Aby dotrzeć do genezy tej niezwykłej historii, trzeba cofnąć się do drugiej połowy XVIII wieku. Kazimierz Pułaski - znany dobrze z kart podręczników oraz anonimowy i niemal zapomniany Kazimierz Kozłowski, przyjaciele z czasów konfederacji barskiej, zawarli testament na mocy reskryptu. W dokumencie siebie nawzajem uczynili spadkobiercami.
Czytamy w nim: „Roku 1776, dnia 3 września, stawili się nam obecnym znani porucznik Legionu Trzeciego, pułkownik piechoty Jaśnie Wielmożny Pan Kazimierz Pułaski i tegoż pułku Jaśnie Wielmożny Pan podporucznik Kazimierz Kozłowski, jednocześnie aktualnie oświadczyli, co następuje:
My, bracia, wyjeżdżając za naszym naczelnikiem siły zbrojnej Kościuszko Tadeuszem do Ameryki, zawiązujemy przy pomocy Boga następujący aktualny między sobą testament.
Majątek ruchomy i nieruchomy - gdyby któryś z nas umarł czy śmiercią naturalną lub w niewoli zakończył swoje życie - pozostały brat ma mieć troskę i starania o nim, co będzie wiedział za potrzebne i możebne zrobić i wchodzić w prawa zmarłego brata, zabiera po nim wszelkie papiery, zbroje, rynsztunki, wojskowe konie i jakiby posiadał majątek i pozostawił ruchomy i nieruchomy po zmarłym bracie na swoją własność do własnego rozporządzenia po takowym. Tak nam Panie Boże dopomóż w Trójcy Świętej”.
Odbyło się to w Piołunowie (wówczas Piołónowie), niewielkiej wsi niedaleko Radziejowa w obecności prefekta brzesko-kujawskiego Augustyna Bogatki oraz kasztelana Stanisława Biesiekierskiego.
Dokument, który obecnie znajduje się muzeum w Waszyngtonie, potwierdził 5 listopada 1776 roku w Brześciu Kujawskim Łukasz Radziewicz, pisarz sądu pokoju.
Pod Gwiaździstym Sztandarem o kraj wolnych ludzi
Puławski i Kozłowski, tak jak wcześniej zapowiedzieli, popłynęli za ocean, by w szeregach armii Jerzego Waszyngtona walczyć o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Dotarli tam 23 lipca 1777 roku.
Jak w walkach powodziło się Kazimierzowi Kozłowskiemu, historia milczy. Ale za to sporo wiadomo o losach jego przyjaciela, Kazimierza Pułaskiego. Można przypuszczać, że szlak bojowy przebyli wspólnie.
Wiemy, że Pułaski utworzył własny legion. Walczył ze zmiennym szczęściem, przeżywał frustracje, nawet zamierzał powrócić do Europy. W lutym 1779 roku na polecenie amerykańskiego Kongresu udał się do Karoliny Południowej, gdzie otworzył się nowy front w walce z Anglikami. Bezpośrednim zwierzchnikiem Kazimierza Pułaskiego był wówczas generał Abraham Lincoln.
Następnie walki przeniosły się do Savannah w stanie Georgia. Tam Pułaskiego dosięgło przeznaczenie. Został ciężko ranny w bitwie 9 października 1779 roku. Trafił na statek „Wasp”, którym miał zostać przetransportowany do szpitala w Charlestonie, ale w wyniku obrażeń zmarł 11 października.
Pułaski była kobietą?
Nie ma pewności co stało się ze szczątkami Kazimierza Pułaskiego. Według jednej z hipotez jego ciało marynarskim zwyczajem spuszczono po trapie do morza. Według innej - generał miał zostać pochowany na plantacji w Savannah. Postawiono tam pomnik upamiętniający polsko-amerykańskiego bohatera. Podczas badań archeologicznych, które przeprowadzono 1996 roku znaleziono nieopodal trumnę z napisem „Brygadier general Casimir Pulaski”.
W 2015 roku zespół naukowców z Georgie Southern University w Stanach Zjednoczonych zbadał szkielet. Według ekspertów to faktycznie szczątki Pułaskiego (świadczyć o tym miała analiza fragmentów pocisków znalezionych w jego ciele), a generał biologicznie był … kobietą.
Jak to możliwe? Badacze stwierdzili, że cierpiał na wrodzony przerost nadnerczy co spowodowało jego nietypowy rozwój. Biologicznie był płci żeńskiej (miał kobiecą miednicę i rysy twarzy), ale jego organizm produkował duże ilości męskich hormonów - stąd zarost i niski głos.
Uroczysty pogrzeb szczątków amerykańskiego bohatera, 226 lat po jego śmierci, odbył się 9 października 2005 roku w Savannah.
To nie jedyna zagadka związana z Kazimierzem Pułaskim. Wątpliwości budzi też wspomniany wcześniej testament. Są podejrzenia, iż został sfałszowany, bo sam zainteresowany nie mógł go podpisać, gdyż w tym czasie siedział w więzieniu w Marsylii. Powrót do kraju był niemożliwy nie tylko z powodu uwięzienia, ale także dlatego, że jako konfederat barski, organizator porwania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i niedoszły królobójca, został skazany na karę śmierci.
Banity nie chciał przyjąć żaden europejski kraj. Być może właśnie to zmusiło go do wyjazdu za ocean, który sprawił, że na trwałe zapisał się na kartach historii.
Kazimierz Pułaski uważany jest jednego z najważniejszych bohaterów amerykańskiej walki o niepodległość i za twórcę amerykańskiej kawalerii. Podobno uratował życie Jerzemu Waszyngtonowi podczas bitwy nad rzeką Brandywine.
Pomniki Pułaskiego stoją w amerykańskich miastach, od wschodniego do zachodniego wybrzeża. Jest on patronem ulic, gmachów użyteczności publicznej, organizacji, stowarzyszeń, a nawet autostrady. W wielu amerykańskich stanach odbywają się wielkie parady poświęcone Pułaskiemu.
W 2009 roku amerykański Kongres, na wniosek prezydenta Baracka Obamy, przyznał mu honorowe obywatelstwo Stanów Zjednoczonych. Został w ten sposób siódmą w historii USA osobą tak uhonorowaną, obok m.in. Winstona Churchilla i Matki Teresy z Kalkuty.
Miliony dla kadetów, legionistów i zbłąkanych dziewcząt
Zgodnie z testamentowymi zapisami majątek po Pułaskim dziedziczył Kazimierz Kozłowski, który wrócił zza oceanu i osiadł w Baranowie pod Kępnem, gdzie zmarł w 1817 roku. Czy starał się uzyskać spadek, chyba raczej nie, bo nie korzystał nawet ze swojego majątku, który zdobył w czasie walk na amerykańskim kontynencie.
Żołnierze uczestniczący w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych otrzymywali bowiem od państwa amerykańskiego żołd w postaci pieniędzy (deponowane były w banku) oraz ekwiwalent w postaci ziemi. Pułaski i Kozłowski zostali w ten sposób właścicielami około 400 hektarów, na których zbudowane zostały Chicago i Filadelfia.
Kozłowski nie miał dzieci, więc dziedziczyli po nim bracia, a później ich dzieci. Już na początku XIX wieku przyjechała do Polski komisja rządowa ze Stanów Zjednoczonych, aby odnaleźć spadkobierców obu bohaterów. Zgłosiło się tak wiele osób, że komisja odłożyła sprawę ad acta.
Następnie spadkobiercy próbowali odebrać fortunę w latach 1908 - 1912, a później tuż przed drugą wojną światową. Ich sprawę prowadził Antoni Gradek, komisarz miasta Perth Amboy.
- Ojciec opowiadał, że w latach trzydziestych do Rozdołu przyszło pismo z Ameryki - opowiada pani Stanisława Radczak. - Rząd amerykański szukał spadkobierców Kozłowskiego i Pułaskiego. Chciał ustalić, czy mój ojciec i jego dwaj bracia, Ludwik i Andrzej, mają prawo do tego majątku. Choć rodzina mieszkała na kresach, ale miała pochodzenie szlacheckie, szczyciła się herbem Jastrzębiec, a jej rodowe gniazdo było w Wielkopolsce.
Prawo do spadku miał potwierdzić proboszcz parafii w Rozdole na podstawie ksiąg metrykalnych. Wszystko się zgadzało.
W 1939 roku Kongres amerykański planował zająć się sprawą przekazania spadku Kozłowskim, ale uniemożliwiła to wojna.
- W czasie wojny rodzina nie chwaliła się spadkiem, bo było to niebezpieczne - mówi Stanisława Radczak. - Za lepszą chałupę ludzie wywożeni byli na Syberię, a co dopiero za takie „miliony”.
Po wojnie Kozłowscy w ramach tak zwanej repatriacji wyjechali z Galicji. Pani Stanisława z rodzicami i rodzeństwem zamieszkała w Kluczborku.
Antoni Gradek wrócił do sprawy, jednak jej nie sfinalizował - w latach pięćdziesiątych zginął tragicznie w wypadku samochodowym.
Ale nawet gdyby się nią zajął, przejęcie spadku byłoby trudne. W odrębnym dokumencie dołączonym do testamentu znalazł się zapis, że część majątku - kilkadziesiąt milionów dolarów - należy się państwu polskiemu, ale tylko pod warunkiem, że będzie niepodległe. Jest mało prawdopodobne, by Kongres USA zgodził się wypłacić pieniądze władzom Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, uzależnionej politycznie i wojskowo od Związku Radzieckiego.
Z puli państwowej 5 mln dolarów miało być przeznaczone na budowę korpusu kadetów; 4 mln - na wyedukowanie legionistów; 2 mln - na budowę pomników Kościuszki i Pułaskiego; 4 mln - na formowanie legionów polskich, 2 mln - na fundacje i subwencje dla teatrów polskich i po tyleż samo na dzieci z nieprawego łoża, zakłady poprawy dla zbłąkanych małoletnich dziewcząt i przytuliska dla sierot.
Skarb cenniejszy niż bajeczna fortuna
Dziś trudno oszacować, jak wielki jest spadek, ale to na pewno bajeczna kwota. Zwłaszcza, że przez ponad 200 lat rosły odsetki od kapitału. Trudno też powiedzieć, ilu jest spadkobierców.
Pani Stanisława na fortunę po przodkach patrzy z przymrużeniem oka. Traktuje ją w kategoriach rodzinnej legendy.
- Nigdy nie dbałam o dobra materialne, cenniejsze dla mnie jest to, że ludzie, z którymi powiązała mnie ta historia, są tacy niezwykli - mówi. - To prawdziwy skarb. Aby walczyć w konfederacji barskiej, płynąć do Stanów Zjednoczonych w czasach, kiedy wyjazd do sąsiedniej wsi był wyprawą, trzeba było mieć w sobie mnóstwo bohaterstwa, zadziorności, umiłowania wolności i szczyptę awanturnictwa. Na pewno łączy mnie z nimi chęć zmiany świata na lepsze. Dlatego zastrzegam - niech nie zgłaszają się do mnie żadni prawnicy, aby pomóc mi w odzyskaniu spadku, bo nie jestem tym zainteresowana. Wystarczy mi legenda.
Stanisława Radczak, która całe życie przepracowała jako nauczycielka w wiejskiej szkole, nie wyobraża sobie siebie, nie tylko jako właścicielki połowy Chicago, ale nawet małego, białego domku na jego przedmieściach, symbolu amerykańskiego dobrobytu.
- Byłam w Stanach Zjednoczonych i bardzo mi się podobało - opowiada. - Moi przodkowie mieli rację, że pojechali tam na wojnę, bo było się o co bić. Ale ja najlepiej czuję się w Polsce i nie zamieniłabym jej na żaden inny skrawek świata.