Swoje istnienie w charakterze Wolnego Miasta, Kraków rozpoczynał w kiepskim stanie. Schyłek XVIII i początek XIX wieku upłynęły na wojnach, oblężeniach, przemarszach i stacjonowaniu wojsk - szwedzkich, rosyjskich, pruskich i polskich. Dokonywały one zniszczeń, konfiskowały żywność, ściągały kontrybucje. Okupacje i rozbiory spowodowały ograniczenie handlu, kryzys rzemiosła i budownictwa oraz spadek liczby ludności. Wiele domów popadło w ruinę, niektóre groziły zawaleniem. Te, w których jeszcze ktoś mieszkał, stały brudne i odrapane. Z braku funduszy na remont podupadłe obiekty rozbierano, a pozyskany materiał sprzedawano.
Wyburzanie zaczęło się w Krakowie podczas pierwszej okupacji austriackiej w latach 1795-1809. Druga fala rozbiórek nadeszła w czasach Rzeczypospolitej Krakowskiej. Po utworzeniu na kongresie wiedeńskim tego niewielkiego państewka, w Krakowie nastał czas spokoju. Sprzyjała temu stabilizacja polityczna, koniunktura gospodarcza i brak wojen. Władze miasta zaczęły porządkować sytuację budowlaną, wykorzystując przygotowany jeszcze przez Austriaków plan urbanistyczny. Rozbiórka objęła m.in. ratusz na Rynku (pozostała tylko wieża), chylące się ku upadkowi kościoły (m.in. pw. Wszystkich Świętych na dzisiejszym pl. Wszystkich Świętych) oraz pozbawione militarnego znaczenia mury obronne. W tym ostatnim przypadku chodziło o przestrzenne otwarcie Krakowa. Nie bez znaczenia był też zysk ze sprzedaży odzyskanego materiału oraz praca dla uboższych mieszkańców, zatrudnianych przy rozbiórkach.
Opasujące miasto fortyfikacje stanowiły problem budowlany i higieniczny. Gruz z murów i wież sypał się do fos, zmieniając je w cuchnące ścieki ze stojącą wodą. Ponieważ wrzucano do niej śmieci i wszelkie odpadki, powstało zagrożenie dla zdrowia mieszkańców. Senat Wolnego Miasta uznał, że najszybszym i najtańszym sposobem rozwiązania problemu będzie rozbiórka krakowskich murów. W tamtych czasach argumentu o historycznej i zabytkowej wartości fortyfikacji nikt nie brał pod uwagę. Jak zauważyła prof. Janina Bieniarzówna, współautorka „Dziejów Krakowa”, pokolenie wyrosłe w dobie Oświecenia nie miało serca dla starej architektury. Uznanie dla gotyku przyniósł dopiero romantyzm.
Los murów został przesądzony. Mieszkańcy cieszyli się nawet, że przestały blokować dostęp świeżego powietrza do miasta. Gdy wydawało się, że Kraków zupełnie pozbędzie się średniowiecznych umocnień, 2 stycznia 1817 r. na posiedzeniu Senatu Wolnego Miasta w obronie fortyfikacji wystąpił architekt, senator i profesor UJ Feliks Radwański. Apelował do senatorów jako strażników dawnych pamiątek, przypomniał starą tradycję witania przy najokazalszej bramie miejskiej władców przybywających do Krakowa. Ponieważ nie istniały już bramy Wiślna, Grodzka, Szewska i Nowa, uratować można było jedynie Floriańską i w jej obronie stanął Radwański. Kim był człowiek, który przeciwstawił się decyzji większości? Urodził się w Krakowie w 1756 r. Był osobą wykształconą, o wielu zainteresowaniach, wielce zasłużoną dla miasta, choć dziś nieco zapomnianą. Studiował na Akademii Krakowskiej, a potem wykładał tam architekturę, matematykę i mechanikę praktyczną. Za zgodą Komisji Edukacji Narodowej na dwa lata wyjechał do Paryża celem doskonalenia się w matematyce. Po powrocie objął na uniwersytecie katedrę mechaniki i hydrauliki. Jako pierwszy w Krakowie wykładał zasady działania maszyny parowej, zwanej wtedy „pompą ogniową”. Zaprojektował budynek Collegium Physicum przy ul. św. Anny i obserwatorium astronomiczne przy obecnej ul. Kopernika. Podczas powstania kościuszkowskiego Radwański, m.in. obok Hugona Kołłątaja, wchodził w skład komisji zarządzającej miastem. Później objął funkcję komisarza dóbr akademickich, którą pełnił do 1805 r. Przeszedł na emeryturę w związku z germanizacyjną reorganizacją uniwersytetu przeprowadzoną przez władze austriackie.
Radwański był właścicielem podkrakowskiej wsi Swoszowice, w której występowały lecznicze źródła siarkowe. Jak przystało na oświeceniowego naukowca, postanowił je wykorzystać. Wybudował zatem dom zdrojowy i zaprojektował specjalną pompę do transportowania wód do łazienek. W Swoszowicach powstało uzdrowisko otwarte oficjalnie w 1811 r. Przez pewien czas nasz bohater wydawał też pismo „Dziennik Gospodarski Krakowski”, na łamach którego propagował nowe sposoby gospodarowania w rolnictwie, opierając się na zagranicznych publikacjach. Na tym polu sukcesu jednak nie odniósł. Jak stwierdził kronikarz Ambroży Grabowski: „Nie było nań prenumeratorów i prawie cały nakład obrócony został i użyty na makulaturę, sprzedaną do sklepów”. Niezrażony niepowodzeniem Radwański poświęcił się pracom nad statutem Akademii Krakowskiej, działał w Komisji Włościańskiej (opublikował rozprawkę „O polepszeniu stanu włościan polskich”), interesował się górnictwem. To on w 1818 r., po sprowadzeniu do Krakowa prochów Tadeusza Kościuszki, zaproponował uczczenie naczelnika usypaniem na wzgórzu św. Bronisławy „mogiły” na wzór kopców Wandy i Kraka.
Z ramienia Akademii rzutki profesor został dożywotnim członkiem Senatu Rządzącego Rzeczypospolitej Krakowskiej. Należał tam do Komisji Spraw Wewnętrznych, która przez podległy jej Urząd Budownictwa oraz Komitet Ekonomiczny decydowała o sprawach związanych z uporządkowaniem i ozdobieniem miasta. I właśnie w Senacie podjął Radwański akcję ratowania resztek murów miejskich. Pod koniec 1816 r. odbyło się posiedzenie, na którym rozważano rozbiórkę Bramy Floriańskiej, towarzyszących jej murów i trzech sąsiednich baszt. Mocno poruszony taką perspektywą profesor napisał obszerny memoriał w obronie tych budowli. Dokument odczytał na posiedzeniu Senatu 2 stycznia 1817 r. i złożył jako votum separatum. Prócz cytowanych już uzasadnień historycznych, w swoim wystąpieniu użył istotnego argumentu natury zdrowotnej. „Wiatry północny, północno-wschodni i północno-zachodni (...) niosą nam zwyczajnie śniegi zadymne, takowe miotałyby je gwałtownie ze samego Kleparza wśrzód Rynku i gdyby te panowały, ciężkoby się komu przyszło na nogach utrzymać (...). Przez wzgląd na zdrowie, pieszczeniem wychowane kobiety i dzieci byłyby wystawione na częste fluxye, reumatyzmy a może i paraliże” - ostrzegał. Wobec takich zagrożeń Senat musiał skapitulować. 13 stycznia podjął decyzję o zachowaniu Bramy Floriańskiej oraz około 200 metrów murów. Ocalały też Arsenał miejski, baszty Pasamoników, Stolarska, Ciesielska i Barbakan. Przy okazji argumentacja Radwańskiego o przeciągach od Kleparza, mogących wywoływać przeziębienia u dam, weszła do krakowskich anegdot, opowiadanych przez przewodników.
Profesor zastopował na jakiś czas zakusy „burzycieli”, ale nie usunął ich zupełnie. Głównie dlatego, że nadal brakowało pieniędzy na remont. Na posiedzeniu Izby Reprezentantów w 1822 r. krakowski dziennikarz Konstanty Majeranowski i Jakub Mąkolski stanowczo domagali się zburzenia Bramy Floriańskiej i ratuszowej wieży. Artykuły w tym duchu publikowano też w wydawanej przez Majeranowskiego „Pszczółce Krakowskiej”. Tymczasem Radwański wymyślił Planty. Zaproponował mianowicie, by na gruntach zwolnionych już po zburzeniu murów stworzyć zieloną promenadę okalającą miasto. Pomysł nie od razu zdobył uznanie, ale energiczny senator zdołał go przeforsować. Zgodnie z jego projektem, puste przestrzenie splantowano, fosy zasypano, a na równym terenie wytyczono parkowe aleje. Posadzono przy nich topole, kasztany, lipy, akacje i klony, a od owego plantowania park nazwano Plantacjami (później w skrócie Plantami).
Nie bez znaczenia było to, iż pomysł Radwańskiego wsparł Stanisław Wodzicki (bohater „Naszej Historii” z września 2015 r.), miłośnik sztuki ogrodniczej i prezes Senatu. Wystąpił on z odpowiednim wnioskiem na posiedzeniu w 1820 r. Innym sojusznikiem Radwańskiego okazał się zamożny obywatel ziemski i dzierżawca loterii państwowej Florian Straszewski, który jako członek Komitetu Ekonomicznego pilnował finansowej strony przedsięwzięcia. Obaj panowie byli gorącymi zwolennikami założenia Plant, a Straszewski przez lata osobiście nadzorował pracujących robotników, wspierał przedsięwzięcie z własnej kiesy, a pod koniec życia zapisał 3 tys. dukatów w złocie na dalsze utrzymanie Plantacji.
Urządzenie Plant było kosztowne. Pochłonęło prawdopodobnie 200 tys. złotych polskich. W 1822 r. pracowało przy tym 130 robotników, wyposażonych w 65 wozów. W 1844 r. na Plantach rosło już 8750 drzew. Dodajmy jeszcze, że z czasem o roli Radwańskiego w całym przedsięwzięciu zapomniano. Wodzicki w swoich „Pamiętnikach” całą zasługę przypisał sobie. Straszewski z kolei doczekał się ulicy, pomnika i specjalnego medalu. O zasługach Radwańskiego przypomina dziś skromna tablica na murze przy Bramie Floriańskiej.