Potężna eksplozja wstrząsnęła Poznaniem. Przechodnie przewracali się na ulicach!

Tomasz Specyał
Strażacy podczas walki z żywiołem ognia na poznańskiej Grobli.
Strażacy podczas walki z żywiołem ognia na poznańskiej Grobli. Źródło: Poznańska Wiki
W niedzielę 26 lutego przypada 97. rocznica eksplozji, która wstrząsnęła Poznaniem. Tego dnia, 1926 roku, o godzinie 13:30 na terenie gazowni miejskiej doszło do wybuchu wielkiego zbiornika z gazem. Eksplozja była tak silna, że komisarz V komisariatu znajdującego się przy ul. Czartorii w Poznaniu został wyrzucony przez drzwi klatki schodowej.

Katastrofy i wypadki w międzywojennym Poznaniu

Jeden z mieszkańców Chwaliszewa, nie wiedząc, co się dzieje, chciał się ratować ucieczką przez okno, jednak zawisł na ramie okiennej, gdzie znaleziono go później zemdlonego. Na ulicach przewracali się przechodnie, a z góry spadały dachówki, cegły, a nawet całe futryny okienne, które wyrwała fala uderzeniowa. Kobiety płakały, ci o słabszych nerwach mdleli, wielu ludzi doznało rozstroju nerwowego.

O tym wszystkim donosiła później prasa. „Dziennik Poznański” zauważył, że „siła eksplozji była tak straszna, że w chwili wybuchu utworzyły się wielkie leje powietrzne, obserwowane podczas huraganów. Leje te, pełne gryzącego dymu i języków ognistych przeniosły się na kilka stai od rezerwuaru, który wyleciał w powietrze”.

O sile wybuchu świadczy fakt, że nawet na oddalonych od wypadku ulicach wyleciały szyby z okien. Był on tak potężny, że żelazna kopuła zbiornika, ważąca około 250 kilogramów, została wyrzucona w powietrze, powodując zniszczenia okolicznych domów. Jedna jej część runęła na dach budynku przy ul. Grobla 5, druga spadła na oddalony o 500 metrów dom przy ul. Łaziennej, druzgocąc dach warsztatu instalacyjnego.

Ranne zostały 42 osoby

Śmiało można stwierdzić, że klęska nie przybrała szerszych rozmiarów dzięki brawurowej akcji poznańskich strażaków. Kiedy opanowano ogień i opadł pył ze zrujnowanych domów, okazało się, że nikt nie zginął. Ranne zostały 42 osoby. Należy przypuszczać, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było wkleszczenie się płyty naciskowej zamykającej zbiornik. Wskutek tego stanęła ona ukośnie, powodując wypływ gazu, który z powietrzem utworzył mieszaninę wybuchową. Następnie płyta zaczęła opadać, trąc o metalowy płaszcz zbiornika, co musiało wytworzyć iskrę, która zapaliła mieszaninę.

Jedenaście lat później Poznaniem ponownie wstrząsnęła wielka katastrofa. 19 maja 1937 roku, podczas burzy przechodzącej nad miastem, piorun uderzył w zbiornik ze spirytusem należący do Towarzystwa Akcyjnego „Akwawit”. W jednej chwili dwa miliony litrów alkoholu zamieniło się w olbrzymi słup ognia, który pomimo szalejącego deszczu wystrzelił w górę niebotyczną fontanną płomieni.

Łuna płonącego alkoholu oświetlała ugaszone zgliszcza

W strefie bezpośredniego zagrożenia znalazło się 12 pracowników „Akwawitu”, którzy akurat w tym momencie pracowali w warsztatach stolarskich i ślusarni oddalonych od epicentrum zdarzenia o 60 metrów. Drewniane budynki natychmiast stanęły w ogniu i tylko bezzwłoczna ucieczka robotników uratowała ich przed niechybną śmiercią. Jak wynika z późniejszych relacji prasowych, to oni jako pierwsi zaalarmowali straż pożarną.

Ze zniszczonego zbiornika runął potop płonącego spirytusu prowadzony rzeźbą terenu. W przeciągu kilku chwil otoczył niemal całkowicie posesję sąsiednich zakładów graficznych. Przez całą noc łuna płonącego alkoholu oświetlała ugaszone już zgliszcza i gruzy zakładów graficznych oraz okoliczne budynki. W godzinach porannych paliło się już tylko pod pogiętą pokrywą zbiornika.

Mimo olbrzymich rozmiarów pożar nie pociągnął za sobą ofiar w ludziach, tylko kilka osób uległo zaczadzeniu i niezbyt groźnym poparzeniom. Jedyną ofiarą pioruna został pies o imieniu Rex, który nie zdołał uciec i spłonął razem z drukarnią.

Powstanie historyczny film o Henryce Roszkowskiej:

od 16 lat

Pożar, który wybuchł w Poznaniu, ze względu na wyjątkowe rozmiary i specyficzny przebieg, zainteresował władze bezpieczeństwa. Szczególnie dużo cennego materiału doświadczalnego dostarczył strażakom. Był szczegółowo omawiany na łamach pożarniczych periodyków wychodzących w II RP. Również za granicami Polski wzbudził szerokie zainteresowanie.

Te oraz wiele innych tragicznych zdarzeń, które dotknęły II RP, opisał Tomasz Specyał w swojej książce „Katastrofy II Rzeczpospolitej. Tragedie, wypadki i klęski żywiołowe, które wstrząsnęły przedwojenną Polską”. Publikacja jest objęta patronatem medialnym przez „Głos Wielkopolski”.

Książka "Katastrofy II Rzeczpospolitej" autorstwa Tomasza Specyały jest objęta patronatem medialnym przez „Głos Wielkopolski”.
Książka "Katastrofy II Rzeczpospolitej" autorstwa Tomasza Specyały jest objęta patronatem medialnym przez „Głos Wielkopolski”.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: wydawca@glos.com

Miasto-widmo na granicy województw wielkopolskiego i zachodniopomorskiego przyciąga żądnych wrażeń. Do 1992 roku mogło tam żyć nawet 5 tys. osób, teraz opustoszałe Kłomino popada w ruinę. Co wydarzyło się w tym tajemniczym miejscu? Zobaczcie, jak wygląda i poznajcie jego historię --->Czytaj też: Zajazd-widmo w Wielkopolsce. Kiedyś popularna restauracja jest ruiną. Poznaj jej mroczną historię

Opuszczone miasto-widmo nadal straszy. Stacjonowała tam armi...

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia