Podobno tajne archiwa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy polecił zwieźć do barokowego pałacu w Radmeritz Walter Schellenberg. Podobno w tych zbiorach znajdowało się około 300 tys. teczek, średnio po 250 stron każda, w tym 20 tys. teczek niemieckiego i francuskiego wywiadu wojskowego, 50 tys. teczek sztabu generalnego, liczące 150 teczek akta francuskiego premiera Leona Bluma i archiwum rodziny Rothschildów, a także ogromny zbiór dokumentów dotyczących kolaboracji Francuzów z Niemcami. Podobno Niemcy, zaskoczeni tempem, w jakim posuwały wojska radzieckie, nie zdążyli wywieźć tych archiwów na terytoria zajmowane przez Amerykanów. Podobno w czerwcu 1945 r. próg pałacu w Radmeritz, które lada dzień miały się nazywać Radomierzyce, przekroczyło trzech mężczyzn: Piotr Jaroszewicz, Jerzy Fonkowicz i Tadeusz Steć. I podobno zarekwirowane przez nich archiwa szybko przejęli Sowieci. Następnie ślad po gestapowskich dokumentach pełnych tajemnic zaginął.
Piotr Jaroszewicz. Nauczyciel z perspektywami - był kierownikiem szkoły. W 1940 r. wywieziony przez Sowietów do Archangielska, stamtąd do Kazachstanu. 28 sierpnia 1943 r. przyjęty został do 1. Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR. We wrześniu zaczął kurs oficerów polityczno-wychowawczych. Tak zaczęła się jego błyskotliwa kariera wojskowa - już rok później został szefem Zarządu Polityczno-Wychowawczego 1 Armii WP. A 14 czerwca 1945 r. został zastępcą szefa Głównego Zarządu Politycznego WP. Co taka szycha robiła w Radomierzycach?
Jerzy Fonkowicz. Od 1936 do 1938 r. członek Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, a od 1941 r. - Związku Walki Zbrojnej. 17 lutego 1944 r. brał udział w akcji likwidacyjnej archiwum AK w Warszawie przy ul. Poznańskiej 12. Jak pisał Henryk Piecuch: „Ludzie Fonkowicza w godzinach 7.00-19.30 zorganizowali w lokalu kocioł, w który wpadło około 20 osób (część z nich przekazano gestapo i wszelki ślad po nich zaginął). Uzyskane w wyniku napadu materiały dotyczące komunistów przedwojennych wywiózł do Moskwy Marian Spychalski, natomiast dokumentację dotyczącą AK przekazano do gestapo. W dniach 15-16 kwietnia 1944 r. Niemcy przeprowadzili w Warszawie szereg aresztowań, m.in. wpadło około 60 członków Armii Krajowej. Istnieją dowody, że aresztowania te były wynikiem akcji na ul. Poznańskiej”. Co człowiek z wywiadu Armii Ludowej, już jako szef Oddziału III Głównego Zarządu Informacji WP, czyli osłony kontrwywiadowczej jednostek wojskowych, robił w Radomierzycach?
I wreszcie Tadeusz Steć. Według życiorysu, który znalazł się w teczce z dokumentami dotyczącymi TW ps. Kowalski, od czerwca 1945 r. do maja 1946 r. był kandydatem na zakonnika w Tyńcu, u podkrakowskich benedyktynów. Może ukrył się tam na rok po wizycie w radomierzyckim pałacu?
Poza sprawą tajemniczego archiwum rozpalającego wyobraźnię nie tylko poszukiwaczy skarbów tę trójkę łączy coś jeszcze. Wszyscy trzej zostali w okrutny sposób zamordowani, a ich zabójców do dzisiaj nie złapano.
Piotr Jaroszewicz zginął razem z żoną Alicją w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w swoim domu w Aninie, w którym przed wojną mieszkał poeta Julian Tuwim.
Jaroszewiczowie byli okrutnie torturowani.
Proces domniemanych sprawców zabójstwa obnażył tylko niemoc śledczych - zakończył się uniewinnieniem. W 2005 r. okazało się, że część materiałów dowodowych zgromadzonych w śledztwie zniknęła. A dwa lata później Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji wysnuło koncepcję, że zabójstwo Jaroszewiczów miało związek z radomierzyckim archiwum. Analitycy zaryzykowali tezę, że część dokumentów nie opuściła Polski, ale znalazła się w prywatnych zbiorach Jaroszewicza. A kiedy były premier Polski zapowiedział wydanie pamiętników, podpisał na siebie wyrok śmierci, bo w dokumentach miały być informacje kompromitujące polityków z różnych krajów.
Tadeusz Steć. On zginął jako drugi z tej trójki. 12 stycznia 1993 r. Zamordowany we własnym mieszkaniu w Jeleniej Górze. Wybitny znawca Karkonoszy i antyków był też homoseksualistą, czego zresztą specjalnie nie ukrywał. Policja podejrzała więc, że sprawcą zabójstwa mógł być przypadkowo zaproszony do domu mężczyzna, ale nikogo nie znaleziono. A w kolejnych doniesieniach o sprawie koncentrowano się na tym, co wyniesiono z mieszkania Stecia, który był cenionym kolekcjonerem.
Tragicznie zginął też Fonkowicz, tyle że pięć lat później - został zamordowany 7 października 1997 r. w swoim domu w Konstancinie-Jeziornie. I też był torturowany, a sprawców zabójstwa nie odnaleziono do dzisiaj.
W 2006 r., na rok przed ujawnieniem nowej koncepcji Biura Wywiadu Kryminalnego KWP, według której te trzy morderstwa mają w tle nazistowskie archiwum ukryte w Radomierzycach, w jednym z tygodników ukazał się tekst przedstawiający właśnie taką tezę. Czy policyjni śledczy właśnie w nim znaleźli inspirację?
W artykule Tadeusz Steć został przedstawiony jako współpracownik służb wywiadowczych. I już w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia miał opowiedzieć o radomierzyckiej wyprawie pisarzowi i dokumentaliście Jerzemu Rostowskiemu, który po zamordowaniu Stecia rozmawiał o wydarzeniach z 1945 r. między innymi z Henrykiem Piecuchem. Szkopuł w tym, że Steć tajnym współpracownikiem służb, owszem, został, ale werbunek odbył się w początkach 1952 r.
W styczniu do komendanta Milicji Obywatelskiej w Jeleniej Górze skierowano raport typujący Stecia do werbunku. Decyzja na „tak” zapadła po dwóch dniach. W marcu - 21, w Dzień Wiosny - Tadeusz Steć podpisał zobowiązanie do współpracy i przyjął pseudonim Kowalski. Służby pożytku jednak z niego nie miały i współpracę rozwiązały. A Piecuch podobno osobiście mu doradził, by swój życiorys ubarwił właśnie wzmianką o radomierzyckim archiwum. Czy to możliwe, że to kłamstwo go zabiło?