[BENEDYKT POLAK] [WYPRAWA BENEDYKTA POLAKA] Szpieg w habicie. Pierwszy polski podróżnik na dworze chanów

Wojciech Rodak
Niccolo i Matteo Polo doręczają papieżowi Grzegorzowi X list od Kubilaj-chana (1271). Później wyruszyli na kolejną wyprawę do Azji
Niccolo i Matteo Polo doręczają papieżowi Grzegorzowi X list od Kubilaj-chana (1271). Później wyruszyli na kolejną wyprawę do Azji
U progu XIII w. europejska wiedza o Azji składała się głównie z legend. Polski franciszkanin Benedykt Polak brał udział w szpiegowsko-dyplomatycznej misji, która pokazała Europie prawdę o Mongołach

Za jednego z największych podróżników doby pełnego średniowiecza zwykło się uważać wenecjanina Marco Polo. Przypomnijmy, że w latach 1271-1295, wraz z ojcem i stryjem, przebywał on w dalekiej Azji. Pokłosiem wyprawy była słynna księga „Opisanie świata”, w której przedstawił barwnie, acz nie do końca rzetelnie ludy i krainy kontynentu, ze szczególnym uwzględnieniem podbitych przez Mongołów Chin. Nie umniejszając jego dokonań, należy stwierdzić, o czym wciąż niewielu ludzi wie, że nie był na tym polu pionierem. Już niemal pół wieku przed jego powrotem z wieloletnich wojaży do Wenecji zakończyła się misja, która w istocie zapoczątkowała nowożytną europejską eksplorację Azji. Brał w niej udział franciszkanin rodem z naszej ojczyzny Benedykt Polak. Oto jakie były tło historyczne i przebieg tej ekspedycji.

Nacja szatana
Od czasów najazdu Hunów w IV w. n.e. Europa była co rusz nękana przez kolejne inwazje nomadycznych ludów z Azji. Wschodnią część kontynentu pustoszyli m.in. Awarowie, Protobułgarzy, Węgrzy i Połowcy. Natomiast chrześcijańskie państwa Zachodu i Południa przez stulecia ustępowały pod naporem nacierających przez Afrykę Północną Saracenów, jak wtedy nazywano wyznające islam arabskie i berberyjskie plemiona. Jednak na przełomie X i XI w. zagrożenie ze strony azjatyckich ludów stopniowo zanikło. Węgrzy przeistoczyli się w lud osiadły, przyjęli chrześcijaństwo i przystąpili do budowy własnej państwowości. Potencjał gospodarczy i ludnościowy chrześcijańskiej Europy, mimo licznych wojen, wszedł w fazę intensywnego wzrostu, co przełożyło się na wzrost siły militarnej i ekspansjonistyczne nastroje. Za Pirenejami rozpoczęła się rekonkwista. Do Ziemi Świętej ciągnęły kolejne wyprawy krzyżowe. Nikt na Starym Kontynencie wówczas nie przeczuwał, że ze stepowych przestworów środkowej Azji nadciągają siły nie mniej niszczycielskie niż legendarni Hunowie.

Na początku XIII w. wódz Temudżyn, który przeszedł do historii jako Czyngis-chan, zjednoczył plemiona mongolskie i wyruszył na podbój świata. Bitni i świetnie zorganizowani jeźdźcy zajmowali kolejno Chiny, Koreę i część Bliskiego Wschodu. Następnie wkroczyli do Europy Wschodniej. Najpierw, w latach 1237-1240, złupili większość księstw ruskich, paląc dziesiątki grodów i zabijając tysiące ludzi.

Wojownicy Złotej Ordy, pochodzący z zachodniej części mongolskiego imperium, nie zamierzali na tym poprzestawać. Ruszyli dalej na zachód Europy. Mniejsza część zagonów - około 10 tys. konnych z Ordu-chanem, wnukiem Czyngis-chana, na czele - natarła na Polskę. Podzielony wówczas pomiędzy piastowskich książąt kraj był dla nich łatwym celem. Tatarzy, nie napotykając większego oporu, spustoszyli południe kraju. W kwietniu 1241 r. pokonali też polsko-niemieckie rycerstwo w walnej bitwie pod Legnicą. Porażka ta była dla sił europejskich tym dotkliwsza, że na polu chwały poległ książę wielkopolsko-śląski Henryk II Pobożny.

Równocześnie brat Ordu, Batu, z liczniejszą grupą Tatarów uderzył w kierunku Kotliny Panońskiej. Rozgromił na równinie Mohi armię węgierską. Nie zatrzymał się. Jego zagony siały śmierć i zniszczenie nawet w tak wysuniętych na zachód krainach jak Dalmacja, północne Włochy czy okolice Wiednia.

Cała Europa odetchnęła z ulgą, gdy w 1242 r. niepokonane zastępy Mongołów nagle wycofały się przez Węgry, Serbię i Bułgarię na wschód - w kierunku ojczystego stepu. Co było tego powodem? Według najpopularniejszej wśród historyków teorii ich odwrót nastąpił pod wpływem wydarzeń w centrum imperium. W 1242 r. zmarł syn Czyngis-chana Wielki Chan Ugedaj. A ponieważ Ordu i Batu chcieli aktywnie uczestniczyć w sporze o sukcesję, więc nie mogli kontynuować podboju w Europie.

Misja zamiast krucjaty
Ówczesny świat łaciński nie miał nawet mglistego pojęcia, skąd Mongołowie przybywali i dlaczego nagle zniknęli. Okrucieństwa, których się dopuszczali, sprawiły, że Europejczycy nie dostrzegali w nich cech ludzkich. Tak też odmalował ich wizerunek, zapewne na podstawie krążących po kontynencie złowrogich opowieści, angielski mnich Mateusz z Paryża w swojej kronice. Jak to u średniowiecznych autorów bywało, jego związek z realiami jest momentami dość luźny:

„Obmierzła nacja szatana wyrwała się ze swego domostwa, wylała z Tartaru. Rozlazłszy się jak szarańcza po ziemskim obliczu, (…) zjawili się u granic chrześcijaństwa jak grom z jasnego nieba, pustosząc i mordując, siejąc wokół terror i nieopisane przerażenie. Są nieludzcy i okrutni, potwory łaknące krwi, rozdzierające i pożerające ciała psów i ludzi. Odziani w wołowe skóry, uzbrojeni w żelazne tarcze, niscy, krzepcy, niepokonani, z lubością piją krew zwierząt, a ich wielkie, silne konie pożerają nawet drzewa całe”.

Opis ten świadczy wyraźnie, że Tatarów postrzegano niemal jak biblijnych jeźdźców apokalipsy. Od najazdu z 1241 r. mieszkańcy Starego Świata z trwogą oglądali każdy tuman kurzu na horyzoncie, obawiając się powrotu barbarzyńskich ordyńców. A ponieważ europejscy władcy nie chcieli utworzyć przeciwko Mongołom wspólnego frontu w formie krucjaty, papież Innocenty IV, który czuł się odpowiedzialny za swoja strefę wpływów, sięgnął do środka z arsenału „soft power”. Zdecydował się wysłać do Wielkiego Chana poselstwa.

Wielki Chan Gujuk przyjmuje delegacje swoich chińskich poddanych. Pewnie podobnie wyglądało spotkanie z delegacją papieską
Wielki Chan Gujuk przyjmuje delegacje swoich chińskich poddanych. Pewnie podobnie wyglądało spotkanie z delegacją papieską

By zwiększyć szansę na powodzenie tych operacji, Ojciec Święty nakazał, by zorganizowano cztery misje dyplomatyczne. W głąb Azji wyruszyły zatem po dwa poselstwa złożone z franciszkanów i dwa z dominikanów. Największym sukcesem, poświadczonym w wielu źródłach, zakończyła się misja prowadzona przez franciszkanina Jana di Piano Carpiniego.

Carpini urodził się pod koniec XII w. w Umbrii. Uważa się, że prawdopodobnie, zanim wstąpił do zakonu, był rycerzem. Wskazuje na to choćby spora wiedza o sprawach wojskowych, jaką wykazywał się w swoich pismach. Należał do najdawniejszych towarzyszy świętego Franciszka. Od początku lat 20. XIII w. podróżował po całej Europie, zakładając kolejne klasztory i prowincje zakonu w Niemczech, Hiszpanii, Czechach, Polsce i Skandynawii. Merytorycznie nadawał się do misji powierzonej przez Innocentego IV jak nikt inny. Z pewnością był obytym w świecie dyplomatą, ze sporą wiedzą i bystrym umysłem. Warto podkreślić jednak, że Carpini mógł mieć pewne obawy, czy jego ciało przetrwa daleką wyprawę w nieznane. Miał około 60-65 lat, co w średniowieczu czyniło go człowiekiem wiekowym, a w dodatku, jak podają kronikarze, był niezwykle otyły.

Papież powierzył Carpiniemu list do Wielkiego Chana. Jego treść z dzisiejszej perspektywy brzmi kuriozalnie. Z jednej strony, wzywał w nim przywódcę Mongołów do powstrzymania się od najeżdżania Europy i zachowania pokojowych stosunków. Z drugiej natomiast, zupełnie niedyplomatycznie i zapewne średnio zrozumiale dla „syna stepu”, straszył go „gniewem majestatu Bożego”, jeżeli Mongołowie „nie zadośćuczynią pokutą za popełnione na chrześcijanach okrucieństwa”. Poza doręczeniem niezręcznej epistoły Carpini miał przekonać chana do przyjęcia wiary chrześcijańskiej, a przede wszystkim zebrać o Mongołach, ich państwie i wojsku jak najwięcej informacji.

Wyprawa mnichów
Jan di Piano Carpini wraz ze swą świtą opuścił Lyon, ówczesną stolicę papiestwa, i udał się na wschód 16 kwietnia 1245 r. Ich szlak Owiódł przez Niemcy i Czechy do Wrocławia, gdzie zostali podjęci przez księcia Bolesława II Rogatkę. Tutaj poselstwo powiększyło się o kolejnych dwóch franciszkanów.

Pierwszym z nich Benedykt Polak. O jego życiu przed wyprawą nie mamy prawie żadnych pewnych danych. Historycy szacują, że miał on wówczas około 40 lat. Pochodził prawdopodobnie z Wielkopolski lub ze Śląska. Do zakonu wstąpił zapewne w połowie lat 30. XIII w. Nie wiemy, czym zajmował się wcześniej, ale zapewne sporo podróżował, szczególnie na wschód Europy. Biegle władał łaciną, a przede wszystkim językiem staroruskim. Carpini zaangażował go w poczet wyprawy głównie w roli tłumacza.

Drugim z dokooptowanych mnichów był tajemniczy C. de Bridia. Niektórzy historycy uważają, że także był Polakiem, tłumacząc Bridia jako zlatynizowaną nazwę śląskiego Brzegu.

Bitwa pod Legnicą w 1241 r. Tatarzy łatwo pokonali wtedy siły polsko-niemieckie. W batalii zginął książę śląski Henryk II Pobożny
Bitwa pod Legnicą w 1241 r. Tatarzy łatwo pokonali wtedy siły polsko-niemieckie. W batalii zginął książę śląski Henryk II Pobożny

Z Wrocławia poselstwo skierowało się na północny-wschód, do Łęczycy, gdzie rezydował wówczas Konrad I Mazowiecki. Dotarli tam w Boże Narodzenie 1245 r. Franciszkanie mieli niebywałe szczęście. W grodzie odbywał się wówczas zjazd możnych i książąt z Polski i regionu. Obecny był m.in. książę włodzimierski Wasylko Romanowicz. Poinformował on mnichów, że jeśli chcą zdziałać coś na terytorium Mongołów, to muszą mieć futra na dary i łapówki. Franciszkanie posłuchali jego rady i od razu zakupili dużą ilość zwierzęcych skór. W toku dalszej wyprawy wielokrotnie ułatwiły im one życie.

Dalej Carpini i jego drużyna ruszyli przez Czersk, gdzie przeprawili się przez Wisłę, na Ruś Kijowską. Ich droga poprzez zimowy krajobraz była trudna i niebezpieczna - musieli uważać na Litwinów. Szczęśliwie po miesiącu udało im się dotrzeć do Kijowa, który dopiero odbudowywał się po tym, jak parę lat wcześniej spalili go Mongołowie. Tutaj podróżni zamienili swoje europejskie konie na bardziej wytrzymałe, tatarskie. Miały one także tę zaletę, że nie trzeba było im dawać siana - same wygrzebywały sobie trawę spod śniegu.

Stamtąd, pod koniec lutego 1246 r., mnisi dotarli do naddnieprzańskiego Kaniowa. Tutaj zaczynały się tereny kontrolowane przez Tatarów. Po przeprawieniu się przez Dniepr poselstwo Carpiniego podróżowało pod eskortą ordyńców. Najpierw zawiedziono franciszkanów do Saraju, nadwołżańskiej stolicy Złotej Ordy. Bracia dotarli tam w marcu. I tu natrafili na pierwsze „schody”. Długo męczyli się, by uzyskać audiencję u Batu-chana. A gdy ten wreszcie ich przyjął, to dał im do zrozumienia, że nie zamierza przepuścić ich wyprawy w głąb imperium. Ostatecznie jednak obfity podarunek ze skór borsuczych i bobrowych rozmiękczył go na tyle, że zezwolił mnichom podróżować. Ale tylko dwóm, jak podaje historyk Jerzy Strzelczyk. W związku z tym 8 kwietnia 1246 r. na wschód ruszyli tylko Carpini i jego tłumacz sekretarz Benedykt Polak. Reszta członków wyprawy czekała na ich powrót w Saraju.

Ostatnia część podróży, do stolicy Wielkiego Chana Karakorum, liczyła ponad 5 tys. km. Była z pewnością najbardziej wyczerpująca fizycznie dla braci. Trwała około trzy i pół miesiąca. W tym czasie franciszkanie przebywali niemal całe dnie w siodle, zmieniając konie kilka razy dziennie. Żywili się prawie wyłącznie prosem z odrobiną soli. Ich droga wiodła przez Ural, kazachskie stepy, pustynię Gobi i Ałtaj Mongolski. Po drodze opóźniały ich nie tylko przeszkody naturalne, ale także urzędnicy chana, którzy starannie ogołacali ich z zapasu skór. Wreszcie, 22 lipca 1247 r., Jan di Piano Carpini i Benedykt Polak ujrzeli legendarne Karakorum.

Wysłannicy papieża przebywali w mieście około czterech miesięcy. Początkowo traktowano ich źle i nieufanie. Bracia byliby pewnie zginęli z głodu, gdyby nie zaopiekował się nimi rosyjski dworzanin chana. Szczęśliwie potem ich sytuacja się poprawiła. W sierpniu byli świadkami wielkiej uroczystości. Gujuk, wnuk Temudżyna, koronował się na Wielkiego Chana. Franciszkanie mogli zaobserwować delegacje ze wszystkich stron mongolskiego imperium - z Gruzji, Indii, Korei i Chin - które przybyły na ceremonię. Widzieli także niezwykłe bogactwo chanów. Przed ich oczami przejechało jakoby 500 wozów wypełnionych złotem, srebrem i szlachetnymi kamieniami.

Niccolo i Matteo Polo doręczają papieżowi Grzegorzowi X list od Kubilaj-chana (1271). Później wyruszyli na kolejną wyprawę do Azji
Niccolo i Matteo Polo doręczają papieżowi Grzegorzowi X list od Kubilaj-chana (1271). Później wyruszyli na kolejną wyprawę do Azji

Gujuk przyjął franciszkanów na audiencji trzykrotnie. Ostatni raz w połowie listopada 1246 r. Wtedy też dał im odpowiedź na list papieża Innocentego IV. Nie była miła. Wielki Chan stanowczo odmówił przyjęcia chrześcijaństwa i zaprzestania najazdów na chrześcijan. Proponował, że jeżeli papież chce pokoju, to powinien przyjechać do niego razem z innymi europejskimi władcami i złożyć mu hołd lenny. Ustosunkował się także do gróźb papieża, który straszył go zemstą Boga za zbrodnie i podboje:

„Któż mógłby inaczej niż z rozkazu Bożego, z własnej jedynie mocy, wyniszczyć [lud] i zawładnąć [krajem]? Z Bożej mocy wszystkie kraje od wschodu słońca do jego zachodu zostały nam przekazane. Jakże mógłby ktoś działać bez Bożego nakazu?”.

Wyposażeni w taką odpowiedź Wielkiego Chana mnisi wyruszyli w podróż powrotną do Europy. Do Lyonu dotarli po roku i pięciu dniach w siodle, w listopadzie 1247 r. Chociaż byli wyczerpani trudami podróży, to udało się im wrócić w komplecie - wszyscy z czterech braci (podróżował z nim jeszcze jeden czeski franciszkanin), którzy brali udział w wyprawie, wrócili cali i zdrowi.

Rozpoznanie przeciwnika
Wyprawa nie osiągnęła celów politycznych wyznaczonych przez Innocentego IV. Jej korzyści były zupełnie innej natury. Dobrze rozpoznano Mongołów, niebezpiecznych wrogów Europy. Poza tym zweryfikowano obrosłą w bzdurne legendy wiedzę o azjatyckich ludach i krainach.

Owocem misji były również trzy relacje z tej podróży, które przetrwały do naszych czasów. Do dziś służą one etnologom i historykom jako cenne źródło. Najważniejszą z nich była „Historia Mongołów” napisana przez Carpiniego. Warto wspomnieć, że lapidarną relację z wyprawy popełnił także Benedykt Polak. Prawdopodobnie nasz pierwszy krajan, który przekroczył Ural.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia