Średniowiecze to czas wojen, powodzi, epidemii i klęsk nieurodzaju. Nieszczęścia te sprawiały, że tysiące ludzi wędrowało za chlebem. Dla wielu ubogich, samotnych i często bezdomnych kobiet prostytucja stawała się wówczas jedynym sposobem zarabiania pieniędzy, z drugiej zaś strony stanowiła duży problem społeczny. Kościół katolicki potępiał grzech prostytucji, ale jednocześnie brał nierządnice pod opiekę.
- Z różnych powodów kobieta uczciwa mogła się stać kobietą upadłą lub, jak to określił mój przyjaciel, jeszcze nie upadłą, ale już potykającą się - opowiada Aleksander Masłowski, gdański przewodnik. - Bardzo długo tego typu osoby pozostawały poza nawiasem społeczeństwa. Próbowały radzić sobie w życiu, łącząc się w grupy. W Gdańsku na początku XIV wieku przy kaplicy św. Magdaleny powstała wspólnota pokutnic. Były wśród nich kobiety ubogie, stare, chore oraz... kobiety upadłe, które chciały zmienić swoje życie.
Zbierały jałmużnę
„Pokutnice Świętej Marii Magdaleny otrzymały od Kościoła przywileje, dzięki którym nierządnice mogły zerwać z procederem prostytucji. Miały prawo nauczać, łowić ryby oraz zbierać jałmużnę, a jak wiadomo, żebractwo w średniowieczu było dochodowym zajęciem” - pisze ks. dr Leszek Jażdżewski w książce „Przeszłość obecnych obszarów archidiecezji gdańskiej”.
Zgromadzenie miało swoją siedzibę tam, gdzie dzisiaj stoi kościół św. Brygidy, obok źródełka zwanego Studzienką Panny Maryi. U podłoża powstania wspólnoty pokutnic leżał brak możliwości zarobkowania przez niewiasty, które upadły profesjonalnie, oraz niewesoły los kobiet, które nie z własnej woli wyłączone zostały z grona kobiet uczciwych. Pod hasłem pokuty za grzeszne życie gromadziły się po to, żeby nie umrzeć z głodu, wspólnie próbowały przetrwać
- opowiada Aleksander Masłowski.
Pokutnice na Starym Mieście miały oczywiście opieką duszpasterską z najbliższej świątyni, kościoła św. Katarzyny (kościół św. Brygidy jeszcze nie istniał). Wśród nich były też kobiety dotknięte plagą tamtych czasów - bezżennością oraz młode kobiety, które jeszcze nie upadły, ale już zaczynały się „potykać”.
- Kiedy mówimy „kobieta upadła”, w pierwszym odruchu myślimy o osobie, która wybrała taki, a nie inny zawód i uprawiała go, jak długo mogła - mówi Aleksander Masłowski. - Tymczasem z różnych powodów uczciwa niewiasta mogła się stać kobietą upadłą. Bywało tak na przykład, gdy młodej dziewczynie z powodu lekkomyślnych odruchów serca przydarzyła się nieślubna ciąża.
Złocista Papuga
W Niemczech cesarz Karol V w wydanej w 1530 r. „Normie i reformie policji” zakazał surowo uprawiania nierządu, a za łamanie prawa groziło m.in. obcinanie uszu, pręgierz, publiczna, naga chłosta czy też wypędzenie z kraju. Co ważne, niekiedy wystarczyło złośliwe pomówienie, aby niewinna kobieta, która - dajmy na to - przybyła do miasta na jarmark - została pochwycona jako nierządnica i „wyświęcona” nago z miasta wśród kpin, kamieni i kijów.
W owych czasach także w Gdańsku kobietę przyłapaną na zdradzie obwoływano ladacznicą. Uznawano przy tym, że jej miejsce jest poza murami miasta. Była traktowana z większą pogardą i nienawiścią, niż zawodowe prostytutki, które nie wszystkich gorszyły. Świadczy o tym opowieść o gdańszczance, która trafiła na karty historii jako Złocista Papuga. Ta urocza i rezolutna osóbka potrafiła czytać, a na dodatek władała kilkoma językami. W 1555 r. za używanie wyzwisk osadzono ją w ratuszowym karcerze. Dostała celę z oknem od ulicy, dzięki czemu mogła... ubliżać przechodniom, a stęsknionych wielbicieli pocieszała śpiewem.
Zmieniały się obyczaje, ale jeszcze w XVIII stuleciu, czasach największej rozwiązłości, kobiecie, którą w Gdańsku ponownie schwytano na uprawianiu nierządu, groziło wypędzenie z miasta.
Zielony dla grzecznych, szary dla niegrzecznych
W rozwiązaniu wstydliwego problemu prostytucji miały pomóc m.in. przybytki zwane domami poprawy, które zaczęły powstawać w całej Europie. Gdański Dom Poprawy (niem. Zuchthaus) utworzono w 1629 r. na Zamczysku, przy obecnym pl. Obrońców Poczty Polskiej. Zajmowano się w nim tzw. trudną młodzieżą.
Był to wyjątkowy eksperyment z aktywną resocjalizacją osób, które zstąpiły na złą drogę. W Zuchthausie wychowywano nie przez okrutne karanie cielesne, tylko przez pracę
- tłumaczy Aleksander Masłowski.
Powstanie domu wynikało m.in. z ewangelickiej etyki pracy: żebraków i włóczęgów, których w owym czasie w Gdańsku nie brakowało, należało zmusić do pracy bądź relegować za mury. Uciekali do miasta przed toczącymi się właśnie wojnami polsko-szwedzkimi.
W Domu Poprawy istniał system kar: od czasowego pozbawienia racji żywnościowych po chłostę. Osoby rokujące nadzieję na poprawę ubierano na zielono, zaś krnąbrne i nierokujące poprawy w stroje koloru szarego. Kobiety i mężczyźni zajmowali osobne pomieszczenia.
- Osoby będące już na złej drodze lub źle rokujące można było próbować ratować, a ratowano je w ten sposób, że posyłano je do Domu Poprawy, którego ideą było wychowanie i przywrócenie społeczeństwu - podkreśla Aleksander Masłowski. - Dom dawał młodym ludziom możliwość uzyskania zawodu, dzięki któremu mogli wejść w normalny system społeczno-gospodarczy miasta. Oczywiście, dziewczęta były przygotowywane do „pójścia na służbę”. Wyposażano je w referencje, które umożliwiały znalezienie pracodawcy. To stwarzało szansę, że nie stoczą się ponownie. Ten nowoczesny, jak na owe czasy, system resocjalizacji przez pracę był jedną z form pomocy kobietom zagrożonym zejściem na złą drogę.
W późniejszych czasach pojawiły się inne, zinstytucjonalizowane formy pomocy kobietom w potrzebie.
- W końcu XIX wieku domy dla kobiet upadłych były dwa - wylicza Aleksander Masłowski. - Jeden, w 1891 roku, znajdował się w południowej części Oruni, przy dzisiejszym Trakcie św. Wojciecha nr 217 (obecnie zajazd Tallar). Był to protestancki zakład poprawczy i azyl dla upadłych dziewcząt Magdalenenheim (święta Magdalena to patronka grzesznic). Drugi - na dzisiejszej Żabiance - powstał w podobnym czasie, pierwotnie jako katolicki zakład dla chłopców. Od 1927 r. prowadziły go siostry pasterki, czyniąc to miejsce azylem dla katolickich dziewcząt z problemami. Dziewczętom starano się pomagać, dając im schronienie i utrzymanie. Oczywiście, musiały na jedzenie zapracować, a przy okazji mogły się uczyć. Znajdował się w miejscu, gdzie przez dłuższy czas był Wydział Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego.