Dowodził nią Wołodyjowski

Wojciech Zatwarnicki
Ryszard Sobolewski rekonstruuje w Bieszczadach legendarną polską stanicę na Kresach
Ryszard Sobolewski rekonstruuje w Bieszczadach legendarną polską stanicę na Kresach Nowiny/Wojciech Zatwarnicki
"Pięćset siekier przez trzy tygodnie nad budynkami pracowało" - tak opisywał Sienkiewicz budowę stanicy kresowej w Chreptiowie

Chreptiów - stanica wojskowa Rzeczypospolitej na cyplu nad lewym brzegiem Dniestru, pomiędzy Kamieńcem Podolskim a Mohylowem Podolskim - u ujścia rzeczki Danilówka. W 1671 roku objął tu komendę Jerzy Wołodyjowski. Chreptiów został zdobyty przez Turków w 1672 roku.

Chreptiów miał budowę ziemno-drewnianą, stąd do dnia dzisiejszego zachowały się dwa równoległe jednometrowej wysokości wały nad samym (ponadstumetrowym) brzegiem Dniestru. Jedyna droga prowadzi przez znaną z Trylogii Nową Uszycę. Chreptiów leży ok. 10 km na południe od Pylyp Chreptiowskich i widnieje na niewielu mapach. Sama stanica (jej pozostałości) położone są ok. 2 km na południe od wsi Chreptiów (ukr. Хребтiϊв, trb. ang. Khrebtiiv także: Chrepty, Chreptów), nad urwistym brzegiem rzeki.

Chreptiów stał się popularny za sprawą powieści Henryka Sienkiewicza i filmu Pan Wołodyjowski, jednak filmowy Chreptiów znacznie przerastał pierwowzór, który według pobieżnych pomiarów miał rozmiar około 100x100 metrów

W tamtych czasach pełniła ona taką samą rolę jak dzisiejsze placówki straży granicznej - miała strzec granicy. W powieści Sienkiewicza komendę w Chreptiowie objął tytułowy Wołodyjowski. W liście do swojej ukochanej Baśki pisał: "Fortalicję wzniosłem z okrąglaków setną; kominy okrutne. Dla nas kilka izb w osobnym domie..."

Dzisiaj też słychać ciosanie siekier, choć częściej odgłosy pilarek, heblarek i betoniarek. Nad Lutowiskami w Bieszczadach dobiega końca pierwszy etap prac przy rekonstrukcji kresowej stanicy. I wbrew pozorom, miejsce wcale nie jest przypadkowe. Bo przecież Lutowiska to niczym dzisiejsze kresy. A poza tym twierdza Chreptiów już tu kiedyś stała.

Budowniczym nowego Chreptiowa jest Ryszard Sobolewski, biznesmen z Warszawy. W Bieszczadach pojawił się w połowie lat 90. Przyjechał po surowiec - drewno. Dziś mówi otwarcie, że na początku Bieszczady go nie zauroczyły. W pewnym momencie pojawiła się okazja i kupił kilka hektarów ziemi. Między innymi tę górkę nad Lutowiskami.

- Bez konkretnego celu. Nie miałem zamiaru tu niczego budować. Nawet część tej ziemi odstąpiłem gminie w Lutowiskach - mówi.
Gmina urządziła tam parking i punkt widokowy z panoramą na najwyższe partie Bieszczadów. Z czasem warszawiak poznał lepiej Bieszczady i tutejszych ludzi. Między innymi Włodzimierza Podymę, byłego wójta Lutowisk. I to właśnie wójt podsunął mu pomysł, aby odtworzyć filmową stanicę.

- Pomyślałem, że to i dobry pomysł, a miejsce wręcz idealne - mówi Sobolewski. - Teraz kresy Polski są właśnie tutaj, no i ten związek Lutowisk z filmem Hoffmana. Postanowiłem, że stworzę coś na wzór parku historycznego połączonego z usługami turystycznymi.

Pierwszą stanicę wybudowano w Lutowiskach w 1967 roku. Stanowiła ona scenografię przy ekranizacji "Pana Wołodyjowskiego" w reżyserii Jerzego Hoffmana. To właśnie tutaj, a także w sąsiednim Skorodnem i Polanie nakręcono część zdjęć. Powstały m.in. sceny ukazujące życie wojsk w stanicy, dramatyczną ucieczkę Baśki przed Azją, walkę zwieńczoną zwycięstwem Wołodyjowskiego nad bandą Azba-beja, a w pobliskim Chmielu pożar Raszkowa.

"Uważaliśmy, że Chreptiów trzeba budować z naturalnego surowca, bez żadnych tradycyjnych imitacji. Ministerstwo leśnictwa udostępnia na miejscu 600 m3 surowca drzewnego. Jest to wymiar nieosiągalny w żadnym innym miejscu. Cały roczny przydział dla łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych nie osiąga tej wielkości!" - czytamy o budowie scenografii w książce Barbary Wachowicz "Filmowe przygody małego rycerza".

- Większa część filmowego Chreptiowa to były makiety. Tylko kilka budynków było wykończonych - wspomina Stanisław Łysyganicz, który wraz ze swoimi kolegami często zaglądał na plac budowy, a potem filmowy.

- Za palisadą stało kilka chat - dom komendanta, stajnia, kuźnia. W oczy rzucały się żurawie studzienne. Całość była otoczona walem ziemnym z wieżyczkami i ostrokołem. A niektóre chaty miały tylko dwie ściany - opowiada pan Stanisław. I dodaje z uśmiechem: - Ale przyznam, że wtedy najmniej nas to interesowało...
Męskie oczy zwrócone były raczej w kierunku aktorek.

Łysyganicz: - Niektórzy stracili dla nich głowę i przychodzili codziennie. Wieczorami zaś snuli opowieści, fantazjowali i w pobliskim barze topili smutki. Działo się to bardzo często w towarzystwie członków ekipy filmowej albo drugoplanowych aktorów.

Stanicę filmowcy budowali przez kilka miesięcy. Zajmowała obszar 1,5 hektara. Po zakończeniu zdjęć stała jeszcze prawie trzy lata, będąc atrakcją dla turystów i miejscowych. Z czasem została rozebrana, drzewo sprzedano na opal i po Chreptiowie nie pozostał ślad. Tylko droga, którą ekipa dojeżdżała na plan, do dzisiaj nazywana jest drogą filmową lub filmowców. Zostały też wspomnienia mieszkańców, które za sprawą nowo budowanej stanicy dziś ożywają.

"Nasz plan przeniósł się pewnego dnia na polanę pod miejscowością Polana. Szosą trzeba było jechać ze 30 km, toteż wódz Hoffman wysłał mnie w patrol rozpoznawczy celem wyszukania bliższej drogi. Zabrałem jednego masztalerza i wraz z A. Czekańskim, asystentem reżysera, wyjechaliśmy konno w góry. Dzień był słoneczny, widoki przecudne, ale śnieg taki grząski,że konie topiły się w nim po szyje...

Przez siedem kilometrów jechaliśmy wśród zgliszcz dużej wsi Skorodne. Nie ma żywego ducha, tylko zdziczałe grusze i jabłonie świadczą, że była tu dawniej wieś" - czytamy w "Filmowych przygodach małego rycerza". - Filmowcy do Polany dotarli w marcu 1968 roku wraz z głównymi aktorami - wspomina Maria Faran, kustosz miejscowego muzeum. - Kto tylko mógł, wyruszył w okolice planu, by zobaczyć na własne oczy Magdalenę Zawadzką i Daniela Olbrychskiego w roli Azji Tuhajbejowicza.

Do niektórych ujęć angażowano, jako statystów,okolicznych mieszkańców. A jedna z mieszkanek Polany dostała nawet poważniejszą rolę. W scenach wymagających od Baśki dynamicznej jazdy konno była jej etatową dublerką. Zresztą - jak wspominają nasi rozmówcy - Zawadzka praktycznie nie siedziała w siodle.

Angaż dostały też miejscowe czworonogi. Głównie konie.- Wszyscy pewnie pamiętają scenę, w której widzimy rozszarpanego przez wilki konia - opowiada jeden z mieszkańców. - Koń był prawdziwy i rzeczywiście padł... Tylko że kilka dni wcześniej, u gospodarza w stajni w Polanie-Ostrem. Był chory.

Rekonstruowana dziś stanica to już nie makieta. Nawiązuje do filmowego Chreptiowa, choć jest bardziej uwspółcześniona. Także dlatego, że przeznaczono jej inne zadania. Gotowy jest już dom komendanta, w którym mieści się restauracja. Ma być otwarta w czerwcu. Prace w części hotelowej powinny zakończyć się w lipcu. - Cały nowy Chreptiów - tak jak i ten filmowy - będzie otoczony walem ziemnym z ostrokołem - opowiada Sobolewski. - W drugim etapie powstaną również charakterystyczna brama wjazdowa, wieżyczki strażnicze i słynne żurawie studzienne.

Oprócz skrzydła hotelowego połączonego z restauracją zaplanowano tu czterogwiazdkowy hotel, stajnie dla koni, kręgielnię, klub muzyczny, spa, groty solne, drink-bar, fitness club, salę konferencyjną na 150 miejsc oraz park historyczny z miniaturami najsłynniejszych budowli dawnych kresów.
- Większość tych atrakcji ukryjemy pod ziemią na prawie 2 tys. metrów kwadratowych - zdradza Sobolewski.

Na powierzchni turysta zobaczy tylko to, co wyglądem nawiązuje do filmowego Chreptiowa.
- Staramy się tak budować, aby nie zepsuć otaczającej nas przyrody i wprowadzić turystę w klimat tamtych czasów i tamtego regionu. Zadbamy o odpowiednie wyposażenie, wystrój wnętrz, stroje z epoki i elementy związane z filmem - obiecuje właściciel.

W gotowym już domu komendanta trwaj ą ostatnie prace dekoracyjne. W restauracji wiszą obrazy z wizerunkami postaci z powieści Sienkiewicza, a ściany zdobią malowidła Anitty Rotter-Pucz z Polańczyka, przedstawiające sceny z filmu.
- Na półkach za barem jeszcze pusto, ale kuchnia pracuje już pełną parą. Nie zabraknie tu potraw i napitków z epoki, czyli kuchni staropolskiej i regionalnej, tej starobieszczadzkiej - dodaje Sobolewski.

Właściciel swoje przedsięwzięcie traktuje jako rodzaj misji: - Będę zadowolony, jeśli to miejsce zarobi na siebie. Mam też nadzieję, że poprzez stworzenie pewnego klimatu i nawiązanie do historii Polski zainteresuje młodzież dawnymi jej dziejami. Biznes jest ważny, ale jeszcze ważniejsza jest edukacja młodzieży i patriotyzm. Wierzę, że i ja dołożę swoją cegiełkę w tej dziedzinie - mówi.

WOJCIECH ZATWARNICKI, Nowiny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia