W wydanych we Lwowie w maju 1826 r. „Rozmaitościach”, w rozdziale trzecim, poświęconym rozprawom naukowym, literackim, moralnym i satyrycznym, znajdziemy tekst „O Potworach, Karłach i Olbrzymach”. Czytamy w nim: „Od naydawnieyszych czasów, opinia albo raczy przesądy, korzeniły wiarę w bytność narodów, z karłów się składaiących. Homer, Hezyod i Arystoteles, czynią o nich wzmiankę. A. X. Banier napisał w tey mierze uczoną rozprawę, w którey dowodzi: że prawdziwie karły na górach Etyiopii naród tworzyły, od Historyków i Jeografów zwany Fenicyianami; gdzie razem utrzymuje, że ci mali ludzie, nie wiele od Lapończyków byli niższemi (…). Miłośnicy osobliwości, zapewne przyymą z uniesieniem wiadomość o półludziach czyli karłach, zamieszkuiących szczyty gór, wewnątrz wyspy Madagaskar i tworzących ciało znacznego narodu zwanego Kimos”.
Trudno dziś powiedzieć, czy autor tekstu w „Rozmaitościach”, podpisujący się inicjałem A.N., wiedział, że karły odegrały w kulturze i historii renesansowej i barokowej Europy znaczną rolę. Przyjrzyjmy się temu obyczajowemu fenomenowi.
Powaga Arystotelesa
Sporo ciekawostek na ten temat znajdziemy w wydanej niedawno książce Anny Brzezińskiej „Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach”. Rzecz jest o tyle ciekawa, że bohaterką dzieła jest Dosia, jedna z najbardziej znanych karlic ówczesnych czasów. Brzezińska pisze: „Karły zaliczano wówczas do szeroko definiowanej kategorii potworów, co dla większości teoretyków znaczyło, że są dziwne, ale należą do Bożego planu i stanowią dowód na obfitość oraz różnorodność boskiej kreacji. Nieodłączną częścią świty monarchów stały się w XV w., lecz i wcześniej sporadycznie pojawiały się na dworach, a znano je od starożytności i już wówczas debatowano nad ich pochodzeniem”.
To prawda, widok małych ludzi musiał niezwykle intrygować naszych antenatów. Ojciec nauk - Arystoteles - uważał, że karły, podobnie jak zwierzęta i dzieci, są głupsze od zwyczajnych ludzi, czego dowodzą zniekształcone proporcje ich ciał. W starożytnej Grecji wierzono, że karzeł jest małym, psotnym człowieczkiem z wyjątkowo dużym libido. To dlatego karły odgrywały szczególnie dużą rolę podczas rytuałów związanych z kultem Dionizosa - boga dzikiej natury. Żyjący w VII w. chiński cesarz Hsuan Tsung miał na punkcie karłów prawdziwą fiksację. „Kolekcjonował” karłowatych niewolników i zamykał ich w specjalnym haremie.
Filozofowie z powagą spekulowali przez wieki, że zapewne karły mają taki wygląd dlatego, że w czasie stosunku płciowego tylko część nasienia ojca wniknęła do kobiecego łona. W XV i XVI w. ustalił się nawet swoisty kanon estetyczny wśród karłów - najbardziej ceniono te, które osiągały zaledwie dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Karły, jak sądzono, nie rozumiały do końca tego, co czynią. Dlatego pozwalano im na więcej, a odpowiedzialność za ich czyny ponosili ich panowie. „W Augsburgu w roku 1500 - pisze Brzezińska - uchwalono nawet prawo, że ci, którzy trzymają w domach głupców lub karły, mają zadbać, żeby nie nagabywali oni przechodniów”.
Rozpacz po Matello
Historyk Kamil Janicki pisze: „Karły fascynowały władców od niepamiętnych czasów. Nazywano je pigmejami, niziołkami, niedorostkami czy guzami. Już w starożytnym Egipcie pełniły funkcję błaznów. Swoich pigmejów miał podobno Karol Wielki. Szczególną popularność zyskały w epoce renesansu. Doszło do tego, że królowa francuska Katarzyna Medycejska rozmnażała karły niczym rasowe konie. Z dumą opowiadała, że kojarzy je w pary, »by hodować potworki na podziw dla swoich lekarzy i całego otoczenia«. Niezależnie od epoki i miejsca karły łączyło jedno: traktowano je jak kurioza, wybryki natury”.
Przenieśmy się do Włoch przełomu XV i XVI w. Księżna Isabella d’Este, znana wśród badaczy dziejów jako Pierwsza Dama Renesansu, rządząca Mantuą jako regentka, kazała zbudować na dworze miniaturowe apartamenty dla karłów, wyposażyć je w meble i stworzyć w ten sposób swoiste muzeum dla oglądających. Karły pojawiały się na turniejach rycerskich, podczas nabożeństw, wnosiły potrawy podczas uczt, wyskakiwały z pasztetów, śpiewały sprośne piosenki, a nawet stanowiły prezenty dyplomatyczne dla innych monarchów.
Niektórzy z władców - zaznacza Brzezińska - podejmowali nawet próby hodowlane, co byśmy nazwali dziś eksperymentami eugenicznymi. O jednym z karlątek, owocu takiego związku, księżna d’Este pisała, że „dorosło już” do wysłania w podarunku. Innego karła, zwanego Matello, osobiście pielęgnowała w czasie choroby, a następnie kazała pochować w rodzinnej krypcie. Z kolei kiedy córce elektora brandenburskiego Barbarze rozkazano powrócić do Ansbach, ta zabrała ze sobą ulubionych karlicę i karła.
Na XVI- i XVII-wiecznym dworze w Eskurialu, Aranjuez czy Sewilli można było spotkać karły i błazny w otoczeniu króla. Były nimi karły przyboczne dzieci królewskich, ale także karły w świcie królowej. Kształtne i inteligentne, jak również te pokraczne i budzące śmiech.
Pierwsze karły nad Wisłą
O pierwszych karłach nad Wisłą słychać było już w czasach Kazimierza Jagiellończyka, ale własnego małego człowieka miał chyba dopiero Jan Olbracht. Jego brat Aleksander trzymał ponoć na swoim dworze już dwóch karłów, a prawdziwa lawina zainteresowania małymi ludźmi spadła na Polskę razem z Boną Sforzą. I to właśnie królowa z włoskiego rodu była też chyba odpowiedzialna za nowe spojrzenie na karły. Pełniły one rolę błaznów, dostarczycieli dworskiej rozrywki. Karzeł mógł być też kosztownym prezentem - parę karłów Bona wysłała habs-burskiemu cesarzowi.
Niepostrzeżenie karły weszły także do gry politycznej. Bona zabierała bowiem swoich zaufanych karłów na narady o wadze państwowej. Brały udział nawet w poufnych spotkaniach w cztery oczy - bo rozmówcy królowej rzadko traktowali karła jak człowieka. Wiadomo, że mała ulubienica władczyni była przy niej podczas jednej z najtrudniejszych rozmów z synem Zygmuntem Augustem - pierwszej od śmierci Barbary Radziwiłłówny. Bona wyznała wtedy młodemu królowi, że pragnie wyjechać z Polski.
Pisze Kamil Janicki:
Przy innej okazji karzeł uratował Bonie życie. W 1544 r. zamaskowany zamachowiec wtargnął nocą do jej dworku myśliwskiego pod Piotrkowem. Z obnażoną bronią szykował się do zadania śmiertelnego ciosu. Nie zdołał go zadać, ponieważ potknął się o śpiącego przy oknie karła i był zmuszony salwować się ucieczką.
Na dworze Zygmunta Starego popularnością cieszyły się zwłaszcza dwa karły: Okuliński oraz Sebastian Guzman. Ten drugi pochodził z Hiszpanii, z miasta Leon. Pełniąc przez długi czas funkcję trefnisia, bawił dwór swymi facecjami i żartami. W zamian za to otrzymywał zapłatę w wysokości 100 florenów, łokcia sukna lyońskiego i adamaszku. „Z dalekiej Hiszpanii, z którą Rzeczpospolita nawiązała kontakty dyplomatyczne za sprawą biskupa warmińskiego Jana Dantyszka, na dwór polski przybyły kolejne karły. W latach 50. XVI w. cesarz Karol V podarował Zygmuntowi II Augustowi dwa karły o imionach: Estanislao, służącego w latach 1555-1570, oraz Esteban, przebywającego w Krakowie od 1563 do 1571 r.” - twierdzi Jarosław Pietrzak w tekście „Karły na polskich dworach królewskich i magnackich od XVI do XVIII wieku”.
Kim była Dosia?
Ulubioną karlicę, Dosieczkę, bohaterkę wspomnianej książki Anny Brzezińskiej, miała córka Bony Katarzyna. Spędziła z królewną nawet najtrudniejsze lata, gdy Katarzyna z mężem była więziona przez Eryka Szalonego w Sztokholmie. Karlica, kobieta uczona i przebiegła, odgrywała rolę niemalże jej kanclerza. Także druga córka Bony, Zofia, zabrała ze sobą karlicę, niejaką Jagnieszkę, gdy wyjeżdżała do Niemiec po ślubie z księciem Henrykiem Brunszwickim. Historyk Julian Bartoszewicz twierdził, że w przeciwieństwie do Dosieczki ta pigmejka uchodziła za „złe i jadowite stworzonko”.
Jak dowodzi Agnieszka Wolnicka na portalu Ciekawostkihistoryczne.pl, najbardziej znana karlica w dziejach Polski, czyli Dosieczka, „całe życie wyglądała jak dziecko. Niziutka, niepozorna, wręcz niezauważalna w monarszym otoczeniu. Ale ona przekuła pozorne wady w zalety. Stała się nieoficjalnym kanclerzem królowej, kształtowała jej wizerunek na arenie międzynarodowej”. Prawdopodobnie miała na imię Dorota, choć częściej nazywano ją właśnie Dosieczką albo Dosią. Jej nazwisko najprawdopodobniej brzmiało Ostolska, choć w literaturze można znaleźć inne formy, jak Ostrelska i Ostalska.
W późniejszych listach karliczka nazywała siebie „podnóżną a najniższą służką” albo „najmniejsza służebnica” Zofii Jagiellonki. Nie trafiła jednak razem z nią do Brunszwiku w 1556 r. W spisie poświęconym bogatej wyprawie ślubnej tej najmłodszej córki Bony znalazło się potwierdzenie, że księżniczka dbała o komfort swoich najniższych wzrostem sług. Pod hasłem „Barwa na karły” zapisano: „Sajaników, bieretków i niższych ubiorów aksamitnych czarnych na 2 karłów. Prześcieradło kitajczane czerwone do noszenia szat”.
Ferry pod spódnicą
Późniejsze dzieje Polski też znają karłów. Karła imieniem Polak zatrudniał na przykład Henryk Walezy. Historycy twierdzą, że to niejaki Jan Krassowski pomógł w elekcji Francuza, asystował mu też w ucieczce z Krakowa. Co ciekawe - uważał się za szlachcica, a nawet syna kasztelana. Polska znała też cały szereg innych karłów ze szlacheckimi herbami. W najbardziej demokratycznym państwie Europy mogli oczekiwać, że będą traktowani jak ludzie pełnoprawni niezależnie od swojego wzrostu. Zygmunt Gloger napisał o nim: „pieścidłem był dworu francuskiego; rzadką nauką i dowcipem obdarzony, zebrawszy znaczne pieniądze, gdy się podstarzał do Polski powrócił”.
Jarosław Pietrzak słusznie kładzie nacisk na obyczajowe tło staropolskiej mody na karły: „Powrót do idei utrzymywania karłów na dworze królewskim nastąpił wraz z panowaniem Zygmunta III Wazy, który: na dworze miał osiem karląt męskich i żeńskich. Wśród nich znajdował się zapewne karzeł o imieniu Marcin, który w »Ordynacji dworu« z 1589 r. pobierał jurgielt 24 florenów, 4 bochenków chleba, 1 korca owsa, 4 kufli piwa i siano dla koni. Karlice przebywały także na dworze żon Zygmunta III - Anny i Konstancji Habsburżanek”.
Prawdziwym wielbicielem karłów, jeżeli można użyć tego sformułowania, był również Władysław IV. W Pałacu Kazimierzowskim władca utrzymywał Karpickiego: karlika bardzo małego, kształtnego i bardzo dowcipnego, Bartelka, Karla i Pawełka. Prawdziwy zastęp karłów przebywał na dworze Jana Kazimierza począwszy od 1649 r. Król wśród wielu karłów posiadał dwóch braci Kuczkowskich, których czule określał „Kuczkosiami”. Swoją karlicę miała także Ludwika Maria Gonzaga de Nevers, wpierw żona Władysława IV, a następnie Jana Kazimierza. Karlica o imieniu Resia wraz z karłem Bonarowskim została w latach 60. XVII w. wysłana jako prezent dla księcia Kondeusza do Chantilly.
Na polskich ziemiach znany był ponadto Nicolas Ferry - karłowata maskotka króla Stanisława Leszczyńskiego. Ten akurat błazen zapisał się w historii jako nieznośny liliput terroryzujący królewską służbę. Ferry miał w zwyczaju z zaskoczenia kopać w golenie służących i wpełzać pod suknie możnych pań.
Karły na magnackim dworze
Wzorem królów i ich żon - pisze Pietrzak - karły utrzymywane były także na dworach magnackich, służąc za ich niecodzienną ozdobę. Wojewoda trocki Stefan Zbaraski trzymał na swym dworze karła o przezwisku Kozioł, bowiem ten posiadał sumiaste wąsy i gęstą brodę. Wielką fantazją odznaczył się marszałek wielki koronny Adam Kazanowski, który w 1643 r. zainscenizował karle wesele. Albrycht Stanisław Radziwiłł opisał w ten sposób to wydarzenie: „na niesłychanym weselu, śmiechu pełnym, karła z karlicą, którym publicznie w kościele ślub dawał proboszcz tameczny piękną oracją lecz eksagrującą. Siedziało to małżeństwo u jednego z nami stołu i potem tańcowało. Co się działo z nimi potem, śmiech pisząc nie dopuszcza”.
Polscy magnaci, podobnie jak zagraniczna część arystokracji, traktowała karły jako żywe lalki. W czasie uczt karły ukrywały się w koszach, pasztetach, tortach i zadziwiały gości nagłym ukazywaniem się. Kazano im również chodzić po stole i grać na skrzypcach, budowano im całe dworki, co bawiło gości.
Podobnie jak na dworze królewskim karły traktowane były przez szlachtę, jako egzotyczny i zadziwiający prezent. W latach 40. XVII w. Janusz Radziwiłł, pragnąc pozyskać przychylność nowej monarchini Ludwiki Marii Gonzagi, wysłał jej zauszniczce, marszałkowej Renée de Guebriant, prezent, jakim była piękna, gładka, haftowana chusteczka złożoną na perskim dywanie, dostarczona przez karła tatarskiego. O nieludzkim traktowaniu karła najlepiej jednak świadczy wypowiedź Bogusława Radziwiłła w liście do żony Anny Marii Radziwiłłówny, iż „wszystkie Radziwiłłówny zawsze brzydziły się karłami i karlicami”.
Boruwłaski, czyli „Joujou”
Najbardziej znanym polskim karłem, którego sława sięgnęła daleko poza granice Rzeczypospolitej, był Józef Boruwłaski z Pokucia. Mając 20 lat, miał 71 centymetrów, a ostatecznie osiągnął wzrost 99 cm, zachowując przez całe życie wzrost pięcioletniego dziecka. W wieku 14 lat znalazł się pod opieką Anny Humieckiej, miecznikowej wielkiej koronnej. W latach 1755-1760 zwiedził z nią całą Europę - był na dworze Marii Teresy w Wiedniu, u Stanisława Leszczyńskiego w Lunéville, rok w Paryżu, a następnie w Holandii. Niewielki wzrost, przy dużej inteligencji i oczytaniu, przyniósł mu wielką popularność i przydomek „Joujou”.
Boruwłaski miał naturę emocjonalną. Po powrocie do Warszawy, w 1779 r., zakochał się w Izalinie Barbontan pannie respektowej swej opiekunki, i z nią ożenił. Stracił wówczas miejsce u Humieckiej, dostał za to, za protekcją K. Poniatowskiego - co nie mniej ważne - roczną pensję w kwocie 120 dukatów od Stanisława Augusta. W latach 1780-1783 podróżował po dworach europejskich, a w marcu 1782 r. dotarł do Anglii.
Dochował się czterech córek normalnego wzrostu. Rodzinę swą utrzymywał dzięki występom w cyrkach i na jarmarkach. Latem 1782 r. osiadł w Anglii. Małżeństwo z Izaliną rozpadło się około 1790 r. Żona, po dorośnięciu córek, powróciła z nimi do Polski. Boruwłaski po wydaniu pamiętników zyskał powodzenie i stał się niezwykle zamożny. W latach 1796-1798 Boruwłaski wędrował po Irlandii, później wrócił do Anglii i w 1806 r., uzyskawszy stałą pensję, osiadł w Durham, gdzie mieszkał do końca życia. Przyjaźnił się ze znanym wówczas malarzem Williamem Collinsem. Dożył sędziwego wieku (98 lat). Zmarł 5 września 1837 r. w Durham, a pochowany został w katedrze w Nine-Altars.
Zygmunt Gloger o karłach w „Encyklopedii staropolskiej”
„Człowieczka maleńkiego wzrostu nazywano w staropolszczyźnie niziołkiem lub łokietkiem, ale gdy panowie utrzymywali niziołków osobliwych małym wzrostem do posługi pokojowej, nazwa sługi celnego przeszła na nich. Karzełek na turniejach w Wiedniu 1560 r. za rycerzem polskim niesie buzdygan.
U Barbary, małżonki Zygmunta Augusta, był karzeł Okula, czasem Okulińskim zwany. Karzeł biskupa krakowskiego Jędrzejek przywiózł wino królowi, dano mu szubę kunami podszytą i rysią czapkę. Karzeł Krassowski, w młodym wieku zawieziony do Francyi i oddany królowej. Zapraszany przez panów na uczty, bawił ich rozpowiadaniem o Francyi i zwycięstwach Henryka, co w rycerskim narodzie jednało Walezjuszowi sympatję (…)
Czytamy w pamiętnikach Caetaniego, że na dworze Zygmunta III było 8 karlątek męskich i żeńskich z Litwy. Jakubowicza posyłano na Żmudź za karłami. Na trumnie Cecylii Renaty, pierwszej żony Władysława IV, w płaskorzeźbie wyobrażona jest karlica za królową, przystępującą do męża. U Kazanowskich dwie karliczki strzegły dwuch piesków także karzełków, jak myszy w koszyku białym na wonnej poduszce atłasowej spoczywających. Mąż jednej z tych karlic mniej był przystojny i pękaty.
Karzeł Stanisława Leszczyńskiego, Mikołaj Furry, nazwany Bébé, przywiązał się do króla, ale nauczył tylko w takt bębnić i tańcować. Dorósł tylko 26 cali wysokości, raz w trawie zabłądził i o ratunek wołać musiał”.