Okradał gdyńskiego komandora, postrzelił służącą

Marek Adamkowicz
W pościg za włamywaczem ruszyli przypadkowi przechodnie, ale zniknął on im z oczu w okolicach Dębu Napoleona na ulicy Portowej
W pościg za włamywaczem ruszyli przypadkowi przechodnie, ale zniknął on im z oczu w okolicach Dębu Napoleona na ulicy Portowej 123RF
Gdynia, miasto z morza i snów, miewało też swoje koszmary. Takie chociażby jak postrzelenie kobiety w budynku Urzędu Morskiego u zbiegu ulic Mostowej i Centralnej.

Historia ta wydarzyła się na początku września 1936 r. Do mieszkania emerytowanego kapitana Ludgarda Krzyckiego, persony w Gdyni doskonale znanej i szanowanej, włamał się nieznany sprawca, który zaczął wszystko przetrząsać w poszukiwaniu łupu. Działał całkiem swobodnie, bo w domu nie było nikogo. Jako że pora była przedpołudniowa, kapitan pracował w urzędzie, służąca zaś wyszła na miasto, żeby zrobić zakupy. Jakież musiało być zdziwienie rabusia, kiedy nagle w drzwiach stanęła gosposia i na widok nieproszonego gościa podniosła alarm. Spanikowany sięgnął po broń i dwa razy strzelił. Chcąc uciszyć kobietę, ale też otworzyć sobie drogę ucieczki. Niestety, kule sięgnęły celu. Brocząc obficie krwią, ranna dziewczyna runęła na podłogę w małym korytarzyku mieszkania. Bandyta wykorzystał ten moment. Przeskoczył nad nią, a następnie pobiegł ulicą Mostową w kierunku miasta.

Gonić złodzieja!

Za uciekającym ruszyło w pościg dwóch przechodniów, jednak w pobliżu okazałego Dębu Napoleona przy ul. Portowej stracili zbiega z oczu. Niezależnie od tego, wiele działo się w mieszkaniu Krzyckiego. Strzały zaalarmowały bowiem sąsiadów, a ci z kolei natychmiast zawiadomili Komisariat Portowy Policji Państwowej, znajdujący się w odległości zaledwie około 100 metrów od miejsca zdarzenia. Funkcjonariusze niezwłocznie ruszyli w pościg, jednak zakończył się on niepowodzeniem. Bandyta przepadł jak kamień w wodę.

Równolegle toczyła się walka o życie rannej służącej. Kobietę przewieziono do szpitala sióstr Miłosierdzia, gdzie stwierdzono, że jedna z kul przebiła lewe płuco, druga zaś prawy policzek. Po tych oględzinach lekarze nabrali nieco optymizmu. Bo choć rany były poważne, to oznajmiono, że kobietę da się uratować.

Policja szuka tropu (i go znajduje)

Regularne śledztwo w sprawie zdarzenia rozpoczęło się, co zrozumiałe, w mieszkaniu kapitana Krzyckiego. Policjanci znaleźli tam pozostawiony przez złodzieja pęk kluczy i wytrychów oraz przygotowane już częściowo do wyniesienia cenniejsze przedmioty, które zdołał on zrabować z rozbitego biurka i szaf.

Szybko przyjęto hipotezę, że opryszek jest prawdopodobnie tym samym złodziejem mieszkaniowym, który nieco wcześniej okradł mieszkanie inż. Budki, mieszczące się w domu Urzędu Morskiego, leżącym po drugiej stronie ulicy. Podczas jednego ze swoich „występów” bandyta już raz groził rewolwerem.

W trakcie dochodzenia okazało się, że przestępca po dokonaniu swego krwawego czynu opuścił natychmiast Gdynię i wyjechał do Warszawy. Wobec tego nawiązano kontakt z policją stołeczną. To pozwoliło na odnalezienie i zatrzymanie podejrzanego. Dobrą wiadomością podzielono się z prasą już na początku października, informując, że zatrzymany jest „wielokrotnie karanym niebezpiecznym złodziejem, który od dłuższego czasu grasował w różnych miastach Polski, a ostatnio w Gdyni, gdzie dopuścił się licznych zuchwałych kradzieży”.

Marek Adamkowicz

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia