Naprawdę nazywał się Tadeusz Ośko. Na jego fałszywą tożsamość dali się nabrać i funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, i wojskowi prokuratorzy. Zginął, nie ujawniając prawdy o sobie.
Kto wie, jak potoczyłyby się losy Ośki vel kpt. Wojciecha Kossowskiego, gdyby nie dramatyczne wydarzenia z 27 lutego 1945 r. (jutro mija 70 lat), które rozegrały się w kamienicy przy Śniadeckich 41. Może jednak nie stanąłby przed plutonem egzekucyjnym, a Małgorzacie Muzalewskiej przysięgałby miłość i wierność małżeńską przed ołtarzem, nie zaś w więzieniu na Wałach Jagiellońskich.
Upamiętniony pod fałszywym nazwiskiem
Kiedy trzy lata temu po raz pierwszy pisałam o kpt. Kossowskim i jego towarzyszach z AK nie wiedziałam, że to fikcyjne nazwisko bohatera walk z niemieckim okupantem i jednego z pierwszych "żołnierzy wyklętych".
Prawdy nie znał również prof. Zdzisław Biegański, autor wydanej w 2000 r. książki pt. "W smudze kainowego cienia". Kpt. Kossowski, jako jedna z kilkudziesięciu ofiar Wojskowego Sądu Rejonowego w Bydgoszczy znalazł się także w publikacji Alicji Paczoskiej-Hauke "Straceni na karę śmierci przez wojskowe sądy rejonowe w Bydgoszczy, Gdańsku i Koszalinie (1946-1955)", która ukazała się w 2009 r.
Prawdziwej tożsamości nie znali również członkowie Światowego Związku Żołnierzy AK w Bydgoszczy. To z ich inicjatywy na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Kcyńskiej, na początku lat 90., pojawił się symboliczny grób.Na granitowej płycie wyryto nazwiska zamordowanych żołnierzy podziemia niepodległościowego, których grobów nigdy nie odnaleziono. Wśród nich jest także kpt. Kossowski.
"Sępa" (pseudonim Kossowskiego) upamiętniono również na jednej z tabliczek na Ścianie Pamięci Żołnierzy Wyklętych, którą odsłonięto we wrześniu 2012 r. - Trzeba wymienić nie tylko tabliczkę, ale także napis na płycie nagrobnej - postuluje dr Paczoska-Hauke, historyk z delegatury IPN w Bydgoszczy, autorka biogramu Tadeusza Ośki vel kpt. Wojciecha Kossowskiego, badaczka losów "żołnierzy wyklętych", straconych w bydgoskim więzieniu.
Kapitan Kossowski niczym filmowy płk Kwiatkowski
Czy to o nim opowiadał Jerzemu Stefanowi Stawińskiemu (powstaniec warszawski, prozaik, scenarzysta i reżyser, zmarł w 2010 r.) kolega, który po wojnie siedział w ubeckim więzieniu? Tam miał poznać człowieka, który chwalił się, że pozostając w podziemiu podawał się za funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.
Kazimierz Kutz, twórca powstałego w 1996 r. filmu "Pułkownik Kwiatkowski" (scenariusz napisał J. S. Stawiński) pytany, czy tytułowy bohater istniał naprawdę, zapewniał, że tak, ale jego personaliów nie ujawnił. Możemy się domyślać, że przygody płk. Kwiatkowskiego to zręczne połączenie prawdy (wątki z życiorysu Tadeusza Ośki) i fikcji.
Tadeusz Ośko przyszedł na świat w Warszawie 11 maja 1913 r. (jako kpt. Kossowski podawał, że urodził się w 1905 r. w Nowym Targu). W stolicy skończył Gimnazjum Humanistyczne i studia na UW (agronomia). Do wybuchu wojny pracował jako administrator w majątkach rolnych - najpierw w Cieszanowicach, następnie w Straszowie.
We wrześniu 1939 r. walczył w 2. Pułku Ułanów. Po klęsce nie złożył broni. Jesienią 1939 r. wstąpił do Służby Zwycięstwu Polski. Pracę w podziemiu kontynuował w szeregach Związku Walki Zbrojnej; terenem jego działania był Łowicz i okolice.
W 1942 r., z rozkazu Komendy Głównej Armii Krajowej wyjechał na Lubelszczyznę, gdzie został dowódcą grupy szturmowej. Wraz ze swoimi podkomendnymi przeprowadził wiele brawurowych akcji bojowych - wysadzał pociągi, szturmował posterunki niemieckiej żandarmerii. W 1943 r. brał udział w rozbiciu więzienia w Biłgoraju (w czasie tej akcji uwolniono 70 osób). Jeszcze lepszy efekt przyniósł atak na więzienie w Janowie Lubelskim, z którego oswobodził 180 (!) Polaków. W 1944 r. trafił do 27. Wołyńskiej Dywizji AK (była swoistym fenomenem w Polskim Państwie Podziemnym). W walkach z Niemcami pod Włodzimierzem Wołyńskim odznaczył się nieprzeciętną odwagą, za co otrzymał Krzyż Virtuti Militari i Krzyż Walecznych.
Latem 1944 r., kiedy Armia Czerwona zajęła wschodnie tereny Polski, sytuacja zmienia się radykalnie. Wielu żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji zostało wywiezionych w głąb ZSRS (choć wcześniej akowcy wspólnie z czerwonoarmistami walczyli przeciwko Niemcom). W tak skomplikowanych okolicznościach Ośko zdecydował się na wstąpienie do polskiego wojska i zmianę tożsamości.
W mundurze oficera Wojska Polskiego i legitymacją UB
Odtąd był kpt. Wojciechem Kossowskim, absolwentem Szkoły Kawalerii w Grudziądzu. Po otrzymaniu przydziału do 2. Pułku Ułanów (1. Warszawska Brygada Kawalerii) wraz z frontem podążał na zachód. W obawie przed aresztowaniem, zdezerterował.
W styczniu 1945 r. znalazł się w Bydgoszczy. Nie ściągnął munduru oficera WP. Zaopatrzony w fałszywe papiery funkcjonariusza UB wizytował komisariaty MO i ubecji. Na polecenie władz zbierał informacje o prześladowanych akowcach; w miarę możliwości próbował udzielać im pomocy.
Z więzienia w Koronowie pod sąd polowy
Był 27 lutego 1945 r. Miesiąc wcześniej w mieście nad Brdą skończyła się niemiecka okupacja. Za przesuwającym się na zachód frontem szły specjalne grupy operacyjne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, których zadaniem było tworzenie lokalnych struktur bezpieczeństwa.
Właśnie tego dnia funkcjonariusze UB aresztowali ppor. Leszka Białego w jego mieszkaniu na ul. Garbary 19. Tam zatrzymany został również emisariusz z Częstochowy o ps. "Bolesław". Obaj zginęli kilka dni później w siedzibie UB na Markwarta 4.
Tego samego dnia od niechybnej śmierci grupę akowców uratował "Sęp". Do zdarzenia, które miało dramatyczny przebieg, doszło w domu przy ul. Śniadeckich 41.
Przypadek sprawił, że pod koniec lutego Kossowski dowiedział się o grupie akowców przetrzymywanych w więzieniu w Koronowie. Mieli znaleźć się w Bydgoszczy, by stąd, już pociągiem, trafić do Piły, a następnie do Jastrowia, gdzie czekał ich sąd polowy Armii Czerwonej.
Informacja ta pochodziła od Leopolda Mroczka, milicjanta i żołnierza AK w jednej osobie, oddelegowanego do służby w MO z polecenia dowódcy. Obaj postanowili działać. Dołączyli do nich jeszcze dwaj akowcy - Stanisław Henne (w czasie wojny był łącznikiem komendanta Pomorskiego Okręgu AK) i Zygmunt Domeradzki.)
Trójka ta pod dowództwem Kossowskiego pojawiała się w kamienicy przy ul. Śniadeckich, gdzie w mieszkaniu Floriana Dutkiewicza (był jednym z siedmiu żołnierzy AK konwojowanych z Koronowa do Jastrowia) zatrzymali się i więźniowie, i milicjanci.
Kossowski, posługując się fałszywymi papierami, wylegitymował funkcjonariuszy MO. Ci zaś pokazali mu list, z którego wynikało, że zatrzymani "faszyści akowcy mają trafić pod sąd radziecki i zostać rozstrzelani" (taką wersję przedstawiono na procesie). Poza tym jeden z milicjantów przyznał się, że jest współpracownikiem NKWD.
Kossowski chciał, by milicjanci puścili więźniów. Swoim przełożonym mieli powiedzieć, że zaatakowała ich zbrojna bojówka, której udało się odbić więźniów. Ale dowódca konwoju nie zgodził się na taki układ. Miał powiedzieć, że "faszystów-akowców" trzeba niszczyć!
Kazał zastrzelić milicjantów. Bał się większej wsypy
"Sęp" nie miał wyjścia. Chciał swoich towarzyszy ocalić za wszelką cenę. Wydał, rozkazał, by rozbrojonych milicjantów sprowadzić do piwnicy i zastrzelić.
Podczas procesu pytany o motywy swojej decyzji, mówił: "(...)rozmawiałem z Dutkiewiczem i dowiedziałem się, że za czasów okupacji pełnił funkcję oficera organizacyjnego AK na miasto Bydgoszcz (...). Dowiedziałem się od niego, że Augustyniak i Kucharski byli członkami wywiadu AK. Wtedy zrodziły się we mnie myśli i obawa, że wsypa obejmie szersze kręgi. Na korytarzu rozerwałem kopertę, w obecności Dutkiewicza. Był to zwyczajny list, bez pieczęci, podpisany przez oficera rosyjskiego, w którym było napisane, że przesyła niżej wymienionych faszystów akowców celem rozstrzelania w strefie przyfrontowej".
W egzekucji na Śniadeckich 41 zginęli milicjanci: Julian Sikorski, Józef Michalski i Franciszek Kwiatkowski. Strzelał do nich Zygmunt Domeradzki i Florian Dutkiewicz (mimo kilku strzałów nie zabił trzeciego z funkcjonariuszy). Rannego dobił Florian Augustyniak.
Po tej akcji Kossowski wyjechał na Śląsk, gdzie utrzymywał się z handlu. Jednak jesienią 1945 r. powrócił na Kujawy. Szukał zajęcia, ale bezskutecznie. Przy okazji odnowił kontakty z podziemiem niepodległościowym. Wśród znajomych z Lubelszczyzny pojawił się Marian Obniński, ps. "Hubert", który był wówczas szefem Okręgu Pomorskiego WiN. W kwietniu 1946 r. "Sęp" wstąpił do Zrzeszenia WiN. Wkrótce znalazł się w leśniczówce Bolumin, w pobliżu Ostromecka, w której ukrywali się b. akowcy z Lubelskiego.
"Mąż wrogiem demokracji nigdy nie był"
18 kwietnia 1946 r. leśniczówka została otoczona przez funkcjonariuszy UB i MO. Aresztowanych przewieziono do Bydgoszczy. Podczas rewizji znaleziono u Kossowskiego hiszpański pistolet (pamiątka z akcji w Biłgoraju, odebrał go szefowi tamtejszego gestapo). Kossowski, Dutkiewicz i Ludwik Augustyniak byli sądzeni razem z wieloma innymi członkami wydziału bezpieczeństwa pomorskiego WiN. Rozprawa zakończyła się wydaniem 30 września 1946 r. trzech wyroków śmierci.
Na nic zdały się prośby o ułaskawienie pisane przez rodziny skazanych do "Dostojnika Państwa Polskiego". Bolesław Bierut nie uznał za właściwe darowanie życia żołnierzom, z którymi los i historia tak okrutnie się obeszły.
"Mąż wrogiem demokracji nigdy nie był. Nie zabieraj nam Obywatelu Prezydencie męża i ojca. Daj mu oglądać tę wolność, do której tak wzdychał, której taki bardzo pragnął" - błagała Bieruta Józefa Dutkiewicz, żona Floriana (w czasie niemieckiej okupacji pracował na kolei, działał w bydgoskich strukturach AK). Wyrok został wykonany 27 listopada 1946 r.
Przy pisaniu tekstu korzystałam z biogramu Tadeusza Ośki vel Wojciecha Kossowskiego autorstwa dr Alicji Paczoskiej-Hauke i książki Z. Biegańskiego "W smudze kainowego cienia".
Hanna Sowińska
GAZETA POMORSKA
Galaktyczny Lewy - również na kadrze?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?