Wczasy w PRL-u nad morzem. Tak to kiedyś wyglądało [zdjęcia]

Wojciech Frelichowski
Wczasy nad morzem 1951 r.
Wczasy nad morzem 1951 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe
W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, czyli w PRL-u, ludzie nie mieli takich możliwości wypoczynku zagranicą, jak to jest teraz. Z konieczności wczasowali w kraju, chętnie nad morzem. Jak to kiedyś wyglądało?

Mamy środek sezonu letniego. W wielu miejscowościach turystycznych Wybrzeża na plażach wypoczywają tłumy wczasowiczów. Podobnie było także w PRL-u, z tą różnicą, że oblegane były głownie największe czy też najbardziej popularne miejscowości. Powód był prosty. Chodziło o łatwość dojazdu komunikacją zbiorową, głównie koleją. W tamtych czasach, 50., 60., 70. lat temu mało kto dysponował własnym samochodem.

W pierwszych latach istnienia PRL-u wypoczynek nad morzem miał też istotne znaczenie propagandowe. W porównaniu z Polską sprzed II wojny światowej, kiedy mieliśmy zaledwie nieco ponad 70 km wybrzeża Bałtyku, po wojnie w wyniku zmiany granic kraj zyskał dodatkowe ponad 350 km. Oto – jak głosiły ówczesne władze – Polska powróciła na prastare piastowskie ziemie. Zatem konieczne było potwierdzenie tego faktu przez organizowanie tam zbiorowego wypoczynku obywateli.

Oferta padła na podatny grunt, bo ludzie byli spragnieni oddechu po wojennym koszmarze, a z drugiej strony byli ciekawi samego morza, którego przed wojną mało kto widział. Powojenne władze komunistyczne chętnie organizowały nad morzem letnie kolonie dla dzieci i młodzieży, gdzie jednym z punktów pobytu były pogadanki o odzyskanych ziemiach nad Bałtykiem.

Ułatwienia w otrzymaniu wczasów nad morzem w latach 40. I 50. mieli też robotnicy z dużych zakładów przemysłowych. To także służyło propagandzie, która pokazywała, że władza ludowa troszczy się o pracowników.

Powstała nawet specjalna instytucja (w 1949 r.) zajmująca się organizowaniem wypoczynku ludziom pracy. Był to Fundusz Wczasów Pracowniczych (FWP), który otrzymał monopol na tego typu usługi.

Jak czytamy w Wikipedii, praktyce FWP miał też znaczenie polityczne, do np. zakupu wczasów lub pobytu w ośrodkach wypoczynkowych nie wystarczała rezerwacja oraz zapłacenie oczekiwanej kwoty. Dodatkowo wymagane skierowanie udzielane przez FWP. Pełniło ono funkcję promesy, a udzielenie skierowania mogło zależeć od przynależności partyjnej, oceny danego zakładu pracy, odpowiedniej postawy obywatelskiej (czyli nie mieszania się do polityki), wolnych miejsc, czy wykorzystania urlopu poprzednio. Dodatkowo do najbardziej atrakcyjnych miejsc skierowania, według swojej własnej decyzji przyznawały rady zakładowe. Pierwszeństwo mieli zazwyczaj członkowie PZPR.

Z książki „Czas wolny w PRL” Wojciecha Przylipiaka dowiadujemy się, że w pierwszym okresie Polski Ludowej na wczasy nie wysyłano całych rodzin. Małżonkowie jeździli osobno, ewentualnie z dzieckiem. W 1949 r. tylko 2,9 tys. z niemal pół miliona wyjeżdżających zabrało ze sobą najbliższych. Jeszcze w latach 60. kierowano na wczasy jedną osobę z rodziny.

Z czasem do organizowania wczasów swoich pracowników przystąpiły same zakłady pracy, szczególnie te bogatsze czy raczej bardziej znaczące (kolanie, huty, duże fabryki), które zaczęły budować własne domy wczasowe. Ale i w tych ośrodkach wymagane było skierowanie na wczasy, które udzielała rada zakładowa lub dział kadrowy według zasług czy też zawartości teczki personalnej danego pracownika.

W drugiej połowie lat 50. pojawiły się kwatery prywatne. Były to zazwyczaj pokoje w mieszkaniach w budynkach wielorodzinnych lub domach, które wynajmowano wczasowiczom. Ponieważ jednak popyt przewyższał podaż, to wynajęcie takiej kwatery było utrudnione.

W PRL popularne były domki letniskowe, które właśnie wracają do łask (ale o znacznie wyższym standardzie). Z wypoczynku w nich korzystano indywidualnie lub w ramach wczasów zakładowych. Ośrodki zawiadujące domkami przekształcały się w małe miasteczka, w których prowadzono jednak dość siermiężne życie. Domki, usytuowane gdzieś w lesie, bardzo często nie były podłączone do linii energetycznej, a bieżąca woda była dostępna tylko kranach na terenie ośrodka.

Brak szeroko dostępnej bazy wypoczynkowej i reglamentacja skierowań na wczasy spowodowała, że popularnością cieszyły się wczasy pod namiotem. Warunkiem było posiadanie namiotu oraz kuchenki spirytusowej lub gazowej. Oczywiście trzeba było też zaopatrzyć się w prowiant na cały pobyt, najlepiej konserwy turystyczne, bo handel w PRL-u cechował notoryczny niedobór towarów. Nie lepiej było z gastronomią. Barów i restauracji było niewiele, a te, które funkcjonowały często miały niewiele do zaoferowania, a i tak ustawiały się do nich długie kolejki.

Osobliwością PRL-u były też wczasy na działkach. Taka forma wypoczynku była skierowana głównie do emerytów. W tamtych latach przy wielu ogrodach działkowych (które najczęściej były pracownicze, tzn. teren podlegał pod jakiś zakład pracy i to jego kierownictwo decydowało o przydziale działko ogrodniczej) istniały sale lub świetlice, w których organizowano jadalnie. Emeryci korzystający z wczasów na działkach pochodzili najczęściej z tej samej miejscowości, gdzie organizowano taki wypoczynek. Rano uczestnik zjawiał się na miejscu, przez kilka godzin korzystał z programu dnia, w tym z posiłków, aby po południu wrócić do swojego domu.

W zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego wyszukaliśmy zdjęcia, które utrwaliły obrazki dokumentujące jak wyglądały wczasy w PRL-u.

od 7 lat
Wideo

Wybory prezydenckie w USA - Za kim są Polacy? - sonda

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia