponurego”, która po latach przywracała dobre imię tej mocno oczernianej przez komunistyczną propagandę postaci. Jednak nie losy akowskiej legendy najbardziej interesowały zebranych. Okazało się bowiem, że jeden z najgroźniejszych agentów gestapo opisywanych przez Chlebowskiego, Józef Kessler vel Kruszewski, był przez kilka ostatnich lat głównym księgowym Montoergu. Od przeszło miesiąca, gdy sprawa wyszła na jaw, w miasteczku wrzało. Wszyscy byli nią silnie wzburzeni. Zadawano sobie pytanie, jak to możliwe, że tak znana „hitlerowska kanalia” zaszła aż tak wysoko. Efektem tego poruszenia było zaproszenie do Pionek samego autora sensacyjnego tekstu. Ten przybył chętnie w towarzystwie dwóch byłych żołnierzy „Ponurego” - Kazimierza Czarniawskiego ps. Korebko i Zdzisława Rachtana ps. Halny.

Spotkanie rozpoczęło się o godz. 17. Świetlica była nabita ludźmi po brzegi. Uczestniczyło w nim przeszło 200 osób. Aktyw partyjny, załoga zakładu, lokalni weterani AK i sporo młodzieży. Nie mogło na nim zabraknąć także agentów Służby Bezpieczeństwa, którzy mieli Chlebowskiego, byłego akowca, na oku nieustannie od 1946 r.

Spotkanie rozpoczęło się od długiej opowieści dziennikarza o bohaterskich czynach i patriotyzmie żołnierzy „Ponurego”. Następnie napiętnował on gorszącą nagonkę komunistycznej propagandy na nich i ich dowódcę. Potem przeszedł do tematu dla zebranych najważniejszego - zaprezentował sylwetki dwóch agentów gestapo, przez których oddział stracił najwięcej ludzi - Jerzego Wojnowskiego „Motora” oraz Józef Kesslera „K-22”. O tym ostatnim mówił rzeczy, które szczególnie poruszyły zebranych. Zdradził im pewien istotny detal z jego powojennego życiorysu, którego nie napisał w książce. Chodziło o to, że w toku śledztwa w sprawie kolaboracji z okupantem w 1951 r. Kessler przyznał się do dostarczenia gestapowcom 50 nazwisk członków Armii Ludowej. Jednak już w czasie procesu jego „mocodawcy”, jak nazywał ich enigmatycznie Chlebowski, pouczyli go, że lepiej dla niego będzie, jeśli akurat te zaznania odwoła. Tak też uczynił. I dzięki temu prawdopodobnie ocalił sobie życie, ponieważ w czasach stalinizmu za takie przewinienia była tylko jedna kara - śmierć.

To tylko nakręciło jeszcze mocniej emocje. Ludzie nie gryźli się zbyt mocno w języki, mimo świadomości, że „oczy i uszy” władzy ludowej bacznie ich śledzą. Zebrani zamierzali zabiegać u władz, by „gestapowski szpicel” został ukarany adekwatnie do swoich czynów. - Co on zrobił, że za takie zbrodnie siedział tylko parę lat? Kto dopomógł w jego przedterminowym zwolnieniu? Dlaczego Kessler, mimo takiej złej przeszłości, piastował od lat eksponowane stanowiska? - padła seria pytań z sali. Niestety Cezary Chlebowski, który od lat żył „pod specjalnym nadzorem” służb PRL, nie mógł wówczas odpowiedzieć zebranym wprost na zadane pytania, żeby nie narazić się na kolejne szykany. Na szczęście my, po 48 latach od tamtego mityngu, możemy to zrobić. Oto historia Józefa Kesslera - donosiciela z zamiłowania, wielokrotnego zdrajcy i kolaboranta.

Inspektor od czystek

Józef Jerzy Kessler urodził się w 1902 r. Trudno jednoznacznie określić, w którym mieście. On sam w ubeckich ankietach wskazywał, wymiennie, na Radom lub Warszawę. Wydaje się jednak, że był to raczej Lublin. Przemawiają za tym dwa argumenty. Tam właśnie jego ojciec Wilhelm, z pochodzenia Austriak, pracował w hucie szkła na Tatarach. Poza tym jego późniejsza kariera jest związana z tym regionem Polski. Pewne jest za to, że miał dużo rodzeństwa - trzech braci i pięć sióstr.

W niepodległej już Polsce ukończył gimnazjum. Od 1924 r. odbywał służbę wojskową w 35. pułku piechoty stacjonującym w Łukowie. Potem pracował w administracji publicznej, głównie na terenie ówczesnego województwa lubelskiego. W 1927 r. był przejściowo burmistrzem podsiedleckich Mord. Następnie piastował funkcję inspektora samorządowego w Siedlcach i Radomiu. Dalej, w 1934 r., widzimy go w ratuszu Kocka, gdzie pełnił obowiązki mera. Nie zabawił długo w tym miasteczku. Już po kilku miesiącach wrócił na poprzednie stanowisko. Jednocześnie Kessler związał się z piłsudczykowskim BBWR (Bezpartyjnym Blokiem Współpracy z Rządem), quasi-partyjną przybudówką reżimu sanacyjnego, licząc, że wreszcie jego urzędnicza kariera „ruszy z kopyta”. Jednak nic mu to nie dało. Jedyne, w czym się wyróżniał, to donosicielstwo. Jego inspekcje kończyły się często usunięciem ze stanowisk najbardziej popularnych urzędników w gminach, mimo wątpliwych nieraz ku temu podstaw. Na „specjalistę od czystek” sypały się skargi. W końcu poczynaniom i kwalifikacjom nadgorliwego inspektora przyjrzały się władze centralne. Wykryto i jego nadużycia. Musiały być one dość poważne, ponieważ został z hukiem zwolniony. Wydano nawet zakaz ponownego zatrudniania go w organach administracji publicznej. Zdaje się, że Kessler dobrze zapamiętał to upokorzenie. W czasie wojny obaj urzędnicy odpowiedzialni za jego zredukowanie zginęli z rąk gestapo.

Trefny „dwójkarz”

Po wydaleniu ze służby publicznej Józef Kessler imał się różnych zajęć. Kilka lat pracował jako administrator jednego z wielkich majątków ziemskich. W 1938 r. założył w Lublinie sklep spożywczy. Interes zdaje się nie szedł mu najlepiej, ponieważ po kilku miesiącach go porzucił. Wraz z rodziną, żoną i trzema synami, przeniósł się do Sandomierza, gdzie został wicedyrektorem miejscowego oddziału Związku Przemysłowców Metalowych. Jak później zeznawał, funkcja ta była jedynie przykrywką. W rzeczywistości pracował dla „Dwójki” jako agent o kryptonimie „3300”. Tropił niemieckich szpiegów próbujących infiltrować Centralny Okręg Przemysłowy. Jego uwagę zwróciła postać inż. Hermanna Prawitza, urzędnika sandomierskiego ratusza pochodzenia niemieckiego. Kessler chwalił się później ubekom, że odkrył kontakty tego osobnika z służbami III Rzeszy. Na podstawie jego meldunków miał być on zesłany na kilka miesięcy do obozu w Berezie Kartuskiej. Czy mówił prawdę? Następne wydarzenia pokazały, że relacje podejrzanego z agentem „Dwójki” były dalekie od naturalnej w tej sytuacji wrogości. Czyżby jeszcze przed wojną przeszedł na usługi służb nazistowskich?

Aresztowani przed budynkiem gestapo. Kraków, lata 40.
Aresztowani przed budynkiem gestapo. Kraków, lata 40. Bundesarchiv

„Paul Kurz”

Nie jest jasne, co działo się z Józefem Kesslerem w czasie zawieruchy kampanii wrześniowej i tuż po niej. Zostawił rodzinę w Sandomierzu, a sam zniknął na kilka tygodni. Powrócił do miasta późną jesienią, w listopadzie lub grudniu 1939 r. I od razu udał się do mieszkania Hermanna Prawitza przy Rynek 2. Jego domniemany wróg przyjął go z otwartymi ramionami, jak serdecznego przyjaciela. Wtedy właśnie Kessler poznał młodego niemieckiego oficera o przenikliwym spojrzeniu. Był to Paul Fuchs z radomskiego gestapo, szef referatu odpowiedzialnego za rozpracowanie i zwalczanie ruchu oporu (szerzej pisaliśmy o nim w „NH” z maja 2016 r.). Według powojennej relacji naszego bohatera obaj panowie zaczęli rozmawiać o sytuacji politycznej na ziemiach polskich. Doszli do wniosku, że „najważniejszym obecnie zadaniem jest pokonanie Sowietów” i Polacy, zamiast stawiać bezsensownie opór, powinni wziąć udział w tej dziejowej misji u boku III Rzeszy. Fuchs, zadowolony z obrotu rozmowy, zaproponował byłemu samorządowcowi współpracę agenturalną. Ten chętnie się na to zgodził. Tak rozpoczęła się trwająca całą okupację kariera konfidenta o kryptonimach „K-22” i „Paul Kurz”.

Początkowo działał z Sandomierza, gdzie Niemcy obsadzili go w roli kierownika biura burmistrza. Jego pierwsze donosy dotyczą nastrojów w społeczeństwie polskim. Gestapowcy naciskają, by dostarczył im bardziej konkretne dane. „Kurza” nie trzeba dwa razy dopingować. Najpierw, przypadkowo spotkany znajomy z wojska zdradza mu, gdzie pod Lublinem polscy żołnierze zakopali sporo broni. Ten z miejsca informuje o tym swoich mocodawców. Jednak całkowicie w ich łaski Kessler wkradł się dopiero następnym czynem. Na początku 1940 r. odwiedził go były partner od interesów, rotmistrz W., ukrywający się pod nazwiskiem Siejkowski. Fuchs wiedział, że był on członkiem podziemia i nakazał „K-22” nawiązać z nim bliższą znajomość. Wspólnie uknuli intrygę, dzięki której konfident pozyskał całkowite zaufanie „Siejkowskiego” i wyciągnął od niego cenne informacje na temat ówczesnych szefów rodzącej się konspiracji, Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza i jego oficerów. Z chwilą, gdy figurant przestał być dla Fuchsa użyteczny, aresztowano go i wysłano do jednego z obozów w Niemczech. Całą operację wykonano dyskretnie, by ruch oporu nie nabrał podejrzeń co do roli „K-22” w całej sprawie.

Po przeprowadzeniu tej akcji gestapowiec uznał, że Kessler dobrze rokuje jako agent. Postanowił więc ściągnąć go bliżej siebie, do Radomia, by optymalnie wykorzystać jego zdolności i chęci. „K-22” nie zawiódł go. Razem zadali polskiemu podziemiu kilka niszczycielskich uderzeń.

Zdrada popłaca

Po przeprowadzce Fuchs nakazuje „Kurzowi” infiltrację konspiracji tworzonej przez członków Stronnictwa Narodowego. Ten, przez swoje rozliczne znajomości, z łatwością w nią przenika. Po kilku miesiącach zostaje członkiem Narodowej Organizacji Wojskowej o pseudonimie Sęk. Jest uważany za personę na tyle godną zaufania, że kontaktują się z nim bezpośrednio nawet członkowie wywiadu narodowców. Znów święci sukcesy. Gdy w początkach 1942 r. AK rozpoczyna proces scalania pod jedną komendą różnych organizacji zbrojnych, grupy partyzanckie NOW z Kielecczyzny nie zostają doń włączone. Był to efekt skomplikowanych intryg prowadzonych w łonie organizacji przez „K-22” z polecenia radomskiego gestapo.

W połowie 1942 r. Kessler otrzymał polecenie wejścia w struktury AK. Zadanie ułatwiło mu to, że do konspiracji należał jego szwagier, mąż jego najstarszej siostry. „Kurz” stał się częstym gościem w ich mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Pewnego dnia, gdzieś na przełomie 1942/1943 r., poznał tam Jerzego Wojnowskiego ps. Motor - członka akowskiej dywersyjnej organizacji Wachlarz, bohatera słynnej akcji pińskiej dowodzonej przez „Ponurego”. Panowie prędko zaprzyjaźnili się ze sobą. Wreszcie Wojnowski zaproponował mu wstąpienie do Wachlarza. Kessler oczywiście przystał na to z radością. Zyskał kolejny w karierze pseudonim, „Jakoby”, i rozpoczął krecią robotę na nowym odcinku. Wtedy też, wraz z całą rodziną, przeprowadził się do Warszawy.

Na przełomie lutego i marca 1943 r., po zainspirowaniu paru „wsyp” w Wachlarzu, osiągnął największy sukces w swojej brudnej karierze. Zwerbował do współpracy z Fuchsem „Motora”. Ten zasiał w strukturach AK niebywałe spustoszenie. Dzięki jego donosom i prowokacjom zginęły setki osób. To on wystawił gestapo cichociemnych Jana Rogowskiego „Czarkę”, swojego kolegę z akcji pińskiej, a także słynnego Waldemara Szwieca „Robota”, autora operacji w Końskich. To przez jego denuncjacje spalono wieś Michniów i zamordowano około dwustu jej mieszkańców. Jego działalność sprawiła, że partyzanckie zgrupowanie „Ponurego” było ciągle nękane obławami przez Niemców.

W lutym 1944 r. wywiad AK wreszcie wytropił „Motora”. Szpicel został zlikwidowany. Taki sam los przewidywano dla „Paula Kurza”, którego w czasie przedśmiertnego przesłuchania wydał Wojnowski. Jednakże, z niewyjaśnionych przyczyn, nie wykonano go. Może macki Fuchsa sięgały aż tak głęboko, że ocalił życie swojego wiernego sługi?

Żywot zdrajcy przynosił Kesslerowi wymierne korzyści finansowe. Gestapo płaciło mu tysiąc marek miesięcznie, sumę jak na owe czasy niemałą (przeciętny wysoko wykwalifikowany robotnik zarabiał w Rzeszy 300 marek). Otrzymywał też możliwość zakupów towarów dostępnych tylko dla Niemców. Do tego czerpał dochód z zarządzania pożydowskim składem skór (w innej wersji chemikaliów) w Radomiu. Posiadał dwa luksusowo urządzone mieszkania (w Radomiu na Kilińskiego 8 i w Warszawie na Krochmalnej 51), a także willę w Wołominie.

Nie był jedynym w swojej familii, który zdecydował się czerpać korzyści ze współpracy z okupantem. Volkslistę podpisali jego rodzice, a także całe rodzeństwo, poza jedną z sióstr - tą, której mąż należał do Wachlarza.

Transformacja

Gdy wybucha powstanie warszawskie, Kessler wraca do Radomia. Tutaj, pod egidą Fuchsa, tworzy - z grupą podobnych sobie szemranych typów, jak Stefan Pindelski i Jan Rudzki - organizację Nowa Polska. Wydaje ona gazetkę, która - podszywając się pod AK - promuje współpracę z Niemcami. Środki na jej wydawanie członkowie grupy zdobywają od gestapo oraz przeprowadzając liczne napady rabunkowe w mieście i okolicach.

Gdy front się zbliża do Radomia, na jesieni 1944 r., Kessler ewakuuje się razem z Fuchsem do Częstochowy, a potem znika, porzuciwszy rodzinę.

Tuż po „wyzwoleniu”, pod nazwiskiem Józef Kruszewski, pracował jako zarządca majątku pod Szamotułami. Po czym z nową żoną przeniósł się do Warszawy. Tutaj został w styczniu 1946 r. aresztowany. UB oskarżał go o członkostwo w grupie antykomunistycznej Opór. Nic mu nie udowodniono ani nie odkryto jego prawdziwej tożsamości. Mimo to przesiedział w więzieniu do października. Wtedy właśnie zaproponował swoje usługi nowym mocodawcom. 19 października 1946 r. podpisał zobowiązanie do współpracy ze służbami PRL pod pseudonimem Zagrodzki. Kessler znów zaczął karierę donosiciela.

Poszukiwany

Gdy Józef Kruszewski ps. Zagrodzki spokojnie pracował w departamencie leśnictwa w Warszawie, bezpieka od 1948 r. prowadziła w całej Polsce szeroko zakrojone poszukiwania znanego konfidenta gestapo Józefa Kesslera. Przeszukiwano miasto po mieście, powiat po powiecie. Najpierw w Żaganiu namierzono jego rodziców i rodzeństwo. Początkowo ten trop nic nie dał. Wreszcie na początku 1951 r. nastąpił przełom. Jeden z byłych kochanków siostry poszukiwanego zdradził ubekom nową tożsamość gestapowskiego agenta i jego obecne miejsce pracy. Wreszcie, 6 września 1951 r., Józef Kruszewski został aresztowany. Po dwuipółrocznym śledztwie, w 1954 r., skazano go - za współpracę z gestapo, wydawanie „Nowej Polski” i napady - na 15 lat więzienia. Jednak władza ludowa była dla niego nadzwyczaj łaskawa. Odbył tylko jedną piątą zasądzonej kary. W czerwcu 1957 r. był znów na wolności.

Opuściwszy więzienie, nie było mu łatwo. Druga żona już odeszła z innym, a w jego mieszkaniu znaleźli się jej rodzice. Nie miał się gdzie podziać. I wtedy znów z pomocą przyszła mu Służba Bezpieczeństwa.

Misja w Pionkach

Dzięki dyskretnej protekcji służb po 1957 r. Kruszewski vel Kessler wrócił do pracy w Ministerstwie Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego. Był rewidentem. Zarabiał dużo i miał nowe mieszkanie na warszawskich Bielanach. Teraz pisał donosy dla SB pod pseudonimem Jerzy. Skupiał się w nich głównie na opisywaniu przypadków niegospodarności swoich przełożonych. Zresztą oni byli tego świadomi. Odwzajemniali mu się pięknym za nadobne. Oskarżali go, nie bez przyczyny, o niskie kompetencje i brak dyplomu poświadczającego wyższe wykształcenie, z którym Kruszewski tak się obnosił. Ta „podjazdowa wojna” skończyła się dopiero wtedy, gdy otrzymał nową pracę. W 1966 r. został głównym księgowym przedsiębiorstwa Montoerg w Pionkach.

Wraz z przeniesieniem „Jerzy” przeszedł pod pieczę kieleckiego oddziału Służby Bezpieczeństwa. Jego głównym zadaniem było rozpracowanie jednej z pionkowskich pielęgniarek, pani G. Wywiadowcom wydawała się podejrzana, ponieważ była na miesięcznych wakacjach w Anglii. Uznano, że mogła zostać zrekrutowana przez obce służby i szpiegować w zakładach Pronit. Kruszewski, mimo 65 lat, z werwą zabrał się do zawierania z G. bliższej znajomości. Zdobywał jej zaufanie, wkradał się w jej łaski, a jednocześnie pisał dziesiątki donosów na różnych ludzi, często z błahych powodów. Można było w nich znaleźć szczegółową historię robotnika z zakładu, który na drzewach i budynkach po pijanemu rysował swastyki. Dzieje pijackich eskapad lokalnych partyjniaków. Naturalnie pisał także obszerne elaboraty o reakcjach jego kolegów i koleżanek na takie wydarzenia jak kryzys czechosłowacki czy wydarzenia marcowe. Preparował raporty nawet, gdy był ciężko chory - wtedy doniósł o nieprzychylnym nastawieniu do komunizmu znajomych, którzy z sympatii przyszli go odwiedzić w domu.

Kres poczynaniom Kesslera położyło dopiero ukazanie się w 1968 r. książki Cezarego Chlebowskiego pt. „Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”. Autor opisywał w niej nie tylko jego wojenne wyczyny, ale także wskazywał jego obecne miejsce pracy (bez podawania nazwiska). Rewelacje o przeszłości księgowego Kruszewskiego najpierw dotarły do dyrektora Montoergu, a potem rozeszły się po całym miasteczku. W efekcie, na początku stycznia 1969 r., w atmosferze skandalu Kesslera natychmiast zwolniono.

Na odchodne zapytano go, jak to możliwe, że z taką mroczną przeszłością dopuszczono go na tak intratną posadę. Odpowiedział bezczelnie: zapytajcie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.

Koniec „Jerzego”

Po dekonspiracji SB natychmiast zerwała współpracę z Kesslerem. Nie powrócono do niej, pomimo iż on usilnie o to zabiegał.

Wkrótce Kruszewskiego „połączono” z Kesslerem także w Warszawie. Wtedy wyprowadził się do Łodzi, a potem w jej okolice. Piętno zdrajcy podążało w ślad za nim.

Ostatni przekaz na jego temat pochodzi z lat 80. W 1985 r. w Świeradowie--Zdroju spotkała go, nieświadoma jego prawdziwej tożsamości, pisarka Wanda Wasik. Przedstawił się jej jako Kazimierz Hiner, mieszkaniec Jarosławia. Był żywiołowym, acz ekscentrycznym starszym panem. Chodzili razem po górach, gdzie on enigmatycznie opisywał jej swoje wojenne losy. Wydał się jej sympatyczny. Korespondowali do 1988 r. Nagle on przestał odpowiadać na jej listy. Prawdopodobnie wtedy Józef Kessler zmarł.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia