Dziś 93-letni Jerzy Grohman jest ostatnim z żyjących potomków rodu w linii męskiej. Mieszka w Warszawie, w bloku stojącym w centrum miasta. W pokoju na ścianie wisi litografia przedstawiająca budynek, który był przez dwadzieścia lat fabryką jego pradziadka Traugotta. Opowiadał nam, że gdy sprowadzono do niej maszynę parową, na obrazie domalowano komin. W swoim mieszkaniu ma też meble, które udało mu się uratować z rodzinnej wilii przy ul. Tylnej 11 w Łodzi. Serwantkę, bibliotekę, żyrandole, które z trudem się mieszczą w "m" PRL-owskiego bloku. Jest wśród nich jeszcze jeden ważny mebel - fortepianowy taboret. Na nim w domu stryja, Henryka Grohmana, siadali przy fortepianie Artur Rubinstein i Ignacy Paderewski.
- Czy były to piękne czasy?- zastanawiał się podczas rozmowy z nami Jerzy Grohman. - Też trudne. Przecież w środku dwudziestolecia międzywojennego przechodziliśmy kryzys gospodarczy, ale wyszliśmy z niego cało. Chyba piękniejszy dla mojej rodziny był czas przed pierwszą wojną światową. Grohmanowie pochodzą z miejscowości Sebnitz koło Drezna.
O ich korzeniach nie wiadomo wiele. Byli rodziną tkaczy, mieli tam pewnie małą fabryczkę. Rodzina rozjechała się po świecie. Jeden z braci wyjechał do Lwowa, inny do Czech. Dwaj z synów Grohmanów: Traugott i Karol przyjechali do Królestwa Polskiego. Zatrzymali się w Warszawie, gdzie utworzyli fabryczkę skórzaną. Potem przenieśli się do Zgierza i otworzyli manufakturę wyrobów bawełnianych. W 1827 roku otrzymali nagrodę na wystawie w Warszawie za produkcję perkali. Bracia Grohmanowie mieli w Zgierzu tkalnię płócien i przędzalnię bawełny. Ale doszło do konfliktu. Karol zarzucił Traugottowi oszustwa podatkowe.
Spór zakończył się w sądzie. Traugott przegrał proces, Karol wystąpił ze spółki. Drogi braci rozeszły się. Trougott przeniósł się w 1843 roku do Łodzi. Wydzierżawił teren zwany "lamusem". Na ul. Tylnej wybudował przędzalnię mechaniczną. W 1854 roku zamontował w niej maszynę parową, jako drugi w mieście. Pierwszą sprowadził do Łodzi Ludwik Geyer. Traugott zamieszkał najpierw w swej przędzalni. Potem przeniósł się narożnego domu przy ul. Targowej 81. Był on dosyć skromny, nie różnił się specjalnie od domów łódzkich tkaczy. Dopiero później Trougott wybudował willę przy ul. Tylnej 14. Mieściło się tam kiedyś Muzeum Artystów, dziś siedzibę ma Izba Radców Prawnych. - Domy, do których przeprowadzali się łódzcy fabrykanci pokazują jak się bogacili - twierdzi Paweł Spodenkiewcz, autor książki "Piasek z Atlantydy", wywiadu z Jerzym Grohmanem.
W czasie Powstania Styczniowego Traugott Grohman wspomagał finansowo polskich powstańców. Przez to miał kłopoty z władzami carskimi, które straciły do niego zaufanie. Traugott szybko zasymilował się w Polsce. W okresie międzywojennym jego zdjęcia podpisywano Bogumił Traugott. Traugott w tłumaczeniu na polski oznacza wierzący w Boga. - My, Grohmanowie, zawsze czuliśmy się Polakami - zapewniał nas Jerzy Grohman. W domu Ludwika Grohmana mówiono już po polsku. Był jedynym synem Traugotta. Po śmierci ojca, w 1874 roku przejął fabrykę. Miał wtedy 48 lat. Można powiedzieć, że to on rozkręcił interes i był twórcą potęgi Grohmanów. Wybudował okazały, rodzinny pałac przy ul. Tylnej 11, zwany willą Grohmanów.
Zbudowano ją w stylu włoskiego renesansu. Projektował ją znany łódzki architekt Hilary Majewski. Ludwik Grohman czuł się Polakiem. To on zaczął pisać swoje nazwisko przez jedno "n". Miał też duże zasługi dla miasta. W fabryce założył pierwszą fabryczną straż ogniową, był współzałożycielem Łódzkiej Ochotniczej Straży Ogniowej, a potem jej prezesem i komendantem. Zakładał Bank Handlowy w Łodzi, Towarzystwo Kredytowe Miasta Łodzi i Łódzkie Chrześcijańskie Towarzystwo Dobroczynności. Był też łódzkim radnym. Ludwik Grohman ożenił się z Pauliną Trenkler, córką bogatego kupca Karola, co wzmocniło jego pozycję finansową. Grohmanowie mieli pięciu synów: Henryka, Karola Adolfa, Alfreda Wilhelma, Leona, Pawła (umarł w niemowlęctwie) i córkę Annę. Ludwik Grohman zmarł w 1889 roku. Rodzinny interes przejął najstarszy syn Henryk.
Jest on jedną z najwybitniejszych i najbarwniejszych postaci rodu Grohmanów. Gdy zaczął kierować fabryką Grohmana miał 27 lat, za sobą studia i praktykę w Anglii. Mówił biegle kilkoma językami obcymi. Równolegle prowadził własny interes. Podczas pobytu w Anglii zwrócił uwagę na maszyny przędzalnicze produkujące bardzo cienką przędzę. Po powrocie do Łodzi wybudował taką przędzalnię. Produkował pierwszy w Rosji cienką przędzę. W rodzinie Grohmanów opowiadano, że każdy zamach maszyny parowej dawał mu złotego rubla. Potem przędzalnię włączono do rodzinnego imperium włókienniczego. To on rozbudował fabrykę Grohmanów, której charakterystyczną cechą stała się brama przy ul. Targowej ozdobiona szpulkami, nazywanymi "beczkami grohmanowskimi".
Pałac rodziny Grohmanów przy ul. Tylnej
(fot. Grzegorz Gałasiński)
W czasach, gdy Henryk Grohman zarządzał fabryką doszło do jej połączenia z firmą Scheiblerów. Był rok 1921. Po I wojnie światowej łódzki przemysł znalazł się w fatalnym stanie. - Został zniszczony przez Niemców, którzy uciekając z Łodzi wywieźli co mogli, większość maszyn włókienniczych, surowce - wyjaśnia Paweł Spodenkiewicz. - Łódzcy fabrykanci aktywa mieli zaś w rosyjskich bankach. Rewolucja sprawiła, że utracili wszystko. Łódzkie fabryki miały potężne problemy finansowe. Były ogołocone z kapitału, by przeżyć musiały zaciągać kredyty i oszczędnie gospodarzyć. Jednym ze sposobu na wyjście z kryzysu miało być założenie kartelu, w skład którego weszłyby firmy Scheiblerów, Grohmanów, Geyerów, Enderów i Poznańskich.
Poznańscy i Enderowie nie zgodzili się na takie rozwiązanie. Pozostało więc utworzenie rodzinnego kartelu. Grohmanowie i Scheiblerowie byli ze sobą spowinowaceni. Anna, córka Ludwika, wyszła bowiem za mąż za Karola Wilhelma II Scheiblera. Natomiast mężem Elzy Grohman, córki Karola Adolfa został Edward Herbst. Tak powstały Zjednoczone Zakłady Włókiennicze K.Scheiblera i L. Grohmana. Po fuzji Scheiblerowie otrzymali 70 procent akcji nowej firmy, a Grohmanowie - 30.
Jerzy Grohman w książce "Piasek z Atlantydy" wyjaśnia, że ten niekorzystny układ dla jego rodziny wynikał z tego, że Scheiblerowie mieli mnóstwo obiektów niefabrycznych, pałaców, wilii, majątków ziemskich, szkoły, domy. To podwyższało wielkość ich udziałów. Grohmanowie do spółki wnieśli głównie maszyny i budynki fabryczne. Zakładom Scheiblera i Grohmana udało się pokonać powojenne kłopoty, a także wielki kryzys gospodarczy z przełomu lat 20. i 30. Dzięki kontaktom Henryka Grohmana z Eugeniuszem Kwiatkowskim firma otrzymała kredyt z Banku Gospodarstwa Krajowego. Znakomitym posunięciem było zatrudnienie Władysława Lipińskiego, który został dyrektorem handlowym fabryki.
Towar sprzedawano nie przez hurtownie, ale sieć własnych sklepów otworzonych w całym kraju. Prowizja, którą ze sprzedaży otrzymywał Lipiński wynosiła 60 tys. zł miesięcznie! Fabryka Scheiblera i Grohmana była w tym czasie największym zakładem włókienniczym w Polsce. Produkowała m.in. popeliny, muślin, batyst, a nawet płótno balonowe, wytwarzała też tkaniny wigoniowe, sybiry, barchany. Henryk Grohman był nie tylko znakomitym menadżerem, ale miłośnikiem sztuki i patriotą. Podczas I wojny światowej przebywał w Lozannie, pracował na rzecz Rady Regencyjnej, związał się z Centralną Agencją Polską, która potem stała się organem Komitetu Narodowego w Paryżu. Spotykał się m.in. z Henrykiem Sienkiewiczem, przyjaźnił z Ignacym Paderewskim.
Artur Rubinstein jako mały chłopiec grywał na fortepianie w salonie Henryka Grohmana. Zbierał dzieła sztuki i kolekcjonował dawne instrumenty muzyczne. W swej kolekcji miał m.in. skrzypce Stradivariego i Guarneriego. Zbierał też grafiki. Przekazał je do Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Chodził regularnie na koncerty do filharmonii. Jeździł po Europie, by usłyszeć na żywo Franciszka Liszta, był na premierach oper Ryszarda Wagnera. W czasie tych podróży kupował dzieła sztuki. Na ścianach jego salonu znajdującego się w willi przy ul. Tymieniec kiego 24 wisiały m.in. obrazy Fałata, Axentowicza, Wyczółkowskiego. Wspierał finansowo szkolnictwo muzyczne w Łodzi, operę warszawską. Ciekawa historia dotyczy uczuć Henryka. Zakochał się bowiem w swojej... ciotce, Matyldzie Trenkler.
Jej mąż Teodor był bratem matki Henryka, Pauliny z Trenklerów. Tej miłości pozostał wierny do końca życia. Kiedy zmarł wuj Teodor, Henryk ożenił się ze starszą od siebie o kilka lat piękną Matyldą. Był rok 1911. Henryk Grohman miał wtedy 49 lat. Małżeństwo w tak późnym wieku było sensacją towarzyską. Jego żona miała trzy córki: Teodorę, Elżbietę i Jadwigę. Teodora wyszła za mąż za znanego malarza Jana Skotnickiego, który mieszkał w Zakopanem. Natomiast Elżbieta była narzeczoną Mieczysława Kasprowicza. Do ślubu jednak nie doszło, bo kompozytor został zasypany lawiną. Elżbieta i jej siostra Jadwiga opiekowały się potem matką Karłowicza. W przypadku Henryka Grohmana nie można mówić o mezaliansie. Natomiast jego najmłodszy brat Leon, ojciec Jerzego, ożenił sie z aktorką Aliną Dębicką. Alina była piękną kobietą, pochodziła z ziemiańskiej rodziny. By skończyć studia aktorskie uciekła z domu. Jej ojciec Eugeniusz nie wybaczył jej tego do końca życia.
Słynne "beczki Grohmana", czyli brama wejściowa do fabryki
(fot. Grzegorz Gałasiński)
Pierwszym mężem matki Jerzego Grohmana był starszy od niej o 20 lat Andrzej Mielewski z Krakowa, ulubiony aktor Stanisława Wyspiańskiego. Z tego związku Alina miała syna Andrzeja. Leon Grohman poznał ją w Berlinie. Alina kręciła tam film, grała Maszeńkę w "Braciach Karamazow". Leon zobaczył ją w jednej z berlińskich restauracji i zakochał się. Alina była katoliczką, Leon ewangelikiem.
Ślub wzięli w kościele ewangelickim na placu Małachowskiego w Warszawie. Leon Grohman był inżynierem. Skończył politechnikę w Charlottenburgu. Po studiach wrócił do Łodzi i pracował w rodzinnej fabryce. Został dyrektorem d/s technicznych.
Kiedy podczas I wojny światowej jego brat wyjechał za granicę, to Leon kierował całą fabryką. Po połączeniu z zakładami Scheiblera zajmował się finansami firmy. Z rodzinną fabryką byli związani też dwaj inni bracia Leona i Henryka, Karol Adolf i Alfred Wilhelm. Leon mieszkał w rodzinnym pałacu przy ul. Tylnej. Zajmował go do spółki z Alfredem Wilhelmem. To w tej wilii w 1922 roku przyszło na świat jego jedyne dziecko, Jerzy. Uznawany był za najzdolniejszego przedstawiciela młodego pokolenia Grohmanów. Kończył renomowane łódzkie gimnazjum i liceum dla chłopców Aleksego Zimowskiego. Potem stryj Henryk, bo ojciec Leon umarł w 1937 roku, chciał wysłać go studia ekonomiczno-handlowe do Antwerpii. Ale wybuchł wojny pokrzyżował te plany.
Grohmanowie, czujący się Polakami, nie przyjęli niemieckiego obywatelstwa. Zapłacili za to utratą udziałów w swoich fabrykach, które przejął rząd III Rzeszy. Henryk Grohman nie doczekał wojny, bo umarł w marcu 1939 roku. Nie żyli też już Alfred Wilhelm, Karol Adolf i Leon. Karol Grohman, syn Karola Adolfa zginął w Katyniu. By uniknąć dalszych kłopotów Jerzy i jego stryjeczny brat Alfred Ludwik, syn Alfreda Wilhelma, wyjechali do Krosna, które znajdowało się na terenie Generalnej Guberni. Tam Grohmanowie mieli fabryczkę lnu. Alfred został jej dyrektorem, a Jerzy pracował jako robotnik. Po roku Alfred przesunął go do Krakowa, gdzie ich spółka miała oddział sprzedaży. Prawie całą wojnę Jerzy Grohman spędził więc w Krakowie. W Łodzi została jego matka Alina Grohman. Do 1943 roku mieszkała w pałacu przy ul. Tylnej. Drugą część zajmowała wdowa po Alfredzie Wilhelmie, która miała austriackie obywatelstwo.
Kiedy Niemcy zorientowali się, że na ul. Tylnej zamieszkuje Polka, kazali jej opuścić dom. Zamieszkała na terenie w fabryki w dawnym tzw. Bielniku przy ul. Tymienieckiego. Alina Grohman umarła w 1946 roku. Alfred Ludwik jeszcze po wkroczeniu wojsk radzieckich, do marca 1945 roku prowadził fabrykę w Krośnie. Potem został aresztowany i wywieziony do Donbasu. Po dwóch latach został zwolniony, dzięki interwencji ambasadora radzieckiego w Polsce. Alfred wyjechał na wybrzeże. Razem z dwoma wspólnikami założył fabryczkę tranu. Potem przeniósł się do Krakowa i pracował w biurze projektów. Zmarł bezdzietnie w 1986 roku. Jerzy Grohman po wojnie wyjechał do Wałbrzycha. Założył tam firmę zajmującą się skupem szmat i makulatury.
Miał też sklep z materiałami w Katowicach i trzy warsztaty tkackie w Zgierzu. We wrześniu 1947 roku został aresztowany przez tzw. Komisję Specjalną pod zarzutem spekulacji. Gdy po roku zwolniono go z więzienia, jego firmy zbankrutowały. Przyjechał do Łodzi, gdzie dostał pracę w centrali odpadków. Skończył ekonomię na Uniwersytecie Łódzkim i wyjechał do Warszawy. Wiele lat był księgowym w Związku Kompozytorów Polskich. Ożenił się ze znaną warszawską adwokat Hanna Nowodworską. Po 1989 roku zajął się sprawami reprywatyzacji. Założył Stowarzyszenie Polskich Przemysłowców. Został też na krótko doradcą w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy d/s reprywatyzacji. Po wojnie spółkę Scheiblera i Grohmana przemianowano na zakłady im. Obrońców Pokoju, zwane też Unionteksem. Dalej była to największa fabryka włókiennicza w Polsce. Dziś nie pracują tu maszyny włókniarskie. Powstają mieszkania, centra kulturalne... Jerzy Grohman z niechęcią odwiedza Łódź.
- Łódź mnie przygnębia!- tłumaczył nam. - To, co się tu dzieje, jest agonią tego miasta... Jerzy Grohman nie może zrozumieć dlaczego miasto nie żyje z przemysłu, że wszystko upadło. Dla niego sensem powstania i istnienia Łodzi będzie włókiennictwo. Przed laty rozwijane przez jego przodków.
Anna Gronczewska
DZIENNIK ŁÓDZKI