Pozorowanie ataku na Kielce po bitwie pod Świętym Krzyżem przyniosło Marianowi Langiewiczowi sukces. Udany manewr pozwolił na zgubienie Rosjan i dotarciu do Rakowa.
Walery Przyborowski, uczestnik i historyk powstania styczniowego podaje, że „tutaj przyłączyła się do oddziału część Puławiaków, ciągnąca spod Słupczy [8 lutego 1863 roku rozegrała się tam bitwa zakończona porażką powstańców – redakcja] od [Antoniego] Zdanowicza, oburzona jego niedołęstwem i przekonana, że w Langiewiczu znajdzie wodza, który ich poprowadzi do zwycięstw i chwały”. 14 lutego powstańcze wojska opuściły Raków, by tego samego dnia wieczorem znaleźć się w Staszowie – zamieszkałego głównie przez ludność żydowską miasteczka.
Brak poparcia?
Co jednak skłoniło Mariana Langiewicza do decyzji o opuszczeniu schronienia jaką dawały zalesione i górzyste tereny? Nie ulega wątpliwości, że przede wszystkim liczono na powiększenie swoich szeregów. „To pewna, że jedną z nich była chęć znalezienia pomocy w ludziach i pieniądzach w tem województwie [sandomierskim], bogatem i żyznem. W odezwie swej wydanej z obozu na Świętym Krzyżu do szlachty sandomierskiej, wzywał ją do kupienia się pod jego sztandary […]. Liczył więc, że przez swój marsz przez Sandomierskie wzmocni się znacznie. Biskość przytem granicy austriackiej zapewniała mu także możność czerpania zasobów z tej prowincyi” – pisał Przyborowski.
Langiewicz liczył na ściągnięcie do siebie powstańców z innych oddziałów. Zwycięski dowódca spod Świętego Krzyża zderzył się jednak ze ścianą. Walery Przyborowski przyznaje, że „[…] w szlachcie sandomierskiej nie znalazł tego poparcia i tej pomocy, na jaką liczył i jakiej się spodziewał. I nie mogło być inaczej. Szlachta ta, była tak samo usposobiona, jak wszyscy jej bracia w Polsce”.
Postój w Staszowie
Oddział Mariana Langiewicza znajdował po trudnych przeprawach, walkach i ucieczce przed przeważającymi siłami rosyjskimi. Żołnierzy rozkwaterowano po domach w Staszowie. „Sam wódz tej garści straceńców, zajął kwaterę na pierwszym piętrze propinatora Lewandowskiego w rynku” – wspominał Przyborowski.
15 lutego 1863 roku odbył się w Staszowie przegląd oddziałów. Przed Langiewiczem i nowo mianowanym generałem Stanisławem Krzesimowskim przedefilowały trzy bataliony piechoty majorów: Dionizego Czachowskiego, Koryckiego i Pióro oraz kawaleria majora Ulatowskiego. Bateria artylerii, na którą składały się 4 wiwatówki bez lawet, wożona był na wozach jako niezdatna do użytku.
Najprawdopodobniej to właśnie w Staszowie do oddziałów Mariana Langiewicza dołączyła słynna Anna Henryka Pustowójtówna. Była córką polskiej szlachcianki Marianny z Kossakowskich oraz rosyjskiego generała. Jeszcze przed wybuchem powstania została skazana za udział w patriotycznych manifestacjach. „Dla przyzwoitości i dla względów należnych przeznaczono ją na adjutanta majora [Dionizego] Czachowskiego starca sześćdziesięcioletniego. Niedługo jednak przy nim była i przeniosła się wkrótce do sztabu Langiewicza” – pisał historyk powstania styczniowego.
Jak wspomina Przyborowski mimo względnego spokoju, powstańcy czujnie patrolowali okolice – „pikiety piesze i konne były starannie rozmieszczone przy wszystkich drogach, prowadzących do miasta, a ciągłe rekonesansy jazdy zabezpieczały od nagłego napadu. Co dzień odbywano mustry na rynku i oddział rósł liczebnie, jakkolwiek trudno określić ściśle, ile mógł mieć ludzi”.
W tym okresie Rosjanie mieli swoje problemy. Pierwszy polegał na tym, że nie wiedzieli, gdzie dokładnie znajduje się oddział Mariana Langiewicza. Do zaborcy dochodziły tylko pogłoski o pojedynczych zgrupowaniach m.in. w Szydłowie, Stopnicy i Chmielniku. Drugi z kłopotów był spowodowany faktem, że sprytne posunięcia powstańczego dowódcy nastręczało niemożność oszacowania liczby powstańców. Nieprzyjaciel uważał, że może oddziały Langiewicza mogą liczyć nawet około 4 tysięcy osób. Jak podaje Przyborowski wynikało to z tego, że po opuszczeniu Świętego Krzyża rozpuszczano informację o poszukiwaniach kwaterunku dla 5 tysięcy.
16 lutego 1863 roku, by zlokalizować powstańców, generał Ksawery Czengiery wysłał oddział pod wodzą majora Zagrzażskiego. Miał on przeszukać tereny między Wisłą, Skalbmierzem, Chmielnikiem a Osiekiem. Tego samego dnia przybył do Stopnicy, gdzie dowiedział się o pobycie powstańców w Staszowie. 17 lutego około 8 rano rosyjski dowódca stanął pod Staszowem.
„Wasza dzielność ocaliła miasto”
„W obozie polskim nie spodziewano się tego nagłego pojawienia się nieprzyjaciela; żołnierze w części spali na kwaterach, w części mustrowali się na rynku, gdy nagle na plac wpada ułan polski z krzykiem: Moskale!” – pisał Walery Przyborowski.
Jako pierwszy w gotowości był batalion Dionizego Czachowskiego. „Ruszył ulicą na dół ku rzece Czarnej i mostowi na niej, na którym widniały już czerwone lampasy czapek pułku smoleńskiego piechoty” – dodawał historyk. Rozpoczęła się wymiana ognia z zajętych przez siebie budynków. Trwała ona kilka godzin. Jak podaje Walery Przyborowski, powstańcy strzelali mniej, jednak byli celniejsi, dysponowali ograniczoną ilością prochu.
Rosjanie zmuszeni zostali do wycofania się do Stopnicy. Powodem był między innymi brak pomysłu na sforsowanie polskich pozycji, wykazanie się umiejętnościami bojowymi Polaków oraz pojawienie się ognia na zajmowanych przez siebie rejonach miasta. W jego wyniku spaliło się kilkadziesiąt zabudowań na przedmieściach Staszowa. Raporty majora Zagrzażskiego wskazują również, że już wtedy miał on kilku rannych. Marian Langiewicz podjął próbę ruszenia za Rosjanami, jednak brak odpowiedniej kawalerii uniemożliwił skuteczną akcję. Raporty polskie wskazują, że w bitwie poległo 120 Rosjan, co jednak wydaje się liczbą znacznie przesadzoną, oraz wiele koni. Powstańcy mieli mieć 7 poległych i 4 rannych.
Walery Przyborowski dochodzi o wniosku, że „obie strony tym sposobem zetknąwszy się na chwilę, nic tak jak przedtem nie wiedziały o sobie […]. Potyczka staszowska, jakkolwiek bez żadnych realnych rezultatów, podniosła jednak znacznie ducha w oddziale powstańczym”. Marian Langiewicz chwalił swoich podkomendnych. W przygotowanym przez siebie raporcie pisał, że „karność, odwaga, wesołość i spokojność naszych żołnierzy wzbudzały podczas boju moje podziwienie”. Z kolei w rozkazie dziennym do wojska stwierdzał: „[…] Wasza dzielność ocaliła miasto i zmusiła wroga do haniebnej ucieczki […]. Kraj, który ma takich żołnierzy musi być wolnym i potężnym”. 18 lutego 1863 roku Langiewicz postanowił opuścić Staszów. Obawiał się nadejścia znacznych sił rosyjskich.