Pierwszego września 1939 r. wybucha II wojna światowa. Miesiąc później Irena zostaje konspiratorką - angażuje się w Organizację Wojskową Związek Jaszczurczy i przyjmuje nazwisko Barbara Zawisza, pod którym będzie się ukrywać aż do śmierci w 1943 r. Zostanie też pochowana jako Barbara Zawisza i dopiero w 1948 r. jej matka zmieni tablicę nagrobną na Powązkach. Ligia Iłłakowicz, jedyne dziecko Ireny, będzie miała wtedy 12 lat.
Irena swoją pracę agentki rozpoczęła w podcentrali „Zachód”, do której należało rozpoznanie wojskowe, gospodarcze i komunikacyjne. Oddział II Komendy OW ZJ, w porozumieniu z Oddziałem II Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej, prowadził nadzór nad całą siecią. Przydały się talenty językowe Ireny, która biegle mówiła po niemiecku, francusku, rosyjsku, fińsku, persku i angielsku - kilkakrotnie z misjami wywiadowczymi jeździła do Berlina, gdzie pod okiem Abwehry działał punkt kontaktowy ekspozytury podcentrali „Zachód”.
Iłłakowiczowie nieustannie zmieniający mieszkania, nieustannie żyjący pod presją wpadki, wciąż liczyli się z nieuchronnym - gestapo sieć rozbiło jednak dopiero na przełomie 1941 i 1942 r. Jedno aresztowanie pociągało za sobą kolejne. Irenę zatrzymano 7 października 1942 r. - trafiła na osławiony Pawiak, gdzie niemal natychmiast zaczęto ją przesłuchiwać. Mimo tortur i zastraszania nie wydała nikogo, choć takie obawy były - działacze Związku Jaszczurczego, wiedząc, jakimi informacjami dysponuje Irena, poprzez swoje kontakty przekazali jej do więzienia cyjanek potasu. Jeśli nie byłaby już w stanie wytrzymać, jeśli naprawdę zaczęłaby się bać, że kogoś wyda, wtedy wystarczyłoby rozgryźć kapsułkę...
Nie musiała uciekać się do samobójstwa. Szesnastego stycznia 1943 r., kilka miesięcy po aresztowaniu, Irena znalazła się w grupie więźniarek, które z Pawiaka zostały wywiezione do obozu na Majdanku. To był prawdziwy cud i jedyna szansa na ratunek. Ile dolarów wziął strażnik, który umieścił polską agentkę w grupie kobiet zatrzymanych w łapankach, które z polityką i podziemnym ruchem oporu nie miały nic wspólnego? Może oprócz pieniędzy przekonały go też starania męża Ireny Jerzego Olgierda? A może był to cenny odruch przyzwoitości? Tak czy siak, Irena znalazła się na Majdanku, gdzie rozegrała się druga część akcji ratunkowej - w marcu. Po dwóch miesiącach pobytu Ireny w obozie pojawili się tam żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych z Pomorza. W mundurach gestapo podjechali pod bramę obozu, przedstawili strażnikom sfabrykowane dokumenty nakazujące wydanie więźniarki, która ma być przetransportowana do Warszawy. Dokument jest dokument. Podpisany, z pieczątkami, ważny. Wyniszczona Pawiakiem i warunkami na Majdanku młoda kobieta została więc najpierw odnaleziona w baraku, a potem odprowadzona do bramy. Dopiero za bramą, kiedy samochód ruszył i odjechał na bezpieczną odległość, mogła znów poczuć się wolna.
Krótko po uwolnieniu Irena Iłłakowiczowa ukrywała się w Lubelskiem. Potem przewieziono ją do Klarysewa-Janówka, gdzie miała odzyskać siły. Koniec końców wróciła do Warszawy - czekało na nią mieszkanie dr Miłodroskiej przy ul. Filtrowej. Zaczął się nowy rozdział w wywiadowczej pracy agentki Związku Jaszczurczego - miała zacząć zbierać informacje o ekspozyturze sowieckiej działającej na terenie okupowanej Polski. Nie wiedziała jednak, że jej czas zaczął się dramatycznie kurczyć.
Rozmowy dotyczące połączenia z Armią Krajową doprowadziły do rozłamu Narodowej Organizacji Wojskowej - część NOW połączyła się ze Związkiem Jaszczurczym i innymi mniejszymi organizacjami o charakterze narodowym, tworząc NSZ. W styczniu 1943 r. odbyło się zebranie, na którym m.in. ogłoszono powstanie Tymczasowej Narodowej Rady Politycznej. Jerzy Olgierd Iłłakowicz z ramienia owej Rady miał pojechać do Anglii. Zaproponował, że zabierze ze sobą żonę, ale jego dowódcy uznali ten pomysł za zły - do Londynu mieli pojechać... Irena i Tadeusz Salski pseudonim „Jan”. Irena za kanał La Manche nie dotarła. Dziewięć dni przed wyjazdem, 4 października 1943 r. wieczorem, odebrała telefon w mieszkaniu dr Miłodroskiej. Ktoś prosił, by przyszła w wyznaczone miejsce - sprawa była wyjątkowo pilna. Iłłakowiczowa uznała, że telefon może być prowokacją, jednocześnie jednak zdecydowała, że sprawa jest na tyle ważne, że musi pójść w umówione miejsce. Jakby przeczuwając najgorsze, poprosiła Miłodroską, by zawiadomiła punkt kontaktowy, gdyby nie wróciła na Filtrową do godziny 22.
Nie wróciła. Nie wiadomo ani kiedy, ani gdzie dokładnie zginęła. Jej ciało znaleziono n a Polu Mokotowskim, a w kostnicy szpitala na Oczki odnalazł je mąż po kilku dniach poszukiwań. Do dzisiaj nie ustalono, czy Irena Iłłakowiczowa została zamordowana przez Niemców, czy raczej - jak wiele na to wskazuje - przez agentów NKWD lub członków Polskiej Partii Robotniczej. Oddelegowana do rozpracowywania sowieckiej agentury zajmowała się radiostacją w Otwocku, wspierającą akcje przejmowania sowieckich spadochroniarzy zrzucanych na teren Polski.
Jej pogrzeb też był jedną wielką tajemnicą - mąż przebrany był za grabarza, a matka Ireny za pracownicę cmentarza. Grób był pod obserwacją gestapo, które liczyło na to, że może po śmierci Irena Iłłakowiczowa wskaże jakiś ślad do swoich towarzyszy broni...
Klementyna Mańkowska miała więcej szczęścia niż Irena Iłłakowiczowa. Przeżyła wojnę i zmarła 4 stycznia 2003 r. na zamku Sermoise w Nevers we Francji. Młodsza o cztery lata od Ireny, córka ordynata na Wysuczce zamordowanego w 1940 r. w Katyniu i żona hrabiego Andrzeja Mańkowskiego herbu Zaremba, właściciela dóbr Winnogóra pod Poznaniem, była podwójną agentką. Oficjalnie zwerbowana przez Abwehrę, dzięki czemu mogła się pochwalić świetnymi kontaktami wśród oficerów niemieckiego wywiadu i Wehrmachtu, tak naprawdę szpiegowała dla polskiej organizacji konspiracyjno-wywiadowczej „Muszkieterzy” oraz dla brytyjskiego wywiadu.
„Muszkieterowie” - chyba najbardziej tajemnicza organizacja skupiona właściwie w całości na pracy wywiadowczej. To właśnie z tego środowiska Klementyna, która w roku wybuchu wojny miała 29 lat, dostała zgodę na współpracę z Abwehrą - niepodejrzewający drugiego dna Niemcy zwerbowali piękną arystokratkę o aryjskim typie urody, nie mając pojęcia, że nie tyle szpieguje dla nich, ile ich... To dzięki niemieckiemu wywiadowi zresztą została skutecznie przerzucona do Wielkiej Brytanii, gdzie oficerowie Intelligence Service czekali z niecierpliwością na jej informacje.
Pierwsze dni wojny dla Mańkowskiej łatwe nie były. W pałacu w Winnogórze pojawili się oficerowie niemieccy, którzy ze zdumiewającą kurtuazją nie zarekwirowali majątku, ale poprosili o użyczenie piętra budynku. Pomogli też Klementynie odnaleźć męża, oficera Armii Poznań. Mańkowscy Win-nogórę jednak utracili - zarekwirowało ją gestapo na tymczasową siedzibę feldmarszałka Wilhelma Keitla. Wielkopolska stała się częścią III Rzeszy jako Warthegau.
Mańkowscy wyjechali do Warszawy, do Olgi Sławskiej, ich przyjaciółki i primabaleriny Teatru Wielkiego. Od niej po kilku tygodniach przenieśli się do Karoliny Łubień-skiej - do 100-metrowego lokum niedaleko placu Zbawiciela, gdzie przewijała się masa ludzi i żaden nie wychodził głodny.
Jak pisze w wydanej przez Znak książce „Igły” Marek Łuszczyna, Klementyna szybko zorientowała się, że dwa, trzy razy w tygodniu w salonie gospodyni spotyka się kilku mężczyzn. Rozmawiali o „kontynuowaniu walki”, „powojennej Polsce”, „konieczności stworzenia silnego wywiadu”. Podczas jednego ze spotkań weszła więc do pokoju pod pretekstem podlania kwiatów. I wtedy Teresa Łubieńska przedstawiła jej swoich gości: Tadeusza „Bora” Komorow-skiego, Stefana Witkowskiego, Aleksandra Wielkopolskiego i Karola Andersa, brata Władysława. Tak Mańkowska poznała „Muszkieterów”.
Jej przyszłość zadecydowała się w grudniu 1939 r., podczas jednego ze spotkań „Muszkieterów” Łubieńska usłyszała nieoczekiwane pukanie do drzwi wejściowych. Ukryła konspiratorów w maleńkim pokoju, szybko schowano szklanki, papiery. Gdy zniknęły ślady gości, gospodyni otworzyła - w progu stał wysoki rangą oficer Wehrmachtu. Był to Harold von Hoepfner, który we wrześniu 1939 r. pojawił się w progu pałacu w Winnogórze i zakochał się w Klementynie Mańkowskiej. Niemiec nie powiedział, skąd wiedział, gdzie mieszka Polka, dla której stracił głowę. Mańkowska była prawie pewna, że adres dostał od Sławskiej, ale czy miało to znaczenie, jeśli zdradził, że jest na przepustce z Mediolanu i lada moment opuści Włochy - Rzesza wiosną szykuje operację na zachodzie Europy.
Tej miłej rozmowy, toczonej jakby nigdy nic, wysłuchiwali za drzwiami schowani Witkowski, Wielkopolski i Komorowski „Bór”. Pewnie każdemu z nich zaczęło szybciej bić serce, kiedy usłyszeli pytanie Klementyny: „Więc teraz na zachód?”, i odpowiedź jej gościa: „ Na Francję”. Formalnie wojna, którą po napaści III Rzeszy na Polskę Niemcom wypowiedziały Francja i Anglia, trwała, ale dziwna to była wojna - bez żadnej, choćby małej, potyczki.
Mańkowska dyskretnie zaczęła wypytywać Hoepfnera o szczegóły operacji. Wiedział tylko, że nazwano ją „Fall Gelb” i że zacznie się w kwietniu lub maju. Na odchodnym zostawił hrabinie swój berliński adres.
Kiedy wyszedł, Witkowski, „Bór” Komorowski i Wielkopolski wpadli do salonu. Witkowski podekscytowany krzyczał, trzymając Mańkowską za dłonie: - Trzeba poinformować MI6. Inwazja na Francję?!
Stefan Witkowski „Stewit” w ciągu kilkunastu miesięcy zorganizował siatkę szpiegowską, która przekazała wywiadowi brytyjskiemu wiele cennych informacji. Najtrudniejsze zadania wykonywał sam - po Europie jeździł w przebraniu wysokiego rangą oficera SS Augusta von Thierbacha. W grudniu 1939 r. zdecydował, że Mańkowska jest idealną kandydatką na agentkę i pojedzie do Bretanii. Miała odpowiadać za łączność na wypadek konieczności przeniesienia rządu emigracyjnego poza Francję, jeśli Niemcy zwyciężą w nadciągającej wojnie.
Klementynie Mańkowskiej w pracy agentki pomagały uroda i wdzięk. Niemcy tracili dla niej głowę. Niemcy wpuścili ją do jaskini lwa - największej bazy wypadowej U-Bootów na Atlantyku w porcie w Saint--Nazaire. I Niemcy przepraszali ją za... aresztowanie, które Marek Łaszczyna opisał tak: „W samochodzie służbowym Gestapo nie wolno palić.
Mańkowska chowa papierośnicę do torebki. Piętnaście minut temu przyszło trzech. Faktycznie bez zapowiedzi. Dwóch w karaluszym tempie rozeszło się po mieszkaniu, a trzeci rzucił sucho: - Jest pani aresztowana, proszę spakować najpotrzebniejsze rzeczy, wychodzimy za pięć minut. Pojedziemy do aresztu śledczego w Nantes.
Poczuła, że działa jak automat. Do małej walizki włożyła nocną koszulę, szlafrok z białej wełny (o zakonnym kroju), przybory toaletowe, cztery różowe słoiczki kosmetyków Elizabeth Arden i serwetkę, żeby nakryć stolik w więziennej celi. - Nie są panowie zbyt szczęśliwi z powodu powierzonej wam roli, taką mam nadzieję - Mańkowska odzywa się do funkcjonariuszy gestapo po raz pierwszy, odkąd ruszyli w kierunku Nantes.
- Oczywiście, że nie, przepraszamy, nie możemy postąpić inaczej, rozkazy są rozkazami - odpowiada ciepło ten, który kazał się jej spakować, a teraz prowadzi samochód po wiejskich drogach.
Mańkowska myśli: »O proszę. I pomyśleć, że to gestapo. Tacy mili. Każdy człowiek ma w sobie odrobinę dobra. Wystarczy trochę poskrobać, żeby się pojawiło«.
Dostaje standardową celę: trzy na trzy na trzy metry. Zanim strażnik zamknie za nią drzwi, hrabina zdąży go poprosić o prześcieradło, drugi koc, a także dużą miskę i dzbanek wody. Przez kilka chwil gestapowski klawisz wpatruje się w nią zdumiony, a później stuka obcasami i wykonuje polecenie. Woli zaryzykować i ponieść konsekwencje wynikające ze zbytniej uległości, niż źle potraktować kogoś ważnego dla przełożonych. Kiedy wróci, zastanie więźniarkę siedzącą przy stoliku, ubraną w biały szlafrok i szczotkującą przed lustrem długie blond włosy.
- Proszę wejść - mówi Mańkowska. - Pan położy gdziekolwiek. A na miskę będzie mi potrzebny jeszcze jeden taboret. Ten jest przymocowany do podłogi.
- Pani wyobraża sobie, że żyje wśród aniołów, które natychmiast spełniają jej życzenia? - pyta ją następnego dnia rano oficer gestapo z Nantes. Hrabina nie odpowiada od razu, patrzy na brązowe popiersie Führera.
- Kompletnie złe proporcje uszu do twarzy - zauważa.
- Wiem, nie ja to rzeźbiłem. Więc myśli pani, że świat jest urządzony pod panią, hrabino?
- O co jestem oskarżona?
- Okaże się w Paryżu, zaraz zostanie pani przewieziona do aresztu śledczego gestapo na Focha osiemdziesiąt dwa.
- Czy mogłabym dostać wcześniej drugie śniadanie, coś bardziej kalorycznego niż w celi?
- Pani się nie boi, że ta taktyka może jednak zawieść?
- Ależ pan się bardzo myli. To nie taktyka. Hrabiną się jest, nie bywa."
Mańkowską uratowała zimna krew, choć pewnie przesłuchujący ją wtedy gestapowcy z jednej strony nie mogli się nadziwić arystokratycznej bezczelności, a z drugiej - wielkiej urodzie. Hrabinę zatrzymano, bo Niemcy, którzy ją zatrudnili, ukryli to, że jest Polką. Gdyby się załamała, rozpłakała, gdyby w jakikolwiek sposób pokazała, że się boi, zapewne jej misja szpiegowska zakończyłaby się w Nantes. A tak została wypuszczona, przeproszona za niedogodności, co skomentowała z wyższością, wytykając bałagan w papierach niemieckich urzędników...
Mańkowska za szpiegowską działalność dostała majątek ziemski - w darze od merostwa wyspy Noirmoutier. Rząd RP na uchodźstwie odznaczył ją Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, prezydent Francji Jacques Chirac Kawalerią Narodowego Orderu Zasługi, a Niemcy - Federalnym Krzyżem Zasługi Pierwszej Klasy.
Przy Irenie Iłłakowiczowej i Klementynie Mańkowskiej Malwina Gertler, węgierska Żydówka, która w wieku 10 lat przyjechała z ojcem z Budapesztu do Warszawy, to prawdziwa czarna owca - szpiegowała, ale dla Niemców. Z miłości do lotnika armii carskiej podczas I wojny światowej i handlarza bronią, który majątku dorobił się, sprzedając karabiny dwóm stronom wojny domowej w Hiszpanii. Poznała go w 1928 r. w pracy - on przyszedł do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ona była tam sprzątaczką. Podobno była to miłość od pierwszego wejrzenia. W 1935 r. przyjechała razem z Edwardem Stanisławem Weisblattem do Wielkiej Brytanii, a ten przyjazd MI5 odnotowało tak: „Granicę Królestwa Brytyjskiego przekroczył człowiek podejrzewany o współpracę z wywiadem niemieckim, znany handlarz bronią. Informacje dotyczące ewentualnej współpracy z Abwehrą pochodzą od wywiadu francuskiego”. Uważniej też zaczęto się przyglądać samej Malwinie i jej roli u boku Weisblatta.
Jak pisali jej współcześni, była „w typie cygańskiej ulicznicy ociekającej seksem”. Uroda dała jej przepustkę do małżeństwa z lordem Howardem, który dzięki kontraktowi ślubnemu zyskiwał majątek Malwiny (a tak naprawdę jej kochanka). I na brytyjskie salony, dzięki którym w jej łóżku znaleźli się i sowiecki ambasador Iwan Majski, (ten sam, który w 1941 r. podpisze układ z generałem Władysławem Sikorskim, znak chwilowej odwilży w relacjach Polski z Rosją sowiecką), i ambasador i turecki, i najpewniej książę Habib Lotfallah, który chciał zostać królem Syrii.
Brytyjczyków przed Malwiną ostrzegali Francuzi, ale aresztowano ją dopiero w lutym 1941 r. Z przesłuchań prowadzonych przez kilka miesięcy zachowały się notatki oficerów Jej Królewskiej Mości. Na swój sposób zdumiewające, zważywszy, że pisali w nich „przesłuchiwana ocieka seksem”, „Nie jest to zwykły erotyzm, ale połączenie zmysłowości, tajemniczego uroku i intelektu. Szokująca esencja tego, co uwodzi mężczyzn” czy „Promieniuje z niej seks »bez dwóch zdań«. Wystarczy na nią spojrzeć, żeby wiedzieć, co taki erotyzm może zrobić z męską psychiką”. Najwyraźniej agenci też byli pod wrażeniem seksapilu Malwiny Gertler, która na zdjęciach jest atrakcyjną brunetką, ale na żywo musiała wywoływać zupełnie niekontrolowane emocje...
Malwinę przesłuchiwał Stewart Menzies, ówczesny szef brytyjskiego wywiadu i kontrwywiadu, który zanotował po jednej z sesji w dużym pokoju, w którym były tylko biurko, lampa na biurku i dwa krzesła i Gertler siedząca na jednym z nich:
Najgorszy typ ryzykantki, która wspinała się, pokonując tor z łóżkami kolegów, ambasadorów i wysoko postawionych wojskowych.
W 1941 r. brytyjski wywiad miał mało czasu - na dwa tygodnie przed aresztowaniem Malwina była już kochanką Węgra Istvána Fodora, osobistego kucharza Randolpha Churchilla, jedynego syna premiera Wielkiej Brytanii Winstona. Rozmowy w łóżku z kochankiem o 30-latku, który nie wspiera swojego ojca w walce w III Rzeszą, musiały być bardzo interesujące dla Abwehry...
Malwina nie zdążyła wykorzystać tej znajomości. Aresztowano ją ze strachu, że uwiedzie Randolpha i tak wkradnie się do najbliższego kręgu premiera. „Była zdolna owinąć sobie wokół palca nawet Churchilla, więc należało działać szybko i zdecydowanie” - pisał Menzies, który agentom sprawę wyłuszczył wprost: brak dowodów na szpiegowską działalność hrabiny Howard to żadna przeszkoda. Szef MI5 miał powiedzieć:
- Trzeba ją zatrzymać. Synek premiera to alkoholik, utracjusz, czarna owca w rodzinie. Myślicie, że ona o tym nie wie?
Malwina nie trafiła przed sąd. Po kilku miesiącach wypuszczono ją na wolność. Szpiegostwa jej nie udowodniono, sypianie z wpływowymi mężczyznami karalne nie było. W 1945 r. piękna węgierska Żydówka wyjechała do Australii. Zamieszkała na przedmieściach Melbourne. W 1977 r. odnalazła ją tam ekipa BBC, która chciała nakręcić o niej film. Powiedziała im, że ją z kimś pomylili...