W jednym z wywiadów Dariusz Gawin, historyk i publicysta, autor „Wielkiego zwrotu”, panoramy życia społeczno-politycznego Polski sprzed Solidarności, powiedział: „(...) już Stanisława Brzozowskiego do białej gorączki doprowadzała »towarzyskość« polskiej kultury. Ona stanowi zresztą o jej sile i o jej słabościach - w warunkach opresji, jak np. w PRL, życie towarzyskie stawało się ważniejsze niż kiedykolwiek i nieodłączne od życia ideowego. Politykowano przecież głównie w kuchni czy na imieninach, pijąc przy tym alkohol - może nawet bardziej niż w czasach Kongresówki, bo i możliwości »normalnego« politycznego działania były stosunkowo mniejsze”.
Powyższe słowa dobrze oddają atmosferę końca lat 70., po wydarzeniach radomskich i ursuskich. Konspiracja demokratyczna wykuwała się w nocnych dyskusjach i pod czujnym okiem SB.
Ideowa panorama opozycji
Koniec lat 70. to początek kształtowania się nurtów politycznych, które później nadadzą ton opozycji antykomunistycznej. Przyjrzyjmy się im: 23 września 1976 r. powstał Komitet Obrony Robotników (wśród założycieli byli m.in. rewizjoniści Jacek Kuroń i Adam Michnik, zdeklarowani antykomuniści jak Antoni Macierewicz, ludzie kultury jak Halina Mikołajska i Jerzy Andrzejewski). KOR domagał się m.in. zaprzestania represji, ukarania winnych brutalnego traktowania robotników w Radomiu i Ursusie, organizował również pomoc materialną i prawną dla represjonowanych.
Po rozłamie w organizacji nastąpił podział na grupę związaną z wydawanym pismem „Głos” (Antoni Macierewicz i Piotr Naimski) i grupę związaną z „Biuletynem Informacyjnym” (Kuroń, Michnik).
Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela powstał w marcu 1977 r. i ogłosił swe istnienie „Deklaracją ideową”. I Spotkanie Ogólnopolskie odbyło się we wrześniu 1977 r. Członkowie stawiali sobie za zadanie dążenie do przestrzegania w PRL praw człowieka i obywatela oraz pomoc osobom, których prawa są ograniczane. Główni działacze ROPCiO: Stefan i Marek Niesiołowscy, Benedykt i Andrzej Czumowie, Wojciech Ziembiński, przez pewien czas Leszek Moczulski. Pismem ruchu była „Opinia”.
Konfederacja Polski Niepodległej pojawiła się 1 września 1979 r. jako nawiązanie do tradycji piłsudczykowskich. Nieoficjalnym programem KPN stała się praca Leszka Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji”, opublikowana w czerwcowym numerze „Drogi” w 1979 r. W tym dokumencie Leszek Moczulski wprost nazywał PRL „formą władztwa radzieckiego nad Polską”.
Aktywni działacze opozycji stanowili margines społeczeństwa. Profesor Andrzej Friszke w książce „Anatomia buntu” pisze wręcz, że ludzie, którzy stawiali opór komunistycznej władzy, „byli często otoczeni murem niezrozumienia, a nawet wrogości, ze strony współobywateli”. Komuniści u władzy długo bagatelizowali problem. W 1978 r. wiceminister spraw wewnętrznych gen. Bogusław Stachura, mówiąc o działaniach resortu wobec osób pragnących uczcić pamięć ofiar z grudnia 1970 r. na Wybrzeżu, stwierdził buńczucznie, że „siły te nie zagrażają ani podstawom ustrojowym, ani instytucjom bazy i nadbudowy”.
Życie towarzyskie i polityczne
Zajrzyjmy do „Wielkiego zwrotu”: „Podnoszenie stopy życiowej, czego symbolem stały się butelki coca-coli, mały fiat, kolorowe telewizory, modernizacja przemysłu i infrastruktury: Port Północny, Huta Katowice, magistrala węglowa, Trasa Łazienkowska i Dworzec Centralny w Warszawie, przesuwały legitymizację ustroju z płaszczyzny ideologicznej ortodoksji na płaszczyznę pragmatyzmu. Paradoks polskiej sytuacji polegał na tym, że właśnie wtedy, gdy uruchamiano produkcję fiata 126p (1973), otwierano Trasę Łazienkowską (1974), Dworzec Centralny (1975), opozycja demokratyczna do opisu polskiej rzeczywistości sięgała po pojęcie ukute w odniesieniu do reżimów Stalina i Hitlera. Początek lat 70. to okres nie tylko wzrostu optymizmu, lecz także względnego zaniechania - na tle innych okresów dziejów PRL - brutalnych represji. Powróciły one po 1976 r., osiągając apogeum w stanie wojennym, niemniej pierwszych pięć lat dekady należało do względnie spokojnych”.
Nic dziwnego, że naturalnym środowiskiem opozycji były kręgi towarzyskie i środowiskowe. Tam rodziły się polityczne pomysły i koncepcje. I tak dla przykładu: pomysł protestu przeciw zmianom w konstytucji rzucił Jan Olszewski w listopadzie 1975 r. na towarzyskim spotkaniu z Jackiem Kuroniem i Janem Józefem Lipskim w mieszkaniu adwokat Anieli Steinsbergowej. Poczucie solidarności i ideowej wspólnoty sprawiały, że - jak wspominał później Lipski - „podpisał ten list tak, jakby szedł do powstania”. Proces dobierania sygnatariuszy też odbywał się na stopie towarzyskiej. Filozof Bogdan Chwedeńczuk wspominał, że Kuroń i Michnik spotykali się z nim w parku na Żoliborzu. By uzyskać podpis krakowskich intelektualistów, aktorka Halina Mikołajska pojechała pod Wawel. Tam, na uroczystej kolacji u Wisławy Szymborskiej, tekst podpisali m.in. Adam Zagajewski i Kornel Filipowicz. Stanisław Lem uczestniczył w uroczystości, ale listu nie podpisał.
Środowiska działaczy Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela i Komitetu Obrony Robotników przenikały się, choć nie zawsze było miło. Profesor Jacek Kurczewski wspominał: „Bywałem na tych imprezach towarzyskich, bo życie polityczne wtedy przyjmowało postać życia towarzyskiego. Na tych przyjęciach była i wódka, i herbata, byli ludzie tacy jak Jan Olszewski, Wojciech Ziembiński, Jan Józef Lipski. Widziałem ostrość ich sporów. To były podziały takie, że ludzie nie chcieli ze sobą rozmawiać. Już nie chcę powtarzać, jakie mieli w stosunku do siebie podejrzenia (…). Bez przerwy się obsmarowywano”.
Sytuacja zmieniła się dopiero w czasie „karnawału Solidarności”, kiedy spory ideowe odeszły na pewien czas na drugi plan.
Opozycja jako styl
Można powiedzieć, ale środowiska konspiracji stanowiły zwarte wspólnoty: miały swoje ulubione lokale, okazje do świętowania, nawet własną estetykę. Anka Grupińska, związana w latach 70. ze Studenckim Komitetem Solidarności, tak opisywała modę panującą w jej środowisku:
Wszyscy nasi faceci chodzili w swetrach, które im robiłyśmy na drutach. Były rozciągnięte, workowate, ze zgrzebnej owczej wełny. Zresztą myśmy też chodziły w takich swetrach. My wszyscy wyglądaliśmy, jakbyśmy mieszkali w więzieniu, tak mi powiedziała moja frankfurcka koleżanka. Bo myśmy się ubierali na szaro. Po pierwsze dlatego, że nie można było kupić żółtych butów, tak? Po drugie myśmy musieli być cierpiętniczy. Więc moim ukochanym strojem była szara kufajka. Całe zimy w niej przechodziłam. Chłopcy często chadzali w kurtkach zielonych, z taką jaskółką z tyłu, pęknięciem. Do dzisiaj w nich widuję facetów po pięćdziesiątce. Koszule flanelowe, absolutnie! W kratę. Naturalnie! Spodnie - dżinsy najczęściej, sztruksy.
Historyk Paweł Sowiński w monografii Zakazana książka. Uczestnicy drugiego obiegu 1977-1989 tak pisał o podziemnych drukarzach:
Gdyby spojrzeć na tę grupę od strony ideowej, na pierwszy rzut oka widać zróżnicowanie - wszystkie uogólnienia stają się ryzykowne. W drukarniach opozycji spotykała się Polska niepodległościowo-tradycyjna ze światem kulturowego undergroundu, luzu życiowego i liberalnego spojrzenia na świat - niezłomni patrioci z artystami i popalającymi hipisami.
Oryginalne emploi trzeba było gdzieś zaprezentować. Zofia i Zbigniew Romaszewscy wspominali w „Autobiografii”, że ich mieszkanie na ul. Kopińskiej przypominało w pewnym momencie dworzec kolejowy, przez który przewijali się obładowani bibułą studenci, znajomi, zachodni dziennikarze. Równie znany adres ówczesnego czasu to mieszkanie Jacka Kuronia na ul. Mickiewicza na Żoliborzu. „Dom Kuroniów zawsze był otwarty. Drzwi się tam nigdy nie zamykały. Co najmniej od końca lat 60. przez to mieszkanie przelewał się tłum” - wspomina Seweryn Blumsztajn. „Ludzie przychodzili nawet, gdy Jacek w latach 1965-1967 po raz pierwszy siedział w więzieniu. Odwiedzano jego brata Andrzeja i żonę Grażynę. Ponieważ brama była zamykana i za otwarcie trzeba było płacić dozorcy, młodzi ludzie nierzadko wchodzili do mieszkania przez okno”.
W knajpie i nad książką
W towarzyskim świecie PRL-owskiej opozycji istotną rolę stanowiły knajpy i restauracje. Trudno bowiem politykować bez alkoholu. W 1965 r. statystyczny Polak wypił 4,1 litra czystego alkoholu, w 1970 - już 5,1 litra. Wyroby alkoholowe były stosunkowo tanie: w latach 50. za przeciętną pensję można było nabyć 32 butelki wódki, a w latach 70. - już 50. Knajpy stały się w PRL ostają egalitaryzmu. Stefan Kisielewski, od 1976 r. na politycznej emigracji po podpisaniu „Listu 14” przeciwko represjonowaniu uczestników radomskiego Czerwca, za swoją ulubioną knajpę uważał barek na pl. Na Rozdrożu, gdzie bywał po codziennym spacerze. Tam spotykał się ze znajomymi i wysłuchiwał plotek, obserwując emerytowanych towarzyszy, m.in. Zenona Kliszkę, którzy też wpadali tam na pogaduszki. Na większą wódkę chodził do Cristalu na Marszałkowskiej.
Ale miano „opozycyjnych” miało wówczas wiele lokali: Lotos na Belwederskiej, Niespodzianka na MDM czy Mozaika na Marszałkowskiej. Późniejszy premier Jan Olszewski upodobał sobie bar Jaś i Małgosia na Muranowie, dokąd udawał się w pękatą teczką akt, które czytał przy małej czarnej. Powszechnie omijano Świteziankę na ul. Puławskiej, która oprócz luksusowego menu (dawano tam m.in. kaczkę) słynęła jako ulubione miejsce werbunku przez oficerów Służby Bezpieczeństwa.
Wspomnijmy, że podziemne politykowanie miało też ambicje samokształceniowe. Jesienią 1977 r. w mieszkaniach prywatnych działacze opozycji organizowali pod historyczną nazwą Uniwersytet Latający wykłady z zakresu nauk humanistycznych i społecznych. Inicjatywa ta w styczniu 1978 r. została przekształcona w Towarzystwo Kursów Naukowych. Deklaracja założycielska TKN została ogłoszona 22 stycznia 1978 r., a podpisało ją m.in. czterech członków PAN, 12 profesorów, ośmiu doktorów habilitowanych i docentów, a także grono pisarzy, poetów i publicystów. Pracami towarzystwa kierowała rada programowa, której przewodniczącym był Jan Kielanowski, sekretarzem rady odpowiedzialnym za bieżącą działalność organizacyjną był Andrzej Celiński, skarbnikiem - Tadeusz Kowalik, rzecznikiem prasowym zaś Bohdan Cywiński.
Kościół jako sojusznik
Panorama warszawskich „miejsc opozycyjnych” z czasem zaczęła obejmować także kościoły. „Znacząca była rola Episkopatu w ograniczeniu projektowanych zmian w konstytucji. Sprzeciwiał się zwłaszcza zapisom o przewodniej roli partii i sojuszu z Sowietami. PZPR na VII Zjeździe, chcąc uniknąć protestów, podjęła decyzję okrojenia zmian, m.in. wycofano się z propozycji zmiany nazwy państwa na Polska Rzeczpospolita Socjalistyczna czy zapisu o lojalności katolików wobec socjalistycznego ustroju. Wobec wydarzeń roku 1976 Episkopat przyjął - jak przy poprzednich przełomach politycznych - postawę stonowaną. Zwracał się do protestujących z apelem o spokój, od władz zaś domagał się złagodzenia represji względem społeczeństwa.
W konsekwencji represji, jakie spadły na strajkujących, Episkopat starał się wpływać na władzę, by przywróciła do pracy osoby z niej zwolnione w następstwie protestów, jak również o amnestię dla skazanych
- pisał Filip Musiał w tekście „Realizm Kościoła katolickiego w czasach PRL-u”.
Komuniści, dostrzegając postawę Kościoła, zaczęli upatrywać w nim sojusznika w walce o społeczny spokój. Zaczęto więc zabiegać o przychylność episkopatu i prymasa, chcąc wykorzystać poparcie Kościoła dla rozładowania społecznej niechęci. Episkopat natomiast, wykorzystując wzrastającą elastyczność władzy, zmierzał do zapewnienia Kościołowi stabilniejszej pozycji w państwie. W roku 1977 w wyniku starań prymasa doszło do spotkania Edwarda Gierka z papieżem Pawłem VI. Kardynał Wyszyński był zdania, że ocieplenie stosunków pomiędzy Stolicą Apostolską a rządem PRL wpłynie pozytywnie na sferę stosunków państwo - Kościół i pozycję Kościoła w Polsce.
Wcześniej jednak, 20 maja 1976 r., w Pałacu Prymasowskim pojawiło się dwóch niecodziennych gości: Jacek Kuroń i Adam Michnik. Dawnych więźniów politycznych, znanych z lewicowych poglądów i dystansu do Kościoła, przyjął kardynał Stefan Wyszyński. „Dowodem uznania Kościoła dla pracy Komitetu - pisał Jan Skórzyński - było także spotkanie z kardynałem Karolem Wojtyłą w listopadzie 1976 r. Rozmowę Lipskiego, Kuronia, Macierewicza i Naimskiego z arcybiskupem Krakowa zorganizował w swoim warszawskim mieszkaniu Bohdan Cywiński. Opozycjoniści mówili o akcji pomocy robotnikom i planach na przyszłość, kardynał głównie słuchał - z aprobatą”.
Na miejsca „niepokorne” zaczęły wyrastać kościół św. Anny, miejsce spotkań studenterii warszawskiej, kościół św. Jacka, gdzie prężnie działało duszpasterstwo oo. dominikanów, a także kościół św. Marcina na Piwnej. To tam miała miejsce głodówka protestacyjna trwająca od 24 do 31 maja 1977 r., reakcja na bezprawne przetrzymywanie w więzieniu kilkunastu uczestników wydarzeń z czerwca 1976 r. Do rangi miejsc, gdzie trzeba bywać, wyrosła siedziba Klubu Inteligencji Katolickiej na ul. Kopernika.
Narodziny drugiego obiegu w PRL
Przełomowym momentem w dziejach drugiego obiegu wydawniczego w Polsce był rok 1976. Czerwcowe protesty robotnicze w Radomiu, Ursusie i Płocku, a następnie powstanie KOR, a także rosnące zapotrzebowanie społeczne na nieskażoną propagandą komunistyczną informację wpłynęły na pojawienie się pism niezależnych.
Pod koniec września 1976 r. ukazał się „Komunikat” KOR, a niedługo potem „Biuletyn Informacyjny”. Pierwsze numery wydano w formie maszynopisu, gdyż w środowisku rodzącej się opozycji obawiano się korzystać z powielaczy, zarówno z powodu grożących represji, jak i z obawy, że społeczeństwo może odebrać powielony tekst jako prowokację.
Pierwszym drugoobiegowym pismem drukowanym na powielaczu było wydane przez nurt niepodległościowy w październiku 1976 r. pismo „U Progu”.
Dopiero kilka miesięcy potem, w lutym 1977 r., po raz pierwszy w formie powielanej ukazał się „Biuletyn” KOR. Wydrukowano go na sprzęcie kupionym we Francji przez studenta KUL Piotra Jeglińskiego i przemyconym do kraju jeszcze przed czerwcem 1976 r. przez innego studenta tej uczelni, aktora Sceny Plastycznej KUL Wita Wojtowicza. Powielacz ten trafił następnie do Warszawy i służył formującym się środowiskom opozycji. Wkrótce drugoobiegowe pisma zaczęły drukować Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela - „Opinia” - i Konfederacja Polski Niepodległej - „Gazeta Polska”.
Warszawscy pisarze założyli pierwsze niezależne pismo literackie „Zapis”, którego inauguracyjny numer ukazał się w styczniu 1977 r. Pojawiły się również periodyki skierowane do określonych grup społecznych. Z myślą o robotnikach powstały: „Robotnik”, „Robotnik Wybrzeża”, „Robotnik Szczeciński”, „Ruch Związkowy”. Z kolei do mieszkańców wsi adresowane były: „Gospodarz” i „Niezależny Ruch Chłopski”, który później zastąpiła „Placówka”.