100 milionów kałasznikowów

Iżewsk pożegnanie Michaiła Kałasznikowa
Iżewsk pożegnanie Michaiła Kałasznikowa Wikimedia Commons
Karabin AK-47 wymyślony przez Michaiła Kałasznikowa, obok wódki, kawioru i matrioszek, stał się jednym z symboli Rosji

Popularny sowiecki dowcip opowiadał o Swietłanie, pracownicy fabryki łóżek w Iżewsku, która, choć pracowała bez wytchnienia, wciąż nie miała swojego łóżka. Spała na podłodze, bo pierwszeństwo kupna łóżek miały szpitale, domy dziecka i obywatele zasłużeni dla rozwoju socjalistycznej ojczyzny. Mieszkająca w Leningradzie siostra nieszczęsnej robotnicy poradziła jej, by codziennie kradła z fabrycznych kontenerów jedną część łóżka i po cichu w domu zmontowała sobie całość. Coś ty, głupia, to nie wychodzi, odpowiadała Swietłana. Próbowałam już dwa razy. I zawsze po skręceniu wychodził mi automat Kałasznikowa.

Jak w każdym dowcipie, i w tym jest coś z prawdy. Popularne AK-47 (Awtomat Kałasznikowa) rzeczywiście produkowano w Iżewsku w fabryce samochodów i motocykli. Było to tzw. odizolowane miasto przemysłowe położone tysiąc kilometrów od Moskwy i oddzielone lasem od ludzkiej ciekawości. Z czasem karabiny zaczęto wytwarzać także w Chinach, w Polsce, w Rumunii i innych krajach socjalistycznych, a nawet w Finlandii. Łącznie powstało ich ponad sto milionów, nie tylko na użytek wielu armii, ale też terrorystów. Niezawodna broń trafiła nie tylko do "Księgi rekordów Guinnessa", ale też na godła kilku krajów (m.in. Burkina Faso, Timoru Wschodniego i Zimbabwe).

A może lepiej kosiarkę?

Iżewsk pożegnanie Michaiła Kałasznikowa
(fot. Wikimedia Commons)

To, że jego karabin stał się orężem terrorystów, po latach powodowało niepokój, a może i wyrzuty sumienia Kałasznikowa. - Może dla ludzkości byłoby lepiej, gdybym wynalazł na przykład kosiarkę spalinową - mówił w jednym z wywiadów niedługo przed śmiercią.

Przyszły konstruktor, bogacz i ulubieniec władz Związku Radzieckiego i Rosji urodził się w nędzy w listopadzie 1919 roku we wsi Kuria na stepach Kraju Ałtajskiego, blisko granicy z Kazachstanem jako ósme z osiemnaściorga dzieci swej matki (dziesięcioro zmarło w dzieciństwie).

Michaił zapadł na ospę, jej ślady nosił przez całe życie, a w wieku 6 lat zachorował tak ciężko, że rodzice zamówili już dla niego trumnę. - Taki mały, a już mnie wyrolował złościł się stolarz, kiedy chłopiec ostatecznie wyzdrowiał.

Już jako dorosły i sławny Kałasznikow opowiadał, że "Encyklopedię broni" carskiego, a potem sowieckiego rusznikarza - generała Fiodorowa znalazł w szkolnej bibliotece. Zabrał się do lektury i jeśli wierzyć legendzie - do pierwszych szkiców i projektów.

Ale póki co droga do zostania konstruktorem zdawała się nie tylko długa, ale zwyczajnie niemożliwa. Jego rodzice - pobożni i niepiśmienni - szybko dostali się w tryby sowieckiego aparatu terroru. Kiedy ojciec Tomofiej Kałasznikow został jako kułak i wróg ludu zesłany wraz z rodziną na Syberię, Michaił miał raptem 11 lat.

W 1938 roku został powołany do służby w wojskach pancernych Armii Czerwonej. Ranny w 1941 roku pod Briańskiem, odznaczony Orderem Czerwonej Gwiazdy za męstwo, trafił do szpitala. Po latach opowiadał, że kiedy zbieranina rannych żołnierzy dyskutowała o historii, zaletach i wadach broni sowieckiej i niemieckiej, on głównie milczał, ale chłonął każde słowo. W ukryciu ślęczał nad szkicami.

Zwolniony ze szpitala wracał do Kurii. Ale nigdy tam nie dojechał. Z powodów, których dziś nie znamy, wysiadł w Matai i z pomocą pracowników tamtejszej lokomotywowni - tokarza, montera i spawacza - wykonał prototyp pistoletu maszynowego. Miejscowy dygnitarz sowiecki kazał mu zawieźć broń do centralnego biura poborowego w Ałma-Acie. Tu wprawdzie podejrzanie zdolnego sierżanta na cztery dni aresztowano, ale potem uznano widać, że coś w nim jest i skontaktowano go ze specjalistą od broni w jednym z miejscowych instytutów.

Ostateczny impuls do powstania legendarnego AK-47 dał sam Stalin. Wojna gorąca wprawdzie się skończyła, ale zaczynała się wojna zimna. Sierżant Kałasznikow usłyszał w 1945 r. przez poligonowy radiowęzeł apel, by projektować broń, która wobec amerykańskiej ekspansji zbrojnej zapewniłaby bezpieczeństwo wielkiej radzieckiej ojczyźnie. Przez całą jesień wraz z zespołem pracował nad projektem, szykując go do pierwszej fazy konkursu.

Nowa broń miała strzelać jak pistolet maszynowy, ale na większą odległość. Kreml żądał, by karabin był niewielki, lekki, niezawodny, łatwy w produkcji, prosty w obsłudze i składający się z niezbyt wielu części. Miał też być przystosowany do nowych naboi zaprojektowanych przez radzieckich ekspertów ds. amunicji.

Aż dziwne, że mu się udało. Tak naprawdę Kałasznikow nie był metalurgiem, rusznikarzem, a tym bardziej inżynierem. Do szkoły przestał chodzić w wieku 15 lat, więc i rysunku technicznego nie zdążył się nauczyć. Ale miał intuicję i pomysły. Ostateczny kształt jego wizjom nadawali na kreślarskiej desce współpracownicy. No i był mrówczo pracowity. Nie wychodził z warsztatu przed północą. Wystarczało mu kilka godzin snu.

Z tej roboty stopniowo wyłaniał się projekt AK-47 - automatycznego karabinu, w którym nadmiar gazów prochowych był po każdym strzale odprowadzany przez otwór przelotowy do komory gazowej umieszczonej nad lufą, a ich energia była przechwytywana przez tłok i wykorzystywana do wyrzucenia zużytej łuski i zapoczątkowania następnego cyklu koniecznego do oddania strzału.

Prace nad nową bronią kontynuował w Moskiewskim Instytucie Lotnictwa przeniesionym jeszcze w czasie wojny do Ałma-Aty. W ciągu roku powstała partia prototypowych karabinów w zarysie przypominających już przyszłego "kałacha". Wspólny pomysł Kałasznikowa i jego współpracownika, byłego wojskowego inżyniera Aleksandra Zajcewa, sprawił, że AK-47 stał się bronią niezawodną i bardzo trwałą - "gniotsa nie łamiotsa", jak mówiono o produktach radzieckich w PRL-u.

Postanowili oni, że podzespoły w prototypach karabinu będą celowo luźno dopasowane. Uważali, że dzięki temu broń będzie mniej podatna na zacięcia, kiedy się zabrudzi, zostanie niewystarczająco nasmarowana, albo zatka się osadami spalania w wyniku intensywnego strzelania. Zrobili dokładnie odwrotnie niż konstruktorzy zachodni, którzy preferowali takie frezowanie części broni, by te dokładnie pasowały do siebie.

- Niektórzy rosyjscy inżynierowie również preferowali to podejście - opowiadał Kałasznikow. - Tokariew przyjął zasadę, która zdecydowała o ogólnym kształcie jego broni: wszystkie elementy były tak ściśle do siebie dopasowane, że nie mógł się między nie dostać nawet kurz. Moje nastawienie było inne: między elementami jest odstęp, tak jakby wisiały w powietrzu.

Części karabinu Kałasznikowa wprawdzie charakterystycznie grzechotały, ale nie był to efekt bylejakości, tylko przemyślanego planu.

Pod koniec 1947 r., kiedy konkurs na nową broń strzelecką dla Armii Czerwonej dobiegał końca, Kałasznikow i Zajcew skrócili lufę o 80 milimetrów oraz zmienili główny mechanizm, łącząc suwadło i tłok gazowy w jedną część. Części ubyło, dzięki czemu karabin stał się łatwiejszy do rozłożenia i czyszczenia. Za to zwiększenie wagi tłoka i suwadła dawało broni przy każdym strzale porcję dodatkowej energii.

Połączenie suwadła z tłokiem było jednym z powodów do dyskusji i sporów toczących się latami: na ile projekt Kałasznikowa jest naprawdę jego. Konstruktorowi zarzucano, że połączenie suwadła i tłoka ściągnął z pracy innego uczestnika konkursu Bułkina, kierującego biurem projektowym w Tule.

Wiele pomysłów miał podsunąć major Wasilij Fiodorowicz Ljuty. Zarzucano mu, także w mediach, zapożyczenia od konstrukcji zachodnich, m.in. Hugona Schmeissera czy Hirama Maxima. Kałasznikow na te zarzuty odpowiadał dwojako. Czasem zapewniał, że pomysł jest od początku do końca jego i straszył procesami sądowymi. Bywało, że obracał sprawę w żart i mówił, że istotnie nie ma z projektem wiele wspólnego, a rysunki prototypu wykonała jego żona.

Lufą w posadzkę

Zanim karabin Kałasznikowa wygrał konkurs, poddawano go ekstremalnym próbom. Testowano w specjalnej komorze w skrajnie niskich temperaturach, moczono w słonej wodzie, by sprawdzić odporność na korozję, rzucano broń z pewnej wysokości na betonową posadzkę kolbą lub lufą w dół. Okazało się, że przetrwała próby i działała normalnie. W zwycięstwie pomógł też Kałasznikowowi generał Diegtiariow. Siwowłosy, ubrany w mundur z Gwiazdą Bohatera Pracy Socjalistycznej konstruktor radzieckich karabinów i pistoletów maszynowych uznał projekt 28-letniego konkurenta za lepszy i swój wycofał z ostatniej fazy konkursu.

Testy automatu Kałasznikowa trwały do stycznia 1948 roku. Wreszcie trzynastoosobowa komisja uznała, że właśnie on spełnia najdokładniej wymogi postawione nowej broni. Karabin trafił na wyposażenie wojska. Konstruktor i jego niewielki zespół zostali przeniesieni do Iżewska.

Na Kałasznikowa zaczęły się sypać nagrody. W 1949 roku dostał Państwową Nagrodę Stalina, a wraz z nią 150 tysięcy rubli. Kwota była kosmiczna. Robotnik w uprzywilejowanym na tle reszty Związku Radzieckiego Iżewsku musiał na taką sumę pracować przez prawie 13 lat. Nic dziwnego, że rodzina konstruktora jako pierwsza w mieście mogła sobie pozwolić nie tylko na odkurzacz i lodówkę, ale nawet na prestiżowy w sowieckim państwie samochód marki Pobieda (kosztował 16 tysięcy rubli). W wieku zaledwie 30 lat Kałasznikow został deputowanym do Rady Najwyższej ZSRR. To, że nie znał w swoim okręgu wyborczym nikogo poza kolegami z fabryki, nie było żadną przeszkodą.

A karabin Kałasznikow stał się na dziesięciolecia produktem eksportowym Związku Radzieckiego. Przez pośrednictwo Czechosłowacji sprzedawano go Egiptowi na wojnę z Izraelem, a potem także Syrii, Iranowi, Irakowi, Korei Północnej (tam też otwarto fabrykę karabinów) i do wielu innych krajów. Z karabinów tej marki strzelano m.in. na placu Tiananmen w Pekinie i w bośniackiej Srebrenicy.

O zaprzestaniu produkcji tych karabinów resort obrony Rosji zdecydował w 2011 roku (następca otrzymał nazwę AK-12). Dwa lata wcześniej prezydent Miedwiediew wręczył ich twórcy najwyższe rosyjskie odznaczenie - Złotą Gwiazdę Bohatera Rosji.

Kałasznikow zmarł 23 grudnia 2013 roku w wieku 94 lat. Zgodnie z wolą rodziny miał spocząć w Iżewsku. Dopiero pod wpływem władz krewni zgodzili się na pochówek na cmentarzu w podmoskiewskich Mitiszczach, gdzie został stworzony rosyjski panteon narodowy.

Krzysztof Ogiolda
NOWA TRYBUNA OPOLSKA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia