Jeszcze całkiem niedawno wieczorny spacer ulicą Dolnych Młynów w Krakowie dostarczał palaczom jakże miłych wrażeń. Zwłaszcza jesienią, gdy w powietrzu dominowała wilgoć, można tam było bezpłatnie nawdychać się aromatów jednoznacznie kojarzonych z papierosami. Ten osobliwy konglomerat zapachu tytoniu i butwiejących liści licznych w okolicy topoli był spécialité de la maison tego zakątka przez ponad 100 lat.
Dominujące na Dolnych Młynów wonie uwiecznił Kornel Filipowicz, piszący dawno temu (w książce „Ulica Gołębia”), iż: „Okolica była też przyjemna, ruchliwa; pobliska wytwórnia papierosów, zwana przez krakowian »cygarfabryką« rozsiewała wokół duszny aromat tytoniu i co tydzień, w sobotę, ożywiała okoliczne szynki i sklepiki. W dzień wypłaty, na długo przed otwarciem szerokiej, warownej, podobnej do wrót więzienia, bramy fabryki, wystawały już na chodnikach matki z dziećmi, prostytutki, wierzyciele i handlarze sznurowadeł, lusterek i prezerwatyw, sklepikarze i dziewczęta pragnące pójść do kina, a potem na spacer - wszyscy czekali, aż syrena oznajmi koniec pracy, a z bramy zaczną wychodzić ludzie z pieniędzmi w kieszeniach”.