Pod koniec lat. 80 przez miasto w Lubuskiem przejechał czołg. Szalona historia z Gubina sprzed 35 lat

Łukasz Koleśnik
Przejazd czołgiem przez miasto zakończył się w rowie, w którym utknął pojazd.
Przejazd czołgiem przez miasto zakończył się w rowie, w którym utknął pojazd. Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Gubińskiej / Wiadomości Gubińskie
To nie historia z okresu drugiej wojny światowej. Czołg przejechał przez lubuskie miasto w 1988 roku. Zdarzenie miało miejsce w Gubinie. Jak do tego doszło? Stefan Pilaczyński ze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gubińskiej opowiada szaloną historię sprzed 35 lat.

Historia o przejeździe czołgu przez Gubin została opisana na łamach Wiadomości Gubińskich przez prezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gubińskiej, Stefana Pilaczyńskiego który przygotował już wiele publikacji na temat historii miasta przygranicznego.

Szalony przejazd czołgiem przez Gubin

- Na początku września minęły 32 lata od pamiętnego dla gubinian dnia, kiedy to żołnierz służby zasadniczej z pułku czołgów „pod stacją” wsiadł do czołgu i … pojechał ulicami miasta na most i dalej do Guben - napisał na łamach Wiadomości Gubińskich Stefan Pilaczyński.

To niecodzienne wydarzenie miało miejsce 4 września 1988 roku. O godz. 23.15 czołg przekroczył granicę na moście w centrum miasta. Była to niedziela.

Sprawcą zamieszania był Artur K., który urodził się w Trzcińsku Zdroju i mieszkał w Dębnie Lubuskim. Odbywał służbę zasadniczą w Gubinie od 21 kwietnia 1988 roku na stanowisku elewa szkoły podoficerskiej. Miał być w przyszłości kierowcą czołgu.

- Na terenie strzelnicy zlokalizowanej za koszarami stały czołgi - opowiada S. Pilaczyński. - Artur K. uruchomił jeden z nich o nr 1502 i wyruszył w podróż. Wyprzedzając kolejne wydarzenia można powiedzieć, że celem podróży był Berlin Zachodni. Ale o tym wiedział tylko Artur K. Bezproblemowo pokonał ciemne już ulice miasta i jadąc „pod prąd” ulicą Rycerską skierował się na most graniczny. Wprawdzie oficer dyżurny parku wozów bojowych natychmiast uruchomił ciągnik dyżurny i ruszył w pościg ulicami Gubina, ale wszystkie działania były już dalece spóźnione - relacjonował oficer operacyjny sztabu dywizji major Komar.

Czołgista z trudem pokonał most i pognał na zachód. - Jest oczywistym, że o sprawie powiadomiono dowództwo Układu Warszawskiego - dodaje S. Pilaczyński. - Wszelkie działania, mające na celu zatrzymanie czołgu, nie przyniosły skutku.

Czołg zatrzymał się sam. Ale nie dlatego, że kierujący nim Artur K. tego chciał. Czołg "zawiesił" się w rowie, ok. 10 kilometrów od Gubina. Żołnierz uciekł w kierunku torów, gdzie wskoczył do przejeżdżającego pociągu i w ten sposób trafił do Eisenhüttenstadt

- Tam Artur K. przeczekał chwilę i wyszedł z pociągu, obmyślając dalszy plan - mówi S. Pilaczyński. - Po chwili zatrzymali go enerdowscy mundurowi. Było po północy, 5 września 1988 roku.

W grudniu 1989 roku zapadł wyrok. Wojskowy Sąd Garnizonowy w Zielonej Górze uniewinnił Artura K., bo oskarżony „w krytycznym czasie miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania znaczenia czynu…”.

Ta historia ma jednak smutny koniec. Jak podaje S. Pilaczyński, Adam Węgłowski, redaktor „Focus Historia” w kwietniu 2011 roku opisał historię Artura K. na podstawie aktów sprawy. Na zakończenie artykułu napisał: „Dzięki nawiązanym kontaktom w Dębnie Lubuskim postanowiliśmy odnaleźć Artura K. Poproszona przez nas osoba (chcąca zachować anonimowość) spytała matkę o dalsze losy jej syna. Kobieta zareagowała płaczem.

- Okazuje się, że Artur K. wyjechał na upragniony zachód i tam... zginął, w 1993 roku w Torrejon de Ardoz pod Madrytem. Być może śmiercią samobójczą. Miał 25 lat. Bliscy nie chcą wracać do jego sprawy - opowiada S. Pilaczyński.

Mieszkańcy Gubina pamiętają

Wielu gubinian dobrze pamięta dzień, w którym zdarzyła się ta szalona historia. - Powyrywał trochę krawężników zawracając wokół baszty. Rano już tylko ślady gąsienic zdradzały przejazd. Wojsko do świtu ogarnęło szkody - napisał na Facebooku gubiński radny, Ziemowit Patek.

Te ślady gąsienic przypomina sobie wielu mieszkańców miasta oraz przejazd wąską ulicą Rycerską (dawniej ul. 22-lipca) pod prąd. Zjeżdżający z góry czołg na tym odcinku musiał być nie lada widokiem. - Cały blok się ruszał. Mama myślała, że to trzęsienie ziemi - opowiada Paweł.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Motoryzacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia