Śląsk potęgą był i basta: opowieść o księstwach, książętach i...

Hanna Wieczorek
Legnica w 1580 roku, fragment miedziorytu  Brauna i Hogenberga.
Legnica w 1580 roku, fragment miedziorytu Brauna i Hogenberga. fotopolska.eu
17 księstw, 6 wolnych państw stanowych, a do tego jeszcze kilkanaście państw stanowych... Nie, nie opowiadam Państwu o wielkim kraju od morza do morza. To Śląsk

Jeszcze w czasach Henryka Brodatego i jego syna Henryka Pobożnego Śląsk stanowił właściwie całość. Jego granice sięgały od Namysłowa po Krosno Odrzańskie. Jedynym wyjątkiem było nieporównywalnie mniejsze i słabsze księstwo opolsko-raciborskie, które można uznać za „przodka” Górnego Śląska. Sytuacja zmienia się w roku 1241. W bitwie z Tatarami pod Legnicą ginie Henryk Pobożny. Jego trzech synów dzieli między siebie ojcowską spuściznę. Powstaje księstwo legnickie, którym rządzi Bolesław II Rogatka, wrocławskie z Henrykiem III Białym i głogowskie - spuścizna Konrada I głogowskiego.

Wrocławska metropolia

Nie da się ukryć, że najlepiej wiodło się księstwu wrocławskiemu. Samo miasto Wrocław bardzo szybko awansowało do kategorii metropolii, oczywiście na ówczesną skalę.

W XV wieku było już niepodważalnym centrum gospodarczym i kulturalnym Śląska.

- Wynikało to z różnych przyczyn - mówi profesor Jerzy Maroń, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Wpływ na pozycje miasta miało korzystne położenie przy węźle szlaków komunikacyjnych, który zresztą istnieje do dzisiaj. Ale też bliskość Małopolski i Wielkopolski, co było istotne, ponieważ Wrocław bogacił się nie tylko w handlu dalekosiężnym, lecz również średniodystansowym, na przykład z Poznaniem. Powiedzmy sobie od razu, że przewyższał je, był przecież w tym czasie znacznie większy niż Kraków.

Profesor wylicza dalej. Wrocław był siedzibą księstwa, które w XV wieku, po wymarciu linii Piastów wrocławskich, było bezpośrednio zależne od króla czeskiego. W takich przypadkach dziedzic korony św. Wacława ustanawiał swojego namiestnika, zwanego w ówczesnych Czechach starostą, który rządził w jego imieniu danym terenem. Takim starostą we Wrocławiu była... Rada Miejska Wrocławia. A więc Wrocław był kolektywnym namiestnikiem króla czeskiego i tak to się utrzymywało wiele setek lat, z krótkim wyjątkiem - w czasach wojny trzydziestoletniej - kiedy ukarano miasto odbierając mu tę funkcję.

No i wreszcie to Wrocław był siedzibą jedynego na Śląsku biskupstwa. Co prawda, własność Kościoła nie podlegała jurysdykcji miejskiej, do Wrocławia nie należały więc Wyspa Piaskowa i Ostrów Tumski. Jednak miasto funkcjonuje nie tylko w sensie prawnym, ale także materialnym. Bo przecież obecność biskupa, kurii biskupiej i elity diecezji powodowała powstanie określonego rynku potrzeb, które mogli zaspokoić wrocławscy kupcy i rzemieślnicy. Oczywiście nie obywało się bez sporów, miasto na przykład walczyło z konkurencją, która wyrastała im na biskupich wyspach.

- Przede wszystkim szło o warzenie piwa, przecież wrocławianie piwo pili - śmieje się profesor Maroń. - Byli jeszcze rzemieślnicy działający poza organizacjami cechowymi, tak zwani partacze, sól w oku wrocławskich mistrzów cechowych. Ale istniała druga strona medalu. Kuria biskupia, a co za tym idzie obecność na wyspach elity diecezji oznaczała przecież zapotrzebowanie na luksusowe towary i zamówienia na wykonywanie licznych prac. To było ściśle związane z zapleczem dużego miasta.

Wrocław faktycznie szybko zdystansował inne ośrodki i w XV wieku już był ośrodkiem górującym nad innymi miastami i księstwami, choć jeszcze sto lat wcześniej nie było to takie widoczne. Jak zwykle wpływ na rozwój różnych miast i księstw miała ekonomia i polityka. Kiedy w XIV wieku, a dokładnie w roku 1356, Polska zrzeka się praw do Śląska na rzecz króla czeskiego, Wrocław jest silnym miastem rezydencjonalnym (królewską siedzibą). Jednak takich ośrodków było więcej - należały do nich Świdnica, Legnica, Głogów (w XIV i XV wieku było to miasto równorzędne, jeśli nie ważniejsze od tych dwóch pierwszych) oraz Nysa. Miała ona pierwszorzędne znaczenie jako siedziba biskupstwa wrocławskiego - nie diecezji, ale wrocławskiego księstwa biskupiego, a na dodatek bardzo korzystne położenie, tuż przy samej granicy z Czechami. Jako stolica dużego władztwa, była oczywiście zamożna. Przecież dzięki książęcym rezydencjom miasta te miały określony handicap. Bo władcy, niezależnie od tego, czy byli świeckimi, tak jak w Legnicy czy Świdnicy, czy też duchownymi, jak w Nysie, siłą rzeczy inwestowali w swoje miasta rezydencjonalne.

Oczywiście my postrzegamy przeszłość i znaczenie konkretnych miast czy regionów poprzez jakość zabytków materialnych najwyższej klasy artystycznej, ale proszę pamiętać, że to nie były muzea, lecz funkcjonujące rezydencje, które się zużywały i należało je utrzymywać. Trzeba było sprowadzać lustra, oprawiać, produkować karety i je reperować. Siłą rzeczy ten rezydencjonalny charakter miasta miał niesłychanie korzystny wpływ na jego rozwój, a przynajmniej na zahamowanie spadku jego znaczenia

- podkreśla prof. Maroń.

Wielka polityka bogatych księstw

Jednak, co tu ukrywać, po przyłączeniu do korony czeskiej książęta rządzili swoimi ziemiami jedynie jako przedstawiciele króla. Skończyły się marzenia śląskich Piastów o wielkiej dynastii i zasiadaniu na tronie Polski.

Henryk IV Probus, czy jak dzisiaj mówimy Prawy według Aleksander Lessera.
Henryk IV Probus, czy jak dzisiaj mówimy Prawy według Aleksander Lessera. Aleksander Lesser / Wikimedia Commons

Chrapkę na zjednoczenie Polski i tron owego zjednoczonego państwa mieli Henryk Brodaty i jego syn Henryk Pobożny. Obaj skutecznie zresztą wzmacniali swoje władztwo. Po śmierci Pobożnego następuje podział Śląska pomiędzy jego trzech synów na księstwa wrocławskie, głogowskie i legnickie. Legnickie ulega szybkiemu rozdrobnieniu w wyniku rozrastania się rodziny - potomków Bolesława II Rogatki. Inaczej dzieje się w księstwie głogowskim, ono najdłużej trzyma się swoich pierwotnych granic.

Najbogatsze było, wcale nie największe, księstwo wrocławskie. Wrocław ze swoim obwarzankiem zaczynającym się na południu od Kątów Wrocławskich (podobnym do dzisiejszego, choć oczywiście różniącym się w szczegółach) leżał na dobrych, słabo zalesionych, jak na ówczesne warunki, ziemiach. Były to tereny bogate i dobrze zagospodarowane, stąd nic dziwnego, że książę wrocławski Henryk IV Probus, czy jak dzisiaj mówimy Prawy, wnuk Henryka Pobożnego, miał środki na prowadzenie polityki ogólnopolskiej czy wręcz środkowoeuropejskiej.

Dążył do zdobycia korony polskiej. Takie samo zaplecze materialne dawało księstwo głogowskie, bo choć miało mniejszy potencjał, to było znacznie większe. Jego granice rozciągały się od Głogowa po Świebodzin i Krosno Odrzańskie, a więc na pogranicze Wielkopolski i Nowej Marchii. Było to olbrzymie władztwo i ważne dla ówczesnego Śląska ze względu na swój potencjał ludnościowy. W tym czasie, a mówimy o epoce agrarnej, gęstość zaludnienia była wskaźnikiem zaawansowania rozwoju gospodarczego. Ludzie musieli się z czegoś przecież utrzymać i im większe było zaludnienie, tym dany region był nowocześniejszy i lepiej zagospodarowany.

Henryk III głogowski, wnuk Henryka Pobożnego, podobnie jak Probus, także uczestniczył w ogólnopolskiej polityce: był jednym z książąt pretendujących do zjednoczenia Polski na przełomie XIII i XIV wieku. Książę ten nie miał nigdy zbyt dobrej prasy i opinii w polskiej publicystyce historycznej i historiografii. Z prostego powodu - w sensie kulturowym był już zniemczony. Na to właśnie kładła nacisk historiografia niemiecka. W publikacjach naszych sąsiadów zza Odry podkreślano: to był Niemiec. Polscy historycy z okresu II Rzeczypospolitej oczywiście nie pozostawali dłużni i odpowiadali: skądże - to nie był Niemiec, to był Piast!

- Choć Henryk III głogowski dobrej prasy w Polsce nie miał, ale był znakomitym politykiem, myślącym szerokimi kategoriami - mówi Jerzy Maroń. - Przeżył Henryka IV Probusa, miał prawo używania tytułu „Dziedzic Królestwa Polskiego” i rządził Wielkopolską, jako starosta Wacława II. Jego synowie okazali się książętami bardzo małego formatu. Skończyło się to wyrzuceniem ich z Wielkopolski po śmierci ojca i chwilowym podziałem księstwa. I tak oto załamała się pozycja książąt głogowskich jako promotorów zjednoczenia, prowadzących szeroką politykę wykraczającą poza Śląsk.

Udział wszystkich czterech Henryków w grze o tron wskazuje na wielki potencjał, jaki miał ówczesny Śląsk. Bo jeśli Henryk Brodaty i Henryk Pobożny prowadzili wielką politykę w oparciu o cały region, to ich potomkowie byli w stanie prowadzić takież działania w oparciu jedynie o swoje księstwa - wrocławskie i głogowskie. Widać z tego, że miały potencjał porównywalny do reszty ziem polskich. Tak mocna była ich pozycja cywilizacyjna.

Korona świętego Wacława, Jagiellonowie i...

Wydaje się, że choć Śląsk w połowie XIV wieku przeszedł w ręce Karola IV Luksemburskiego, jeszcze przez długie lata śląscy Piastowie interesowali się Polską i wiązali z nią pewne nadzieje.

Jerzy Maroń jest sceptyczny wobec tej tezy. Oczywiście podkreślano starożytność dynastii rządzącej, przynależność do niegdysiejszej dynastii rządzącej w Polsce, która się kończyła na śmierci Kazimierza Wielkiego w 1370 roku. Śląscy władcy z linii Piastów byli z tego dumni. I choć wielu z nich było wspaniałymi władcami swoich dziedzin, to jednak cudów zrobić nie mogli. To byli wielcy książęta małych księstw. Piastowie Śląscy stali się wiernymi lennikami królów czeskich, a na dodatek ród zaczął wymierać, więc zastępowano ich innymi dynastiami - czeskimi i niemieckimi.

Profesor dodaje, że nie przywiązywałby większej roli do pobytu na Śląsku Jana Olbrachta i Zygmunta Starego. Obaj przez chwilę pełnili funkcje starostów głogowskich. Był to czas dynastycznych zawirowań w Europie Międzymorza, a więc na olbrzymim obszarze od Bałtyku, po Morze Czarne, który obejmował Polskę, Litwę, Czechy i Węgry. Kraje te były areną sporów o sukcesję między pretendentami do tronu czeskiego oraz węgierskiego. W dynastyczne rozgrywki byli również zaangażowani synowie Kazimierza Jagiellończyka, którzy toczyli bratobójcze walki. Starsza literatura podkreśla, że wówczas była jeszcze szansa przyłączenia Śląska do Polski.

- Nie, takiej szansy nie było - zaprzecza prof. Maroń. - Konflikty na linii Warszawa, Praga i Buda powodowały, że faktycznie królewicz Zygmunt rządził przez sześć lat księstwem głogowskim, rezydował tutaj i był nawet przewidziany na namiestnika całego Śląska. Ale nic poza tym. Czechy nie oddałyby jednej ze swoich najzamożniejszych, obok Czech, Moraw i Hrabstwa Kłodzkiego, prowincji.

Książęta, zastawy i interesy dynastyczne

Początkowo Śląskiem rządzili Piastowie. Z czasem jednak zaczęli się pojawiać książęta z innych dynastii, choćby czescy Pobieradowicze. W XVII wieku wymarły wszystkie stare książęce rody. W roku 1675 ostatecznie zniknęli Piastowie, ostatnimi byli książęta brzesko-legniccy. Księstwa bez sukcesorów przechodziły w bezpośrednie władanie króla czeskiego.

Królowie czescy nie wszędzie wysyłali namiestników, niektórymi z księstw obdarowali swoich katolickich zwolenników. I tak Liechtensteinów, Auerspergów, Lobkovitzów wyniesiono do tytularnej godności książąt. Na tym nie koniec. Habsburgowie spłacali swoje zobowiązania polityczne oddając śląskie księstwa... w długoletni zastaw. I właśnie w ten sposób znaleźli się na Śląsku przedstawiciele polskich rodów królewskich. Wazowie otrzymali w zastaw księstwo opolsko-raciborskie (w latach 1646-1666). Natomiast Oławę z przysługującym jej tytułem książęcym oddano w zastaw (w latach 1691-1737) Jakubowi Ludwikowi Sobieskiemu, synowi króla Jana III.

Wazowie musieli być cennym sprzymierzeńcem, bowiem Habsburgowie, by odwdzięczyć się Zygmuntowi III za poparcie w czasie wojny trzydziestoletniej, powołali na tron biskupstwa wrocławskiego jego syna - Karola Ferdynanda Wazę.

Kilka słów o konstytucji

Mowa tutaj nie o konstytucji jako ustawie zasadniczej, a strukturze śląskiej władzy. Ta była skomplikowana i trudno ją zrozumieć Polakom, którzy w swojej historii nie mieli właściwie do czynienia z niczym podobnym.

Na Śląsku funkcjonowały księstwa (w czasach czeskich było ich 16 - 17), wolne państwa stanowe i państwa stanowe (stojące o oczko niżej od wolnych państw stanowych). Były też księstwa biskupie - oczywiście mowa tu o księstwie nyskim. Biskup był księciem, który rządził i reprezentował swoje władztwo na zewnątrz, podobnie jak inni książęta. Jednak w samych księstwach działały jeszcze zgromadzenia stanowe. Co ciekawe, w biskupstwie nyskim zasiadali w nim nawet chłopi. W księstwach, które miały swoich władców, król czeski panował pośrednio. Były też dziedziny, którymi rządził bezpośrednio. Przechodziły one w jego ręce po śmierci ostatniego przedstawiciela jakiegoś rodu - zwykle Piasta. Władzę królewską reprezentował namiestnik zwany starostą. Tak się stało z księstwami świdnicko-jaworskim, głogowskim, wrocławskim. Na koniec jeszcze dochodziły wolne państwa stanowe, takie jak Żmigród i państwa stanowe (ich ustrój wewnętrzny był podobny do tego, jaki panował w księstwach, ale nie miały one reprezentacji zewnętrznej). Ustrój śląskich księstw i państw stanowych był podobny, jednak nie identyczny. Różniło się prawo lokalne, a także zgromadzenia stanowe. Aż się w głowie kręci od tej różnorodności.

Miedzioryt z XVII wieku pokazujący plan fortyfikacji Głogowa.
Miedzioryt z XVII wieku pokazujący plan fortyfikacji Głogowa. fotopolska.eu

Na tym nie koniec, bowiem król zwoływał zgromadzenie całej prowincji. Tak naprawdę przez wieki była to jedyna wspólna instytucja dla całego Śląska. Składała się ona z różnych kurii, w jednych zasiadali książęta, w innych mieszczanie, a w jeszcze innych rycerstwo. Problem był z Wrocławiem, który jako zbiorowy starosta nie chciał należeć do kurii gromadzącej śląskie miasta. Na koniec pojawił się też generalny namiestnik Śląska. W połowie XVII wieku był to biskup wrocławski, występował tu jednak w roli księcia nyskiego i miał teoretycznie reprezentować interesy organów stanowych wobec króla.

Jednak w czasie wojny trzydziestoletniej królom czeskim - wtedy to już byli Habsburgowie - udało się przekształcić zgromadzenia stanowe w organa wykonujące zalecenia króla. Nie było to działanie formalne, ale mieliśmy do czynienia ze specyficzną formą absolutyzmu, bo choć sejmiki, jakbyśmy je po polsku nazwali, istniały, ale i tak uchwalały to, co król chciał.

Ta bogata mozaika zniknęła po roku 1740, czyli po podboju Śląska przez Prusy. Zmieniła się rola książąt. Rody książęce zachowały swoje wielkie posiadłości i tytuły, ale ich dziedziny nie stanowiły już autonomicznych organizmów politycznych z własnym prawem i przedstawicielstwami stanowymi. Ślązacy zamieszkujący w ich majątkach nie byli poddanymi księcia, tylko króla pruskiego.

Prusy wprowadziły zupełnie inną strukturę administracyjną. Oczywiście została ona oparta o tradycyjne, historyczne już podziały Śląska. Początkowo nowa pruska prowincja dzieliła się na trzy, a potem na dwie części. Ich stolicami były Wrocław, Legnica i Głogów. Władza przeszła w ręce biurokratów. Pruski król powołał w Berlinie ministra do spraw Śląska, który miał rządzić tymi ziemiami. I tak to się toczyło do czasu wojen napoleońskich.

Sytuacja zmienia się po katastrofie państwa pruskiego, które cudownie się rozleciało w 1806 roku. Fryderykowi III, choć to raczej jego żona Luiza była bardziej aktywna na tym polu, nie pozostało nic innego, jak zabrać się za reformę państwa. Polegała ona na stopniowym rozszerzaniu bazy społecznej rządu. Reforma ta zresztą trwała przez prawie cały wiek XIX i oddała władzę w ręce administracji państwowej oraz samorządowej. Oczywiście z przewagą administracji centralnej

- uśmiecha się profesor Jerzy Maroń.

Śląsk, a co za tym idzie Wrocław, Legnica i Głogów, zmieniły się w wyniku rewolucji przemysłowej i oczywiście rozbudowy linii kolejowych. W efekcie przed wybuchem II wojny światowej mamy nadrejencję we Wrocławiu i rejencję legnicką, która wcina się w Niemcy głębokim klinem (sięgającym do Hoyerswerdy). Nie można także zapomnieć o rejencji opolskiej, która obejmowała tę część Górnego Śląska, jaka pozostała w niemieckich rękach.

We Wrocławiu w tym czasie działał sejmik krajowy - możemy obejrzeć jego siedzibę - to dzisiejszy gmach Naczelnej Organizacji Technicznej. Nadrejencja początkowo urzędowała w dzisiejszym budynku Muzeum Narodowego, w czasach hitlerowskich została przeniesiona do dzisiejszego budynku Urzędu Wojewódzkiego. Wcześniej na tym terenie zlokalizowana była jedna z pierwszych wrocławskich gazowni.

Te porządne Prusy

XIX i XX wiek w Prusach, a potem w Niemczech, to stulecia porządku, nieprawdopodobnego z naszego punktu widzenia. Do dzisiaj mamy tego ślady na Dolnym Śląsku. Jeżeli bowiem wjeżdża się do miasta starym traktem, to można od razu powiedzieć, czy to jest miasto duże, małe czy średnie. Wszystko dzięki pruskiemu prawu budowlanemu, które regulowało wysokość zabudowy w zależności od wielkości danej osady. Im wyższe budynki, tym ważniejsze i większe było miasto.

Hanna Wieczorek

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia