W ostatnim czasie specjalistów zelektryzowało odkrycie na Kalinowszczyźnie reliktów dworu z przełomu XVI i XVII wieku. To dowód na to, że ta część Lublina kryje jeszcze wiele tajemnic. Bo Kalinowszczyzna to nie tylko osiedla bloków z epoki PRL.
Najstarsza część tej dzielnicy Lublina wygląda dość niepozornie. Układ ulic nie zmienił się tu co najmniej od czasów przedwojennych. To miejsce nieco zapomniane, do którego turyści rzadko zaglądają, a i niewielu lublinian zna jego jakże ciekawą historię.
Najstarsze domy na Kalinowszczyźnie przywodzą na myśl małomiasteczkową zabudowę. Z żydowskim cmentarzem na wzgórzu, ukrytym za ceglanym murem, sąsiaduje kościół św. Agnieszki. Wystawiony dla augustianów, sprowadzonych do Lublina w 1624 roku.
Większość tego obszaru jest od kilku lat wpisana do rejestru zabytków. Wpis obejmuje teren dawnego grodziska. Ochroną konserwatorską objęty jest więc zespół urbanistyczny dawnego cmentarza żydowskiego, czyli „Białkowska Góra z terenami przyległymi pomiędzy ulicami Kalinowszczyzna, Tatarska, al. Tysiąclecia", a także kościół i klasztor Salezjanów (dawniej Franciszkanów), kamienica przy ul. Siennej 25, domy nr 17 i 19 przy ul Kalinowszczyzna.
Dwór, którego nikt się tu nie spodziewał
Niedawne odkrycia pokazały, że już na przełomie XVI i XVII wieku w tym rejonie można było spotkać zabudowę porównywalną z tą, jaką mieliśmy za Bramą Krakowską, a więc w najbardziej reprezentacyjnej części Lublina. Archeolog Łukasz Rejniewicz w rejonie ulicy Towarowej odnalazł relikty narożnika dawnego dworu, którego wiek szacuje właśnie na przełom XVI i XVII wieku. Widać, że budynek był porządnie zbudowany: z kamienia, ale pod ziemią było też sklepienie piwniczki z cegły. Obok odsłonięto pozostałości postawionego później budynku, tym razem z XIX wieku, rozebranego w ostatnich latach.
Archeolodzy zrobili cztery wykopy sondażowe. Badania mają być kontynuowane, tak żeby udało się znaleźć wszystko co możliwe przed rozpoczęciem budowy nieruchomości, która ma powstać w tym miejscu. W planach jest także przeprowadzenie badania georadarem. Właściciel działki planuje wyeksponowanie reliktów najstarszej zabudowy wewnątrz nowej inwestycji: mają zostać schowane pod szkłem. - Odkryliśmy narożnik, więc wiemy, w którym kierunku prowadzić dalsze badania. Na razie wykopy są wąskie, ale głębokie nawet na 2,5 m. Jednak jeszcze nie jesteśmy na poziomie podłogi - wyjaśnia Łukasz Rejniewicz, archeolog prowadzący badania sondażowe na Kalinowszczyźnie. I dodaje, że być może okaże się, że odkopany dwór będzie mieć kształt litery „H".
Najwięcej emocji przyniosło odsłonięcie drugiego wykopu, gdzie był wspomniany narożnik wykonany z wapienia. „Zaobserwowano intensywne warstwy osadnicze z XVI - XVII wieku z pozostałościami poziomów użytkowych, np. klepiska z przepalonej gliny - polepy przemieszanej ze słomą" - pisze o efektach swojej pracy Łukasz Rejniewicz.
Historia tego miejsca urywa się na ponad 100 lat - kolejna odkryta przez archeologów zabudowa pochodzi już z XIX stulecia. W tym czasie swoje domy budowała tutaj ludność żydowska, przenosząc się z mocno przeludnionego Podzamcza. Łukasz Rejniewicz przypuszcza, że dwór został zniszczony w XVII wieku, w czasie licznych najazdów wrogich armii nękających Lublin. W tym czasie doszczętnie był zniszczony renesansowy zamek. Poza tym, przedmieścia zawsze padały łupem grabieżców w pierwszej kolejności. Łatwo było je spalić i iść dalej, aby zdobyć miasto ukryte za murami. Ślad jednego z pożarów sprzed lat widać na omawianym stanowisku archeologicznym.
„Historia nie oszczędzała Kalinowszczyzny. W1655 roku zniszczyły ją całkowicie wojska kozacko-rosyjskie. Splądrowane zostały wtedy także miejscowe klasztory. W 1831 roku większa jej część spłonęła na skutek nieostrożności wojsk rosyjskich. Nic więc dziwnego, że tak doświadczani jej mieszkańcy - Polacy i Żydzi, nie mogli skutecznie pomnażać swojego majątku" - przypomina w swoim opracowaniu Łukasz Rejniewicz.
Kafel piecowy z motywem jednorożca
Wrażenie robią też odkryte zabytki ruchome: fragmenty zdobionych kafli piecowych. Na jednym z nich jest motyw jednorożca. Z kolei talerz z drugiej połowy XVI wieku został pięknie ozdobiony w motywy geometryczne i kwiatki z niebieskimi listkami.
Uwagę zwraca również fragment okiennego szkła, tzw. gomółkowego - okrągłe, szklane płytki, oprawione w ołowianą taśmę, wstawione były w okna. To dowód na bogactwo właścicieli dworu sprzed wieków. Do kogo należał?
Mieczysław Kseniak, były dyrektor Muzeum Wsi Lubelskiej i znawca dziejów dworskich ogrodów, pod uwagę bierze możny ród Firlejów, którzy bywali starostami lubelskimi. Jest to prawdopodobne. Gniazdo rodowe Firlejów znajdowało się w podlubelskiej Dąbrowicy.
Ród systematycznie budował swoją pozycję, zdobywając kolejne stanowiska i majątki. Firlejowie byli założycielami miast, m.in. Lewartowa (Lubartowa). Wątpliwości w tym temacie nie brakuje. Mógł to być również dwór warowny, ulokowany na wzgórku, w miejscu przypominającym wyspę. - Dwór sąsiadował z Wielkim Stawem Królewskim, był w rozlewisku Bystrzycy i Czechówki - podkreśla Łukasz Rejniewicz. To nie wszystko. Na wysokości obecnej ulicy Tatarskiej był ciek wodny nazywany Muchawcem. - Musimy też pamiętać, że na końcu dzisiejszej ulicy Towarowej była przeprawa przez Bystrzycę - dodaje archeolog. Łukasz Rejniewicz przypomina, że „stara" Kalinowszczyzna, gdzie odkryto dwór, to tak naprawdę obszar nieprzebadany przez archeologów, z wyjątkiem terenu dawnego grodziska, na którym powstał kirkut. Prace archeologiczne nie zostały tu przeprowadzone również wtedy, gdy na Kalinowszczyznę przenoszony był dworek Wincentego Pola - obecna siedziba oddziału Muzeum Lubelskiego, która pierwotnie miała być pierwszym obiektem planowanego tutaj skansenu.
Gdy Kalinowszczyzna konkurowała z Lublinem
Niektóre z dzisiejszych dzielnic Lublina w okresie staropolskim były jurydykami, czyli obszarami pod wieloma względami niezależnymi od władz miejskich. Takim terenem była m.in. Kalinowszczyzna. Jurydyki niejednokrotnie miały własne targi, sądy, wójtów, a co najważniejsze - nie płaciły podatków do miejskiej kasy. Powstawały często na mocy przywilejów królewskich i paradoksalnie na gruntach miejskich.
Zyski z jurydyk czerpali jednak nie lubelscy mieszczanie, ale ich właściciele. Zarabiali oni na handlu na targach konkurencyjnych dla tych organizowanych w Lublinie i budowali dla siebie rezydencje, czasami przypominające pałace. Takie obszary powstawały także wokół kościołów. Była więc jurydyka św. Ducha, dominikanów, obserwantów, brygidek. W 1602 roku w dokumentach pojawia się też jurydyka Białkowska Góra, a w 1660 roku jest już mowa o jurydyce Słomiany Rynek, czyli o dzisiejszym skwerze w rejonie ulic Kalinowszczyzna i Towarowej, gdzie w okresie staropolskim odbywał się lokalny targ.
Władze Lublina nieustannie próbowały walczyć o od-zyskanie terenów zamienionych w jurydyki. Lubelscy mieszczanie szukali ratunku w sądzie i u kolejnych królów, jednak dekrety o likwidacji jurydyk nie zawsze odnosiły efekt. Bo ich właściciele nie chcieli dobrowolnie oddać tego, z czego mieli zyski.
,,(...) według badań ks. Boniewskiego już w 1552 roku sędzia grodzki lubelski Jędrzej Lassota zajął to przedmieście (Słomiany Rynek) i dopiero w XVII wieku po procesie miasto zdołało je odebrać" - czytamy w tomie „Jurydyki lubelskie", autorstwa Józefa Mazurkiewicza. Ostatecznie do zniesienia jurydyk przyczynił się szereg aktów prawnych, a z czasem Kalinowszczyzna wchłonęła Słomiany Rynek i wiele innych wcześniejszych jurydyk. Pod koniec XVIII wieku starosta lubelski Michał Mniszech dostał przywilej królewski na organizowane jarmarków i targów na Kalinowszczyźnie. Handlowi sprzyjała bliskość ruskiego szlaku, którym kupcy jechali z towarami z Dalekiego Wschodu. Słomiany Rynek był miejscem targowym jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Na fotografii z lat 30. XX wieku Słomiany Rynek to plac przy ulicy Kalinowszczyzna, na którym widać liczne furmanki. Niewiele zostało z tego miejsca. Na dzisiejszym skwerze stoi jedynie niepozorny, biały budynek. To zrujnowany zdrój uliczny z drugiej połowy XIX wieku, który aż prosi się o odnowienie.
Robotnicy z przedwojennych garbarni
W latach 30. XX wieku Kalinowszczyzna miała charakter dzielnicy robotniczej. Lublinianin Symcha Wajs w dokumencie „W każdej garstce popiołu" wspominał: „Właściwie była to jedyna proletariacka dzielnica żydowska, a to wynikało z tego, że w tej dzielnicy w okresie między rokiem (19)30 a (19)39 były trzy żydowskie garbarnie: (...) Ajchenbauma, Brykmana i Zylbersztajna".
Działki, na których istniały te zakłady, sąsiadowały ze sobą. Interesy Brykmana i Zylbersztajna stosunkowo szybko się ze sobą połączyły. - Z kolei w 1947 roku garbarnie Ajchenbauma i Brykmana zostały upaństwowione - przypomina historyk sztuki Jacek Studziński, znawca historii przemysłowego Lublina. I dodaje: - Jeszcze pod koniec lat 90. garbowane były tutaj skóry, pod szyldem Lubelskich Zakładów Przemysłu Skórzanego.
Zabudowania dawnej garbami Ajchenbauma zostały rozebrane jakieś 7-8 lat temu. Miejski konserwator zabytków przez kilka lat walczył o zachowanie gmachu po garbami Brykmana z ulicy Towarowej. Obiekt z lat 80. XIX wieku jest jednym z nielicznych reliktów dawnego przemysłowego Lublina. Właściciel działki chciał rozebrać zabytkowy budynek. Sprawa ciągnęła się od czerwca 2012 roku. Oparła się o ministra kultury i trzy razy wracała do konserwatora zabytków w Lublinie. Dziś wydaje się, że zabytek zostanie ocalony.
- Ostatecznie minister utrzymał nasze postanowienie o braku zgody na rozbiórkę - mówi Hubert Mącik, miejski konserwator zabytków w Lublinie. Ile zostało z przedwojennej zabudowy „starej" Kalinowszczyzny? Niewiele. Na przykład gmach dawnego szpitala żydowskiego przy ulicy Siennej, datowany na początek XIX wieku, czy budynek dawnej szkoły powszechnej z lat 20 XX wieku, znajdujący się przy ulicy Tatarskiej.