"Ojczulek" Karl Denke, ludożerca z Ziębic, który wstrząsnął Niemcami

Katarzyna Kownacka
21 grudnia 1924 na posterunek policji w Münsterberg, cichej mieścinie niedaleko dzisiejszego Grodkowa, wpadł zakrwawiony żebrak Vincent Olivier. - Herr Denke chciał mnie zabić!

Vincent Olivier, bezrobotny czeladnik, przyjechał do Münsterberg (dzisiejszych Ziębic) 20 grudnia 1924 r. W poszukiwaniu pracy. Pierwszą noc spędził w miejscowym schronisku, a następnego dnia ruszył szukać zajęcia i prosić o jałmużnę. Trafił na ul. Stawową 10, do domu Karla Denkego. Ten obiecał mu dać 20 fenigów za to, że Olivier napisze mu list do brata.

"Adolf, ty tłusty bebechu..." - podyktował na wstępie Denke. Słowa te tak rozbawiły Vincenta Oliviera, że zaczął się śmiać i odwrócił głowę w kierunku dyktującego. To uratowało mu życie. Denke w tej samej chwili zamachnął się i zadał czeladnikowi cios motyką.

Pobożny "Ojczulek Denke"

Niemiecka policja w 1924 roku przygotowała dokładną dokumentację zbrodni Denkego. Tu sfotografowali piły, noże i motykę, prawdopodobnie nią chciał zabić
Niemiecka policja w 1924 roku przygotowała dokładną dokumentację zbrodni Denkego. Tu sfotografowali piły, noże i motykę, prawdopodobnie nią chciał zabić ostatnią ofiarę. Archiwum/NTO

Rannemu Olivierowi udało się uciec oprawcy i dotrzeć na posterunek policji. Policjanci nie uwierzyli żebrakowi, Karl Denke to przecież znany i szanowany obywatel, miejscowy rzemieślnik i filantrop. Dobry ewangelik, na procesji nosił krzyż, pomagał bezdomnym i ubogim. Miał nawet przydomek Ojczulek Denke.

W odpowiedzi na skargę policjanci zamknęli Oliviera w celi, za włóczęgostwo. Zatrzymany jednak zaczął obficie krwawić, wezwany lekarz potwierdził, że rany są bardzo poważne i nie wyglądają na samookaleczenie. Komendant posterunku nie miał wyboru: polecił zatrzymać Denkego do wyjaśnienia.
Niemiecka policja w 1924 roku przygotowała dokładną dokumentację zbrodni Denkego. Tu sfotografowali piły, noże i motykę, prawdopodobnie nią chciał zabić ostatnią ofiarę.

Niemiecka policja w 1924 roku przygotowała dokładną dokumentację zbrodni Denkego. Tu sfotografowali piły, noże i motykę, prawdopodobnie nią chciał zabić ostatnią ofiarę. (fot. fot. Archiwum)

Denke przyznał, że owszem, pobił Vincenta Oliviera, bo ten chciał go okraść. Olivier nie chciał zmienić zeznań, był przerażony. Denke został w areszcie. Gdy dwie godziny później do jego celi zajrzał strażnik, zatrzymany już nie żył. Rzeźnik z Ziębic powiesił się na chustce do nosa. Wiedział, że już nie da się ukryć przed światem przerażającej prawdy...

Makabryczne odkrycie

Morderca czuł się bardzo pewnie. Nawet specjalnie nie ukrywał swojego zbrodniczego warsztatu. Policjanci, którzy weszli do jego domu, długo nie mogli
Morderca czuł się bardzo pewnie. Nawet specjalnie nie ukrywał swojego zbrodniczego warsztatu. Policjanci, którzy weszli do jego domu, długo nie mogli wyjść z szoku. Archiwum/NTO

O prawdziwym obliczu Ojczulka Denkego świat dowiedział się w Wigilię roku 1924, kiedy policjanci weszli do jego mieszkania. Nie przyszli tu szukać dowodów winy, chcieli zabezpieczyć mienie po śmierci właściciela. To, co tu zobaczyli, przeszło ich wszelkie wyobrażenia:

W szafie wisiały podarte, pokrwawione ubrania, na parapecie leżało kilkadziesiąt dokumentów na różne nazwiska, a na stole i szafkach pełno było odartych z mięsa ludzkich kości. Poobcinane stopy, pokawałkowane ludzkie kończyny w trakcie zdzierania skóry. Na jednej ze ścian wisiały tuziny pasków, szelek i sznurowadeł z ludzkiej skóry, na podłodze stała maszynka do robienia mydła. Przede wszystkim jednak w mieszkaniu i stojącej obok domu szopie znaleziono liczne naczynia z peklowanym mięsem.

Chemicy sądowi, do których trafiły próbki, potwierdzili, że było to mięso ludzkie. Pochodziły od trzech różnych osób.

Ale ofiar Karla Denkego było znacznie więcej. Zidentyfikowano - m.in. na podstawie znalezionych u niego dokumentów i listy ofiar, którą sam prowadził - 21 osób. Byli to głównie bezrobotni i bezdomni czeladnicy - ślusarze, piekarze, robotnicy budowlani czy krawcy, którzy do Ziębic trafiali w poszukiwaniu pracy. Ludzie, których nikt nie szukał i o których nikt nie pytał. Ówczesna policja oszacowała jednak, że zabitych i poćwiartowanych mogło być nawet 40 osób.
Denke z ludzkiej skóry wyrabiał paski i kapcie. Z włosów plótł sznurówki. Wszystkie wyroby sprzedawał. Cieszyły się dużym wzięciem.

- Nie wiadomo dokładnie, od kiedy Karl Denke zabijał - mówi Jarosław Żurawski, dyrektor ziębickiego Muzeum Gospodarstwa Domowego, które kilka lat temu zrobiło wystawę poświęconą mordercy. - Pierwsze ludzkie kości zakopane w okolicy znajdowano podobno już w 1909 i 1910 roku.

Cała seria seryjnych morderców

Dom rzeźnika z Ziębic ciągle stoi. Zmienił tylko numer z 10 na 13. Od 1972 roku mieszka tu rodzina Janiny Szczepańskiej
Dom rzeźnika z Ziębic ciągle stoi. Zmienił tylko numer z 10 na 13. Od 1972 roku mieszka tu rodzina Janiny Szczepańskiej Paweł Stauffer

Morderca czuł się bardzo pewnie. Nawet specjalnie nie ukrywał swojego zbrodniczego warsztatu. Policjanci, którzy weszli do jego domu, długo nie mogli wyjść z szoku.
(fot. Archiwum/NTO)

Karla Denkego pochowano w nieoznakowanej mogile ziębickiego cmentarza 31 grudnia 1924 r. o godz. 6 rano w asyście policji. Tuż po Nowym Roku dziennikarz gazety "Frankenstein-Münsterberg Zeitung" (Frankenstein to niemiecka nazwa niedalekich Ząbkowic Śląskich) skrytykował fakt, że bestię złożono w poświęconej ziemi.

Na pogrzebie historia Denkego się nie kończy. Po makabrycznym odkryciu, gdy w jego domu znaleziono peklowane resztki ludzkich ciał, które Denke sprzedawał we wrocławskiej hali targowej i na targowisku w Ziębicach jako wieprzowinę i cielęcinę dla dzieci, na Dolnym Śląsku i w Niemczech gwałtownie spadła sprzedaż mięsa.

Na skraju bankructwa stanęła też dotychczas prężnie działająca w Ziębicach fabryka konserw Seidla. W Niemczech (wtedy, w 1924 roku, Ziębice znajdowały się na niemieckim terytorium) poszła plotka, że Seidel mięso kupował m.in. od Karla Denkego.

Dla nękanych kryzysem Niemiec, które próbowały odbudować swój wizerunek po niedawnej I wojnie światowej, seryjny morderca ludojad był katastrofą. Zwłaszcza że miał naśladowców.
Marta Jerzyńska, ekspedientka w mięsnym, o historii Denkego nigdy nie słyszała. - A mieszkam tu od dziecka - łapie się za głowę.

4 grudnia 1924 roku odbył się proces Friedricha Haarmanna, zwanego "rzeźnikiem z Hanoweru", homoseksualisty i informatora policji. Haarmann zamordował 50 osób i podobnie jak Karl Denke mięso ze swoich ofiar sprzedawał na okolicznych targowiskach.

- Został ścięty w roku 1926 - opowiada Lucyna Biały, kustosz starych druków w bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego, która historię bestii z Ziębic odnalazła w gazetach z początku XX wieku.

W 1924 roku wykryto jeszcze jednego seryjnego zabójcę, Fritza Angersteina. Był urzędnikiem bankowym. Został ścięty w 1925 roku.

Trzeci ludożerca w krótkim czasie był dla niemieckich władz aferą ponad siły. Dołożyły więc wszelkich starań, by sprawę Denkego wyciszyć. On sam, popełniając samobójstwo, bardzo im to ułatwił.

- Jedna z hipotez mówi, że to ówczesne władze pomogły mu zejść z tego świata, by oszczędzić sobie rozgłosu - opowiada Jarosław Żurawski. - Choć to oczywiście tylko pogłoski.

W wyciszeniu makabrycznej historii z Ziębic pomógł na pewno wykryty kilka tygodni później "wampir z Düsseldorfu", czyli Peter Kürten. Uznano go za winnego 9 mordów i 7 prób zabójstwa. Pił krew swoich ofiar. Ścięto go w 1931 roku.

Drugie życie kanibala

Wyciszanie okazało się na tyle skuteczne, że mimo rozmiarów zbrodni Karl Denke jeszcze do niedawna był jednym z najmniej znanych seryjnych zabójców.

Drugie życie makabrycznej historii dała Lucyna Biały, która przygotowując "Katalog prasy śląskiej" kilka lat temu, trafiła na teksty o Denkem w starych niemieckich gazetach. Napisała referat o ziębickim kanibalu (choć fakt, czy Denke jadł mięso swoich ofiar, nie został w 100 procentach potwierdzony), a następnie wygłosiła go podczas popularnonaukowej konferencji w Ziębicach.

- I w zasadzie od wtedy się zaczęło... - wzdycha Jarosław Żurawski.

Dziś makabryczna postać ściąga do Ziębic dziesiątki turystów - gapiów, naukowców zajmujących się seryjnymi zabójcami, studentów piszących prace na ich temat.

- A przecież w Ziębicach urodzili się też Edyta Górniak czy hollywoodzki operator filmowy, laureat Oscarów Janusz Kamiński - mówi Jarosław Żurawski. - Ten ostatni zagląda tu od czasu do czasu. Chodzą słuchy, że kiedyś był tu z nim nawet Steven Spielberg. Ale o to nikt niestety nie pyta... - rozkłada ręce dyrektor muzeum.

By wyjść naprzeciw "zapotrzebowaniu na zabójcę", w ziębickim muzeum założono Denkemu nawet specjalną teczkę, w której gromadzone są wszelkie publikacje na jego temat. Pracownicy muzeum często też pokazują przyjezdnym celę, w której na okiennej kracie powiesił się morderca.

- Mamy tu teraz pomieszczenie gospodarcze, czasem śniadania jemy - uśmiecha się Jarosław Żurawski.

Bestia z sąsiedztwa

Karl Denke pochodził z Kalinowic Górnych, niewielkiej wsi w powiecie ząbkowickim. Do Ziębic przeniósł się po śmierci ojca, gdy miał 25 lat. Za spadek, który po nim dostał, kupił tu dom przy ul. Stawowej 10. Część budynku wynajął, a sam zajął dwie izby. Nikt z lokatorów nigdy nic nie słyszał, niczego podejrzanego nie widział.

- Był spokojnym, szanowanym obywatelem - opowiada Lucyna Biały. - Ludzie cenili go choćby za to, że bezdomnym i żebrakom oferował pomoc. A dzięki temu, że handlował mięsem i wyrobami ze skóry w czasie panującego wtedy w Niemczech kryzysu, nieźle sobie radził.

W młodości podobno był złym uczniem. Często uciekał z domu, sprawiał kłopoty wychowawcze. Okazał się też kiepskim gospodarzem. Pewnie dlatego rodzinne gospodarstwo ojciec zapisał starszemu bratu Karla.

- Ta rodzina prawdopodobnie wyemigrowała potem do Ameryki - mówi Lucyna Biały. - Odezwał się stamtąd niedawno niejaki Allan Denke z Seattle. Twierdzi, że może być spokrewniony z Karlem.

Niewiele brakowało, by o tym, że Denke był seryjnym mordercą, świat nigdy się nie dowiedział.

Nie ma duchów w domu Karla

Dom rzeźnika z Ziębic ciągle stoi. Zmienił tylko numer z 10 na 13. Od 1972 roku mieszka tu rodzina Janiny Szczepańskiej
(fot. Paweł Stauffer)

Dom, w którym mieszkał i mordował rzeźnik z Ziębic, stoi przy ul. Stawowej do dziś. Zmienił się tylko numer - z 10 na 13. Od 1972 roku mieszka w nim rodzina Janiny Szczepańskiej.

- Kiedy go kupowaliśmy, nie mieliśmy pojęcia, że działo się w nim coś takiego - opowiada pani Janina. - Usłyszałam o tym od ludzi kilka miesięcy po tym, jak zamieszkaliśmy w zrujnowanym domostwie.

Pani Janina wspomina, że na początku była przerażona.

- Mąż był kierowcą, a w czasie żniw jeździł kombajnem - mówi. - Z pól wracał nawet o pierwszej, drugiej w nocy. Paliłam światła w całym domu, dopóki nie wrócił, nie spałam po nocach.

Dziś mówi, że w budynku o tak mrocznej historii mieszka jej się dobrze. Wychowała w nim piątkę dzieci i nigdy nic się nie działo.

- Uspokoiłam się po tym, jak ksiądz poświęcił dom kilka razy - mówi. - Zresztą przychodzi tu co roku po kolędzie i powtarza święcenia. I nie ma tu żadnych duchów! - zapewnia.

Jak wprawny kustosz oprowadza po posesji.

- Tu stała szopa, w której znaleziono tasaki, piły i ludzkie mięso w garnkach - pokazuje. - A tam pod lasem jest staw, w którym Denke topił ludzkie wnętrzności.

Sąsiedzi pani Janiny jeszcze w latach 60. wykopywali w ogródku ludzkie kości.

- My tylko zamurowaliśmy otwór w podłodze na piętrze, przez który Denke zrzucał mięso na dół - wyjaśnia ze spokojem właścicielka domu przy Stawowej 13. - Uporządkowaliśmy też piwnicę. Były tam na przykład dwa haki na mięso...

W izbach, w których przed laty mieszkał Denke, dziś pokoje ma najmłodsza córka pani Janiny. Wejście z jednego pomieszczenia do drugiego pozostało jak za dawnych lat. Izby rozjaśnia dziś światło wpadające przez nowe, plastikowe okna.

- Obok był pokój z materacami - mówi pani Janina. - To tu miały nocować bezdomne ofiary, które Denke zapraszał do siebie.

Rodzice pani Janiny pochodzili spod Tarnopola. Stamtąd trafili na Dolny Śląsk. Zamieszkali w... Kalinowicach Górnych w powiecie ząbkowickim, miejscowości, w której miał urodzić się Karl Denke. To stamtąd tak jak on przeprowadzili się do Ziębic.

- To pewnie jakaś pomyłka, nie wiadomo na sto procent, skąd pochodził Karl Denke - ucina dywagacje na ten temat mieszkanka Stawowej 13.

Krwawy Karl ściąga tłumy

Jeszcze do niedawna mieszkańcy Ziębic historię Denkego znali słabo.

- Pamiętam, że lata temu straszyło się dzieci zabójcą-ludojadem, ale niewielu wierzyło, że w ogóle taki ktoś istniał - wspomina Jarosław Żurawski. - Dopiero wykład pani Lucyny uświadomił mi, że w tych opowieściach była prawda.

W ubiegłym roku film o seryjnym zabójcy nakręciły... ziębickie gimnazjalistki.

- Szukaliśmy jakiejś historii z okolicy do sfilmowania, ta wydała nam się bardzo nośna - opowiada Małgorzata Noculak, nauczycielka i pomysłodawczyni produkcji.

Fragmenty amatorskiego filmu uczniów wykorzystali niedawno profesjonaliści z TVP Info, którzy o bestii z Ziębic nakręcili fabularyzowany dokument.

Władze miasteczka natomiast od miesięcy głowią się nad tym, czy to dobrze, że morderca przynosi im popularność.

- Niedalekie Ząbkowice Śląskie, czyli po niemiecku Frankenstein, wykorzystują do promocji postać z horrorów Mary Shelley - tłumaczy Antoni Herbowski, burmistrz. - My mamy postać autentyczną. Kryć się z Karlem Denkem nie zamierzamy, ale żeby się zaraz nim promować, mam wątpliwości. Mamy tu przecież "granicę świętego Jana", zabytkowe granitowe słupy na granicy województwa dolnośląskiego i opolskiego, które kiedyś były granicą księstwa biskupiego. To unikat, którego historia sięga 700 lat. Może o tym pisaliby dziennikarze?

Turyści jednak wiedzą swoje i przyjeżdżają do Ziębic właśnie w poszukiwaniu śladów ludojada Denkego. Najwięcej jest gości z Niemiec. Wielu jedzie na Stawową 13.

- Ludzie przez sąsiadów i znajomych pytają, czy mogą do nas przyjść i obejrzeć dom - opowiada Janina Szczepańska. - Czasem dzwoni dyrektor z muzeum, jak ma przyjść jakiś naukowiec. Ale podjeżdżają tu też całe autokary zainteresowanych. Na szczęście nie zachodzą tak tłumnie, tylko z daleka nas oglądają i fotografują dom.

Marta Jerzyńska, ekspedientka w jednym ze sklepów mięsnych w centrum Ziębic, o historii Karla Denkego nigdy nie słyszała.

- A mieszkam tu od dziecka! - łapie się za głowę. - Mięso? Sprzedaje się dobrze, nie mamy problemu.

KATARZYNA KOWNACKA, NTO

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia