95 lat temu zabójca, pedofil Wiktor Ceglarek zaatakował po raz pierwszy. Diabeł kusił cukierkami. Erna i Magdzia wpadły w sieć wampira

,,Tajny Detektyw"
Sprawa wampira z ulicy Czarnoleśnej w Świętochłowicach szokowała cały kraj, pisały o niej gazety, domagały się schwytania zboczeńca, który zniewolił dwie małe dziewczynki, jedną z nich zabił. Ale sprawca był nieuchwytny. Naczelnik Urzędu Śledczego z Katowic nadkomisarz Andrzej Chromański dokładnie wertował akta, szukając jakiegoś tropu, którego mógłby się uchwycić. Aż skojarzył napad na dwie dziewczynki z atakiem na Edytkę ze Świętochłowic w 1928 roku. Sprawcę po jakimś czasie ujęto, odsiedział jednak tylko pół roku więzienia, sądy były wtedy wyrozumiałe dla pedofilów. Co ważne, ten osobnik niedawno wyszedł. Wywiadowcy nadkomisarza ruszyli po Wiktora Ceglarka na Czarnoleśną.

Ta sprawa z Czarnoleśnej szokowała całą Polskę

Sprawa wampira z ulicy Czarnoleśnej w Świętochłowicach szokowała cały kraj, pisały o niej gazety, domagały się schwytania zboczeńca, który zniewolił dwie małe dziewczynki, jedną z nich zabił. Ale sprawca był nieuchwytny. Naczelnik Urzędu Śledczego z Katowic nadkomisarz Andrzej Chromański dokładnie wertował akta, szukając jakiegoś tropu, którego mógłby się uchwycić. Aż skojarzył napad na dwie dziewczynki z atakiem na Edytkę ze Świętochłowic w 1928 roku. Sprawcę po jakimś czasie ujęto, odsiedział jednak tylko pół roku więzienia, sądy były wtedy wyrozumiałe dla pedofilów. Co ważne, ten osobnik, jak się okazało, niedawno wyszedł. Wywiadowcy nadkomisarza ruszyli po Wiktora Ceglarka na Czarnoleśną.

Zwykły 27-latek, ślusarz i... pedofil

Podejrzany miał 27 lat, zwyczajny wygląd, mocną posturę. Lubił wypić. Ślusarz, ale wyrzucony z pracy, bo trafił do więzienia. Żonaty, tyle że krótko, żona kazała mu się wynosić, kiedy pobił i wykorzystał dziecko, za co siedział. Ceglarek tłumaczył, że nic nie pamięta z tej napaści, nie wie, co nim kierowało, kiedy uprowadził małą, dużo wtedy pił. Obiecywał, że więcej tego nie zrobi.

Wkrótce jednak po uwolnieniu poszedł znowu na „polowanie”. Zaczepił dwie dziewczynki w Wielkich Hajdukach. Opowiadał im, że w jednym z altan na ogródkach działkowych ma dużo cukierków, jeśli podejdą z nim kawałek, to je poczęstuje różnymi słodyczami. 7-letnia Erna i 8-letnia Magda pochodziły ze skromnych domów, dawno nie jadły cukierków i zgodziły się iść z ,,miłym panem”. Coraz bardziej jednak niechętnie. O dalszych wydarzeniach opowiadał w sądzie hutnik August Lasota.

Odbudowa mostu Poniatowskiego w Warszawie. Większość 500-osobowej załogi Mostostalu remontującego po wojennych zniszczeniach most Poniatowskiego stanowili Ślązacy.Garść informacji o dziejach mostu opublikowano na lamach Pioniera. Pisano tak:"Otóż koncepcja budowy mostu, któryby połączył Warszawę lewobrzeżną z prawobrzeżną, powstała już w 1870 r. Do prac wstępnych i przygotowawczych przy budowie mostu im, ks. Poniatowskiego przystąpiono w 1901 r. W r. 1904 r. zaczęto budowę filarów, zakończoną w 1908 r. Montowanie konstrukcji stalowej trwało od 1908 do 1912 r., a układanie jezdni i chodników do połowy 1914 r. W rok później, dnia 5 sierpnia 1915 r., w czasie pierwszej wojny światowej, most został wysadzony wpowietrze.Odbudowa trwała siedem lat - od 1920 do 1927 roku. Podczas II wojny światowej most został ponownie zniszczony.źródło:Pionier, 1946, R. 2, nr 178

Ślązacy odbudowywali most Poniatowskiego w Warszawie po II w...

Usłyszał płacz dziecka. W altanie znalazł drugie zmasakrowane dziecko

Lasota sprzątał właśnie w swoim ogródku, gdy nagle usłyszał cichy płacz. Obejrzał się i zobaczył małą dziewczynkę, bardzo pobitą. Magdzia zawołała „Ojciec, ratujcie nas, zabierzcie nas do domu, ratujcie Ernę!”. Wstrząśnięty poszedł za nią, zaprowadziła go do altany, gdzie leżała druga dziewczynka, zmasakrowana, nieprzytomna. Naga, a jej sukienkę ktoś powiesił na żerdzi. Lasota nie tracił czasu. Ściągnął upiornie powiewająca sukienkę, ubrał dziecko, wziął je na ręce. Krok po kroku dotarł z dziećmi do pierwszych domów, tam uzyskał pomoc. Dziewczynki trafiły do szpitala, ale dla Erny na ratunek było już za późno. Strasznie pobita i skrzywdzona, umarła w szpitalu na rękach swojego ojca.

Obiecał dziewczynkom cukierki, potem zmienił się w diabła

Gazety pisały o Ernie: ,,Biedne dziecko jęczy, przewraca się na bok, wodzi błędnym wzrokiem dokoła, bo straciło mowę, lewą rączką i nóżką nie włada. Wczoraj nie poznawała nawet ojca, który ze łzami w oczach, trzymając ją za rączkę, wołał po imieniu - chcąc jej przywrócić świadomość. Dziecko zaczęło dopiero naukę, dobrze się uczyło, zaczęło poznawać świat i ludzi, a tymczasem…”

Magda bezładnie opowiadała, że szły za panem, który obiecał im cukierki, ale przestał być dobry, kiedy weszli do jakiegoś ogródka. Wtedy się przestraszyły i chciały uciekać, zezłościł się, zaczął je bić kijem, zagonił do altany, nie pozwolił wyjść. Rozebrał, nie zwracał uwagi na płacz i błagania. Erna była mniejsza i słabsza, Magda w końcu uciekła, ale Erna już nie mogła się ruszyć.

Zabójca pewnie myślał, że nie będzie miał żadnych świadków. Na wszelki wypadek jednak zniknął, jak po pierwszej napaści. Wtopił się całkowicie w tło, był po prostu zwyczajny, nie wyglądał na bestię. Policja uważała, że na pewno to ktoś z miejscowych, kto niczym się nie wyróżnia.

Policja sprawdziła, czy Ceglarek nie siedzi w domu, ale nie. Żona zeznała; że ukradł jej wszystkie oszczędności i gdzieś wybył. Włóczył się po Świętochłowicach, widziano go na Bytomskiej i Wesołej, może i tam próbował uprowadzić jakieś dziecko. Kiedy dowiedziała się o nim prawdy, nie chciała go więcej widzieć, wyrzuciła z mieszkania, kłócili się. Policja zrozumiała, że złapała dobry trop; Ceglarek zabrał się z domu akurat tego samego dnia, gdy doszło do ataku na dziewczynki.

Pedofil wpadł w końcu w ręce policji

Policjanci byli jednak w trudnej sytuacji; Ceglarek miał pieniądze, mógł już uciec przez zieloną granicę do Niemiec. Ale szczęście sprzyjało funkcjonariuszom, w Chorzowie na jednej z ulic wywiadowcy dostrzegli mężczyznę, bardzo podobnego do tego z opisu Magdzi. Zatrzymali go niby do rutynowej kontroli, wylegitymowali i nareszcie sukces - mieli w swoich rękach Ceglarka.

Zabójca jednak rzucił się do ucieczki. Wpadł do jakiegoś domu, wbiegł na dach i ku zdziwieniu policjantów, skoczył do komina. Udało mu się zleźć nim aż do piwnicy, ale tam już czekała na niego policja. Czarny jak diabeł uciekinier, w asyście policji, został odprowadzony na komisariat. Wtedy jedyny raz przyznał się do winy.

Dziecko rozpoznało przestępcę. Był zdrowy na umyśle

Magdzia była wciąż w traumie, ale rozpoznała swojego krzywdziciela. Tymczasem Ceglarek ochłonął i postanowił nie przyznawać się do niczego. Przysięgał na wszystko, że nie zaczepiał żadnych dziewczynek, bo dziećmi już się interesuje, odkąd zmądrzał w więzieniu. Ktoś go widać wrabia. W końcu zaczął udawać chorobę umysłową, co pozwoliło mu przedłużać proces, dzięki temu nie był sądzony w trybie doraźnym, a to groziło pewną karą śmierci. Ale biegli psychiatrzy zaprzeczali, ich zdaniem sprawca był zdrowy na umyśle, chociaż za dużo pił, co rozluźniało jego hamulce moralne.

Sprawą Ceglarka zajęła się redakcja „Tajnego Detektywa”, gazeta opisująca najciekawsze wydarzenia kryminalne w kraju. Umieściła ostry komentarz na temat zbyt łagodnego traktowania przez sądy seksualnych przestępców atakujących dzieci - wtedy jeszcze nie stosowano pojęcia ,,pedofil”. Pismo zarzucało władzom, że tacy dewianci siedzą krótko w więzieniu, a po wyjściu zwykle znowu dopuszczają się strasznych czynów. Ceglarek był dla gazety najlepszym tego przykładem.

Na proces chciały wejść tłumy ludzi

Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Katowicach latem 1932 roku, tłumy, nie mogły wejść na salę. Prokurator nazwał oskarżonego „potwornym zwierzem”, na Ceglarku nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia. Nie reagował też na nienawiść zebranych pod sądem ludzi. Twierdził, że ciągle był pijany, niczego nie pamięta i musi być wolny, bo nie zniesie więzienia, wiadomo przecież, jak się tam czują oskarżeni o zabójstwo dziecka. Współwięźniowie nie są dla takich wyrozumiali. Zabójca myślał tylko o sobie i wierzył, że sąd weźmie jego skargi pod uwagę.

Opisując czyny Wiktora Ceglarka ze Świętochłowic, „Tajny Detektyw” alarmował: ,,Osobnicy w rodzaju tego indywiduum korzystają przy wymiarze kary z okoliczności łagodzących, wpływających na skrócenie czasu pozbawienia wolności. Osobnik zwyrodniały, pobudliwy i zboczony, ale nie można go karać zbyt surowo, gdyż wskutek pewnych niedomogów duchowych, nie ponosi pełnej winy. Tak się rzecz miała z Ceglarkiem. Popełniwszy już raz przed laty podobną zbrodnię, został skazany na kilkuletnie więzienie, jednak karę mu zawieszono, gdyż sąd spodziewał się widocznie jego poprawy. Tymczasem pozostawiony na wolności, dał on się znów porwać swemu okropnemu zboczeniu!”

Ceglarek uniknął najwyższego wyroku, dostał 15 lat więzienia. Przed salą podszedł do niego ojciec Erny, wymierzył mu cios w policzek. Tłum rzucił się na skazanego, bijąc go gdzie popadnie. Policja udawała, że tego nie widzi.

Nie przeocz

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia