Cenckiewicz: Nie zamierzam pozwolić, by sprawa ucichła. Cała prawda o WSI

Sławomir Cenckiewicz
Płk. Wiesław Dziepak i gen. Marek Dukaczewski
Płk. Wiesław Dziepak i gen. Marek Dukaczewski Fot. własność Sławomira Cenckiewicza
Ostatni tydzień to seria medialnych zwrotów akcji wokół Tomasza L. i stopniowe wycofanie się głównych aktorów z TVN na czele ze sprawy, którą sami wywołali. Dekonspiracja płk. Wiesława Dziepaka, byłego żołnierza Zarządu II Sztabu Generalnego, oficera WSI i członka Komisji Likwidacyjnej WSI, jako konsultanta TVN24, a nawet aktywnego działacza Platformy Obywatelskiej i pracownika fundacji Stratpoints, złamała kłamliwy przekaz.

Spis treści

Później było jeszcze ciekawiej, bo TVN24 i inne mainstreamowe media dały mi możliwość obrony przed kłamstwami, aż w końcu Radosław Sikorski w TVN24 zaczął powątpiewać w agenturalność Tomasza L. podczas likwidacji WSI, a nawet upomniał się o jego status podejrzanego w kontekście szpiegostwa na rzecz Rosji w okresie pracy w Urzędzie Stanu Cywilnego m. st. Warszawy (do 2022 r.).

Sikorski wie, że jego dotychczasowa obrona, skontrowana wielokrotnie przez publikację dokumentów (są ich setki!), bazuje na niewiedzy, krótkiej pamięci społecznej i zwykłym kłamstwie. Jego działania w okresie likwidacji WSI zasługują na odrębne studium… W każdym razie dziś sprawę Tomasza L. i likwidacji WSI ciągnie kilku ludzi WSI z okolic Stratpoints, niezastąpiony Tomasz Piątek, anonimowe trolle z Twittera i szaleńcy z „Silni Razem”.

Jednak myliłby się ten, kto uznałby, że opisana sytuacja jest dla mnie satysfakcjonująca. Otóż nie! Nie zamierzam pozwolić, by sprawa ucichła, rozmyła się, a kłamcy nie ponieśli żadnej odpowiedzialności… . Wiem kogo mam przeciw sobie i zupełnie mnie to wszystko nie dziwi. Wiem więcej niż mogę napisać i więcej niż wyobraża sobie towarzystwo z WSI i ich medialni operatorzy.

„Służby spenetrowane przez różnej maści obce wywiady”

Od wielu lat zastanawiam się skąd bierze się korba Platformy Obywatelskiej na punkcie WSI, a tłumaczenie tego naturalnym procesem zajęcia dawnej pozycji SLD przez odwołującą się do etosu solidarnościowego PO, uważam za niewystarczające. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tej transmisji w stronę postkomunizmu, czego najwyraźniejszym objawem pozostanie zapewne obrona przywilejów esbeckich i deklarowana wola likwidacji IPN. Ale obrona WSI wykracza poza te granice i jest wsparciem dla środowiska tyleż postkomunistycznego, co prorosyjskiego a czasami wręcz rosyjskiego.

Przyglądając się tej sprawie z perspektywy Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych poseł Platformy, nieżyjący już Konstanty Miodowicz (były płk kontrwywiadu UOP) powiedział kiedyś, że „WSI trawi groźna, wyniszczająca choroba. Miały i mają w ich obrębie miejsce incydenty, wydarzenia i procesy godzące w autorytet Rzeczypospolitej, jej bezpieczeństwo, prestiż i pozycję międzynarodową” i dodał: „Służby te są spenetrowane przez różnej maści obce wywiady. Profesjonalizm znacznej części kadry jest wątpliwy. Wysocy oficerowie mają nawyki i mentalność z poprzedniej epoki, gdy wojskowe służby były kontyngentem pomocniczym dla radzieckiego GRU i III Zarządu KGB. Ludzie tacy jak generał Dukaczewski powinni straszyć w rezerwatach postkomunizmu”.

Dziś te słowa i diagnozy nie tylko są w środowisku Donalda Tuska zapomniane, ale co grosza – nieobowiązujące! Dukaczewski i całe środowisko, które symbolizuje właśnie to nazwisko komunisty i oficera Zarządu II szkolonego przez Sowietów w 1989 r., jest od wielu lat po stronie Platformy. W tym sensie płk Wiesław Dziepak z WSI, a w przeszłości także żołnierz-szyfrant Oddziału XXIII Zarządu II (1990-1991), będący działaczem Platformy, nie powinien nikogo dziwić.

Stary scenariusz się sprawdza

Kilka dni temu Tomasz Piątek został zapytany w „Wyborczej” o to, „kto zlikwidował polski wywiad i kontrwywiad – Polacy czy ktoś inny”? I odpowiedział jednoznacznie: „Zrobili to Rosjanie rękami Antoniego Macierewicza”.

Ten klarowny przekaz niepoważnego człowieka dla najbardziej zwariowanych i niemądrych ludzi (niestety wielu parlamentarzystów) oznacza, że Macierewicz, Kaczyńscy, Cenckiewicz… są „ruscy” i świadomie wprowadzili „ruskiego agenta” do likwidacji WSI, dając mu w dodatku wgląd do „wszystkich tajemnicy wywiadu i kontrwywiadu” i legendując później w Urzędzie Stanu Cywilnego Warszawy, by mógł składać puzzle archiwalne dla Rosjan. Tak piramidalna brednia, którą łatwo zweryfikować, tworzy zdezinformowaną rzeczywistość medialno-internmetową, w której pojawi się każde kłamstwo przebrane w szaty prawdy (jak te kolportowane także przez wielu polityków PO z fotografią przedstawiającą mnie z Tomaszem L. na promocji książki).

Tak wygląda spektakl, w którym rzeczywiści reżyserzy tego kłamstwa wycofują się na pozycje obserwatorów, przyglądających się z założonymi rękoma owocom własnej operacji medialnej.

To stary zabieg, stosowany zawsze wobec antykomunistów i tropicieli rosyjskich wpływów, żeby się odwołać do przykładu oczerniania legendarnego kontrwywiadowcy CIA Jamesa Angletona. Pamiętam pierwszą z poczytnych książek byłego funkcjonariusza SB – Włodzimierza Sokołowskiego (Vincenta V. Severskiego) pt. „Nielegalni” z 2011 r., w której groźnym agentem rosyjskim w Polsce jest doradca prezesa IPN, a ludzie postkomunistycznych służb odmalowani są jako profesjonaliści, przenikający sposoby działania Rosjan, od których powinni się uczyć głupkowaci Anglosasi. Ten motyw, wzmacniany dodatkowo opowieścią o tymczasowości rządów prawicy, stał się na długie lata scenariuszem walki postkomunistów i nieuleczalnych rzeczników porozumienia z Rosją, które w latach 2007-2014 przybrało niespotykane dotąd rozmiary patologii resetowej. W tym kontekście obecna realizacja fikcyjnego scenariusza z „Nielegalnych” Severskiego, jako polityczna strategia walki z obozem antyrosyjskim jest zrozumiała, ale jest również wyjściem do przodu – uprzedzającym i prewencyjnym uderzeniem przed siłą wydarzeń, jakie nas czekają oraz faktów, jakie zostaną upublicznione.

Kłamstwo w sprawie WSI

Niemniej ciekawym wydaje się fakt, że całość operacji medialnej z ostatnich dni albo w ogóle abstrahuje od tego, czym były WSI lub zwyczajnie zakłamuje ich przeszłość. To poniekąd także zrozumiałe, bo żeby pogląd Piątka o WSI zlikwidowanych przez „Rosjan rękami Antoniego Macierewicza” przełożyć na medialną rzeczywistość, należy sfałszować historię powstałych w 1991 r. WSI, które były w dużej mierze kopią komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu.

Dawne struktury, kadra i aparat wywiadowczy (sieć współpracowników) bez jakiekolwiek weryfikacji zostały przejęte przez WSI, które przez długie lata pozostawały w zasadzie poza kontrolą polityczną i społeczną. I podobnie jak w czasach PRL aż do 2003 r., działalność WSI nie była uregulowana ustawowo. Gwarancję kontynuacji zapewniała przede wszystkim komunistyczna kadra oficerska, która w dużej mierze zdominowała całe WSI.

Ukształtowana w PRL mentalność, międzypokoleniowe związki z ruchem komunistycznym, poczucie wojskowej odrębności i elitarności, aktywność w PZPR i jej przybudówkach, zaangażowanie w walkę z „Solidarnością”, antyzachodni i prosowiecki sposób myślenia o tajnych służbach i świecie, serwilizm wobec politycznych zwierzchników, wspólnota biograficzna i zasób wiedzy ekskluzywnej składały się na specyfikę środowiska WSI.

Istotnym elementem tej mentalności była międzypokoleniowa transmisja związków z tajnymi służbami rodziców kadry oficerskiej WSI. Na dziewięciu szefów WSI (1991–2006) aż pięciu wywodziło się z wywiadu wojskowego PRL: kadm. Czesław Wawrzyniak (1991–1992), gen. Bolesław Izydorczyk (1992–1994), gen. Konstanty Malejczyk (1994–1996), kadm. Kazimierz Głowacki (1996–1997) i gen. Marek Dukaczewski (2001–2004 i 2004–2005).

W ciągu 15 lat działalności WSI przez prawie 9,5 roku rządzili nimi oficerowie byłego Zarządu II. Spośród nich trzech zostało przeszkolonych w Związku Sowieckim (Izydorczyk, Głowacki i Dukaczewski). Z pozostałych szefów WSI na Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRS w latach 1978–1980 studiował gen. Marian Sobolewski. Analogiczne studia, przeszkolenia i kursy (KGB i GRU) w Związku Sowieckim i innych zaprzyjaźnionych z PRL państwach ukończyło blisko 300 żołnierzy WSI, z których wielu stanowiło kadrę kierowniczą służb wojskowych wolnej Polski w latach 1991-2006.

Sowiecki „background”

Sowiecka przeszłość kadry WSI odcisnęła trwałe piętno na funkcjonowaniu służb wojskowych. Miała też znaczenie dla wiarygodności Polski wobec zachodnich sojuszników, bo przecież absolwenci szkół sowieckich mieli wprowadzić polską armię do NATO. Wykorzystując dawne relacje z kadrą LWP, na początku lat 90. Rosjanie zintensyfikowali działania operacyjne, których celem było rozpoznanie korpusu oficerskiego Wojska Polskiego, działalności wojskowych służb specjalnych i procesu integracji polskiej armii z NATO.

Z dość płytkiej analizy kontrwywiadowczej, prowadzonej przez WSI w drugiej połowie lat 90. (m.in. sprawa o krypt. „Gwiazda”), wynika, że istotne znaczenie w tych działaniach odgrywała m. in. wiedza o polskich oficerach, kształcących się w przeszłości w ZSRS. Stali się oni naturalną bazą typowniczo-werbunkową dla GRU. Rosjanie musieli osiągnąć na tym polu pewne sukcesy skoro w 1999 r. nawet w pionie kontrwywiadu WSI pojawiały się opinie, że wojskowe tajne służby „nie są wiarygodne, a to głównie za sprawą kadry uwikłanej w niewyjaśnione kontakty ze Wschodem”.

Na problem ten zwracali uwagę zachodni sojusznicy Polski. Znany jest przykład płk. Cezarego Liperta, który w drugiej połowie lat 90. miał objąć stanowisko attaché wojskowego w Niemczech. Początkowo spotkało się to z protestem tamtejszego rządu, który dał do zrozumienia władzom RP, iż nie życzy sobie gościć u siebie absolwenta kursu GRU w Moskwie z 1985 r. Ostatecznie Lipert wyjechał na placówkę do Kolonii, ale problem stawał się na tyle palący, że w końcu lat 90. w pionie kontrwywiadowczym WSI próbowano odtworzyć proces kształcenia kadr wywiadowczych LWP w Związku Sowieckim (operacja krypt. „Gwiazda”). Polegało to w dużej mierze na wysłuchaniu oficerów, którzy przeszli przez szkoły GRU.

Świadectwa ukończenia wojskowego radzieckiego kursu akademickiego przez gen. Marka Dukaczewskiego
Świadectwa ukończenia wojskowego radzieckiego kursu akademickiego przez gen. Marka Dukaczewskiego Fot. własność Sławomir Cenckiewicz

Szef WSI i Bronisław Komorowski

Na liście kursantów GRU był m. in. były oficer oddziału zamorskiego Zarządu II i szef WSI, gen. Bolesław Izydorczyk. Kontrola Izydorczyka był tym bardziej zasadna, gdyż w ramach prowadzonej osłony kontrwywiadowczej ustalono, że w lecie 1992 r. spotkał się on w Zakopanem z rezydentem służb rosyjskich w okolicznościach, „które jednoznacznie wskazywały na spotkanie wywiadowcze”.

Przebieg wysłuchania gen. Izydorczyka nie napawał kontrwywiadowców optymizmem: „Gen dyw. B. Izydorczyk w sposób ogólnikowy, powierzchowny i odbiegający od rzeczywistości odniósł się do odpowiedzi na pytania, które dotyczyły pobytu na kursie GRU w Moskwie. Nie udzielił też wyczerpujących wyjaśnień odnośnie pobytu na wymienionym kursie w czasie prowadzonych z nim rozmów, odmawiając udzielenia informacji lub zasłaniając się niepamięcią (…) Analiza całego materiału (…) skłania nas do stwierdzenia, iż gen. dyw. Izydorczyk celowo może ukrywać fakty związane z okresem pobytu w Moskwie. Brak wyczerpujących odpowiedzi ich ogólnikowość i schematyzm, a także stwierdzone przypadki podawania nieprawdy oraz wyraźna niechęć przy wyjaśnianiu kwestii związanych z w/wym. zagadnieniami stwarzają wątpliwości, co do jego szczerości wobec służby Ochrony Państwa”.

W dalszej części tego samego dokumentu czytamy: „Pomimo jednak zaistnienia wielu negatywnych przesłanek zebranych w toku prowadzonego w roku 2000 r. przez B[iuro] B[ezpieczeństwa] W[ewnętrznego] postępowania sprawdzającego szef WSI – gen. T[adeusz] Rusak wskutek jak sam stwierdził »nacisków szefa MON – Ministra B. Komorowskiego« wydał gen. B[olesławowi] Izydorczykowi certyfikat bezpieczeństwa NATO do dokumentów NATO oznaczonych klauzulą »ściśle tajne« (Cosmic Top Secret i Cosmic Top Secret Atomal). Dzięki temu gen B. Izydorczyk wyjechał do Brukseli, gdzie objął funkcję Dyrektora Partnership Coordination Cell (PCC) w Mons. Przebywał tam do 2003 r. mając dostęp do informacji stanowiących najwyższe tajemnice NATO”.

Towarzysz Szef WSI nr 2

Inny przypadek, również dotyczący szefa WSI – kmdr. Kazimierza Głowackiego, opisał w swoich wspomnieniach gen. Marian Zacharski, należący w latach 90. do kierownictwa Urzędu Ochrony Państwa: „Co o nim wiemy? Ano tyle, że o jego dziwnych zachowaniach podczas pobytu na placówce w Londynie, już w nowych czasach, dostawaliśmy często niepokojące wieści.

Służby jednego z państw z nami zaprzyjaźnionych wielokrotnie miały możliwość obserwowania jego przyjacielskich kontaktów z rosyjskimi członkami rezydentury w Londynie. Radzono nam wprost, że byłoby lepiej, gdybyśmy coś z tym fantem zrobili. Nasz wpływ na obsadę stanowisk w WSI był jednak żaden. Wiedzę mieliśmy, dzieliliśmy się nią z szefami WSI i kierownictwem państwa. Nic więcej nie mogliśmy zrobić. Dodam, że ostrzegała nas pewna zaprzyjaźniona służba również przed innym pułkownikiem WSI, który otrzymał nominację na stanowisko ambasadora w bardzo ważnym państwie. Mówili nam otwarcie, że na podstawie zbieranych przez lata informacji podejrzewali tegoż pułkownika o współpracę z rosyjskim (a wcześniej radzieckim) wywiadem. »Nie kuście licha, bo wiemy, co mówimy« — dodawali. Na nic się jednak zdały ostrzeżenia i rady Urzędu Ochrony Państwa, aby jednak, chociażby dla czystości reguł, wycofać jego kandydaturę.

WSI były i w tym przypadku ponad wszystko. Wojskowi robili to, co chcieli. Zawsze żałowałem, że nie byli aż tak sprawni w działalności operacyjnej poza granicami kraju na rzecz Polski, jak w działaniach dla dobra »swoich« na terytorium naszego kraju. Wielka szkoda”.

Służby rosyjskie w WSI

Nie znamy skali penetracji WSI przez służby rosyjskie. Wydaje się jednak wielce prawdopodobne, że dawne powiązania z Sowietami wpłynęły na brak rzetelnie prowadzonej osłony kontrwywiadowczej w Wojsku Polskim. Bodaj najbardziej znanym przykładem słabości WSI w tej materii było „umożliwienie prowadzenia działalności szpiegowskiej ppłk. Czesławowi Wojtkunowi, byłemu szefowi kontrwywiadu WSW (a potem WSI) w Łodzi. W lutym 1986 r. ukończył on kurs KGB i najprawdopodobniej już wtedy został zwerbowany przez sowieckie służby. Został skazany na degradację i 4 lata pozbawienia wolności za przekazywanie Rosjanom dokumentów polskiego wywiadu. Postawiono też tezę, iż ppłk Wojtkun został ujawniony z zemsty przez funkcjonariuszy KGB, z którymi łączyły go także wspólne interesy, a którym ukradł z konta miliard starych złotych. Faktem jest, że jeszcze na początku lat 90. w siedzibie kontrwywiadu odwiedzali go funkcjonariusze KGB. Charakterystyczne dla sytuacji w WSI jest to, że rozpracowanie i aresztowanie Wojtkuna było możliwe dzięki działaniom UOP – a nie WSI, które sprawy nie podejmowały”.

Słabość kontrwywiadu zawsze wpływa na jakość pracy wywiadowczej. Również z tego powodu wywiad WSI nie mógł pochwalić się większymi sukcesami. Wprawdzie od lat mówi się o konstruktywnej roli WSI w procesie integracji WP z NATO, ale są to na ogół banalne i ogólnikowe opinie pozbawione jakichkolwiek faktów, którym przeczą także dokumenty wytworzone przez WSI.

Lech Kaczyński: Poinformowanie Amerykanów o sukcesie WSI było kompromitacją

Kompromitacją wywiadu WSI okazał się także udział w wojnie afgańskiej po 2001 r. Chodzi o wykorzystanie w niej płk. Aleksandra Makowskiego, wieloletniego funkcjonariusza Departamentu I MSW, zasłużonego m.in. w działaniach przeciwko podziemiu „Solidarności”, w latach 80. bliskiego współpracownika wiceministra spraw wewnętrznych, gen. Władysława Pożogi.

To właśnie legenda Makowskiego z czasów PRL i kontakty zagraniczne zadecydowały o jego wykorzystaniu przez WSI. Ten były oficer SB, a wówczas wiceprezes firmy ochroniarskiej „Konsalnet”, za wiedzą gen. Marka Dukaczewskiego i ministra Jerzego Szmajdzińskiego, który w grudniu 2001 r. odbył z Makowskim spotkanie w mieszkaniu konspiracyjnym WSI, miał współorganizować „osłonę wywiadowczą” dla polskiej obecności w Afganistanie. Osłona ta miała polegać na stworzeniu w ramach operacji WSI o kryptonimie „Kandahar” firmy handlowej (lub sieci firm), zaopatrującej polskie wojsko w Afganistanie, a przy okazji stanowić „bazę dla działań rozpoznawczo-wywiadowczych”. Zaangażowanie byłego oficera bezpieki w jedną z najważniejszych po 1990 r. operacji wywiadowczych nastąpiło mimo ostrzeżeń szefa UOP i amerykańskich sojuszników, którzy niezależnie od siebie zgłaszali wobec osoby Makowskiego szereg wątpliwości.

Według raportu z weryfikacji WSI, począwszy od 2002 r. Makowski otrzymał od WSI ponad 30 tys. zł oraz ponad 100 tys. dolarów. Nieco później doprowadził do zawarcia z WSI nieformalnej umowy na świadczenie usług wywiadowczych (zabezpieczenie źródeł informacji i swoich potrzeb), za co zażądał 40 tys. dolarów miesięcznie. Głównego „operatora” WSI w Afganistanie, „jako źródła nikt nigdy nie weryfikował. Nie sprawdzano jego wiarygodności, nie kontrolowano jego osoby, nie sprawdzono nawet jego miejsca pracy i otoczenia. Co więcej, nigdy nie podjęto weryfikacji jego źródeł w [w Afganistanie], a on sam nie zgodził się na ujawnienie ich personaliów wywiadowi. Oficerowie wywiadu nie mieli też możliwości spotkać się z nimi osobiście bez towarzystwa Makowskiego”.

Nawet dla niektórych oficerów WSI as wywiadu PRL pozostawał niewiarygodny. W 2004 r. płk Maciej Hermel określił informacje przekazywane przez Aleksandra Makowskiego mianem „powierzchownych”, „zasłyszanych”, „przeinaczonych lub niepełnych”. Mimo to, działalność Makowskiego (bez wymieniania jego nazwiska) prezentowano kolejnym przedstawicielom najwyższych władz RP jako niezwykle zaawansowaną operację wywiadowczą wymierzoną w Al-Kaidę. W talenty płk. Makowskiego uwierzył m. in. Radosław Sikorski, który będąc ministrem obrony narodowej miał nawet zapoznać się z dokumentacją operacji „Kandahar”. Był nią na tyle zauroczony, że postanowił poinformować o wszystkim Amerykanów, w oczach których Makowski był od dłuższego czasu niewiarygodny. Wprowadzić miał też w błąd prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który tak o tym mówił: „Kolejny zarzut dotyczył pewnej tajnej informacji, którą Sikorski przedstawił mi jako olbrzymi sukces WSI, co okazało się całkowitą bzdurą. Poinformowanie o tym Amerykanów było kompromitacją”.

Operacja „Kandahar” została uznana przez likwidatorów WSI za „swoiste podsumowanie negatywnych konsekwencji wynikających z oparcia polskich wojskowych służb specjalnych na zespołach ludzkich, koncepcjach i sposobie działania wyniesionych z PRL. Zbiegły się tu wszystkie nieomal patologie (…): oparcie służb na zespołach szkolonych w ZSRR, korzystanie z ludzi byłej SB (zorganizowanych w tzw. wywiadowniach, w istocie będących zespołami z aspiracjami kierowania polskimi służbami), budowanie rezydentur i działań wywiadowczych na sieci przedsiębiorstw gospodarczych, a wreszcie całkowite lekceważenie władz państwowych i ich kontroli nad służbami specjalnymi oraz gotowość oszukiwania własnego państwa. Rzekomy profesjonalizm, sprawność, skuteczność i niezbędność tych służb okazały się swymi przeciwieństwami. W sprawie »ZEN« [„Kandahar” – przyp. S. C.] służby, działając na zlecenie hochsztaplera, okradały państwo polskie i były gotowe narazić polskich żołnierzy i zwierzchników sił zbrojnych na najwyższe niebezpieczeństwo i międzynarodową kompromitację”.

Cała prawda o WSI

Słabość aparatu zagranicznego WSI rekompensowano aktywnością wywiadu w kraju, gdzie skoncentrowana była zdecydowana większość aktywów operacyjnych służb wojskowych. Dzięki połączeniu potencjałów kontrwywiadu i wywiadu wojskowego sieć osobowych źródeł informacji WSI ulokowanych w urzędach centralnych i administracji publicznej, organizacjach społeczno-politycznych, na uczelniach, w mediach, bankach, firmach prywatnych, spółkach i przedsiębiorstwach państwowych liczyła w 1990 r. prawie 2,5 tys. osób. I na tym właśnie polega cała prawda o WSI – nigdy nie były one poważną służbą wywiadowczą i kontrwywiadowczą, lecz zdolną jednak – przez swoje wewnętrzne wpływy wyniesione z PRL i pierwszej dekady III RP – do sprawnego przeprowadzenia operacji dezinformacyjnych w Polsce z użyciem manipulowanych przez siebie mediów.

Specjalista od ochrony informacji niejawnych płk Wiesław Dziepak z WSI i PO, który mógłby nieco opowiedzieć o Tomaszu L., nie jest pod tym względem ani pierwszy, ani tym bardziej wyjątkowy…

CDN…

od 16 lat

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia