Zaraz po wojnie na Pomorze wraz z rzeszą osadników, wysiedleńców z Kresów Wschodnich i Ukraińców z akcji „Wisła” przybywali również byli żołnierze Armii Krajowej. W tym wielkim tyglu ludzi z różnych stron kraju w jednym powiecie czy mieście nieraz mieszkali członkowie oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii, polscy partyzanci i żołnierze od Andersa lub Maczka. Byli to ludzie, wobec których nowa władza ludowa prowadziła inwigilację, a także stosowała represje. Wśród nich znaleźli się Wiktor Broszczakowski ps. Bill i Edmund Niemczyk ps. Lot, uczestnicy zamachu na Tadeusza Sieradzkiego, szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sanoku. W 1946 r. osiedlili się oni w Poborowie i Łubnie, małych wioskach w powiecie miasteckim, i rozpoczęli pracę na stanowiskach kierowniczych w Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Zapewne mieli nadzieję, że na ziemiach odzyskanych znajdą spokój i nikt nie dojdzie, co robili w przeszłości. Stało się jednak inaczej, bowiem lokalne środowisko próbował rozpoznać PUBP w Miastku. W kręgu zainteresowań bezpieki znaleźli się byli członkowie organizacji niepodległościowych, żołnierze z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Ukraińcy z UPA, którzy podlegali ciągłej infiltracji, do czego wykorzystywano sieć agentów. Tak trafiono na ślad Niemczyka i Broszczakowskiego...
Pozdrowienia od Żubryda
Było to w połowie czerwca 1945 r. Ppor. Tadeusz Sieradzki, szef PUBP w Sanoku, wychodził z budynku urzędu mieszczącego się przy ulicy Sienkiewicza. W pewnej chwili rozległy się strzały z pepeszy, następnie było słychać huk wybuchającego granatu. Ubek poniósł śmierć na miejscu.
Bezpośrednim wykonawcą zamachu był Antoni Żubryd, członek Narodowych Sił Zbrojnych, ale pomagali mu trzej - zapomniani dziś - mężczyźni, którzy stali na obstawie przed gmachem Urzędu Bezpieczeństwa: Bronisław Duszczyk ps. Wrzos oraz wspomniani już Niemczyk i Broszczakowski, którzy 16 czerwca 1950 r. zostali aresztowani przez UB. Sześć dni później przekazano ich do PUBP w Sanoku i poddano przesłuchaniom, podczas których przyznali się nie tylko do udziału w zamachu na Sieradzkiego, ale też zastrzelenia działacza PPR Józefa Nieżgodzkiego i funkcjonariusza UB Kazimierza Konika. Jakby tego było mało, w życiorysach obojga można się jeszcze doszukać dezercji z Ludowego Wojska Polskiego i działalności w szeregach „reakcji”.
Jak się zostaje cynglem?
Wiktor Broszczakowski urodził się w 1923 r. we Lwowie. Edmund Niemczyk był o rok starszy. Przyszedł na świat w Jaćmierzu w powiecie sanockim. Podczas okupacji mieszkał z rodzicami. Od 1941 r. był poszukiwany przez Niemców za ucieczkę z aresztu, a dwa lata później wstąpił do leśnego oddziału AK, w którym przebywał do wyzwolenia. W październiku 1944 r. wstąpił do 8 Zapasowego Pułku Piechoty w Rzeszowie, ale w połowie maja następnego roku zdezerterował z niego wraz kolegami Broszczakowskim i Duszczykiem. Cała trójka ukryła się w domu Niemczyka w Jaćmierzu, odnawiając następnie kontakty z partyzantką i wchodząc w skład grupy AK po dowództwem Waleriana Ciupki ps. Warda.
Broszczakowski w czasie okupacji do AK nie należał. Zanim został powołany do wojska, przez kilka miesięcy służył w Milicji Obywatelskiej w Sanoku. W mieście tym poznał Niemczyka. W trakcie przesłuchania przez UB jako powód dezercji z wojska podał rozbicie jego oddziału przez ukraińską partyzantkę. Opowiedział też oficerowi śledczemu, jak doszło do zastrzelenia 24 czerwca 1945 r. członka PPR Józefa Nieżgodzkiego.
- W dzień przed morderstwem przyszedł do Jaćmierza Walerian Ciupka i polecił mi, Niemczykowi, Duszczykowi i Ludwikowi Stączkowi, abyśmy udali się do miejscowości Zmiennica na kopalnię i tam podając się za funkcjonariuszy UB z Brzozowa, zabrali z kopalni jednego członka PPR, nazwiska sobie nie przypominam, i zastrzelili go. Ciupka uzbroił nas w automaty PPSz. Wykonując to polecenie, udaliśmy się na drugi dzień, jak sobie przypominam było to święto, gdyż spotkaliśmy ludzi idących do kościoła, lub z kościoła do Turzego - Pola, gdzie znajdowała się kopalnia i tam, podając się za funkcjonariuszy UB, zabraliśmy tego osobnika, którego polecił nam Ciupka i wraz z nim udaliśmy się do jego mieszkania do Zmiennicy. W mieszkaniu tego osobnika zabawiliśmy około pięciu minut i następnie poprowadziliśmy go z powrotem do kopalni. Po odejściu od jego domu około półtora kilometra, osobnik ten, który prawdopodobnie zorientował się, co go czeka, zaczął uciekać. Wtedy zaczęliśmy za nim strzelać. Na skutek naszych strzałów osobnik ten przewrócił się. Gdy ja zobaczyłem, że człowiek ten przewrócił się, uciekłem do lasu, skąd powróciłem do Jaćmierza. To samo zrobili pozostali. W ten sam dzień, względnie drugi, dowiedziałem się, że osobnik ten nie żyje - zeznawał podczas śledztwa Broszczakowski.
Odprawa przed zamachem na Sieradzkiego odbyła się również w domu Niemczyka, kilka dni wcześniej, i miała podobny przebieg. 15 czerwca do Jaćmierza przyszedł Ciupka wraz z Antonim Żubrydem. Przynieśli dwa automaty, wódkę i kiełbasę. W trakcie rozmowy i picia Ciupka nakazał udać się Niemczykowi, Broszczakowskiemu i Duszczykowi do Sanoka wraz z Żubrydem. Gdy dopytywali o powód wizyty, usłyszeli, że mają zastrzelić szefa UB. Zgodzili się na wykonanie tego zadania. Niemczyk dopytywał tylko, czy zamachu dokonają w centrum miasta, czy na obrzeżach. Stwierdził, że gdyby to było w centrum, to on na pewno nie weźmie w nim udziału.
Z Jaćmierza wyszli późnym popołudniem. Cała czwórka ubrana była w mundury WP. Nie ma zgodności co do uzbrojenia. Niemczyk zeznawał, że wszyscy byli uzbrojeni w rosyjskie pepesze, natomiast Broszczakowski mówił o niemieckich karabinach. Dodatkowo Żubryd uzbrojony był w granaty ręczne.
W godzinach wieczornych zamachowcy doszli do parku w Sanoku, w tym czasie wypili jeszcze pół litra wódki. Żubryd opowiada również kolegom o swojej pracy i ucieczce z UB, a także o samym Sieradzkim. To właśnie on miał dokonać zamachu. Zadaniem pozostałej trójki było ubezpieczenie Żubryda.
Przed godziną 22 zamachowcy podeszli pod budynek Urzędu Bezpieczeństwa na ul. Sienkiewicza. Dowódca akcji ulokował się w ogrodzie posesji naprzeciw bramy wejściowej do budynku urzędu. Za plecami ubezpieczał go Broszczakowski. Po jego lewej stronie przy ulicy Słowackiego postawił Niemczyka, natomiast po prawej stronie ubezpieczał go Duszczyk - od miejsca, z którego wyszli z parku, czyli ulicy Rymanowskiej. Obstawa miała za zadanie wystrzałem w górę zaalarmować Żubryda, gdyby ktoś zbliżał się w jego kierunku. W przypadku gdyby do godziny 23 nie usłyszeli żadnych wystrzałów ze strony budynku urzędu, mieli wycofać się w kierunku toru kolejowego i dalej do Jaćmierza. Taka sama droga ewakuacyjna była przewidziana w przypadku udanego zamachu. Przed godziną 23 rozległy się strzały i wybuch granatu. W tym momencie Broszczakowski zaczął uciekać przez parkan za budynkiem obok, który obstawiał Żubryda, w stronę toru kolejowego. Z pozostałymi członkami obstawy spotkał się na ulicy Słowackiego i wspólnie udali się do Jaćmierza. Następnego dnia do domu Niemczyka przybył Walerian Ciupa, poinformował całą trójkę o udanym zamachu, zabrał również od nich broń. Żaden z nich już nigdy później nie widział Żubryda.
Wyrok
Po aresztowaniu w 1950 r. i krótkim śledztwie Niemczyk i Broszczakowski przyznali się do zamachów na członków partii i funkcjonariuszy UB, a także do nielegalnego posiadania broni. Kara za tego typu przestępstwo mogła być tylko jedna: śmierć. Wojskowy Sąd Rejonowy w Rzeszowie, przed którym toczył się proces, wydał taki wyrok, jednakże na mocy amnestii z 1947 r. zmienił go na 15 lat więzienia. Obaj zamachowcy uniknęli rozstrzelania. Kary więzienia odbywali we Wronkach. W dokumentach z okresu stalinowskiego charakterystyczne pozostają prośby rodzin o zmniejszenie kary. Do sądów, prokuratorów, a nawet do prezydenta Bolesława Bieruta listy pisały matki i żony, wybielając swoich synów i mężów. W przypadku Niemczyka i Broszczakowskiego listy pisali pracownicy PGR-ów.
„My robotnicy i pracownicy PGR-u Poborowo stwierdzamy, że rządca nasz obywatel Broszczakowski był dobrym i ofiarnym kierownikiem. Rządca nasz sam pracował fizycznie i na każdym kroku uczył nas”.
„Nie zdajemy sobie sprawy, co się stało, że dziś nasz rządca siedzi w więzieniu, a odczuwamy poważny brak jego wśród nas - ale zdajemy sobie sprawę, że takiego drugiego kierownika mieć nie będziemy”.
O Niemczyku pisano podobnie. Pod tego typu listami podpisywało się kilkudziesięciu pracowników gospodarstw rolnych. Sygnatariusze listu długo nie czekali na swoich kierowników, ponieważ w 1955 r. wyszli z więzienia i powrócili do powiatu miasteckiego. Trochę zdrowotnie pokiereszowani przez pobyt w więzieniu we Wronkach, zapewne pobici podczas przesłuchań w UB. Broszczakowskiemu dłuższy pobyt w więzieniu groził gruźlicą, Niemczyk wymagał leczenia ambulatoryjnego również ze względu na gruźlicę, ale przede wszystkim na schorzenia układu krążenia. Stalinowskie więzienia nie były dobrym miejscem nawet dla w miarę wysportowanych i przyzwyczajonych do spartańskich warunków młodych akowców.
Epilog w wolnej Polsce
W wolnej Polsce Broszczakowski i Niemczyk domagali się sprawiedliwości za lata 50. W 1991 r. Sąd Wojewódzki w Rzeszowie stwierdził nieważność wyroków Wojskowego Sądu Rejonowego. Uzasadnił, że obaj byli zamachowcy działali na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Wypłacono im również odszkodowania pieniężne za lata spędzone w więzieniu we Wronkach.
Ciekawa jest przy tym postawa Broszczakowskiego. W 1976 r. złożył on podanie i został przyjęty do Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej jako społeczny inspektor ruchu drogowego.
Antoni Żubryd, człowiek o wielu twarzachUrodził się 4 września 1918 r. w Sanoku. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczyna naukę w Szkole Podoficerskiej Piechoty dla Małoletnich nr 2 w Śremie. Po jej ukończeniu został skierowany do 44 PP do Lwowa. Pełnił tam służbę jako podoficer instruktor. We wrześniu 1939 r. walczył jako podoficer w obronie Warszawy. Jesienią wraca do Sanoka i nawiązuje kontakt z dawnymi kolegami i tworzącymi się strukturami konspiracyjnymi. W styczniu 1940 r. w trakcie przekraczania granicy ze Związkiem Sowieckim zostaje ujęty przez NKWD i podejmuje współpracę z wywiadem sowieckim. Po inwazji Niemiec na ZSRR gestapo dowiaduje się o jego szpiegowskiej działalności. Zostaje aresztowany. W 1943 roku opuszcza niemieckie więzienie i ukrywa się u dawnych znajomych. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Sanoka zgłasza się do władz wojskowych, przypominając swoją współpracę z NKWD. Zostaje przyjęty do pracy jako oficer śledczy w PUBP. 8 czerwca, tydzień przed zamachem na Tadeusza Sieradzkiego, Żubryd samowolnie opuszcza służbę i uwalnia dwóch aresztantów z sanockiego więzienia. Po zamachu na szefa UB organizuje oddział partyzancki, podporządkowując sobie różne grupy działające w powiecie sanockim, a składające się z nieujawnionych żołnierzy AK, dezerterów z wojska oraz milicji. Liczebność oddziału w szczytowym okresie, wiosną 1946 r., wynosiła ok. 150 osób. Żubryd dowodził nim aż do śmierci z rąk agenta UB (24 października 1946 r.). Oddział Żubryda, Samodzielny Batalion Operacyjny NSZ „Zuch”, operacyjnie podporządkowany był Narodowym Siłom Zbrojnym. Żołnierze Żubryda stanowili polską samoobronę przeciwko oddziałom UPA. Likwidowali również członków PPR, funkcjonariuszy UB, MO, żołnierzy KBW. |
Dominik Radecki