Żydzi i Polacy powinni być strażnikami wspólnej pamięci ofiar niemieckich zbrodni

Paweł Siennicki

Ktoś mógłby powiedzieć, że historia to świat i obieg zamknięty, w którym poruszamy się w obszarze faktów, zdarzeń, które miały miejsce, a nowe interpretacje co najwyżej wzburzają emocje historyków i pasjonatów. Ostatnie tygodnie pokazały, że nic bardziej mylnego. Kryzys, jaki wybuchł wokół nowelizacji ustawy o IPN, która mówi: „kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę, będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech”, jest najlepszym dowodem na obronę zgoła przeciwnej tezy - we współczesnym świecie to historia jest jednym z kluczowych fundamentów, na których państwa i narody budują nie tylko swoją tożsamość, ale też opierają swoją politykę. Paradoksem jest, że termin „polityka historyczna” w istocie jest mechanizmem prowadzenia polityki jak najbardziej współczesnej.

Zachęcam do spojrzenia szerszego niż tylko na stosunki polsko-żydowskie. Ormianie do dziś walczą o uznanie „Wielkiej Rzezi” z czasów I wojny światowej za pierwsze ludobójstwo i to jest nieustanny punkt zapalny w relacjach z Turcją. Kilka tygodni temu ponad 100 tys. osób wyszło na ulice w Grecji, wzywając do tego, by sąsiednia Macedonia zmieniła swoją nazwę. Grecy odmawiają uznania państwa o nazwie Republika Macedonii, argumentując to greckim pochodzeniem i grecką tradycją państwową tej nazwy. Ba, upraszczając, można powiedzieć, że spór toczy się o Aleksandra Wielkiego i doprowadził do tego, że Grecja przeforsowała, aby oficjalna nazwa Macedonii brzmiała: Była Jugosłowiańska Republika Macedonii. Z kolei bliżej nas Władimir Putin, całkiem niedawno, bo w 2004 r., wprowadził do rosyjskiego kalendarza Dzień Jedności Narodowej. Ten dzień jest wspomnieniem wypędzenia w 1612 r. polskich wojsk hetmana Jana Chodkiewicza z Kremla. Zastanawiam się, jak bardzo ucierpiałyby relacje polsko-rosyjskie, gdybyśmy w Polsce spróbowali świętować dzień zdobycia Moskwy. Jeszcze jeden przykład - napięcia w stosunkach kilku państw Azji z Japonią, chodzi o zbrodnie, których Japończycy dopuszczali się podczas II wojny światowej.

W każdym z tych wydarzeń zakleszczone są olbrzymie emocje, znaczone krwią i cierpieniem.

Nie inaczej jest w stosunkach polsko-żydowskich. My, Polacy, tak jak nie możemy się zgodzić na wypaczanie historii narodów żydowskiego i polskiego przez używanie terminów takich jak „polskie obozy śmierci”, tak musimy pamiętać, że niestety w czasie II wojny byli Polacy, którzy wydawali Żydów Niemcom bądź wymuszali na ukrywających się Żydach okup. Mówimy jednak o konkretnych ludziach, szmalcownikach. W 1943 r. Państwo Podziemne ogłosiło: „Każdy Polak, który współdziała z ich morderczą akcją czy to szantażując, czy denuncjując Żydów, czy to wyzyskując ich okrutne położenie lub uczestnicząc w grabieży, popełnia ciężką zbrodnię wobec praw Rzeczypospolitej Polskiej i będzie niezwłocznie ukarany”. Kara była jedna, był nią wyrok śmierci. Oczywistością jest, że śmierć groziła też za ukrywanie i pomoc Żydom. Inną prawdą jest, że byli również Żydzi, którzy pomagali Niemcom w mordowaniu swoich braci. To jest prawda o historii. Prawda, której fundamentem jest wina Niemców za zbrodnie. To oni stworzyli diabelską ideologię, która doprowadziła do stworzenia piekła na ziemi. Dlatego Żydzi, Polacy i wszystkie ofiary powinni być strażnikami pamięci o tych, którzy zostali zamordowani przez nazistów.

Co z tego wynika dla nas, dla Polaków i Żydów, ale także dla pojęcia, jakim jest przywołana już polityka historyczna? Perspektywa oceny zdarzeń historycznych po fakcie zawsze się skraca, a często wypacza. Nie ma takiego prawa, którym możemy zadekretować historię. Tu warto wspomnieć choćby Davida Irvinga, skazanego przez sąd austriacki nie za negowanie, a jedynie pomniejszanie i relatywizowanie niemieckich zbrodni. Gdy tymczasem on fałszował oczywistą prawdę.

Wiem, że w tej sprawie prawdziwa jest trauma wielu Żydów. Nawet w następnych pokoleniach przechowują pamięć o Polakach, którzy nie tylko nie pomogli, ale czasem wydali albo nawet zabili. Z kolei polskie emocje dotyczą naszej samooceny, poczucia własnej wartości Polaków. Czujemy się często fałszywie oskarżani, niedoceniani. Niemniej to kwadratura koła. Ale myślę, że trzeba walczyć o wzajemne zrozumienie. Może tak będzie łatwiej.

Może, choć nie za bardzo w to wierzę. Bo żyjemy w świecie, w którym amerykański aktor Eli Roth zarzucał kilka lat temu Polakom, że nie strajkowali podczas okupacji, by pomóc Żydom. I nie „wywieźli ich łódkami jak Duńczycy”. Co za ignorant, żeby mocniej go nie nazwać. Po prostu sami musimy opowiadać o naszej historii, najlepiej w atrakcyjny i zrozumiały dla każdego sposób. Mam nadzieję, że uznają Państwo, że tak właśnie opowiadamy w tym wydaniu „Naszej Historii”.

Paweł Siennicki, redaktor naczelny

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia