- Parę lat temu już to było - żartuje Franciszek Edmund Prędki. Setka lat na karku swoje zrobiła. Trudniej mu chodzić, z pamięci niełatwo wydobyć niektóre nazwiska, ale humor wciąż dopisuje, a pogoda ducha nie słabnie.
Od czasu, kiedy kierował szkołą w Łukawcu, minęło już ponad 40 lat. Pracował tam od 1950 do 1973 roku. Zarządzał szkołą i uczył historii oraz języka polskiego. Jego uczniowie dziś niańczą wnuki i chętnie wspominają dawnego nauczyciela, chociaż niewiele wiedzą o jego kombatanckiej przeszłości.
O włos od NKWD
Urodził się w Kielnarowej, w rodzinie bogatego chłopa, był najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Jego ojciec musiał dużą wagę przykładać do edukacji, bo i starszego syna, i dwie córki posłał na dalsze nauki po szkole podstawowej. Co do Franciszka, chciał poprzestać na szkole w Tyczynie.
Ale najmłodsza latorośl miała zapał do nauki. Prośby Franciszka, także swoimi oszczędnościami, wsparła mama - i tak młodzieniec został uczniem seminarium nauczycielskiego w Sokalu niedaleko Lwowa. Po jego ukończeniu mógł być nauczycielem. Jedną z pierwszych posad dostał w szkole podstawowej w Korolówce.
Wybuchła II wojna światowa i Franciszek, któremu właśnie skończyły się wakacje, spróbował wrócić do nauczycielskiego mieszkania po swoje rzeczy. Z bratem i szwagrem przedzierał się do Korolówki przez drogi, po których już krążyło radzieckie wojsko. Sowiec- ki oficer kazał im zgłosić się po przepustkę pod wskazany adres.
Uwierzyli; gdyby nie ostrzeżenie żydowskiego chłopca, który w ostatniej chwili kazał im zawrócić, pewnie już nigdy domu by nie zobaczyli. Jak wspominają bliscy pana Franciszka, za to ocalenie potem się odwdzięczył, ukrywając przed Niemcami Żydówkę z dwójką synów.
Z pistoletem za pasem
Po powrocie domu młody nauczyciel cicho nie usiedział. Zajął się działalnością konspiracyjną. Zapisał się do Służby Zwycięstwu Polski, potem został żołnierzem Związku Walki Zbrojnej, a w końcu - Armii Krajowej (był dowódcą plutonu w Hyżnem).
Wspólnie z sołtysami oszukiwał Niemców, którzy zarządzali obowiązkowe dostawy. Prędki trochę znał niemiecki i - jak stwierdzają bliscy - był bezczelny, więc wiele mu się udawało. Miał pseudonim "Mściciel", chodził z pistoletem ukrytym za pasem i jeździł z przesyłkami do Krakowa. Raz z pociągu musiał wyskakiwać w ucieczce przed Niemcami. Strzelali, ale nie trafili. Ludzie Franciszka szanowali już wtedy. Bo organizował także tajne nauczanie, od Zarzecza po Tyczyn i Błażową. Sam także uczył i egzaminował młodzież.
Za to po wojnie nie mógł spać w domu, bo jeden z jego kolegów z oddziałów AK przeszedł do UB i zrobił sobie na niego polowanie. Prędki siedział w areszcie UB, ale udało mu się uniknąć dłuższego więzienia. Partyzancką przeszłość, chociaż wcale się nią nie chwalił, władza mu pamiętała. Także wtedy, kiedy wysłała go do pracy w szkole w Łukawcu.
Dobrze nas pan uczył
- Miałem "opiekunów" - wspomina pan Franciszek czasy pracy na stanowisku kierownika szkoły. - Ale trzeba podkreślić, że sekretarz partii bronił mnie na terenie powiatu. Oni byli zadowoleni z nauczania. Pamiętam, to już było później, spotkałem w mieście swoje dwie dawne uczennice. Mówię im: "No to wy pewnie macie teraz więcej wiadomości, bo poszłyście do następnej szkoły", a one powiadają: "Panie, dzięki temu, co pan nas nauczył w szkole, przeszłyśmy przez następne".
Rzeczywiście, kierownik Prędki, który na placówkę zjechał z żoną Stefanią (matematyczka) i dwójką dzieci, dbał o poziom nauczania. - Lubiłem uczyć. Bardzo - uśmiecha się dziś. - Ile to żeśmy pracy włożyli, aby rozbudować szkołę...
Wówczas dzieci dwie pierwsze klasy kończyły w mniejszych szkółkach, usytuowanych na przeciwległych końcach wsi. Potem spotykały się na dalszą naukę w budynku, w którym dziś mieści się Zespół Szkół w Łukawcu. Kierownik Prędki postarał się także o uruchomienie szkoły przysposobienia rolniczego, by ułatwić swoim uczniom przejmowanie gospodarstw po rodzicach.
Prędcy żyli blisko z sąsiadami. Dzielili się z nimi miodem ze swoich uli, organizowali pomoc dla najbiedniejszych mieszkańców wsi. I chociaż były to czasy, kiedy udział w obchodach 1-majowych był obowiązkowy, kierownik Prędki ludzi do uczestnictwa w nich nie namawiał.
Alina Bosak
NOWINY