Gdyby dziennikarze ówczesnego „Forbesa” pokusili się o ranking najbogatszych obywateli II RP, poniższych kilkunastu finansistów znalazłoby się na samym szczycie notowań. Przyjrzyjmy się elicie przedwojennego kapitalizmu, która odcisnęła swoje ślady nie tylko w biznesie, ale też w kulturze i obyczajach.
Bracia Baczewscy „od likierów”
Adam i Stefan Baczewscy zarządzali spirytusowym biznesem przodka Józefa Adama Baczewskiego, który właścicielem lwowskiej fabryki wódek i likierów został w 1856 r. Dzięki zainwestowaniu w importowaną nowoczesną aparaturę, budowie rafinerii spirytusu i przede wszystkim dzięki wprowadzeniu nowatorskich metod reklamy (ozdobnych i zróżnicowanych butelek - karafek oraz etykiet) uczynił ze swojej firmy największego producenta alkoholu w Polsce i jednego z największych w środkowej Europie.
Po Józefie fabrykę prowadzili jego synowie Henryk i Leopold, a w okresie międzywojennym wnukowie - Adam i Stefan, nie bez kozery nazywani przez ówczesną prasę „milionerami od likierów”. Firma Baczewskich istniała we Lwowie do 1939 r., gdy fabryka została zbombardowana przez lotnictwo niemieckie, a resztę sprzętu i zapasów rozgrabili Sowieci. Adam i Stefan Baczewscy zostali aresztowani przez NKWD i rozstrzelani w Katyniu.
Stefan Cegielski, bogacz społecznik
Jako zdolny przemysłowiec objął w latach 80. XIX w. kierownictwo założonej przez ojca legendarnej poznańskiej fabryki maszyn i narzędzi rolniczych. W 1899 r. przekształcił przedsiębiorstwo w towarzystwo akcyjne, w którym pełnił funkcję wiceprezesa rady nadzorczej i głównego udziałowca. W efekcie w latach 1917-1923 zwiększono w firmie zatrudnienie niemal dziesięciokrotnie.
Wcześnie zaangażował się w działalność polityczną. Sprzyjał katolickim konserwatystom. Od 1884 r. był posłem do parlamentu Rzeszy, od 1888 r. jednocześnie deputowanym do sejmu pruskiego. W wystąpieniach parlamentarnych sprzeciwiał się działalności państwowej Komisji Kolonizacyjnej oraz germanizacji, bronił także praw robotniczych. Jeszcze w 1898 r. mimo aktywnej kampanii prowadzonej przeciwko niemu zdołał obronić mandaty zarówno w sejmie pruskim, jak i parlamencie Rzeszy, ale w 1903 r. jego kandydaturę utrącono. Od tego czasu wycofał się z polityki na rzecz pracy społecznej. Był członkiem Dyrekcji Głównej Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego, wiceprezesem rady nadzorczej Spółki Akcyjnej „Teatr Polski w Ogrodzie Potockiego”, członkiem rady nadzorczej „Dziennika Poznańskiego”. Sprawował mandat radnego miejskiego w Poznaniu. Zmarł u progu wolnej Polski - w 1921 r. - jako jeden z najbogatszych przedsiębiorców. Podpytywany przez dziennikarzy o stan finansów odpowiadał: „dużo”.
Cement Stanisława Ciechanowskiego
Familia Ciechanowskich była właścicielką m.in. cementowni w Grodźcu, uruchomionej w połowie XIX w., pierwszej na ziemiach polskich i piątej na świecie. Swój rozwój zakłady zawdzięczają głównie Stanisławowi Ciechanowskiemu, synowi założyciela firmy. To on doprowadził do wydzierżawienia, a następnie sprzedaży cementowni belgijskiemu koncernowi Solvay. W 1894 r. uruchomił drugą w Grodźcu kopalnię węgla kamiennego Maria (sześć szybów), która działała aż do 1938 r., zmieniając w 1923 r. nazwę na Grodziec I.
Ciechanowski działał też społecznie: w 1903 r. założył i zaczął wydawać „Przegląd Górniczo-Hutniczy” poświęcony rozwojowi przemysłu górniczego i hutniczego, który był zwalczany przez władze carskie. Od 1905 r. był protektorem nowo budowanej szkoły w Grodźcu, od 1905 do 1918 r. sprawował funkcję sędziego gminnego, po raz pierwszy wprowadził do sądów gminnych język polski, w którym pisane były wyroki, również w czasie okupacji niemieckiej podczas I wojny.
Magnat prasowy Marian Dąbrowski
Majątek zbudował w dużej mierze dzięki świetnym kontaktom z politykami, ale pozycję wyrobił sobie samodzielnie. Już w 1910 r. założył własną gazetę - „Ilustrowany Kurier Codzienny”. W 1939 r. jego koncern IKC z siedzibą w krakowskim Pałacu Prasy oprócz swojego sztandarowego wydawnictwa, czyli dziennika porannego „Ilustrowany Kurier Codzienny”, wydawał m.in. dwie gazety wieczorne, cztery tygodniki i jeden rocznik. Koncern zatrudniał niemal półtora tysiąca pracowników i miał 11 oddziałów terenowych w całej Polsce. W latach 1921-1935 Dąbrowski był posłem na Sejm II RP, początkowo z listy PSL „Piast”, potem z listy BBWR. Od 1926 r. określił się jako „zwolennik sanacji”. Wiele lat był radnym miasta Krakowa. Fundował nagrody dla młodych malarzy i wspierał finansowo budowę nowego gmachu dla Muzeum Narodowego. W 1925 r. przed pomnikiem Grunwaldzkim ufundował pomnik Nieznanego Żołnierza. Był pomysłodawcą powstania Teatru Bagatela oraz podjęcia prac badawczych na kopcu Krakusa. „Redaktor Dąbrowski to człowiek, który za 10 tys. sprzedałby ćwierć sanacji, za 100 tys. połowę pierwszej brygady, za 150 tys. całą piłsudczyznę z przyległościami” - docinała mu w 1932 r. endecka „Gazeta Warszawska”.
Wojna była dla Dąbrowskiego całkowitą katastrofą finansową i zawodową. Jej wybuch zastał go we Francji. Szef IKC stracił cały majątek, wyjechał do USA, gdzie zmarł w 1958 r. w biedzie i zapomnieniu.
Henryk Grohman, kolekcjoner
Wywodził się ze spolonizowanych niemieckich fabrykantów z Łodzi, którzy swoje tkackie imperium budowali od lat 30. XIX w. W 1921 r. po połączeniu z zakładami Scheiblera Henryk Grohman zarządzał największym kompleksem przemysłowym w Łodzi. Ale nie tylko: inwestował także w nieruchomości, stawiając ekscentryczne w formie wille i pałace. Był mecenasem sztuki - zbierał grafiki, obrazy i instrumenty muzyczne.
Na rzecz Skarbu Państwa zapisał także cały swój majątek przemysłowy, bogaty zbiór egzotycznych instrumentów muzycznych zapisał z kolei na rzecz Muzeum Etnograficznego Warszawie (spłonął on w 1939 r.), zdeponowane przez niego w Muzeum Narodowym skrzypce Stradivariusa uległy zniszczeniu podczas działań wojennych. Do Muzeum Narodowego przekazał zbiory ceramiki i grafiki japońskiej, które gromadził przed 1914. Bogaty zbiór grafik japońskich oddał do Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Księgozbiór podarował bibliotece publicznej w Łodzi. Był pierwszym prezesem Łódzkiego Towarzystwa Muzycznego. Zmarł tuż przed wojną - 3 marca 1939 r.
Bon vivant Antoni Jaroszewicz
Życiorysem Antoniego Jaroszewicza, króla finansów przedwojennej Polski, można by obdzielić kilku bohaterów „Wilka z Wall Street”. Modus operandi miał sprawdzone: doprowadzał do bankructwa zagranicznych konkurentów i przejmował ich kontrakty. O jego popisach chodziły legendy: ponoć grał o bajońskie sumy w Monte Carlo, a dla zgrywy śpiewał na scenie teatru Adolfa Dymszy.
Zbił fortunę jeszcze w carskiej Rosji, pierwsze duże pieniądze zarabiając na handlu wojskiem. Inwestował je w niepodległej Polsce. Założył Warszawski Bank Stołeczny, Bank Zjednoczonych Przemysłowców, a w Wilnie powołał do życia giełdę towarową, skutecznie wypierając z rynku spekulantów podbijających ceny mąki, soli, cukru i nafty. Był również właścicielem trzech fabryk metalurgicznych - produkował dla armii drut kolczasty, precyzyjne części broni oraz odrzutniki do karabinów. Maria Barbasiewicz, autorka książki „Ludzie interesu w przedwojennej Polsce”, uznała go za wzór dynamicznego polskiego kapitału. Jaroszewicz zarabiał też na budowie dróg asfaltowych. Założył Towarzystwo Eksploatacji Lasów Augustowskich (obejmujące 220 tys. hektarów lasów, zatrudniające 7 tys. robotników). Był pierwszym eksporterem drewna, a jego poboczny biznes - fabryka Krasnoludek - eksportowała zabawki do USA. Jaroszewicz był tak bogaty, że wraz ze wspólnikiem wykupił 99 proc. terenów ukochanego przez marszałka Piłsudskiego uzdrowiska Druskienniki. Po wojnie, która go zrujnowała, mieszkał skromnie w podwarszawskich Włochach, gdzie zmarł w 1970 r.
Oskar Kon - skąpiec
Historia Oskara Kona to spełnienie amerykańskiego snu o karierze od pucybuta do milionera w realiach II RP. Pochodzący z rodziny łódzkich Żydów Oskar zaczynał jako tkacz w tekstylnych fabrykach rodziny Heinzlów. Był pracowity, szybko się bogacił i w końcu poszedł na swoje. Kupił zrujnowany dom, zburzył go i postawił wystawną czynszówkę. Dalej inwestował w nieruchomości, kupując m.in. akcje Grand Hotelu.
Krążyły słuchy o jego skąpstwie i wyzysku robotników, którzy zarabiali u niego mniej niż u innych pracodawców, lecz dbał o swój wizerunek filantropa. W czasach inflacji i bezrobocia ogłosił, że przekaże 50 mln marek na fundusz budowy politechniki w Łodzi. Kon przypilnował jednak, aby komitet budowy nie powstał i nie upomniał się o obiecane pieniądze (politechnika powstała dopiero w PRL). W latach 30., pomimo że fabryka notowała znaczne straty - nie płacono podatków oraz dywidendy akcjonariuszom - Kon uzyskiwał gotówkę, którą lokował m.in. w jednym z banków szwajcarskich. Mieszkał w pałacyku przy ulicy Targowej 61. W grudniu 1939 r. Kon został, wraz z żoną, przewieziony do Genewy (gdzie znajdował się bank będący depozytariuszem akcji fabryki) i tam dokonano transakcji, która uratowała życie fabrykantowi. Po wojnie osiadł najpierw w Meksyku, prowadząc nadal intratne spekulacje finansowe, a ostatecznie osiedlił się w Argentynie. Zmarł w 1961 r.
Baron Leopold Julian Kronenberg
Jego przodkowie budowali fabryki i kupowali nieruchomości, inni zajmowali się finansowaniem tych przedsięwzięć. On zarządzał m.in. Bankiem Handlowym w Warszawie, Koleją Warszawsko-Terespolską oraz Koleją Nadwiślańską. Był też prezesem Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. W 1893 r. otrzymał dziedziczny tytuł barona cesarstwa. W latach 1907-1910 pełnił mandat posła w rosyjskiej Radzie Państwa. Był członkiem Stronnictwa Polityki Realnej. Prócz tego był jednym z fundatorów, a następnie prezesem zarządu Filharmonii Warszawskiej. Wspierał także m.in. utworzenie Instytutu Politechnicznego oraz budowę pomnika Adama Mickiewicza. Po odzyskaniu niepodległości wyprowadził się z Warszawy. Chcąc być pochowanym koło żony na Powązkach, na krótko przed śmiercią przeszedł z wyznania ewangelicko-reformowanego na katolickie. Zmarł 23 lutego 1937 r. w majątku Brzezie. Jego imponujący grobowiec można oglądać do dziś na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Lilpop, Rau i Loewenstein
Od XIX w. potęga w branży maszynowej, zbudowana przez Stanisława Lilpopa wraz z Wilhelmem Rauem. Zakłady Lilpop, Rau i Loewenstein były także największym kompleksem przemysłowym międzywojennej Warszawy. Produkowano w nich lokomotywy, samochody, nadwozia autobusów, urządzenia wodociągowe, maszyny pralnicze. Firma miała podpisaną umowę licencyjną z amerykańskim General Motors, zaopatrywała też polskie wojsko.
W II RP firmą zarządzali kolejni udziałowcy. Spółka prosperowała bez większych wstrząsów ekonomicznych, choć załamanie się złotego na początku lat 20. oraz okres wielkiego kryzysu (1929-1933) spowodowały przejściowe problemy. Nadal produkowano lokomotywy, wagony kolejowe i tramwajowe, turbiny wodne, motopompy, maszyny pralnicze oraz inne urządzenia techniczne. W 1936 r. spółka Lilpop, Rau i Loewenstein podpisała umowę licencyjną z koncernem amerykańskim General Motors Corporation. Gwarantowała ona spółce wyłączność na sprzedaż i prawo produkcji w Polsce samochodów Opel, Opel Kadett, Buick, Chevrolet, Buick-Limuzyna, samochody dostawcze typu Chevrolet oraz oparte na podwoziach tej firmy autobusy i samochody ciężarowe. W 1938 r. zakład w Warszawie zajmował powierzchnię 22,5 hektara i zatrudniał 3500 osób.
We wrześniu 1939 r. zarząd zakładów podjął decyzję o przekazaniu kilkuset wykończonych samochodów do Ministerstwa Spraw Wojskowych w celu wykorzystania ich do potrzeb wojennych i ewakuacji władz państwowych. Po rozpoczęciu okupacji niemieckiej zakład skonfiskowano na potrzeby gospodarki wojennej Niemiec, a następnie w styczniu 1940 r. włączono do koncernu Hermann Göring Werke. Firma LR&L przestała istnieć.
Browarnik Antoni Okocimski
24 kwietnia 1931 r. w Okocimiu zmarł Jan Okocimski, największy browarnik II RP. Właściwie należałoby napisać Jan Albin Goetz-Okocimski, baron, który to tytuł nadał mu cesarz Franciszek Józef I.
Po śmierci firmę przejął jego 36-letni syn Antoni. To wyjątkowo barwna postać w historii polskiego przemysłu: kapitalista, polityk, działacz sportowy, wreszcie poseł na Sejm IV kadencji w II RP. Wybrany został z listy Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform. Od lat 30. przychodziły do niego anonimy wzywające do przyznania się do niemieckich korzeni, on jednak nie chciał się wyrzec związków z Polską. Zanim oddziały niemieckie dotarły do Okocimia, opuścił swój majątek wraz z żoną i matką 5 września 1939 r. Przedostał się do Francji, gdzie został adiutantem dowódcy szkoły podoficerów artylerii w polskim Centrum Wyszkolenia Artylerii w Camp de Coëtquidan w Bretanii. Zmarł bezpotomnie w 1962 r. w Nairobi w Kenii na gorączkę tropikalną.
Hrabia Aleksander Potocki, posesjonat
Jego pełny tytuł herbowy brzmiał hrabia Jakub Ksawery Aleksander Potocki herbu Pilawa. Ostatni właściciel zamku w Brzeżanach, które ofiarował po I wojnie Wojsku Polskiemu. Należał do elity finansowej: w 1922 r. posiadał majątki ziemskie o powierzchni 33 680 hektarów, a jego majątek wyceniano po latach na 60 mln ówczesnych złotych. Do historii przeszedł jednak głównie dzięki temu, że ogromną część swojego majątku, m.in. majątki Brzeżany i Helenów, zapisał utworzonej przez siebie w 1934 r. fundacji mającej na celu wspierać badania i leczenie chorób nowotworowych oraz gruźlicy. Nie posiadając potomków oraz żyjącego rodzeństwa, przekazał Muzeum Narodowemu w Warszawie wiele dzieł sztuki: gobeliny, portrety, obrazy etc. Do zbiorów Ossolineum przekazał zaś m.in. obraz Jana Matejki „Unia lubelska”. Był twórcą kilku wielkich bibliotek, m.in. w Helenowie oraz w Bałabanówce na Ukrainie, którą całkowicie zniszczono w czasie wojny. Hrabia zmarł 27 września 1934 r. w Helenowie.
Jan Wedel - król słodyczy
Słodkości zaczął fabrykować w Warszawie Karol Wedel w połowie XIX w. Ale do potęgi firmę podniósł Jan Wedel (1874-1960), autor powiedzenia, że „nawet pracownik umysłowy nie powinien odmawiać sobie czekolady, bo ma właściwości zdrowotne: krzepi nerwy i łagodzi napięcia”. W latach 30. istniało wiele sklepów firmowych Wedla w Warszawie, ale także w Ciechocinku, Rabce, Krynicy--Zdroju, Zakopanem, Bydgoszczy, Gdyni, Katowicach, Łodzi, Poznaniu, a nawet we Lwowie, Wilnie i Paryżu. Wyroby Wedla były też dostarczane do Japonii. W 1936 r. firma zakupiła samolot RWD-13, rozwijający imponującą prędkość 210 km/h, mogący pokonać odległość 600 km bez lądowania i poboru paliwa, oraz flotę samochodową opatrzoną znakiem firmowym E. Wedel. Jan Wedel był znany z nowatorskich pomysłów, jak np. ustawienie przy bramie wejściowej do parku Skaryszewskiego pierwszych w Warszawie automatów ze słodyczami. Do niego należały też kamienica przy ul. Puławskiej 28 (sklep firmowy na parterze) oraz przy ul. Foksal 13, w której znajdowała się „nowoczesna winda sunąca w przeszklonym szybie. Prawdziwa prababka współczesnych wind panoramicznych”, a także ośrodek wypoczynkowy dla pracowników w Świdrze przy ul. Kołłątaja.
Wedlowie byli też znani ze swego zaangażowania społecznego i pomocy potrzebującym, nie tylko swoim pracownikom, ale też społeczności lokalnej (pomnik Paderewskiego w parku Ujazdowskim). Odnośnikiem uprzejmego traktowania klientów były sklepy Wedla, a standardy polityki marketingowej wyznaczały jego zasady. Wedel nie obniżał cen kosztem jakości produktów. Jego czekoladki były na ogół droższe niż fabryk konkurencyjnych. Do tego nigdy nie korzystał z obcego kapitału, a zyski przeznaczał na inwestycje w fabrykę.
Kordian Tarasiewicz i Pluton
Od roku 1930 pracował w słynnej rodzinnej spółce Pluton, którą założył jego dziadek Tadeusz Tarasiewicz. W 1934 r. został następcą dyrektora przedsiębiorstwa, a w 1939 r. został także członkiem zarządu Zrzeszenia Importerów Kawy i Herbaty RP. Potęga Plutona sięgała wtedy zenitu.
Ale wcześniej Kordian Tarasiewicz dał dowód swojej finansowej obrotności: firma posiadała sieć 31 sklepów rozrzuconych po całym kraju (w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Lwowie, Gdyni i Lublinie), w których poza kawą sprzedawano mieszanki zbożowe, herbatę oraz kakao. Zatrudnienie wynosiło wówczas ponad stu osób, a kapitały firmy sięgały 1 mln zł. Mając na celu ograniczenie kosztów pośrednictwa handlowego, nawiązano bezpośrednie kontakty z polskimi plantatorami kawy w Angoli i Kongu Belgijskim.
W 1939 r. przy ul. Marszałkowskiej 98 otwarto bar kawowy, w którym sprzedawano 500 filiżanek kawy dziennie. W tym czasie używano nazwy firmy Pluton T. i M. Tarasiewiczów.