Mogłabym, ale to właśnie Eberhard Mock, fikcyjna postać, której ojcem i matką jest wrocławski pisarz Marek Krajewski, spędzał całe dnie na przeglądaniu policyjnych kartotek. Na zagłębianiu się w szczegóły, co do których cierpliwości nie mieli nawet jego przełożeni ani najbliżsi współpracownicy: Wirth, Zupitza i Kurt Smolorz. To Mock w „Końcu świata w Breslau” przetrząsał archiwa Biblioteki Uniwersyteckiej, a w „Festung Breslau” studiował fiszki w zakładzie fotograficznym. Zajrzałby zapewne w każdy kąt albo studiował obce mu nauki, byle tylko rozwikłać dręczące miasto kryminalne zagadki. „Człowiek ideał” - można by pomyśleć, ale wówczas bylibyśmy w ogromnym błędzie. W rzeczywistości Eberhard był podejrzliwym, nadużywającym alkoholu, mającym skłonności do przemocy człowiekiem. Upartym i znającym swoją wartość na posterunku, ale samotnym egoistą w życiu. Konrad Imiela, odtwórca roli Mocka w spektaklu „Koniec świata w Breslau”, w swoich ocenach poszedł nawet dalej. - To psychopata - powiedział w jednym z wywiadów.
Ale Mock nie zawsze taki był.
Wrażliwiec czy twardziel?
Eberhard Mock urodził się 18 września 1883 roku w Wałbrzychu jako młodszy syn szewca Willibalda. Młodszy i niedoceniany - oczkiem w głowie ojca okazał się starszy Franz. Później, gdy obaj bracia mieli już żony, Eberhard niejednokrotnie poddawał w wątpliwość poglądy Franza, który w sposób bardzo praktyczny podchodził do życia. Franz miał syna, Erwina, i zachęcał go do tego, by ten został inżynierem kolejowym. Eberhard, mimo że się do tego nieczęsto przyznawał, dobrze rozumiał zagubionego młodzieńca. Sam bowiem w głębi duszy był wrażliwcem, czytającym poezję Horacego i wzruszającym się przy „Cierpieniach młodego Wertera”. Studiował zresztą - tak jak Marek Krajewski - filologię klasyczną. Stąd te wszystkie niewygodne pytania podczas spotkań autorskich: Na ile utożsamia się pan z głównym bohaterem? Niewygodne, bo wrażliwość to tylko jedno z wielu obliczy Eberharda. Mimo wszystko to wciąż ten sam bohater, który przyjeżdżając na miejsce zbrodni, patrzy na ciała zamordowanych osób. A potem odreagowuje, zaglądając do kieliszka.
Niejednokrotnie podczas prowadzonych śledztw Eberhard musiał mierzyć się też ze swoimi słabościami i własną przeszłością. A ta wcale nie była kolorowa. Na przykład Erwina Eberhard traktował jak syna (sam nie doczekał się dzieci). Możliwe, że chwilami nawet widział w nim siebie za młodu. Dlatego 44-letni policjant nadstawiał dla niego karku w kasynie i kazał go śledzić swojemu współpracownikowi, Meinererowi.
„Mój bratanek jest dla mnie ważniejszy niż wszystkie zamurowane i niezamurowane trupy tego miasta”
- mówi w „Końcu świata w Breslau”.
Tymczasem Erwin zostaje zamordowany razem ze swoją kochanką - morderca podał im nieoczyszczone opium. To był cios dla Eberharda. Nie pierwszy i nie ostatni.
Kobiety Eberharda
Nie pierwszy, bo ciosem dla Eberharda w tym samym czasie była Sophie, jego pierwsza żona. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Sophie mogła być spełnieniem marzeń każdego mężczyzny. Przynajmniej tak daje do zrozumienia Czytelnikowi (i Czytelniczkom także) Marek Krajewski. Długie, sięgające ramion, gęste blond włosy, zielone oczy, dźwięczny głos, duży biust. Poznali się w 1925 roku. Sophie miała wtedy 22 lata, Mock - 42. Początkowe zauroczenie przerodziło się w brak zrozumienia. Być może zaważyła różnica wieku, a może po prostu trudny charakter Mocka.
Eberhardowi nade wszystko zależało na dziecku. W 1927 roku miał już 44 lata, a nadal nie mógł pochwalić się potomkiem. Młodziutka Sophie poddawała w wątpliwość jego sprawność seksualną. W czasie małżeńskich kłótni Mock potrafił ją uderzyć, po czym następnego dnia skruszony przepraszał. Raz doszło do gwałtu. I wtedy Sophie odeszła, oddając się w ramiona niejakiemu von Fincklowi, znanemu reżyserowi. Zdesperowany Eberhard, nie wiedząc, gdzie jest żona, próbował popełnić samobójstwo. Mock zaraz po rozwiązaniu zagadki tzw. „morderców z kalendarza” się z nią rozstał, ale właściwie do końca życia nie potrafił jej wybaczyć. Na łożu śmierci wręczył przyjacielowi, Anwaldtowi, list do Sophie. List, w którym miał wyznać, że nie chowa urazy za błędy przeszłości. Anwaldt nie zdążył doręczyć listu - „Süddeutsche Zeitung” doniosło, że berlińska aktorka, Sophie von Finckl, nie żyje.
Sophie była z pewnością ważna kobietą w życiu Eberharda, ale nie jedyną. Tych kobiet było wiele. Ile? Tego nie potrafił stwierdzić nawet sam Mock, chociaż próbował się doliczyć, leżąc w 1919 roku tuż obok Eriki, rudowłosej prostytutki. Mock miał słabość do rudych kobiet. Niejednokrotnie zadowalały go prostytutki. Erikę poznajemy w „Widmach w mieście Breslau”. Była tą, dzięki której dowiedział się, o czym marzą nastolatki i co sprawia, że podstarzali mężczyźni zaczynają w siebie wierzyć. Eberhard w życiu osobistym rzadko w siebie wierzył. Pewność czuł tylko w gabinecie Mühlhausa, swojego przełożonego.
W „Śmierci w Breslau” dowiadujemy się więcej o Indze, byłej studentce medycyny. Mock poznał ją przy okazji przesłuchania bogatego pasera. Inga miała być utrzymanką podejrzanego. Eberhard wynajął dla niej mieszkanie przy Zwingerstrasse (dzisiejsza ulica Teatralna) we Wrocławiu. Miłość kwitła i po kilku miesiącach okazało się, że Inga jest w ciąży. Ale nie z Mockiem. Ze swoim wykładowcą, Karlem Meissnerem. To najprawdopodobniej wtedy Eberhard stracił wiarę w miłość i ostatecznie poślubił Karen, bogatą i bezdzietną Dunkę. To małżeństwo też nie przyniosło mu szczęścia. Karen uciekła od niego razem ze służącą. Najprawdopodobniej obie zginęły podczas jednego z bombardowań. A były to już czasy wojny. Czasy, w których Eberhard musi radzić sobie z przyjmowaniem na siebie kolejnych ról: w 1945 roku przestaje być kapitanem Abwehry (współpracę z Abwehrą rozpoczął w 1934 roku), a staje się oficerem tajnej policji komunistycznej Stasi. Jeszcze przez kilkanaście miesięcy po zakończeniu wojny Mock mieszkał we Wrocławiu, a dokładnie przy ulicy Pszczyńskiej. Potem opuścił to miasto już na zawsze. Zmarł 21 listopada 1960 w Nowym Jorku z powodu raka płuc. Przed śmiercią zobaczył się jeszcze ze swoim wieloletnim przyjacielem, Herbertem Anwaldtem, którego poznał podczas prowadzenia śledztwa w sprawie zabójstwa arystokratki Marietty von der Malten. Z powodu braku potomstwa i śmierci Erwina Mock traktował Anwaldta jak własnego syna.
Mock powraca
Fanów serii z pewnością ucieszył fakt, że powstała kolejna książka o Eberhardzie Mocku. Tym razem przenosimy się do początków, do 1913 roku. Mock ma wtedy 30 lat i jest wachmistrzem kryminalnym. Daje się jednak wplątać w obyczajowy skandal, a marzenia o dalszej pracy w policji mogą prysnąć jak bańka mydlana - grozi mu nawet wyrzucenie. Chcąc udowodnić swoją wartość, rzuca się w wir śledztwa. Sprawa dotyczy morderstwa czterech gimnazjalistów, których nagie ciała znaleziono w Hali Ludowej. Ma to być pierwsza sprawa, przy której Eberhard uświadamia sobie, że w tym zawodzie nie ma miejsca na litość. Ani na zaufanie.
Jednak jego determinacja, upór, dociekliwość spowodowały, że z czasem wyrobił sobie markę „gwiazdy wrocławskiej policji kryminalnej” oraz „psa gończego o nieomylnym instynkcie”. Jeżeli jakaś sprawa nie mogła zostać rozwikłana, wiadomo było, że ratunkiem w jej rozwiązaniu może okazać się Mock. Dlatego wiele mu wybaczano, jak choćby jego arogancję, szantaże czy to, że do pracy przychodził na kacu, bo Mock miał problemy z alkoholem. Po butelkę sięgał nie tylko z powodu chęci odreagowania pracy w policji, bardzo często dręczyła go własna przeszłość.
„Pamięć jest silniejsza niż śmierć, w odróżnieniu od niej nie daje żadnego wyboru i podsyła mi pod oczy wbrew mojej woli minione obrazy”
- powiedział w „Końcu świata w Breslau”.
Eberhard Mock. Więcej niż bohater literacki
Można by się pokusić o stwierdzenie, że Eberhard Mock to dziś więcej niż tylko bohater literacki. Co więcej, oficjalnie wciąż jest to postać fikcyjna, choć wielu chciałoby wierzyć, że Mock istniał naprawdę. Fanów serii zelektryzowała na przykład wiadomość, że w Hali Ludowej znaleziono pochodzący z 1913 roku dokument, na którym widniało nazwisko Mocka (niewyraźna jest jedynie litera M). To właśnie to odkrycie zmobilizowało pisarza, by kulminacyjne wydarzenia w najnowszej powieści rozgrywały się w Hali Ludowej. O tym, jak duże znaczenie ma postać Eberharda Mocka, świadczy również to, że we Wrocławiu organizowane są wycieczki śladami tego bohatera, a nawet gry miejskie, podczas których uczestnicy mają wcielić się w rolę detektywa. I tak możemy wpaść do chętnie odwiedzanej przez Mocka Piwnicy Świdnickiej czy podejść pod budynek, który miał pełnić rolę Prezydium Policji (ul. Szewska). Oby tylko nie trzeba było nam wyjaśniać zagadek kryminalnych.
Marek Krajewski jest autorem piętnastu bestsellerowych powieści kryminalnych. Z wykształcenia filolog klasyczny. Na koncie ma wiele prestiżowych nagród m.in. Paszport Polityki. Tej jesieni powraca do swojego ulubionego bohatera, Eberharda Mocka, w nowej, intrygującej serii. Akcja toczy się na początku XX wieku. |
Kinga Czernichowska