80 lat temu proces odwoławczy w Katowicach herszta cygańskiej szajki, oskarżonego o morderstwo listonosza, policjanta i gajowego, wywołuje wielką konsternację. Rzekomy bandyta, łotr spod ciemnej gwiazdy, zbój z taboru, okazuje się całkowicie niewinny. Skazany wcześniej na trzy dożywocia Józef Szeterlok wychodzi z sądu wolny. A wszystko dzięki jednemu świadkowi i jednemu dokumentowi. To dowód tożsamości numer 589.
Rok wcześniej sąd nie ma wątpliwości, że na listonosza, który wiózł z Pszczyny do Miedźnej na rowerze około 8 tys. zł w bilonie, 1 września 1934 roku napada cygańska banda. Zaraz po zabójstwie starsza kobieta zobaczyław lesie niedaleko miejsca zbrodni kilku „czarnych”. W tym czasie w Puszczy Pszczyńskiej koczują jednak trzy tabory. O jakich ludzi chodzi? Policja rozpuszcza wici i zgłasza się ktoś z taboru w Suszcu. Wskazuje na rodzinę Burjańskich, która zatrzymała się właśnie w okolicach Pszczyny. Potem okaże się, że te dwa klany od dawna prowadzą między sobą wojny.
Jedli jabłka, a planowali napad
Morderstwo pod Miedźną jest naprawdę szokujące. Zginęło trzech funkcjonariuszy państwowych na służbie; 31-letni listonosz Karol Głowała wiózł pieniądze na renty i pensje, eskortował go rówieśnik, policjant Paweł Pastelski. Obaj mieli przy sobie broń, ale nie zdążyli jej użyć. Prokurator twierdził, że zobaczyli dwóch Cyganów na drodze, którzy spokojnie zajadali się jabłkami, co ich zmyliło. Tę dwójkę widzieli wcześniej świadkowie. Mijający pozdrowili się, a potem nagle padły strzały. Dwóch strzelało, twierdził prokurator, reszta bandy chowała się w krzakach. Gajowy Józef Masny dostrzegł sprawców uciekających przez las z workami pieniędzy i też zginął od kuli. Policja musi złapać bandytów.