Podporucznik Simo Häyhä urodził się w 1905 roku w Rautjärvi, małej miejscowości, która znajduje się niedaleko obecnej granicy między Rosją a Finlandią. W tym czasie Wielkim Księstwem Fińskim rządził jeszcze rosyjski car. Rok później w Finlandii powołano Eduskuntę, parlament, który 11 lat później podjął decyzję o przejęciu władzy w dotychczasowym Wielkim Księstwie. Żołnierz, który miał od urodzenia powody, aby nienawidzić Rosjan stał się największym koszmarem Bolszewików podczas Wojny Zimowej (1939 - 1940).
Trenował na zwierzynie
Przez pierwsze lata życia przyszły snajper zajmował się uprawą roli oraz polowaniem na zwierzynę - to właśnie w dzieciństwie nabył pierwsze umiejętności strzeleckie, które wraz ze wstąpieniem do wojska stale rozwijał. Häyhä wstąpił do armii fińskiej jako 20-latek w 1925 roku. Była to piętnastomiesięczna obowiązkowa służba wojskowa.
Trafił do II Batalionu Cyklistów. Była to mobilna jednostka będąca w stanie gotowości bojowej. Miała opóźniać marsz wroga ze wschodu, aby w pozostałej części kraju można było w tym czasie przeprowadzić mobilizację. Po wyjściu z wojska, w czasie pokoju Simo wstąpił do lokalnej samoobrony, gdzie ujawnił się jego talent do używania broni snajperskiej.
Brał też udział we wszystkich możliwych zawodach strzeleckich - większość z nich zwyciężył, a jego dom był pełen trofeów. Jego koledzy pewnego razu wystawili go na ciężką próbę. Dali mu garść nabojów, ustawili tarczę w odległości stu pięćdziesięciu metrów i kazali strzelać tyle razy, ile zdąży w ciągu jednej minuty. Häyhä wystrzelał je wszystkie, a na tarczy pojawiło się szesnaście otworów. Ludzie z okolicy zaczęli opowiadać o tym wyczynie.
Zabijał pięciu dziennie
W sierpniu 1939 roku Związek Radziecki i Niemcy podpisały układ o nieagresji, który wprawił w zdumienie cały świat. Niemcy weszli do Polski pierwszego września, a Sowieci niespełna trzy tygodnie później. Armia fińska została wtedy postawiona w stan podwyższonej gotowości, widmo wojny wydawało się być jednak odległe. Simo wyjechał na nadzwyczajne ćwiczenia. Do rodzinnego domu wrócił dopiero po Wojnie Zimowej.
Należał do 6. kompanii 34. Regimentu Piechoty, gdzie miał rangę kaprala. Armia Czerwona przekroczyła granicę Finlandii ostatniego dnia listopada 1939 roku o siódmej rano. Rozpoczęła się Wojna Zimowa. Fińscy politycy nie mogli nawet podjąć rozmów z Rosjanami, gdyż ci drudzy oficjalnie mówili, że nie ma żadnej wojny, a jedynie zostali poproszeni o pomoc w walce z rebeliantami przez komunistyczny gabinet urzędujący w tej części Finlandii.
Legenda Białej Śmierci powstała podczas bitwy nad rzeką Kollaa, gdzie od grudnia 1939 roku Finowie nie pozwalali na przeprowadzenie wojsk radzieckich.
Przewaga liczebna Rosjan była druzgocąca. Szacuje się, że w czasie bitwy wystrzeliwali średnio 40 tysięcy pocisków na dobę, w tym samym czasie żołnierze fińscy oddawali tysiąc strzałów. Temperatura spadała nocą nawet do minus 40 stopni Celsjusza. Niskie temperatury i padający śnieg sprawiały, że od przewagi liczebnej ważniejsze stawało się wyszkolenie do walki w ekstremalnych warunkach.
Simo Häyhä w ciągu każdego z blisko 100 dni spędzonych na froncie, zabijał średnio 5 żołnierzy z przeciwnej armii. Gdy dzienny łup Simuny, jak nazywano w oddziale snajpera, zaczął przewyższać dziesięciu zabitych, zaczęto notować liczby co wieczór. Dodatkowo kapral dostał oficjalnego kontrolera, który pilnował, czy liczby są na pewno prawdziwe.
Jego pierwszym poważnym wyzwaniem w Kollaa było wyeliminowanie rosyjskiego snajpera. Przeciwnika wyśledził przez lornetkę oficer kierujący ogniem. Simo Häyhä wziął cel na muszkę, a gdy Rosjanin poruszył się, oddał bezbłędny strzał. Zdradził jednak swoją pozycję radzieckim żołnierzom i w tym samym momencie lufy rosyjskich moździerzy zaczęły pluć ogniem. Simo znalazł bezpieczny punkt, a gdy kanonada ucichła wraz z wysłannikiem dowódcy kompanii udał się do osłoniętego miejsca. Od tego czasu Häyhä stał się dużo bardziej ostrożny.
Rękawice od córki generała
Wojna Zimowa w styczniu była już typową wojną pozycyjną. Obrona była skuteczniejsza od ataku, ale atakujący nie chcieli zrezygnować ze zdobytych pozycji. Nieprzyjacielski punkt kierowania ogniem był dobrze znany. Luneta stojąca na trójnogu podnosiła się ciągle w tym samym miejscu, jej soczewka odbijała promienie słoneczne.
Finowie próbowali ją zniszczyć za pomocą karabinów i moździerzy - za każdym razem bezskutecznie. Ktoś w końcu wpadł na pomysł - Niech przyjdzie Häyhä. Snajper nie musiał długo czekać aż luneta się wychyli. Ledwo zdążył wystrzelić trzy razy, a rosyjskie działa rozpoczęły ostrzał. Mimo potężnej siły ognia, nikt z Finów nie został nawet ranny. Jeszcze tego samego dnia Häyhä zmienił pozycję i precyzyjnie strzelił w rosyjskie soczewki. Radość Finów nie znała granic.
Fin nie używał celownika optycznego. Zamiast tego w swoim karabinie Mosin M28 (nazywanego "Szpicem") miał zamontowaną tradycyjną muszkę. Wszystko po to, aby nie podnosić nawet o kilka centymetrów wyżej głowy, co mogłoby narazić na wykrycie strzelca. Optyczny celownik mógł również zaparować w niskich temperaturach, a gdy świeciło słońce, refleksy mogły zdradzić jego pozycję. Niekiedy już wieczorem szedł wybrać miejsce na następny dzień, gdzie usypywał sobie ze śniegu osłonę aż do piersi, żeby go nie było widać.
Do kieszeni wkładał kostki cukru, które jadł by zachować sprawność umysłu, gdy przez wiele godzin leżał w okopach. Zabierał ze sobą około pięćdziesięciu, sześćdziesięciu nabojów karabinowych. Do tego dokładał jeszcze granaty ręczne bez trzonków, nazywane granatami partyzanckimi. Zakładał na siebie solidny, gruby ubiór. Dzięki grubym warstwom puls strzelającego nie wpływał na stabilność broni. Ubranie snajpera zapobiegało również skostnieniu łokci i kolan, czyli miejsc narażonych na ucisk.
Powszechnie uważano, że jego grube rękawice, które dostał od dowódcy oddziału, zrobiła na drutach córka generała. Wybierając pozycję w śniegu ubierał się na biało, a swoją kryjówkę polewał wodą - tak aby podmuch wystrzału nie uniósł śnieżnego pyłu, tym samym zdradzając kryjówkę snajpera. Do ust wkładał śnieg, żeby zatrzymać parę wydobywającą się w czasie niskich temperatur.
Prostytutki za kapitulację
Najczęściej strzelał z pozycji leżącej, która była najpewniejszą formą strzelecką. Nisko znajdujący się punkt ciężkości i duże pole oparcia gwarantowały stabilne utrzymanie lufy. Simo Häyhä nie mógł się ruszyć czasem przez wiele godzin, aby nie zdradzić swojej pozycji. Fin musiał nauczyć się rozluźniać ciało w bezruchu. Problemem było również zmęczenie oczu, zwłaszcza, że bardzo często oślepiały go ostre promienie słoneczne. Silny mróz sprawiał, że można było stracić czucie w koniuszkach palców, przez co naciśnięcie spustu było dla snajpera nie lada wyzwaniem.
Nie tylko strzeleckim umiejętnościom Fin zawdzięcza swój "rekord". Rosjanie, mówiąc delikatnie, nie byli zbyt rozważni. Finowie, którzy przeżyli wojnę wspominają, że potrafili oni cały czas wychodzić z jednego miejsca, nie przeszkadzał im nawet układający się tam stos ciał.
Żołnierze Armii Czerwonej próbowali zabić fińskiego snajpera wielokrotnie. Naprzeciw Häyhä wysyłano innych snajperów, artylerię, a nawet przeprowadzano naloty bombowe. W większości przypadków Simo wychodził z opresji bez szwanków. Jeden raz sowiecki pocisk spadł kilka metrów od fińskiego snajpera - wtedy również szczęście uśmiechnęło się do "Białej Śmierci", bo odniósł jedynie lekkie rany, które nie zagrażały jego życiu.
Rosjanie byli na tyle zdesperowani, że w połowie stycznia zaczęli nadawać komunikat przez megafon, obiecując fińskim żołnierzom, którzy złożą broń Armii Czerwonej - tańce, pieśni, alkohol i prostytutki. Nie poskutkowało. W lutym Rosjanie postanowili uderzyć z jeszcze większą niż dotychczas siłą. Sytuacja fińskich wojsk stała się ciężka, ale nie beznadziejna. W tym samym czasie fińscy politycy rozpoczęli rozmowy ze Związkiem Radzieckim. Kulminacyjny atak rozpoczął się 2 marca o godzinie siódmej rano. Finowie zmęczeni już wojną, rzucali do walki szewców, kowali, kucharzy i lekko rannych żołnierzy. Na linii frontu pozostało już niewielu żołnierzy, którzy walczyli w Kollaa w grudniu poprzedniego roku. Simo Häyhä musiał wrócić na front. Reguły się zmieniły, a armia fińska, wzmocniona posiłkami z głębi kraju, przystąpiła do kontrataku.
"Robiłem to, co mi kazano"
Ostatnia akcja strzelca wyborowego miała miejsce 6 marca 1940 roku. Został wtedy postrzelony w szczękę. Radziecki pocisk przeszył jego głowę na wylot, a Simo Häyhä zdążył jeszcze zastrzelić napastnika, który go zranił, po czym stracił przytomność. Prawdopodobnie został trafiony w szczękę pociskiem eksplodującym, który przebił dolną wargę i przeleciał przez lewy policzek.
Ten rodzaj broni był zakazany przez traktaty międzynarodowe. Gdy taki pocisk trafił w ludzkie ciało, to powodował rany z poszarpanymi brzegami. Rosjanie używali tego typu pocisków, aby zniszczyć morale przeciwników. Snajper obudził się 13 marca, nie mógł nawet myśleć o powrocie na front. Po 105 dniach Wojny Zimowej Finlandia i Rosja zawarły pokój.
Finlandii odebrano jedną dziesiątą jej terytorium - tę najbardziej żyzną. Czterysta tysięcy Finów - w tym Simo Häyhä - straciło swoje domy. Żołnierze, którzy przeżyli wojnę, nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw.
Po wojnie awansowano go do stopnia podporucznika. Simo Häyhä dopiero po kilku latach wyleczył odniesione w marcu 1940 roku rany. Najskuteczniejszy snajper w historii wojen zmarł w 2002 roku w fińskiej Haminie. Gdy pięć lat wcześniej zapytano go o jego rolę w wojnie zimowej odpowiedział tylko: "Robiłem to, co mi kazano - najlepiej, jak mogłem".