Hanna Wieczorek: Wydawało mi się, że we Wrocławiu mamy jedną mumię, i tak jesteśmy do niej przywiązani, że nazwaliśmy ją księżniczką. Nagle okazuje się, że mumii ci u nas dostatek. Można je oglądać na wystawie „Tajemnice egipskich grobowców”.
dr Patryk Chudzik: Oprócz mumii księżniczki mamy jeszcze nieco młodszą mumię, egipskiego chłopca, która przechowywana jest w Muzeum Archidiecezjalnym. I właściwie tylko te dwie mumie nam się ostały, bo choć było ich więcej, to przerobiono je na mumia vera, czyli proszek mumiowy, z którego przyrządzano lekarstwa i wierzono, że jest to panaceum na wszelakiego rodzaju choroby. Proszkowano je w XVI, XVII, XVIII, a nawet jeszcze w XIX wieku. To, co na prezentujemy wystawie „Tajemnice egipskich grobowców”, to są raczej przyjezdni goście niż autochtoni.
A skąd goście przyjechali?
Nasz arcykapłan boga Amona pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, podobnie jak mumia sokoła. Trzecia mumia, to nasza księżniczka, która do Wrocławia przybyła w XVI wieku i była wystawiana w ogrodach dr. Scholza, które mieściły się mniej więcej między ulicami Piotra Skargi i Wierzbową. Scholz zmarł w 1599 roku i mumie, bo było ich trzy, trafiły w ręce rodziny aptekarzy, która przeniosła je na plac Solny, do Apteki pod Murzynem.
Jakim cudem księżniczka uniknęła sproszkowania?
Trudno powiedzieć. Kiedy Andreas Gryphius badał mumie, a było to 6 grudnia 1659 roku, stwierdził, że Wrocław powinien mieć choć jedną całą. Już wówczas jedna z mumii dr. Scholza miała sproszkowane dolne części nóg. Co ciekawe, mamy we Wrocławiu kilka głów mumii, można więc przypuszczać, że proszkowano wszystko, oprócz głowy.
Wiemy, kim była nasza egipska księżniczka?
Wiadomo, że miała około 20 lat, zmarła na zakażenie, prawdopodobnie po złamaniu nogi i była bardzo bogatą kobietą.
A co świadczy o tym, że była zamożna?
Jej mumia miała piękną dekorację, która się zachowała w niewielkich fragmentach - widać kawałek naszyjnika, fragment uskrzydlonej bogini, która się nią opiekowała.
Proszę mi teraz powiedzieć, skąd pomysł, żeby we Wrocławiu pokazać mumie i kawałek starożytnego Egiptu?
W 2013 roku powstał pierwszy projekt Uniwersytetu Wrocławskiego w Egipcie - badania związane z okresem Średniego Państwa. Czasami, które były pomijane przez wielu archeologów, a więc okresem między 2055 a 1773 rokiem przed naszą erą. Trzy lata temu rozpoczęliśmy prace na terenie Teb Zachodnich, w grobowcach ministrów sprzed 4000 lat. Teraz chwalimy się efektami naszej pracy.
Nie żal Panu, że do grobów faraonów się nie dokopujecie?
Skądże. Grobowce, które badamy, są bardzo interesujące. One były ponownie wykorzystywane, a więc materiał badawczy, jakim dysponujemy, jest gigantyczny.
Ponownie wykorzystywane? Jak to było? 4000 lat temu został pochowany w grobowcu ważny minister faraona, który się zajmował, dajmy na to…
…skarbem.
Czyli nie dość, że pieniędzmi faraona obracał, to musiał być jeszcze bogaty i poważany.
Zgadza się, był jednym z pierwszych po faraonie.
Zbudował sobie grobowiec. To nie była piramida?
Nie, w tym okresie piramid już nie budowano, wykuwano natomiast grobowce w skale. Rozległe, sięgające 50 metrów w głąb góry, z szeregiem korytarzy i komór. Niekiedy były to bardzo skomplikowane założenia.
Minister przygotował sobie miejsce pochówku, kiedy zmarł, został tam pogrzebany, komorę zamknięto…
Komora zastała zamurowana, wejście opieczętowane, tak by nikt nie wiedział, gdzie się znajduje.
To skąd się wzięli dzicy lokatorzy w grobowcu?
Już niedługo po śmierci ministra, niedługo, czyli w ciągu kilkuset lat, jego grobowiec został obrabowany. Nie skończyło się na tym. Ściany w korytarzu były przepięknie dekorowane reliefami na blokach kamiennych i przypuszczamy, że około tysiąca lat później wszystkie te ściany zostały zniszczone, a bloki z reliefami przerobione na misy, które wówczas sprzedawano. A jeszcze do tego często pozyskiwano wtórnie materiał budowlany z istniejących już grobowców... Ściany jeszcze stały, niedługo potem zostały przekute.
Mumia ministra jeszcze leżała w grobowcu?
Trudno powiedzieć. Wiemy, że w tych czasach grobowce były zamykane, miały potężne drewniane, zapieczętowane drzwi, którymi opiekowali się kapłani i nie pozwalali wchodzić do środka. Rodzina zmarłego mogła się pomodlić i złożyć ofiary w dolnej części dziedzińca, który znajdował się przed wejściem do grobu, tam była niewielka kapliczka zbudowana właśnie w tym celu. Natomiast na górze wszystko, co zostało wykute w skale było zamknięte i otwierane kilka razy w roku.
Czyli rodzina mogła rzucić okiem na mumię ministra?
Nie. Wejście do komnaty grobowej było ukryte i zamurowane zaraz po pogrzebie, bo do niej już nikt, nigdy nie miał wejść. W jednym z grobów, które badamy, kiedy go odkryto w 1922 roku, takie drzwi stojące w wejściu do kaplicy znajdowały się na miejscu. Tak, jak je zamknięto 4000 lat temu, nawet zachowały się pieczęcie. Musiał runąć strop skalny. Rabusie dostali się do środka przez szczelinę ponad zasypiskiem, zniszczyli i obrabowali to, co było najcenniejsze, my tylko odnajdujemy fragmenty tego wyposażenia.
Rabusie nie dość, że ograbili grobowiec, to jeszcze dołożyli swoich zmarłych?
Skądże, jakieś 1000-1500 lat po głównym pochówku dokładano tam kolejne ciała, niemalże we wszystkich tych grobach. Niekiedy odnajdujemy kilkadziesiąt mumii w jednym grobie, a znamy takie grobowce, w których złożono nawet 400 mumii. Chowano tam wówczas kapłanów niższego szczebla, urzędników, średnio zamożnych Egipcjan.
Skąd nagle się zrobił taki ruch w pogrzebowym interesie?
Działo się tak, ponieważ dostępność procesu mumifikacji i podstawowego wyposażenia była zdecydowanie większa. Także dla ludzi, którzy wcześniej nie mogli sobie na to pozwolić. To się wszystko zmieniało, początkowo pewne aspekty były dostępne tylko dla króla, potem także dla najwyższych dostojników, potem dla trochę niższych, tak to się rozszerzało...
Historię starożytnego Egiptu liczymy w tysiącach lat, jednak wierzenia i pewne obyczaje właściwie pozostawały niezmienne. Mamy Amona, Izydę, Ozyrysa, Seta, Horusa... Człowiek, kiedy umiera, najlepiej, żeby został zmumifikowany.
Jak najbardziej, ponieważ Egipcjanie wierzyli, że kiedy człowiek umiera, jego dusza zaczyna wędrówkę między zaświatami a krainą żywych. Zatem wracając do grobowca, musiała rozpoznać swoje ciało, a więc musiało ono zostać zachowane w takim stanie, jak dusza zapamiętała go z życia na ziemi. Stąd idea procesu mumifikacji.
Skąd taki pomysł?
A, to skomplikowana historia. Jeden z egipskich bogów - Ozyrys został podstępnie zamordowany i poćwiartowany przez swojego brata Seta. Wtedy Izyda, siostra i żona Ozyrysa, zebrała wszystkie jego członki i przy współpracy Anubisa, bóstwa opiekuńczego, dokonała mumifikacji swojego małżonka. Ozyrys stał się bogiem władcą krainy umarłych, a na jego wzór Egipcjanie tworzyli wszystkie inne mumie. Tak mówi mit o pierwszej mumii Egiptu.
Początkowo mumifikacja była przywilejem królów?
Zgadza się, potem stała się dostępna dla coraz większej liczby osób. Najuboższych chowano na pustyni w pozycji embrionalnej, na boku.
I mieli nadzieję, że pustynia ich zmumifikuje?
Nie wiem, czy rozpatrywano to w takich kategoriach. Egipcjanie wierzyli, że duszy trzeba pomóc w wędrówce, stąd teksty zapisywane w sarkofagach, na ścianach komór w piramidach czy też później księgi umarłych. Wszystkie one opisywały zaświaty i tylko ten, kto miał takie teksty mógł odrodzić się w zaświatach, bo wiedział, jak to zrobić. One bowiem podpowiadały krok po kroku, co należy robić w zaświatach. Skoro nie było tego w pochówkach ubogich, możemy domniemywać, że oni nie mieli wiedzieć, jak to się odbywało. Choć z drugiej strony, tak jak możnych, tak i biedaków chowano z naczyniami zawierającymi jedzenie i picie. Wierzono więc, że ich dusze, tak jak dusze bogatych, muszą jeść i pić. Bo zaświaty wyglądały tak, jak życie na ziemi. Trzeba było pracować, jeść, budować domy... Bogaci mieli na przykład figurki wyobrażające służbę, która miała się w zaświatach obudzić i za nich pracować.
Faraon czuł się chyba kiepsko, kiedy się budził w zaświatach i stwierdzał, że jest sam.
Nigdy nie był sam. Były inne dusze i istnienia, byli bogowie, a początkowo, w okresie archaicznym, chowano z nim świtę. Później powstały drewniane modele pracujących ludzi, którzy mieli magicznie ożyć i za niego pracować. Jeszcze później pojawiły się figurki uszebti - wyobrażenia zmarłego, które również za niego pracowały.
Był dobrze przygotowany.
Tak, bo zmarłego do pracy wzywali bogowie i kiedy dostał zadanie od bogów, zlecał to zadanie tym figurkom.
Wiedzę na temat starożytnego Egiptu mamy wcale niemałą; czego dowiaduje się Pan, badając kolejne grobowce? Nie lepiej zostawić zmarłych w spokoju?
Oni już dawno zostali stamtąd wyrzuceni, a poza tym, Egipcjanie wierzyli, że odczytanie imienia zmarłego miało spowodować, że jego dusza na nowo się odradza, a więc w tym kontekście my im nawet pomagamy. Ale poważnie mówiąc, nadal wielu rzeczy nie wiemy. Znamy mnóstwo nazw produktów, które były wkładane do grobów, ale nie wiemy, co się pod tymi nazwami kryje. Dowiadujemy się, co przynoszono zmarłym, jak wyglądały obrządki przeprowadzane w kapliczkach przy grobowcach. Trzy lata temu odkryliśmy taką kapliczkę z zachowanym pełnym wyposażeniem.
Widzę, że jest Pan dumny z tego odkrycia.
Same kapliczki już wcześniej odkrywano, ale po raz pierwszy odkryto taki obiekt z pełnym wyposażeniem. I dzięki temu wiemy między innymi, że oprócz podstawowego odprawiania modlitw, odczytywania formuł ofiarnych i wylewania wody na ołtarz, dodatkowo coś krojono. Nie wiemy jeszcze co, ale i tego się dowiemy. Obecnie wiadomo, że w czasie pogrzebu ucinano żyjącemu cielakowi nogę i taką podrygującą jeszcze przykładano zmarłemu do oczu, ust, nosa i uszu. To był tak zwany rytuał otwarcia ust. I choć sam rytuał był znany, wielokrotnie przedstawiano go na ścianach, ale nikt sobie nie wyobrażał, że ta noga musiała jeszcze drżeć, by przekazać tchnienie życia duszy, która miała się odrodzić.
Jakie odkrycie najbardziej Pana ucieszyło?
Takich znalezisk było kilka. Bardzo cieszymy się z kaplicy. Bo choć nie została ona nigdy ukończona, to jednak funkcjonowała. Odnaleźliśmy cegły, które zostały przyniesione do budowy i nigdy nie zostały użyte, przy jednym z narożników odnaleźliśmy wbity w gruz kołek, do którego przywiązano sznurek, by wyznaczyć linię prostą. Pozostał tam więc plac budowy, a jednak przyniesiono tam ołtarz, modlono się, odprawiano rytuały.
Dlaczego nigdy nie skończono kaplicy?
Ponieważ właściciel grobu zmarł. To była podstawowa przyczyna, dla której zatrzymywano wszelkie prace.