Płetwonurek po angielsku to frogman,czyli człowiek żaba. John Spence, amerykański nurek uznawany powszechnie za pierwszego bojowego płetwonurka US Navy, opowiadał w wywiadzie udzielanym historykowi marynarki, że pochodzenie tego terminu wzięło się od następującego wydarzenia: Spence wynurzył się raz podczas treningu na powierzchnię w zielonym, wodoodpornym kombinezonie, ktoś go zobaczył i wykrzyknął: „Hey, Frogman!”. Ta nazwa przylgnęła do wszystkich płetwonurków. Spence był szkolony m.in. przez Christiana Lambertsena – ojca ludzi żab i twórcę aparatu o nazwie „rebreather”, zwanego później LARU (od Lambertsen Amphibious Respiratory Unit) oraz SCUBA (Self Contained Underwater Breathing Apparatus). Różnił się on od aqualungu wynalezionego przez Francuzów Émile Gagnana i Jacquesa-Yvesa Cousteau’a tym, że miał zamknięty obieg gazu do oddychania i nie powodował bąbelków dekonspirujących miejsce przebywania płetwonurka pod wodą. Podobne urządzenie skonstruował też mniej więcej w tym samym czasie we współpracy z firmą Dräger z Lubeki Austriak Hans Hass. Do głównych zadań ludzi żab należały i należą: ataki z pojazdów podwodnych, rozmieszczenie sił taktycznych drogą wodną do zaatakowania celów lądowych, umieszczanie min na statkach, pomiary plaży przed lądowaniem żołnierzy, sprawdzanie statków, łodzi, konstrukcji i portów pod kątem min i innych elementów sabotażu – rozminowywanie podwodne. Pionierami podwodnych ataków ludzi żab okazali się Włosi.
Włoska Dziesiąta Flotylla Motoscafo Armato Silurante – wyposażonych w torpedy małych pojazdów, m.in. podwodnych żywych torped – miała swoją prehistorię sięgającą początku XX wieku oraz pierwszej wojny światowej. Już w roku 1906 powstały plany pierwszych łodzi torpedowych, a do użycia żywej torpedy doszło w 1918 roku – w chorwackim porcie Pula zatopiono austriacki okręt wojenny SMS „Viribus Unitis” oraz statek pasażerski „Wien”. W 1938 roku powstała Pierwsza Flotylla MAS – przemianowana następnie na Dziesiątą od słynnego Dziesiątego Legionu Rzymskiego Imperium (Xa Flottiglia MAS). Jej twórą był Junio Valerio Borghese, zwany ze względu na pochodzenie i twarde nacjonalistyczne poglądy „Czarnym księciem”. Od sierpnia 1940 roku włoscy płetwonurkowie rozpoczęli ataki na brytyjskie cele na Morzu Śródziemnym. Pierwsza wyprawa na brytyjską wówczas Aleksandrię miała miejsce 21 września 1940 roku, ale – jak wiele następnych – zakończyła się katastrofą i zatopieniem sprzętu, żeby się nie dostał w ręce wroga. Z dwóch najazdów na Gibraltar nie powiódł się żaden. W marcu 1941 roku na celu znalazła się Kreta. Niszczyciele „Crispi” i „Sella” podwiozły sześć nawodnych łodzi z płetwonurkami i 300-kilogramowymi ładunkami w dziobie w pobliże bazy morskiej, a te nocą pokonały zapory i dostały się do portu. Niedaleko celu płetwonurkowie nacelowali łodzie na ciężki krążownik HMS „York” oraz norweski tankowiec „Pericles” oraz wyskoczyli za burtę. Oba statki zostały trafione i osiadły na dnie. Sześciu Włochów dostało się do niewoli. W grudniu 1941 roku w Aleksandrii załogom żywych torped udało się uszkodzić pancerniki HMS „Valiant” i HMS „Queen Elizabeth”, niszczyciel HMS „Jervis” oraz norweski tankowiec „Sagonę”. Wszyscy płetwonurkowie dostali się do niewoli, ale to było największe osiągnięcie flotylli. Brzemiennie w skutki okazało się natomiast nieco wcześniejsze przedsięwzięcie pod koniec września żywe zatopiły w Gibraltarze trzy statki handlowe. Kilkanaście godzin później brytyjscy nurkowie wydobyli na powierzchnię szczątki żywych torped i aparatów oddechowych. Specjalny przewiózł zdobycz do Londynu i tam zajęli się nią specjaliści. zdumieniem odkryli, że Włosi wyprzedzili w pracach nad podobnym Rzecz trafiła do Churchilla i Anglicy postanowili przyśpieszyć swoje wykorzystując włoskie nie odkryli jednak innej okoliczności – że włoscy płetwonurkowie wyruszają do ataku z położonego niedaleko Gibraltaru, po drugiej zatoki, hiszpańskiego portu Algeciras, gdzie internowany włoski „Olterra” służył im za tajną bazę. O walkach angielskich płetwonurków z włoskimi żywymi torpedami w Gibraltarze nakręcono w 1958 roku film „Enemy”.
Angielskie prace nad żywymi torpedami i szkolenie płetwonurków przyśpieszyły po zdobyciu włoskich płewzorów. Dość szybko powstała dwumiejscowa makieta prototyp o kryptonimie „Cassidy”. Miała drewniany kadłub i była wyposażona w stery, zbiorniki balastowe i ze sprężonym powietrzem. Nie miała natomiast napędu. Próby przeprowadzono w odległej części portu Portsmouth. Dwaj nurkowie ze zwykłymi aparatami oddechowymi dosiedli „Cassidy”, ale torpeda za nic nie chciała się zanurzyć i do zejścia pod wodę zachęciły ją dopiero dodatkowe obciążniki balastowe. Przyczyna tego była prosta – prototyp został wytarowany w wodzie słodkiej. Po początkowych trudnościach eksperymentalna flotylla podwodna szybko osiągnęła stan 60 wyszkolonych członków, została przeniesiona do Szkocji, a „Cassidy” została zastąpiona metalową żywą torpedą o nazwie „Real One”. Jej konstrukcja opierała się na włoskich rozwiązaniach Kształtem i wymiarami przypominała zwykłą torpedę o średnicy 53 centymetrów. Głowica wybuchowa miała 300 kg i miała eksplodować po nastawieniu mechanizmu zegarowego i zawieszeniu pod celem. Podwodny pojazd dosiadało dwóch płetwonurków – pierwszy kierował urządzeniem, a drugi pełnił funkcję mechanika. Torpeda miała napęd elektryczny umożliwiający rozwijanie szybkości trzech węzłów przez około sześć godzin, co dawało zasięg do 18 mil. Po pokonaniu licznych problemów technicznych i szkoleniowych przyszedł czas na próby „na ostro”. Okrętem celem został pancernik HMS „Howe”, który – jak przyszłe cele ataków, niemieckie okręty ukryte w fiordach Norwegii – został znakomicie zabezpieczony. Otoczono go sieciami zagrodowymi, wyposażono w aparaty podsłuchowe, wokół niego krążyły łodzie z reflektorami, a załoga była uprzedzona o niebezpieczeństwie Przez trzy noce z rzędu „Howe” był atakowany i kilku załogom udało założyć ładunki wybuchowe. Było to jesienią 1942 roku.
Kolejnym celem miał być schowany w fiordzie Asenfjord pancernik Kriegsmarine „Tirpitz”, który zagrażał konwojom idącym północnym szlakiem do Murmańska, a w lipcu samym swoim pojawieniem się rozproszył tragiczny konwójPQ-17, który niemal w całości padł ofiarą Luftwaffe i U- Bootów. Dwie żywe torpedy i trzy załogi (jedna zapasowa) miał dowieźć w pobliże „Tirpitza” niewielki kabotażowiec„ Arthur” dowodzony przez Norwega Leifa Larssena. Stateczek przerobiono tak, żeby pod kadłubem ukryć podwieszone na uchwytach żywe torpedy, a płetwonurków móc schować w razie czego w tajnym pomieszczeniu. Jego kapitan Larssen, uciekinier z okupowanej przez Niemców Norwegii, znał fiordy jak własną kieszeń i miał z okupantami rachunki do wyrównania, więc wizja uszkodzenia Tirpitza” była bardzo po je jego myśli. Po kilku tygodniach ćwiczeń zaopatrzony w odpowiednie dokumenty i udający statek handlowy wiozący ładunek torfu „Arthur” wyruszył 26 października 1942 roku w rejs w pobliże niemieckiego kolosa z żywymi torpedami pod kadłubem i płetwonurkami na pokładzie. Po licznych przygodach i katastrofach – awaria silnika – po niemieckich kontrolach z powietrza i na pokładzie, w nocy, na wysokości Trondheim płetwonurkowie szykowali się do zejścia w wodę, kiedy wskutek wysokiej fali zerwała się z uchwytu jedna torpeda. Po chwili okazało się, że drugiej też nie ma! Dziesięć mil od celu trzeba było zrezygnować z ataku. Statek porzucono z otwartymi zaworami dennymi, ale nie chciał zatonąć. Załoga i ludzie żaby popłynęli na ląd, żeby pieszo dotrzeć do Szwecji. Udało się, ale jeden z płetwonurków zginął w potyczce z niemieckim patrolem. „Tirpitz” został po jakimś czasie poważnie uszkodzony przez brytyjskie miniaturowe okręty podwodne „X 6” i „X 7” i dobity przez lotnictwo. Angielscy płetwonurkowie próbowali jeszcze ataków w norweskich fiordach, ale bez większych sukcesów. Te przyszły dopiero, kiedy jednostkę przeniesiono na Morze Śródziemne i z pomocą Włochów, niedawnych przeciwników, zatopiono w porcie Cagliari krążownik „Ulpio Traiano”, a w La Spezia krążownik „Bolzano”.
W listopadzie 1943 roku, podczas walk o Wyspy Gilberta i desantu pod Tarawą, Amerykanie popełnili wiele błędów i stracili trzy tysiące ludzi. Dowództwo postanowiło wówczas, że powstanie dziewięć oddziałów płetwonurków, którzy będą oczyszczali drogę przed lądującymi na plażach żołnierzami. Swoją chwalebną rolę ludzie żaby US Navy odegrali w czasie drogi na Tokio podczas zdobywania Iwo Jimy. 17 lutego, dwa dni przed główną inwazją, małe łodzie dowiozły Około 100 pływaków na niecały kilometr od plaży. Płetwonurkowie mieli podpłynąć w kierunku brzegu, żeby zebrać informacje na temat warunków na plaży i intensywności fal, zlikwidować miny a nawet zebrać próbki piasku do małych worków po tytoniu – miały określić trwałość gleby dla lądujących pojazdów – oraz porobić zdjęcia i rozpoznać japońską obronę. Poranna misja miała trwać godzinę, przewidziano też drugą godzinę popołudniem na zachodnią część plaży. Dowódcy czterech grup dostali wczesnym rankiem rozkaz zsynchronizowania zegarków, płetwonurkowie pokryli swoje twarze, ramiona i resztę ciała szaro-niebieską farbą służącą za kamuflaż i masłem kakaowym lub gęstym tłuszczem, aby wytrzymać w chłodnej wodzie. Mieli lekkie wyposażenie – kąpielówki, maski na twarz, płetwy i noże bojowe Ka- Bar. Do tego nieśli materiały wybuchowe, zestawy narzędzi, detektory min, markery do zapisywania obserwacji i urządzenia do określania głębokości wody. Kiedy dotarli na miejsce, przywitał ich ostrzał z moździerzy i dział. Hałas nawet pod wodą był ogłuszający, a odłamki pocisków siały przerażenie. Lecz nawet w tych warunkach sporządzono mapę plaży, określono nachylenie brzegu, zidentyfikowano miny i przeszkody. Kilku płetwonurków podkradło się na plażę, pobrało próbki gruboziarnistego piasku i popłynęło z powrotem… Jak się później okazało, był to wysiłek daremny, gdyż dane o podłożu nie zapobiegły zatorom, gdy wiele pojazdów ugrzęzło w piasku. Odwrót nastąpił w samo południe. Łodzie płynęły wzdłuż linii plaży z prędkością 16 węzłów, a „łapacze” chwytali zmęczonych pływaków gumowym pierścieniem, zahaczali ich za ramiona i wrzucali na pokład niczym poławiacze tuńczyków. Ludzie żaby stracili 30 proc. stanu, jedna łódź zatonęła, pozostałe zostały uszkodzone. Popołudniowa misja była już wspierana przez pancerniki i z powietrza. Gdy pływacy dotarli w łodziach do punktu zrzutu, jeden z samolotów położył zasłonę dymną na całej długości plaży. Szperacze podwodni rozpoznali stanowiska strzeleckie na plaży i spenetrowali obszar na obecność min połączonych kablem elektrycznym… Misja poszła gładko, w przeciwieństwie do porannej sesji i obyło się bez ofiar… Ale wieczorem mesa statku bazy była wypełniona załogą i płetwonurkami odpoczywającymi po stresującym starciu z japońską artylerią. Niektórzy grali w karty, inni pili kawę lub pisali listy. Około godziny 21.21 japoński samolot zauważył światła statku i zrzucił bombę, która przebiła się przez pokład, niszcząc mesę, kuchnię i maszynownię numer jeden. Zginęło 40 żołnierzy, w tym 15 płetwonurków, a co najmniej 34 zostało rannych. Zmarłych pochowano w morzu…
Fukuryū
Pod powyższym mianem kryje się potężna jednostka nurków i płetwonurków japońskich. Planowano, że będzie ich do września 1945 roku aż sześć tysięcy podzielonych na cztery grupy, ale do końca wojny cesarscy wojskowi zdołali wyszkolić tylko 1200 osób. Zadanie Fukuryū polegało na działaniu na wodach przybrzeżnych, które mogły być potencjalnymi miejscami lądowania amerykańskich desantów, i niszczenia na tym obszarze łodzi przeciwnika. W tym celu japoński nurek miał użyć specjalnej taktyki i wyposażenia. Jego suchy kombinezon był pochodną sprzętu używanego do zwykłych prac podwodnych. Fukuryū nie miał płetw, lecz posiadał dwie 35-litrowe butle z tlenem przepuszczanym do hełmu – wydech następował ustami, filtr oczyszczał go z wilgoci i powietrze wędrowało do systemu oddychania – nurek mógł przebywać pod wodą do ośmiu godzin i schodzić w głąb do 15 metrów. Miał też latarkę, miernik głębokości, kompas i flagę cesarstwa. Operował w grupach, które czyhały na dnie i wypływały wyżej po dostrzeżeniu celu. Ponieważ na godzinę mógł pokonać dystans zaledwie 2 km, stworzono pod wodą specjalne, zatapiane wcześniej pomieszczenia ze śluzą, w których znajdowało schronienie od 6 do 18 nurków. Ich bronią był 10-kilogramowy ładunek wybuchowy, wyważony i umieszczony na długiej, 3,3-metrowej lancy. Bezpieczną odległością od eksplozji było 40-60 metrów. Poza tym do zadań Fukuryū należało zdalne, za pomocą liny, odpalanie min – pierwszej linii podwodnej obrony wybrzeża. Potem wróg miał do czynienia z trzema liniami nurków, kolejną linią min magnetycznych i minami umieszczonymi na głębokości 1 metra… Jak wynika z lektury strony internetowej poświęconej specjalnej grupie szturmowej Fukuryū, japońscy nurkowie nie zdołali wykonać żadnej akcji przed kapitulacją. Jednak dziesiątki z nich zginęły w czasie skomplikowanego szkolenia.
Niemieckich płetwonurków ćwiczyli Włosi, naturalnie nie w pływaniu, lecz w taktyce walki. Od marca do maja 1943 roku elita niemieckich pływaków – m.in. olimpijczycy z Berlina z 1936 roku oraz niejaki Manfred Laskowski, uczestnik pływackich mistrzostw Niemiec z 1939 roku – szkoliła się w Valdagno, a w następnym roku zakwaterowała na wyspie San Giorgio w Alga u bram Wenecji. Preferowanym sposobem poruszania się pod wodą było pływanie na boku… Później udało się niemieckim płetwonurkom wysadzić w powietrze kilka mostów we Francji, mosty koło Antwerpii oraz Eindhoven, a także na Renie. Niemieccy płetwonurkowie byli obecni także na froncie wschodnim, ale niewiele wiadomo o ich działaniach. Natomiast Związek Radziecki rozwijał swoje jednostki żołnierzy podwodnych od 1938 roku, a w czasie drugiej wojny światowej wzięli oni udział w 200 operacjach. Te obejmowały nie tylko działania bojowe i wyburzenia, lecz również misje ratunkowe, w których brały udział kobiety żaby. „Żabki” specjalizowały się w wydobywaniu broni i innego sprzętu z zatopionych statków.