Jeszcze będzie przepięknie. 7 najważniejszych protest songów PRL-u. Komu nie podobał się rock i kim był Janek Wiśniewski?
Jacek Kaczmarski
W Polsce „Mury” były wykonywane przez Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego, jako finał programu o tym samym tytule. Jednak utwór szybko zaczął żyć własnym życiem i stał się hymnem „Solidarności”, pomimo, pesymistycznego w swojej wymowie, tekstu:
„Patrzy na równy tłumów marsz,
Milczy wsłuchany w kroków huk.
A mury rosną, rosną, rosną,
Łańcuch kołysze się u nóg…”
Ostatnia zwrotka piosenki była bardzo często zagłuszana podczas koncertów, a tłum śpiewał własne, bardziej optymistyczne zakończenie („A murów nie ma, nie ma, nie ma...”). Nie zmienił tego nawet zdecydowany sprzeciw Kaczmarskiego, który o „przejęciu” piosenki przez związkowców wypowiadał się bardzo krytycznie i podkreślał, że jego tekst został zrozumiany na opak:
- Napisałem „Mury” w 1978 r. jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Lluísa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację – jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu – że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła, bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są „Mury”. I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało. Stała się hymnem, pieśnią ludzi i przestała być moja - mówił Jacek Kaczmarski.