Oprócz wojskowej żandarmerii i zwykłej policji podległej ministrowi spraw wewnętrznych na terenie Krakowa funkcjonowała tzw. Straż Bezpieczeństwa. Patrolując ulice miasta, podejmowała interwencje wobec łamiących porządek publiczny obywateli. Częstokroć interwencje te przekraczały granice prawa. Tak było przykładowo 21 maja 1906 r. Przyjrzyjmy się temu przypadkowi, dobrze ilustruje bowiem zasadę, że gdy górę biorą emocje - kończy się to katastrofą.
Stolarz i malarz
Na prośbę wyszynku wódek Woyciechowskiego, mieszczącego się przy ul. Szewskiej, wyrzucono awanturującego się stolarza Józefa Tonderę. Wezwano policję, a dostarczenia na odwach nietrzeźwego delikwenta podjął się plutonowy Jasiński. Ale zdarzyła się rzecz niesłychana - pijany stolarz kopnął i uderzył policjanta, który zamiast go obezwładnić, co byłoby zgodne z procedurę, trzykrotnie ciął go szablą w twarz i w korpus.
Interweniującego w obronie stolarza, przechodzącego przez krakowski rynek malarza Jarosika, wściekły żandarm również ranił dwukrotnie szablą. Wokół odwachu począł gromadzić się tłum zwykle spokojnych krakowian, wzburzonych tym razem zachowaniem policjantów. Obawiając się zamieszek, wezwano policję konną i pieszą. Doszło do zamieszek, w trakcie których zrzucony z konia kapral policji konnej Michalski uderzył głową o trotuar, ponosząc przy tym śmierć. Ostatecznie tumult zażegnano, zatrzymując przy tym 14 osób.
Procesowe dziwy
Dwa miesiące później odbył się proces żywo komentowany przez krakowską prasę i mieszkańców Krakowa. W czasie procesu oskarżeni zostali: 36-letni cieśla Jan Syrek, Stefan Kuśmierczyk - artysta malarz, kucharz Jan Klocek, lat 27, oraz subiekci i studenci zatrzymani podczas tumultu. Studentów, jak wiadomo, podczas jakiejkolwiek rozróby nigdy nie brakuje.
Funkcjonariusze nie grzeszyli zbytnią elokwencją i logiką w trakcie procesu. Np. policjant Markowski nagle na sali sądowej przypomniał sobie, iż nazwano jego kolegów chamami, a jeden z oskarżonych miał zerwać mu z piersi ryngraf. Na sugestię, iż takowych faktów nie ma w protokołach, odpowiedział, że prawdopodobnie zapomniał.
Nie zaprzysiężono wielu policjantów z uwagi na możliwość stronniczych zeznań. O, zgrozo! - ćwiczonych przez niektórych na korytarzu sądu na pamięć z dostarczonego niebieskiego arkusza. Ostatecznie sąd uniewinnił większość awanturujących się uczestników zajść, w tym Jarosika i Żaka, którzy w wyniku przemocy ponieśli jednak trwałe kalectwo.