My espe, my espe, roboty nie boimy się, czyli młodość spod znaku łopaty
- Jedliśmy robaki, pracowaliśmy jak niewolnicy i kto o tym pamięta? Nie mamy odszkodowań - mówi Józef Kielman z Bytomia. Ale część junaków dobrze wspomina ten czas.

Ojciec nastoletniego Józefa Kielmana był w AK, przyjechał po wojnie na Górny Śląsk z Tarnopola. Przeszłość konspiracyjna naraża całą rodzinę. Kiedy więc syn dostaje w 1952 roku propozycję wstąpienia do Służby Polsce, o jej odrzuceniu nie ma mowy. 17-letni Józek, uczeń X klasy liceum, jedzie stawiać na nogi Gdynię.
- Gazety pisały, że młodzi szli do SP ze śpiewem na ustach, a to nieprawda. Robota bardzo ciężka, pod strażą, potem pranie mózgu - wspomina Józef Kielman. - Niewolnictwo, wyrwanie z rodziny, niedożywienie. Kraj za darmo odbudowali tacy młodzi chłopacy jak ja, którzy tracili zdrowie, jedli zgniłą żywność, pracowali ponad siły i nie doczekali się wdzięczności. W wolnej Polsce usłyszałem, że my przecież z chęcią wstępowaliśmy do junaków, to odszkodowania nie będzie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 6,15 zł miesięcznie.
już od
6,15 ZŁ /miesiąc