- Moje pokolenie wyrastało w cieniu kariery Zbyszka Cybulskiego. Kino było wówczas najważniejszym medium, a w nim w Polsce Cybulski nie miał konkurencji - mówi prof. dr. hab. Stanisław Sławomir Nicieja.
Narzucał modę, sposób mówienia, słownictwo. Niemal wszystkie dziewczyny w moim świdnickim liceum kochały się w nim, a chłopcy nosili czarne okulary - takie jak Cybulski w filmie "Popiół i diament", gdzie genialnie zagrał młodego AK-owca, Maćka Chełmickiego.
Krzysztof Teodor Toeplitz napisał, że Polska zapełniła się wówczas "Cybulskimi" w ciemnych okularach. A sam Cybulski mówił w jednym z wywiadów, że gdy mijał na ulicy jakąś grupę przechodniów, usłyszał za plecami: "Zobacz, znów kolejny facet udaje Cybulskiego".
Gdy zginął na dworcu we Wrocławiu 8 stycznia 1967 r., nie dożywszy czterdziestki, był u szczytu kariery. Po "Rękopisie znalezionym w Saragossie", szwedzkim filmie "Kochać", francuskim "Lalka", a zwłaszcza po "Popiele i diamencie" miał nazwisko światowe. Trafił do encyklopedii Britannica. A kilka lat temu słynny amerykański filmoznawca Richard Pen umieścił go w leksykonie aktorów wszech czasów, których trzeba znać.
Gdy z przenośnego radyjka tranzystorowego w czasie przerwy międzylekcyjnej na korytarzu licealnym dotarła do nas wiadomość, że Zbyszek nie żyje, zmroziło nas. Moja świetna polonistka, lwowianka, Idalia Jarzynowa - przerwała lekcję. A Piotr Szczepanik w wielkim przeboju tego sezonu "Żółte kalendarze" śpiewał:
"Żal nic tu nie pomoże
Łzy twoje ani twój płacz
Nic nie uciszy morza
Nie zatrzyma biegu fal".
Wiedziałem, że był z pochodzenia Kresowiakiem, że urodził się w 1927 r. gdzieś nad Prutem pod Śniatynem, przy ówczesnej polsko-rumuńskiej granicy. Miękko i tajemniczo brzmiała nazwa tego miasteczka - Śniatyn. Czy kiedyś je zobaczę? - napisałem w szkolnym pamiętniku. Gdy w lecie tego roku taka szansa się pojawiła, zgromadziłem przed wyjazdem na Kresy całą literaturę o Śniatynie i Cybulskim.
Jakiegoż zdziwienia doznałem, gdy wspólnie z moim uniwersyteckim magistrantem Krzysztofem Piotrowskim z Namysłowa, piszącym pracę o Cybulskim, ustaliliśmy, że młodość "polskiego Jamesa Deana" pokryta jest mgłą tajemnicy, że są to jakieś niewyraziste okruchy wspomnień jego przyjaciół i kuzyna Wojciecha Jaruzelskiego - potłuczone lustro, w którym wiele fragmentów zmiażdżono i obraz po złożeniu zachowanych szkiełek jest zniekształcony.
Cybulski o swej młodości milczał. W wywiadach mówił o niej zdawkowo. Tylko pod zachowanym zdjęciem rodzinnym spod Śniatyna, na którym widać pagórkowatą przestrzeń rozległą jak preria, umieścił podpis: "To trzeba zrozumieć i pojąć - a można ukochać i można tęsknić". A w liście do rodziców napisał: "Kocham wieś, ale wieś polską z jej charakterem i krajobrazem".
Dlaczego Cybulski milczał o swoich latach chłopięcych? Myślę, że były przynajmniej dwa powody. Pierwszy to okrucieństwo, z jakim unicestwiono świat jego ukochanych dziadków Józefa i Izabeli Jaruzelskich, w których majątku na Pokuciu, pod Śniatynem, urodził się, spędzał wszystkie wakacje i zimowe ferie.
Drugi to jego ziemiańskie pochodzenie, którym nie należało się chwalić w pierwszych latach powojennych w Polsce, gdy stawał się idolem polskiej młodzieży. Moja sierpniowa wizyta w stronach rodzinnych Cybulskiego i archiwalne penetracje pozwalają mi się zbliżyć do prawdy o latach chłopięcych Zbyszka i jego kresowej rodzinie.
Potomek arystokratów
Zbyszek Cybulski na rękach dziadka, Józefa Jaruzelskiego
(fot. Ze zbiorów Wojciecha Jaruzelskiego/NTO)
Dziadkiem Zbyszka Cybulskiego był Józef Jaruzelski (1871-1939) - absolwent wiedeńskiej szkoły oficerskiej (z trzecią lokatą), później podpułkownik WP, ziemianin, pan na Kniażu, właściciel pięknego dworu otoczonego rozległym owocowym sadem i małym parkiem z wyszukaną roślinnością.
Do dworu, z dużym, wysuniętym do przodu portykiem o czterech potężnych kolumnach, wiodła aleja z mocno ubitego żwiru. W pobliżu był młyn, a nieopodal gorzelnia i 300 hektarów ziemi. Czyniło to z Jaruzelskich bogatych posesjonatów. Józef Jaruzelski ożenił się z Izabelą Krzysztofowicz, jedyną córką bogatego ziemianina Mikołaja Krzysztofowicza z sąsiedniej wsi Załucze, właściciela młyna, tartaku i gorzelni oraz 750 hektarów ziemi.
Józef i Izabela Jaruzelscy mieli sześcioro dzieci, dwóch synów i cztery córki. Jedną z nich była Ewa Jaruzelska (1903-1987), która wyszła za mąż za Aleksandra Cybulskiego (1896-1965) - urzędnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie. Małżeństwo to miało bardzo romantyczny początek. Aleksander Cybulski był prawnikiem i jako ekspert MSZ przyjechał na początku lat dwudziestych do Śniatyna z ekipą, która korygowała granicę polsko-rumuńską.
Zaproszony na przyjęcie do dworu w Kniażu spotkał córkę dziedzica i zakochał się w niej z wzajemnością. Po ślubie Cybulscy zamieszkali w Warszawie na inteligenckim Żoliborzu. Ewa musiała być bardzo przywiązana do rodziców, bo będąc w ciąży i czując bliskość rozwiązania, przyjechała do Kniaża, by tam urodzić 3 listopada 1927 r. Zbyszka. Dała mu imię swego ukochanego brata Zbigniewa Jaruzelskiego. Mając w Kniażu znakomitą opiekę lekarską doktora Halickiego, przebywała tu często również po urodzeniu drugiego syna, Antoniego (1931-2009) - jedynego brata Zbyszka.
Na co dzień Cybulscy mieszkali wspólnie z synami w Warszawie na Żoliborzu. Ale na wszystkie wakacje i ferie jechali na Pokucie do dworu Jaruzelskich. Tam był świat chłopięcych zabaw i doznań Zbyszka Cybulskiego. Według wspomnień Jerzego Afanasjewa, jego przyjaciela z czasów studenckich, Zbyszek dorastał "niedaleko miejsca, gdzie Prut zderzał się z Czeremoszem, gdzie w srebrnych wirach pulsowało życie tych rzek".
Tyle z dworu zostało. Autor z Mykałą Gołejem przy złamanej kolumnie.
Ten świat zawalił się 17 września
Dwór Jaruzelskich w Kniażu. Został zrównany z ziemią...
(fot. Ze zbiorów R. Aftanazego/NTO)
A niedaleko były Kuty z Górą Owidiusza i wioski huculskie, i cerkiewka, i Ormianie, i całe pola złotych słoneczników oraz kukurydzy na tle lazurowego nieba. Po drugiej stronie rzeki była już Rumunia. Ziemia tam była wyjątkowo żyzna. Rodziła potężne, 10-, 20-kilogramowe arbuzy (i dziś można je tam kupić, zatrzymując samochód przy drodze). Było tam mnóstwo różowych melonów, tureckich orzechów, moreli, potężne kolby kukurydzy, a wokół wielobarwna mozaika pól, haftowanych kwiatami fioletowych koniczyn, czerwonych maków, białej gryki.
Do Kniaża od strony Śniatyna zjeżdżało się w dół, a tam długie rzędy chat wzdłuż gościńca, od którego trzeba było odbić w prawo, aby dojechać do strugi przed młynem i dalej do dworu Jaruzelskich. Kuzyn Zbyszka (jego brat cioteczny) Wojciech Jaruzelski wspominał później lata spędzone w Kniażu. "Co roku w wakacje i ferie w progi gościnnego domu babci Izabeli i dziadzia Józefa Jaruzelskich zjeżdżają ich dzieci z wnukami. My, dzieciaki (...) bawimy się w Indian, policjantów i złodziei, podchody, w zdobywanie granicy.
Poza tym siatkówka, zapasy, strzelanie, konne wycieczki po polnych drogach nad Prut lub Czeremosz. Wodzem kniaskich Indian bywa Zbyszek, załuckich - Jędrek, mój starszy brat". Zofia Cybulska wspomina niezwykle patriotyczną atmosferę, jaka panowała w Kniażu. "Piękny, stary dwór, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Biały, ze starymi meblami i tureckimi makatami. Najważniejsza w nim była jednak atmosfera. Pamiętam, że czułam się naprawdę skrępowana tą atmosferą, gdyż w Kniażu oddychało się historią, tradycją i patriotyzmem.
Dzieci były surowo chowane - nauka, praca, obowiązki i miłość ojczyzny nie były tam tylko pustymi sloganami. Poza tym wspaniale zajmowano się ludnością ukraińską - dbano o pracowników". Zachowały się zdjęcia tego dworu i jego wyposażenie. Ten fascynujący czas młodości Zbyszka zawalił się nagle po 17 września 1939 r.
Sowieci przenieśli ich z dworu do czworaków
Ewa z Jaruzelskich oraz Aleksander z Cybulskich
(fot. Archiwum NTO)
W czerwcu 1939 r. Zbyszek Cybulski skończył szkołę powszechną na Żoliborzu i zdał wraz ze swoim kuzynem Andrzejem Jaruzelskim (bratem Wojciecha) egzamin do szkoły kadetów we Lwowie. Gdyby nie wojna, byłby prawdopodobnie zawodowym wojskowym, co było marzeniem jego matki. Tuż przed zakończeniem wakacji w Kniażu ogłoszono mobilizację i Zbyszek już do Lwowa do szkoły nie pojechał. Jak wszyscy nasłuchiwał wiadomości z frontu. 19 września 1939 r.
Armia Czerwona zajęła Śniatyn. Po kilku dniach we wsiach pojawiły się patrole NKWD na ciężarówkach z otwartymi platformami z zadaniem aresztowania "pomieszczyków". Józefa Jaruzelskiego aresztowano gdzieś pod Śniatynem i przywieziono na otwartej platformie pod dwór, aby zabrać jeszcze jego syna, Zbigniewa Jaruzelskiego. Zbyszek Cybulski widział odjeżdżających samochodem w nieznane aresztowanych dziadka i stryja. Co wtedy czuł? Łatwo się domyślić! Jego babkę Izę i wszystkich gości wyrzucono z dworu. Rezydencję zajął sowiecki kapitan z adiutantem. Wówczas to chłopi, Ukraińcy, stanęli w obronie Jaruzelskiego.
Do komendanta udała się delegacja z misją poinformowania go, że "Jaruzelscy to dobrzy panowie, nie robili krzywdy Ukraińcom, za pracę płacili uczciwie, można było na nich liczyć w nieszczęściu". O dziwo, interwencja chłopów ukraińskich okazała się skuteczna. Jaruzelskich z więzienia w Horodence wypuszczono. Dziadek Józef, według relacji jego wnuka Wojciecha Jaruzelskiego, przeżył w więzieniu zator mózgu. Do dworu już nie mogli wrócić. Kazano im zamieszkać w czworakach dla służby.
Zbyszek z matką i bratem zostali stłoczeni w jednej izbie z dziadkami. Ojcu, Aleksandrowi Cybulskiemu, który z korpusem dyplomatycznym towarzyszył ministrowi Beckowi, udało się z innymi urzędnikami MSZ przejść granicę rumuńską i trafił do Francji. Ponieważ po okolicy rozchodziły się wieści, że bolszewicy będą wieszać burżujów, dziadek Józef, babcia Izabela, Zbyszek z bratem Antkiem i matką zbiegli z Kniaża i schronili się u znajomych w Kołomyi.
Wszędzie panowała atmosfera zastraszenia i terroru. Codziennie krążyły wieści, że kogoś znów aresztowano czy wywieziono, że zniknął bez śladu.
W tej sytuacji matka Zbyszka zdecydowała się na ucieczkę z dziećmi i dwiema ciotkami do Rumunii. Niestety, zostali w przygranicznym Pistuniu (znanym ośrodku garncarstwa) złapani. Matkę i ciotki Rosjanie wywieźli do Kazachstanu, natomiast Zbyszka z bratem Antkiem odesłali do babci w Kołomyi. W grudniu 1939 r. dziadek Józef Jaruzelski zdecydował się na ucieczkę przez "zieloną granicę". Wyszedł z domu i zginął bez wieści. Kamil Barański, londyński historyk Pokucia, twierdzi, że Sowieci zastrzelili Jaruzelskiego na granicy.
W kwietniu 1940 r., gdy trwały wywózki na Sybir, Zbigniew Jaruzelski zabrał swoją rodzinę oraz braci Cybulskich, Zbyszka i Antka, którzy zostali bez rodziców, i szczęśliwie przekroczyli granicę niemiecko-sowiecką pod Przemyślem. Zbyszek trafił na wieś pod Grójcem, gdzie przeżył wojnę.
Do Kniaża nigdy już nie wrócił. Nawet gdy był jako aktor bardzo popularny w ZSRR, droga do jego krainy młodości była zamknięta. Jego wujek Zbigniew Jaruzelski wrócił do Kołomyi, aby szukać swego ojca Józefa. Niestety, aresztowany przez bolszewików, został zamordowany w 1941 r. w Świerdłowsku. Babka Zbyszka, Izabela Jaruzelska, zaprzysiężona członkini AK, została aresztowana w 1943 r. we Lwowie przez Niemców i zginęła w Oświęcimiu.
Wyprawa do Kniaża
Z dworu Jaruzelskich pozostał tylko fragment kolumny...
(fot. Archiwum autora)
8 sierpnia 2010 r. samochodem dotarłem do Kniaża. Spędziłem tam, mimo 35-stopniowego upału, kilkanaście godzin, szukając śladów Cybulskiego. Przeprowadziłem kilkanaście fascynujących rozmów z mieszkańcami tej miejscowości. Aby zmieścić się w rygorach tego cyklu, przedstawię krótko jedną z nich. O innych rozmowach napiszę w przyszłej książce.
Po kilku godzinach wędrówek po Kniażu, dzięki bardzo życzliwemu mi wójtowi Jarosławowi Ferbejowi, dotarłem do Mykoły Gołeja - świadka zburzenia pałacu Jaruzelskich w Kniażu. Mykoła Gołej został jako Ukrainiec przesiedlony wraz z rodzicami spod Rzeszowa do Kniaża, na miejsce wysiedlonej stamtąd polskiej rodziny Drozdowskich. "W 1945 roku miałem 7 lat - wspomina. Rodzice otrzymali dom po Polakach naprzeciwko alei wiodącej do dworu - pałacu Jaruzelskich.
Jako dzieci bawiliśmy się w parku przy dworze, który był opuszczony, wyszabrowany i częściowo wypalony przez banderowców. Miał wielkie piwnice - ulubione miejsce naszych zabaw w chowanego. W folwarku Sowieci zrobili kołchoz, a później fabrykę konserw. Zniszczyli młyn. Gdzieś około 1949 roku - miałem wówczas 11 lat - widziałem, jak kołchoźnicy przy pomocy traktorów rozwalali niszczejący dwór. Zaczepili linami kolumny i rozerwali portyk.
Dziś tam już nic nie ma, wszystko zarosło krzakami". "Jest pan tego pewien, że w tamtych krzakach był dwór?" - pytałem, nie dowierzając. W odpowiedzi słyszę: "Zaprowadzę tam pana". Było gorąco. Druga po południu. Wchodzimy w chaszczowiska: wielkie pokrzywy, kłujące tarki i prawie las dużych już drzew. Teren jest podmokły, bagnisty. Podziwiam determinację mego przewodnika, bo jest bez koszuli i w krótkich spodenkach. A komary tną, parzą pokrzywy, gałęzie utrudniają poruszanie się.
Z bąblami na rękach, ramionach i twarzy przebijamy się przez jakieś 20 minut przez te zarośla. Zaczynam wątpić, że coś znajdziemy. "Tu muszą być jeszcze fundamenty dworu - słyszę. - Dawno tu nie byłem. O, są!". I rzeczywiście. Między krzakami i drzewami widać podmurówkę.
Duży, prostokątny obrys. No i schody rozbite i porosłe mchem, a nad nimi cztery podstawy potężnych kolumn utrącone na wysokości kilkudziesięciu centymetrów. Tu był portyk, wejście do pałacu. Na tych schodach na pewno siadywał mały Zbyszek, pod okiem babci Izabeli bawiąc się z rodzeństwem. Dziś obraz dworu porażający. Siadamy na tych schodach, na złamanej kolumnie i robimy zdjęcia.
Co oni z konia zrobili
Ślub Zbyszka Cybulskiego
(fot. Z archiwum Wojciecha Jaruzelskiego/NTO)
Siedząc na tych schodach i myśląc o młodości Zbyszka Cybulskiego, przypomniałem sobie zasłyszaną we Lwowie opowieść. Gdy 22 września 1939 r. do Lwowa od strony Winnik ulicą Łyczakowską w dół wchodził oddział Armii Czerwonej, ludzie z lękiem zatrzymywali się na chodnikach, przyglądając się nie chcianym przybyszom. Żołnierze byli źle ubrani, w wymiętych mundurach, często z karabinami na sznurkach.
Kilkudziesięciu z nich jechało na koniach, a jeden, o azjatyckich rysach twarzy - na... wielbłądzie. Widząc to, stojące na chodniku dwie Polki wymieniły się uwagami. Pierwsza powiedziała: "Popatrz, popatrz, co oni z konia zrobili". A druga na to: "A zobaczysz, co z nas zrobią". I rzeczywiście, zrobili. Z wzorowo prowadzonego majątku Jaruzelskich zostały tylko zgliszcza i ruiny.
Dawni mieszkańcy dworu w większości zostali zamordowani. Jak wspomina Kazimierz Kutz, Zbyszkowi z czasów wojny został uraz - zawsze bał się nocy. Chodził bardzo późno spać. Jego rodzice cudem przeżyli wojnę. Do kraju wrócili dopiero w 1946 r., gdy Zbyszek Cybulski chodził do Liceum im. Bolesława Chrobrego w Dzierżoniowie, gdzie otrzymał świadectwo maturalne. Rok później rozpoczął studia w Krakowie, które wyniosą go do panteonu polskich artystów.
Nowa Trybuna Opolska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?