Efekty odwiedzin dyrektora Muzeum w Żorach w zamku Montrésor
Muzeum Miejskie w Żorach słynie z bogatych zbiorów afrykańskich. Jego dyrektor dr Lucjan Buchalik pojechał do Francji po kolejne eksponaty do kolekcji. Odwiedził w tym celu miejscowość Montrésor niedaleko Tours, gdzie gościny udzielił mu Polak, Adam Rybiński. W Montrésor znajduje się zamek, który w 1849 roku kupiła Róża Branicka z Potockich dla swojego syna hrabiego Ksawerego Branickiego herbu Korczak; rezydencja obecnie jest w rękach rodziny Reyów.
- Można ją zwiedzać, znajduje się tam wiele interesujących poloników, pamiątki po Janie III Sobieskim, Adamie Mickiewiczu, Janie Stanisławie Sztolcmanie. Obrazy między innymi Henryka Rodakowskiego „Hrabia Wilczek błagający króla Jana Sobieskiego o pomoc dla Wiednia przeciw Turkom”. Po zamku oprowadzała współwłaścicielka, doskonale mówiąca po polsku pani Anna Mesnet z domu Morawska, francuskiej gałęzi Branickich – opowiada Lucjan Buchalik.
Ponieważ dyrektor korzysta z każdej możliwości poszerzenia muzealnych zbiorów, Anna Mesnet podarowała żorskiej placówce: wyszywany srebrną nicią czaprak na konia, metalowe naczynia, dziecięce buty (Egipt, Maroko) i różne ozdoby kobiece.
Kim był Seweryn Morawski?
- Przedmioty te pozyskał jej ojciec Seweryn Morawski (1922-1968), żołnierz Armii Krajowej o pseudonimie Dynamo, później w Anconie wstąpił do armii gen. Władysława Andersa. Po wojnie osiedlił się we Francji i pracował w Maroku: Agadirze, Cassablance, Ouarzazate, Tiouine u podnóża Atlasu Wysokiego. Zebraną w tym kraju kolekcję przywiózł do Montrésor – przekazuje dr Buchalik.
Po śmierci Seweryna Morawskiego zbiór podzielono między spadkobierców. Według pani Anna Mesnet czaprak, który był głównym elementem darowizny, pochodzi z czasów przedfrancuskich, Maroko na mocy traktatu z Fezu w latach 1912-1956 było francuskim protektoratem.
Moneta z wizerunkiem i tytulaturą Zygmunta III Wazy… we włosach berberyjskiej kobiety
- Po powrocie do Żor szczegółowo zinwentaryzowałem otrzymane dary. Były tam także monety, którymi kobiety berberyjskie z Maroka zdobiły włosy. I tu wielka niespodzianka. Większość monet zgodnie z oczekiwaniami miała arabskie i francuskie napisy, były także dwie 10 groszówki z czasów PRL-u. Jednak nie one zwróciły moją uwagę – zaznacza dyrektor.
Najbardziej zaintrygowała go mocno zabrudzona moneta, na otoku której można było odczytać fragment łacińskiego napisu „… REX POL ...”.
- Zaintrygował mnie ów nietypowy napis. Monetę przekazałem natychmiast do konserwacji. Po usunięciu zabrudzeń ukazał się cały napis i wizerunek Zygmunta III Wazy. Konserwator Magda Bogdan zidentyfikowała monetę jako wyjątkowo rzadki srebrny ort wybity w 1622 r. Nazwa pochodzi od wyrazu „orth”, który w dosłownym tłumaczeniu z języka niemieckiego oznacza ćwierć, w tym przypadku ćwierć talara – wskazuje szef Muzeum w Żorach.
Gdańska ćwierć talarówka - uniwersalna waluta handlowa z wizerunkiem króla Polski
„Monetę wprowadzono w 1608 r. na wzór niemieckiego ortstalara. Wprowadzając ową monetę, bogacący się Gdańsk chciał sobie zapewnić dobrą i uniwersalną walutę handlową niezbędną do zawierania transakcji zagranicznych” [
https://www.skarbnicanarodowa.pl/srebro/srebrne-monety/zygmunt-iii-waza-przepiekny-ort-gdanski-krola-z-dynastii-wazow-4100680925, dostęp 21.09.2023]
Na awersie monety znajduje się popiersie Zygmunta III Wazy w koronie, zbroi i płaszczu spiętym klejnotem (order Złotego Runa?), w otoku zewnętrznym jest tytulatura królewska. Rewers przedstawia herb Gdańska, w otoku zewnętrznym, miejscami nieczytelny napis MONETA CIVIT GEDANENSIS (Moneta miasta Gdańska) oraz data 1622 rok.
- Na usta ciśnie się pytanie, skąd XVII wieczna moneta z Polski znalazła się w marokańskiej kolekcji w Montrésor. W pierwszym momencie skojarzyłem to z kolekcją monet znajdującą się w Wilanowie, który do II wojny światowej był siedzibą Branickich. Adam Rybiński potomek ostatnich właścicieli Wilanowa zaprzecza jakoby była to moneta z kolekcji wilanowskiej. Skąd w takim razie znalazła się w Montrésor? - pyta dr Buchalik.
Odpowiedź okazała się nad wyraz prosta, to jeden z obiektów pozyskanych przez Seweryna Morawskiego w czasie jego pobytu w Maroku. Prosta jest też odpowiedź na pytanie dlaczego moneta znalazła się w grupie kobiecych ozdób?
Jak polska XVII-wieczna moneta trafiła do Maroka?
- Monety są ulubioną ozdobą berberyjskich kobiet, zamieszkujących od Tunezji po Maroko. Zapewne z takiego powodu znalazła się w grupie ozdób kobiecych, które otrzymaliśmy w darowiźnie. Pozostaje najtrudniejsze pytania, na które zapewne nigdy nie uzyskamy odpowiedzi. Jak polska moneta trafiła do Maroka? - podkreśla dyrektor muzeum.
Z podobną zagadką dr Buchalik spotkał się w Żorach. W czasie jednej ze zbiórek WOŚP, przeliczając zebrane pieniądze znalazł 10 frankówkę. Niby nic dziwnego, przecież Francja leży blisko Polski. Rzecz w tym, że takich monet nie używano we Francji lecz w Afryce Zachodniej, gdzie kobiety fulbejskie (lud pasterski) używały ich do ozdabiania swych fryzur podobnie jak czynią to kobiety berberyjskie.
- W jaki sposób ta moneta znalazła się w Żorach pewnie nigdy się nie dowiemy. No cóż przedmioty „chodzą” swoimi drogami – przypomina szef placówki.
Wracając do ostatniego odkrycia z Montrésor, Lucjan Buchalik mówi, że srebrny ort Zygmunta III Wazy nie świadczy o tym, że władca Polski handlował z władcą Maroka. Raczej o tym, że owa XVII-wieczna moneta wybijana przez I Rzeczpospolitą cieszyła się dużym zaufaniem na rynkach międzynarodowych.
- Wymiana handlowa niezależna jest od oficjalnych kontaktów głów państwa. Przykładem może być płótno śląskie, którym handlowano w różnych częściach świata. Już w 1964 roku prof. Marian Małowist opublikował, krótki materiał źródłowy o handlu płótnem śląskim w Afryce. Odnalazł źródła mówiące, że w 1600 roku amsterdamska firma handlowa wysłała na Złote Wybrzeże (dzisiejsza Ghana) wyprawę kierowaną przez Pietera de Mareesa. Celem wyprawy było przede wszystkim zbadanie możliwości handlowych z tamtejszymi kupcami – dodaje szef muzeum.
Handel Europejczyków z Afrykanami
Efekt wyprawy to obszerne opracowanie, w którym zwraca uwagę na handel z Afrykanami. Jest w nim także mowa „o dowozie płótna śląskiego do Zachodniej Afryki i o dużym znaczeniu tego towaru w handlu Europy z Czarnym Lądem. De Marees podaje, że Holendrzy dowożą na Złote Wybrzeże Sleser lynwaet (płótno śląskie) i że jest to główny artykuł ich importu. (…) Płótno owe służy tam do wyrobu odzieży głównie dla kobiet”. Zainteresowanie śląskim płótnem potwierdzają także francuscy handlowcy z końca XVII wieku. Płótno śląskie było cenionym towarem wymienianym na złoto. Handlowano nim nie tylko na wybrzeżu, gdzie sprzedawali go europejscy handlowcy ale także w głębi lądu, gdzie handlowali nim sami Afrykanie. W XVIII wieku za pośrednictwem Holendrów płótno ze Śląska wędrowało także do Ameryki Środkowej i Południowej.
- Współcześnie dużo mówimy o globalizacji. To fakt niezaprzeczalny, towary na masową skalę wędrują z kontynentu na kontynent. Ale nie myśmy to wymyślili. Od zarania ludzkości podstawą rozwoju była wzajemna wymiana towarów. Tak zapewne jest także w opisanych przypadkach. To nie Gdańszczanie pojechali do Maroka ani Ślązacy do Afryki, tylko ich dobra tam przybyły za pośrednictwem kupców – podsumowuje Lucjan Buchalik.