- Renowacja tego kościoła to wielka przygoda i niesłychana radość - mówi konserwator zabytków Michał Jarosiński. Stoimy przed kościółkiem w Lubiechni Małej. To licząca kilkudziesięciu mieszkańców wieś koło Rzepina. Powstała prawdopodobnie w XIV wieku. Wtedy też postawiono we wsi pierwszy kościół. W czasie wojny 30-letniej (1618-1648) został on jednak zniszczony i w jego miejsce postawiono nową świątynię. Mały kościółek pw. Podwyższenia Krzyża Świętego stoi tutaj od 1669 r. Przez lata modlili się w nim niemieccy ewangelicy, a w 1947 r. świątynia została poświęcona na potrzeby obrządku katolickiego.
Od około stu lat kościół w Lubiechni Małej nie przechodził żadnego gruntownego remontu. Aż do teraz. Pieniądze na remont elewacji zewnętrznej, finansowany w latach 2021-2022, dała Polsko-Niemiecka Fundacja Ochrony Kultury i Zabytków, a środki pochodzą z funduszy Republiki Federalnej Niemiec. Ubiegłoroczne prace kosztowały 156 tys. złotych, z których 123 tys. wyłożyła parafia. Tegoroczne prace całkowicie sfinansuje fundacja.
W ścianach tony gliny
XVII-wieczna świątynia to jeden z bardziej oryginalnych kościołów w całym województwie. Dlaczego? Bo oryginalnie został zbudowany z... gliny. Tak, tak, to nie pomyłka. Dziś może się to nam wydawać dziwne, ale tak się kiedyś budowało.
- Kościół ma konstrukcję szachulcową, konstrukcję drewnianą, która pierwotnie była wypełniona gliną. W niektórych miejscach, szczególnie w dolnej części kościoła, glina z czasem uległa jednak zniszczeniu. W miejscu, gdzie ona nie przetrwała, wmurowano tzw. fachy z cegły, czyli zrobiono wypełnienie. Później otynkowano całą powierzchnię tynkiem wapienno-piaskowym - opowiada Michał Jarosiński.
Jarosiński jako konserwator zabytków pracuje na Ziemi Lubuskiej już około 12 lat. W nasze strony przyjechał z Mazowsza i przez pierwsze lata żył i działał w południowej części regionu. To on odpowiada za przywrócenie oryginalnego średniowiecznego blasku gorzowskiej katedry. Teraz poświęca się pracy przy innych kościołach w województwie, został też pracownikiem Muzeum Lubuskiego w Gorzowie.
W Lubiechni Małej konserwator zabytków pracuje podobnie jak w Gorzowie. Też stara się przywrócić oryginalny wygląd kościoła. A z podpowiedziami specjalistów - Markusa Kepsteina pracującego dla fundacji i prof. Urlicha Schaafa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - robi to w oryginalny sposób.
- Niemcy chcieli, aby zastosować materiały takie same, jak były zastosowane w XVII wieku - mówi M. Jarosiński. - Część gliny pozyskaliśmy więc z XIX-wiecznego domu w Lubiechni, który szedł do rozbiórki. On też był budowany z gliny, która pochodziła z tych terenów - dodaje.
Do uzupełnienia ubytków w elewacji kościoła użyto około dwóch ton gliny (to te brązowe elementy kościoła na zdjęciu). Teraz elewacja czeka na malowanie, które będzie wiosną. Tak jak przed wiekami, tak i teraz daje się bowiem glinie czas, aby całkowicie wyschła.
Oryginalne rozwiązania zastosowane zostały też do zaprawy wapienno-pisakowej. Aby nadać naturalnego zbrojenia tynków, zastosowano... cięte końskie grzywy. Fragmenty włosia doskonale widać dziś w ścianach. Włosie zostanie jednak przycięte i pomalowane.
Wapno z twarogiem? Mistrzostwo świata
Malowanie - a jakżeby inaczej - też jest oryginalne.
- Pierwotnie glina była malowana kazeiną wapienną - mówi Jarosiński i od razu tłumaczy: - Kazeina wapienna to rodzaj spoiwa malarskiego, który uzyskuje się poprzez dodanie do wapna... suchego twarogu. Między wapnem i twarogiem zachodzi reakcja i tworzy się z tego kremowa pasta. Ona jest nierozpuszczalna w wodzie. W naszych warunkach klimatycznych glina na zewnątrz jest narażona na działanie deszczu, który powoduje jej rozmiękanie. Malowanie kazeiną wapienną powoduje więc, że chronimy glinę farbą, która jest nierozpuszczalna w wodzie. To mistrzostwo świata! - śmieje się konserwator zabytków.
Drewno ścinaj zimą
Oryginalne jest także podejście do konserwacji elementów drewnianych kościółka w Lubiechni Małej. Otóż cześć elementów z XVII wieku zwyczajnie było w złym stanie i się posypało. Trzeba więc było je wymienić. A robił to Kazimierz Jurkowski, stolarz z Cybinki, który na swoim koncie ma już prace w kilku kościołach, m.in. w swoim rodzinnym Białkowie, gdzie pracował przy tarczach zegarowych.
W Lubiechni Małej do wymiany konstrukcji użył około pół kubika drewna sosnowego.
- Staram się znaleźć taki materiał, który pochodzi z drzewa ściętego zimą. Drewno ścinane latem w lesie jest jak wata i ono nie ma wartości. Drzewo musi być ścinane w minusowej temperaturze. Ono jest wtedy zbite i twarde jak kamień - opowiada pan Kazimierz, o którym Jarosiński mówi, że to „Boży Człowiek”.
- To już chyba ósmy kościół, który robię. A trzy kolejne czekają w kolejce - mówi K. Jurkowski. W jego słowach słychać, że potrafi docenić stary kunszt stolarski. Gdy pytamy, czy nie powinno wymienić się XVII-wiecznych desek na nowe, bo przecież te kilkusetletnie za pewien czas mogą się posypać, mówi: - W konserwacji chodzi o to, żeby jak najwięcej zachować. Restauracja polega przecież na tym, żeby wymienić tylko to, co rzeczywiście się sypie - mówi pan Kazimierz.
- Rozum podpowiada, żeby wymienić jak najwięcej, ale serce mówi z kolei, żeby jak najwięcej zostawić - dodaje Jarosiński.
Kto to widział niebieskie drzwi?! Historia!
Gdy stoimy przed kościołem w Lubiechni Małej jednej rzeczy nie można zauważyć. To jasnoniebieskie drzwi do świątyni. Owszem, w Kościele jest to tzw. kolor maryjny, ale na zewnątrz świątyni raczej niespotykany.
- Ten niebieski kolor pojawił się w trakcie prac konserwatorskich. W trakcie czyszczenia okien i drzwi pojawiły się relikty takiej właśnie farby, która pochodziła prawdopodobnie z XIX wieku. Po wojnie drzwi były w kolorze czerwonym, takich trochę buraczkowatym. Za Niemca były jednak niebieskie. Teraz wydają się one kolorystycznie agresywne, ale takie były historycznie. Pamiętajmy, że w przyszłości wszystkie fachy będą białe. Do tego elementy z drewna pomalujemy w odcieniu lekko przetartej czerni. Będziemy mieć szlachetną kolorystykę - mówi Jarosiński.
Kościółek pw. Podwyższenia Krzyża Świętego wchodzi w skład parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzepinie. Kto by chciał zobaczyć, jak wygląda w środku, a przy okazji zobaczyć jego oryginalny wygląd, może wybrać się tu w każde niedzielne przedpołudnie. Jedyna msza w tygodniu odprawiana jest tu w niedzielę o 11.00.
***
Jak czytamy w dokumentach Lubuskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, pierwsze wzmianki o Lubiechni Małej dotyczą spisu dóbr biskupstwa poznańskiego z 1405 r. Kolejna informacja pochodzi z 1447 r., kiedy związani z Frankfurtem bracia Quernthammel odsprzedali miejscowość Martinowi Winsowi. Później wieś przechodziła w ręce kolejnych rodów: von Brandów i von Ludvigów. To właśnie ci ostatni ufundowali kościół. Oni też ufundowali także barokowe wyposażenie świątyni – ołtarz i ambonę.
Od roku 1800 wieś należała do rodu von Bergów. Z inicjatywny właściciela wsi, w latach 1813-1818 do kościoła dobudowano drewnianą wieżę.
Na szczególną uwagę zasługuje wnętrze świątyni. „Jest to jeden z nielicznych obiektów, gdzie po wojnie nie wprowadzono znaczących zmian” - czytamy w dokumentach LWKZ. „Na uwagę zasługuje również konstrukcja ościeży niegdyś zewnętrznych drzwi prowadzących do nawy świątyni. Na nadprożu wyryto tutaj datę upamiętniającą rok wzniesienia budowli: „Anno1669”. Do dzisiaj zachowano ławki kościelne, posadzkę ceramiczną i ołtarz”.
Czytaj również:
Zabieramy Was na spacer wokół katedry. Jej ściany kryją tajemnice