Kulczycki i jego historia są praktycznie wszędzie: od czasopism dla pań domu po książki i podcasty. Polscy autorzy licznych artykułów prześcigają się w stwierdzeniach, kim on był i co zrobił. Bez podawania źródeł. Przyjrzymy się zatem informacjom z innych krajów, co mają do powiedzenia np. historycy z Austrii. Sprawa Kulczyckiego towarzyszy mi od początku mojej przygody z kawą i coraz częściej obserwuję, że jego historia zaczyna żyć swoim życiem. Staje się bardziej barwna i zdecydowanie coraz bardziej dopasowana do naszych czasów. Kulczycki został influenserem świata kawy. Początek zabawny, tak bowiem trzeba to wszystko traktować. Po prostu z przymrużeniem oka. Tak samo jak legendę o pasterzu Kaldim. Legenda to legenda. Ale jak zaczynają się spory o pochodzenie naszego bohatera, stawiamy mu pomniki i zapominamy o faktach, warto przyjrzeć się tematowi bliżej z punktu widzenia historyka, który kocha pić kawę. Na początku chciałabym oddać cześć wybitnemu historykowi Karlowi Teply’emu. To dzięki jego ciężkiej pracy, znakomitym badaniom historycznym oraz szerokiemu spojrzeniu na nasze dzieje mamy niesamowite źródło wiedzy dotyczącej historii wprowadzenia napoju kawowego do Wiednia. Jestem absolutnie zafascynowana badaniami Teply’ego i jego książką „Die Einführung des Kaffees in Wien” z 1980 r., dlatego czuję się w obowiązku nagłośnić jej istnienie oraz wprowadzić moich czytelników w klimaty austriackiej kultury i historii picia kawy.
Cukiernik Sobieskiego
Według legendy podczas oblężenia Wiednia w 1683 r. Kulczycki zgłosił się jako ochotnik by przebić się przez oblegające twierdzę wojska tureckie. Jego zadanie miało polegać na przekazaniu listu od dowódcy obrony miasta dla księcia Karola Lotaryńskiego, który dowodził armią austriacką. Dzięki odwadze Kulczyckiego wiedeńczycy otrzymali informację z zapowiedzią przybycia ratunku w postaci wojsk polskich pod dowództwem Jana III Sobieskiego. Ponadto nasz bohater uratował worki kawy, które chcieli spalić żołnierze, nieznający jeszcze tego produktu. W nagrodę za swój wojenny czyn Kulczycki otrzymał tytuł cesarskiego tłumacza oraz prawo do otwarcia pierwszej kawiarni w stolicy Habsburgów. Sensacją dla Europejczyków był fakt dodania mleka do kawy, dzięki czemu wszyscy rozkochali się w tym napoju, a sława mlecznej kawy przeniknęła w głąb świata kawoszy. W polskiej wersji zaznacza się, że Kulczycki był Polakiem, bardzo dobrze znającym język i obyczaje tureckie. Wśród polskich kawoszy informacje na temat Kulczyckiego najbardziej rozpowszechnione są dzięki książce Kordiana Tarasiewicza „Przygody z kawą i herbatą: anegdoty, wydarzenia” z 2000 r., na którą najczęściej powołują się kolejne osoby piszące o kawie. Obok swoich tez Tarasiewicz przedstawia także interesującą bibliografię różnych autorów, mających odmienne od niego zdanie, m.in. Karla Teply’ego. Co mnie od początku zastanowiło, to fakt, że Tarasiewicz nigdy nie wziął pod uwagę tego, że ta cała historia z Kulczyckim mogła być legendą. Wręcz przeciwnie. Przedstawia liczne wydarzenia, mające poprzeć jego teorię. Jedną z nich jest przemianowanie w 1862 r. nazwy ulicy z Favoritenstrasse na Kolschitzkygasse. Obecnie w Wikipedii pod hasłem odnoszącym się do nazw ulic w Wiedniu (https://de.wikipedia.org/wiki/Liste_ der_Stra%C3%9Fennamen_ von_Wien/Wieden) możemy znaleźć sprostowanie. Czytamy tam m.in., że informacja o tym, iż Kulczycki otworzył pierwszą kawiarnię w Wiedniu, jest wymyślona, a pogłoskę tę rozprzestrzenił w swojej kronice w 1783 r. pijar Gottfried Uhlich. Ponadto dowiadujemy się, że Kulczycki zmarł w Wiedniu w wieku pięćdziesięciu czterech lat całkowicie zubożały. Wojciech Herbaczyński w książce „W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich” pisze, że Kulczycki podczas odsieczy wiedeńskiej był nie tylko towarzyszem króla Sobieskiego, ale również jego cukiernikiem. Po skończonej bitwie jego nowo otwarta kawiarnia cieszyła się ogromnym powodzeniem. I dalej podaje kolejne informacje, najczęściej zasłyszane lub dopowiedziane, bez podawania źródeł. Dlaczego więc dla mnie historia otwarcia pierwszej kawiarni w Wiedniu przez Kulczyckiego ma charakter legendy? Proponuję przyjrzeć się kilku faktom.
W dzielnicy Leopolstadt
W 1683 r. miała miejsce słynna bitwa pod Wiedniem i do tego czasu (ponoć) wiedeńczycy nie znali kawowego napoju. Patrząc chronologicznie, zanim Kara Mustafa dotarł pod mury miasta, w 1665 r. przez kilka miesięcy Turcy przebywali w Austrii w celach dyplomatycznych. Delegacja złożona z trzystu osób otrzymała zakwaterowanie w dzielnicy Leopolstadt i regularnie handlowała z tubylcami. Codzienne dostawy paszy dla zwierząt czy drewna na opał musiały powodować duże wymieszanie wśród ludności. Turcy przybyli tam ze swoimi zwyczajami, praktykowali swoje modlitwy, dlaczego więc mieliby zrezygnować z picia kawy, która była ich chlebem powszednim? Otóż nie zrezygnowali, a dzięki pilnej pracy pisarskiej Ewliji Czelebiego, uczestnika podróży do Austrii, mamy nawet źródło, które podaje imiona słynnych tureckich kahveci: Mehmed i Ibrahim. Ponadto zachowały się wspominki, w których to austriacki komisarz do spraw żywności skarży się na zbyt liczne ogniska, wykorzystywane do gotowania kawy. Turcy przyjechali do Wiednia w misji pokojowej. W tym czasie Kara Mehmed Pascha bardzo chętnie przyjmował w swojej kwaterze szlachtę i wyższych rangą gości, częstując ich przy tym kawą, sorbetem i pralinkami. Konsekwencją tej misji było nawiązanie współpracy handlowej. W 1667 r. powstała pierwsza i bardzo dobrze prosperująca Orientalna Kompania Handlowa. Osobom, które chętnie kwestionują istnienie naszego bohatera, powiem, że poza licznymi dokumentami z jego nazwiskiem, istnieje akt ślubu z 26 listopada 1665 r., w którym czytamy, że Georgius Franciscus Goltschizki, turecki tłumacz, z miasta Sambor w Polsce urodzony, bierze za żonę Marię Ursulę Heissin. Znane są również dokumenty zgonu Kulczyckiego, od razu więc wykreślmy fikcyjność jego postaci i nie ujmujmy mu zasług związanych z pracą tłumacza i posłańca podczas oblężenia.
Armeńczyk?
Czy rzeczywiście był on Polakiem, podlega, niestety, dalszej dyskusji. Należy wziąć pod uwagę, że w południowej Polsce (kierunek Sambor), zwłaszcza we Lwowie, bardzo liczną grupę mieszkańców stanowili Armeńczycy. Słynęli oni nie tylko z organizowania ogromnych karawan handlowych, lecz także dzierżawili urząd tłumaczy, mając tym samym ogromną kontrolę nad międzynarodowym handlem. Ciekawym faktem, na który powołuje się austriacki konsul Karl von Peez, jest sytuacja z 1627 r., kiedy Armeńczyk Mikołaj Torosowicz został wyświęcony na biskupa lwowskiego Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. Trzy lata później zawarł on unię z Kościołem katolickim, jednocząc w ten sposób dwa narody. W czasie, kiedy Kulczycki pojawił się w Wiedniu, około 1660 r., utworzyła się w tym mieście mała, ale bardzo aktywna armeńska kolonia, mająca kontakty ze Lwowem (dawny Lemberg) i Belgradem. Wiemy, że nasz bohater pełnił tam funkcję kuriera, handlarza i tłumacza. Wiemy też, że w 1684 r. otrzymał on tytuł orientalnego kuriera sądowego, domenę sprawowaną zawsze przez Armeńczyków. Pomijając historię pracy Kulczyckiego jako kuriera i tłumacza, czas przeanalizować sytuację po wojnie, kiedy to w ramach nagrody miał on otrzymać worki z ziarnami kawy i otworzyć pierwszą w stolicy Habsburgów kawiarnię. Według historyków wiedeńskich ważną kwestią pozostaje pytanie o miejsce tej działalności i sytuację materialną Kulczyckiego. Zdaniem badacza Alberta Camesina, Kulczycki w 1684 r. zareklamował przyznanie mu domu z możliwością prowadzenia działalności gospodarczej, które otrzymał od burmistrza Liebenberga. A ponieważ nie znaleziono innego do wartości 300 guldenów, oddano do jego dyspozycji droższy obiekt mieszkalny, ale z zaznaczeniem, że Kulczycki musi najpierw uzyskać prawa miejskie. W księgach cywilnych znajduje się informacja, że naszemu bohaterowi nie udało się uzyskać tego prawa. W 1685 r. wprowadził się on do budynku, który stał przy dzisiejszej Haidgasse 8, ale zrezygnował z niego kilka miesięcy później. Czyżby przyczyną była odmowa uzyskania pozwolenia na prowadzenie własnego biznesu?
Na tle Wiednia
Ważne informacje niosą ze sobą dokumenty, w których Kulczycki regularnie prosi o wsparcie finansowe, ciągle powołując się na swoje zasługi. Gdyby jego sławna kawiarnia istniała, myślę, że sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Zgodnie z prawem, aby móc sprzedawać kawę, trzeba było uzyskać specjalne pozwolenie. Przywilej ten posiadały dwie grupy: zasłużeni obywatele oraz bürgerliche Kaffeesieder, czyli właściwi kawowi osadnicy. W 1685 r. wydana została w Wiedniu pierwsza koncesja na prowadzenie takiej działalności. Gdyby wcześniej otrzymał ją Kulczycki, powinno być to zapisane w dokumentach. Ponadto, jeśliby prowadził on kawiarnię, jego żona otrzymałaby po jego śmierci w 1694 r. pozwolenie na jej dalsze prowadzenie. W zachowanych źródłach nie ma zaś o tym mowy. Poza tym obydwoje zmarli w bardzo ubogich warunkach. Wdowa po Kulczyckim często pisała listy z prośbą o pomoc finansową, a tuż przed śmiercią została przyjęta do przytułku dla ubogich, o czym świadczy dokument z 1700 r., który odnajdziemy w dawnych Hofkammerarchiv. Istnieje jeszcze jedna możliwość. Kulczycki mógł sprzedawać kawę na ulicy anonimowo. Tylko w jaki sposób przedostałaby się jego historia do naszych czasów? Odpowiedź możemy znaleźć dzięki informacji sporządzonej sto lat później, czyli w 1783 r., w czasopiśmie Gottfrieda Uhlicha „Geschichte der zweyten türkischen Belagerung Wiens, bey der hundertjährigen Gedächtnißfeyer: Mit Kupfern, nebst zweenen Planen” (https://digi. ub.uni-heidelberg.de/diglit/ uhlich1783/0069/scroll). To na łamach tego czasopisma odnajdziemy słynny wizerunek Kulczyckiego na tle miasta Wiedeń. W oryginalnej broszurce z 1683 r. Kulczycki przedstawiony był na tle pomieszczenia. W dzisiejszych czasach nazwalibyśmy to obróbką w Photoshopie. Od razu też zwraca uwagę fakt, że bardzo dokładny autor całkowicie przemilcza źródło opisu historii naszego bohatera. Historia ta zaczyna żyć swoim życiem już kilka lat później. W 1793 r. Anton Geusau korzysta z niej w swojej książce „Geschichte der Haupt- und Residenzstadt Wien in Oesterreich”. W 1822 r. zaś Franz Gräffer przytacza ją w „Archiv für Geographie, Historie, Staats- und Kriegskunst” (https://www.digitale-sammlungen.de/en/view/bsb10530612?page=782,783). Dzięki coraz częstszym opisom i anegdotom na temat Kulczyckiego jego postać zyskuje z czasem bardzo ugruntowaną pozycję.
Inne zdanie
W celu weryfikacji i zrozumienia fenomenu Kulczyckiego udałam się do Wiednia, gdzie miałam możliwość rozmowy z kierownikiem muzeum „Das Kaffeemuseum Wien” – Karlem Schillingiem. Na początku zgodnie stwierdziliśmy, że wiedeńczycy tak bardzo kochają legendy, że potem po prostu w nie wierzą. Byłam bardzo ciekawa, czy w Wiedniu temat Kulczyckiego jest ciągle żywy i czy ludzie nadal się nim tak fascynują jak nasi rodacy. Otóż nie. Dlatego większość czasu rozmawialiśmy o historii i kulturze picia kawy. W nawiązaniu do legendy o Kulczyckim dowiedziałam się o odwiedzinach jego przodka, pana Jerzego Sasa Kulczyckiego, prowadzącego swoje badania na ten temat. Chętnie bym z nim porozmawiała, ma on bowiem zupełnie inne zdanie niż ja i obcojęzyczni historycy. Podsumowując temat, warto zaznaczyć, że stygnąca kawa smakuje inaczej. Historia jest zmienną nauką, z biegiem czasu pojawiają się często nowe dokumenty i trzeba ją wówczas od nowa przeanalizować. Jako historycy powinniśmy wymieniać się doświadczeniami i wspólnie szukać prawdy. Zamiast ostrego tonu, cieszmy się, że możemy pić dobrą kawę, bo napój ten jest częścią naszej kultury i łączy wiele narodów. A kto otworzył pierwszą kawiarnię w Wiedniu według oficjalnych dokumentów? O tym w kolejnych artykułach.