Jak Janosik, Ondraszek oraz reszta zbójników łupili bogatych i dawali biednym

Jacek Drost
„Zbójnicy z kotlikiem” Władysława Skoczylasa
„Zbójnicy z kotlikiem” Władysława Skoczylasa
Przerażali i fascynowali. Żyli poza prawem, krótko, ale intensywnie. Dla wielu uosabiali ducha wolności i sprawiedliwości. Pewnie dlatego karpaccy zbójnicy przeszli do legendy

„Jo musem być zbójnik / Bo krzywda wielika / Nieprawość u panów / Prawda u zbójnika” - głosi stara przyśpiewka znana i bardzo popularna swego czasu nie tylko na Podhalu, ale także w innych regionach Karpat, jak one długie i szerokie. W tych kilku prostych wersach zawiera się bowiem wszystko to, co sprawia, że mimo upływu lat na zbójników, którzy zabierają bogatym, a oddają biednym, nadal patrzymy z nieukrywanym zachwytem, a ich poczynania cały czas pobudzają naszą wyobraźnię. „Wywodzący się z tradycji folklorystycznych mit zbójnictwa stał się wdzięcznym tematem dla literatury, malarstwa, muzyki, a także filmu. Centralną postacią, wokół której ów mit narastał, był Janosik. Jednak ranga tej postaci po obu stronach Tatr różniła się zasadniczo. Na Słowacji Juraj Janosik zyskał status bohatera narodowego. Stał się symbolem dążeń Słowaków do niepodległości. Nad jego krótkim i tragicznym życiem pochylali się najwybitniejsi twórcy słowackiej literatury. Po polskiej stronie Tatr Janosik także zyskał wielką sławę, lecz była to sława mitycznego bohatera, który uosabia odwieczne tęsknoty ludzi do dość naiwnie pojętej sprawiedliwości. Jakkolwiek Janosik nadal jest harnasiem nad harnasie, to jednak na nim nie kończy się poczet zbójników. Każda bowiem karpacka kraina miała swego bohatera, po którym pozostał ślad zarówno w bezdusznych aktach sądowych, jak i w tęsknej pieśni ludu. To właśnie ludowym przekazom zawdzięczamy, że nie zaginęła pamięć o Proćpaku, Ondraszku, Baczyńskim, Doboszu i innych dobrych chłopcach, którzy w swoim czasie trwożyli, ale też krzepili serca” - czytamy w interesującym opracowaniu „Mity i rzeczywistość zbójnictwa na pograniczu polsko-słowackim w historii, literaturze i kulturze” będącym pracą zbiorową pod redakcją Marii Madejowej, Anny Mlekodaj i Macieja Raka.

Janosik

Otwierający poczet beskidzkich zbójników nie kto inny a sam Juraj Jánošík zginął wyjątkowo okrutną, harnasiową śmiercią - został powieszony na haku za lewe żebro. Przez wiele godzin umierał w potwornych męczarniach. Działo się to 17 marca Anno Domini 1713 w słowackiej miejscowości Liptowski Mikulasz. Czy zasłużył sobie aż na takie cierpienia? Według sądu obradującego przez dwa dni w składzie: przewodniczący Władysław Okolicsany, oskarżyciel Aleksander Čemnický oraz obrońca Baltazar Palugay, tak. Mimo że Jánošík do końca nie przyznał się do zabójstwa plebana Demanicy (było ono osią oskarżenia) i na sprawcę zabójstwa wskazywał swojego kompana...

Juraj Jánošík (po polskiej stronie Tatr nazywano go Jerzym Janosikiem, a z węgierska, bo wszak działał ów zbójnik na terenie ówczesnej monarchii austro-węgierskiej - Jánosik György) u Słowaków dorobił się miana bohatera narodowego. Jednak na Podhalu mało kto lubi przyjmować do wiadomości, że Juraj Jánošík urodził się - jak wynika z zachowanej metryki chrztu - 25 stycznia 1688 r. w niewielkiej wsi Terchová, nieopodal słowackiej Żyliny, u stóp Małej Fatry. Juraj przyszedł na świat w typowo chłopskiej rodzinie. Jego rodzicami byli Martin Jánošík i Anna Cesneková. Przyszły hetman karpackich zbójników miał trzech braci i siostrę. To w zasadzie wszystko, co wiadomo na temat jego dzieciństwa i młodości. Chodziły słuchy, że ponoć miał się uczyć na kleryka oraz - co byłoby ewenementem wśród ówczesnego chłopstwa - potrafił pisać i czytać, a swoje umiejętności wykorzystał, pisząc list do samej cesarzowej Marii Teresy. Trudno jednak dać wiarę tym doniesieniom, dowodów żadnych nie ma i raczej należy je traktować jako element romantycznej legendy, która powstała wokół Juraja Jánošíka.

Już bardziej pewne jest to, że jako młodzieniec został wciągnięty do armii Franciszka Rakoczego - przywódcy wielkiego powstania antyhabsburskiego, tzw. powstania Rakoczego, które wybuchło w 1703 i zakończyło się w 1711 r. Po udziale w trwającej jakiś czas wojaczce Juraj w 1708 r. wrócił do rodzinnej wsi, gdzie miał się zająć gospodarstwem, ale niewiele z tego wyszło - wkrótce potem wstąpił do armii austriackiej. Został przydzielony do oddziału stacjonującego w zamku w Bytčy, gdzie więziono groźnych przestępców. To właśnie tam poznał niejakiego Tomáša Uhorčíka, który był harnasiem zbójników karpackich. W październiku 1710 r. Jánošík pomógł mu uciec z więzienia, a w następnym miesiącu sam zdezerterował lub - jak podają inne źródła - został wykupiony przez ojca z wojska i przystał do jego zbójeckiej bandy. Od tego momentu rozpoczęła się zbójecka działalność Jánošíka, która trwała do wiosny 1713 r.

W rok po ucieczce z więzienia Tomáš Uhorčík zmienił imię i nazwisko na Martin Mravec i odszedł z bandy. Nowym harnasiem został właśnie Jánošík. Ze swoimi kamratami zbójował na pograniczu węgiersko-polskim, a ofiarami jego napadów byli głównie kupcy, ale także plebani, posłańcy pocztowi i inne przypadkowe, zamożniejsze osoby. Panuje powszechna opinia, że zbójnicy łupili bogatych, żeby dawać biednym. Wcale tak nie było. Juraj Jánošík grabił głównie z myślą o sobie i swoich ludziach. Okazjonalnie zbójnicy obdarowywali dziewczęta z okolicznych wsi jakimiś zrabowanymi drobiazgami, ale nie była to codzienna praktyka. Chętniej dzielił się swoimi łupami z lokalnymi notablami, którzy pomagali mu wykaraskać się z tarapatów, np. po pierwszym pojmaniu Jánošíka i osadzeniu go w lochu wiceżupan komitatu liptowskiego zapewnił mu alibi, dzięki czemu harnaś wyszedł na wolność.

Nie na długo jednak. Zimą 1713 r. Jánošík został pojmany w domu Uhorčíka. Według jednej wersji został zdradzony przez Uhorčíka, według innej wydała go kochanka. Tak czy inaczej Jánošíka osadzono w kasztelu Vranovo we wsi Palúdzka koło Liptovskiego Mikulaszu, gdzie 16 i 17 marca odbył się proces zbójnika. Niestety, sędziowie nie byli dla niego łaskawi...

Ondraszek

Andrzej Szebesta, powszechnie znany jako Ondraszek lub Ondra, do którego przylgnęło miano „pana Łysej Góry”, to postać jak najbardziej autentyczna. Urodził się w 1680 r. w niewielkiej wsi Janowice koło Frydka na Zaolziu. Był najstarszym synem wójta janowickiego Andrzeja Szebesty i jego żony Doroty. Jego rodzicami chrzestnymi byli Jura Korbas i Ewa Czarbol. Andrzej miał ośmioro młodszego rodzeństwa. Według ludowej tradycji i literatury Jędrek miał się uczyć w gimnazjum łacińskim w Przyborze, jednak w spisie uczniów tamtejszej szkoły trudno znaleźć jego nazwisko.

Nie wiadomo też dokładnie, kiedy Ondra wstąpił na zbójecką drogę. Według badaczy stało się to najpóźniej w 1709 r. Dlaczego wtedy? Z prostej przyczyny - w tym roku wójtem Janowic został Jan, młodszy brat Ondraszka, tymczasem według zwyczaju urząd ten przypadał pierworodnemu. Sądzi się, że Ondraszek nie mógł zostać wójtem, gdyż w tym czasie już uprawiał zbójecki proceder. Jego schwytaniem zainteresowanych było wielu urzędników, poczynając od starosty krajowego z Karniowa, a na biskupie wrocławskim Karolu Ludwiku skończywszy. - Ten ostatni powierzył zadanie wytropienia Ondraszka przede wszystkim panu we Frydku hr. Franciszkowi Prażmie oraz najwyższym urzędnikom Dolnego i Górnego Śląska. W prowadzone na szeroką skalę poszukiwania zbójnika i jego kompanów zaangażowane było także liczne wojsko, za samą głowę Ondry zaś wyznaczono ogromną nagrodę 100 florenów - podkreśla Mateusz Bielesz w „Naszym Ustroniu”. Bielesz dodaje, że największym problemem była działalność zbójników, którzy brali okupy z gmin i wsi, a w razie odmowy palili je. Pobierali także opłaty od podróżnych za rzekome zapewnienie im bezpieczeństwa, grabili i mordowali przez kilka lat w okolicach Łysej Góry na pograniczu Śląska Cieszyńskiego i Moraw, wzbudzając wśród niektórych mieszkańców paniczny strach.

Drzeworyt kolorowany „Pochód zbójników” Władysława Skoczylasa
Drzeworyt kolorowany „Pochód zbójników” Władysława Skoczylasa

Ondraszek nie zginął śmiercią zbójnika - na szubienicy czy podczas kolejnej potyczki z „dworskimi”. Został podstępem zamordowany 1 kwietnia 1715 r. w świadnowskiej karczmie. Śmiertelny cios obuchem ciupagi zadał mu członek własnej bandy Jura Fuciman z Malenowic, który chciał zgarnąć 100 florenów wyznaczonych przez władców frydeckiego państwa stanowego za głowę Ondraszka. Zwłoki Ondry zostały dla odstraszenia ewentualnych naśladowców poćwiartowane na rynku we Frydku. Marnie skończył także zabójca Ondraszka. Jura Fuciman pojechał do Cieszyna, żeby odebrać nagrodę za wydanie swojego druha. Pieniędzy nie zobaczył na oczy, ale za to został pojmany i wrzucony do zamkowych lochów. Niedługo później został poddany okrutnym torturom przez łamanie kości. Zmarł z powodu wycieńczenia.

Klimczok

Do „wielkiej trójcy” zbójników karpackich bez wątpienia zalicza się także Maciej Klimczak vel Klimczok, hetman zbójnicki działający pod koniec XVII w. na terenie Żywiecczyzny i Beskidu Śląskiego. Dzięki swoim poczynaniom już za życia obwołany został przez lud hrabią Beskidów, po latach zaś jego nazwiskiem nazwano jeden ze szczytów Beskidu Śląskiego górujących nad Kotliną Żywiecką, a mianowicie szczyt Goryczka Skałka, na którym zbiegały się granice Państwa Łodygowickiego, Księstwa Cieszyńskiego i Państwa Bielskiego. Teraz nie ma już Goryczki Skałki, ale jest Klimczok, wznoszący się 1117 m n.p.m.

Na temat Klimczoka historycy niewiele wiedzą. Legenda głosi, że pochodził ze szlachetnego rodu i wychowywał się na bielskim zamku Sułkowskich. Dorastał wraz z Klementyną Sułkowską. Zakochał się w niej z wzajemnością, ale ręka Klementyny miała być jednak przeznaczona wiedeńskiemu księciu, wobec czego Klimczok uciekł w góry, gdzie zorganizował bandę, która rabowała bogatych, a pomagała biednym. Łupiła nie tylko bogatych kupców i gospodarzy, ale nawet księży w okolicach Żywca (dokonała ponoć zuchwałego napadu na miasto), Bielska, Białej i Andrychowa. Kryjówką bandy miały być lasy na Klimczoku i Trzech Kopcach.

Dalsze losy zbójnickiego herszta, według legendy, są nader romantyczne - nie mogąc zapomnieć o ukochanej, porwał ją przed ślubem z kaplicy zamkowej i uprowadził w góry. Wybudował dla niej kamienny dwór w miejscu, gdzie stoi schronisko PTTK na Klimczoku (zwane Klementynówką). Jednak po pewnym czasie Klementyna zatęskniła za matką i zapragnęła się z nią zobaczyć. Nie mogąc jej odmówić, Klimczok ruszył z nią w doliny. Tu został rozpoznany, a jeden z wieśniaków - skuszony nagrodą - zawiadomił komendanta straży książęcej. Urządzono zasadzkę, w której zbójnik został ranny i pojmany. Tak Andrzej Komoniecki (1658-1729), wójt żywiecki i ceniony kronikarz, opisywał w kronice „Chronografia albo Dziejopis Żywiecki” chwilę jego pojmania w 1697 r. przez niejakiego Michałowskiego - ordynowanego księstwa oświęcimskiego: „(...) Zbójcy do obrony się dali i tego pana Michałowskiego w sieni z góry zastrzelili, że zaraz umarł. Tam tedy pojęto trzech zbójców, dwa w Oświęcimiu zginęli, a Matus Klimczak ich pryncypał do Krakowa wzięty i na krzemionkach egzekwowany”. Faktycznie Klimczok zmarł śmiercią zbójnika - został powieszony za żebro.

Proćpak

Kolejny z wielkich zbójników to Jerzy Fiedor Proćpak z Kamesznicy na Żywiecczyźnie, znany też pod imionami Jurko, Jura i Juraj, nazwisko Proćpak zaś jest prawdopodobnie tylko przezwiskiem pochodzącym od czeskiego „pročpak”, co oznacza pytanie „dlaczego?”. Nie wiemy, kiedy Proćpak się urodził, ale wiadomo, kiedy został stracony. Stało się to 26 stycznia 1796 r. Artur Czesak w „Zbójnik Proćpak w Godzinkach zbójnickich Zdzisława Marii Okuljara - język i obrazowanie” podkreśla, że Proćpak jest bohaterem anonimowego utworu „Pieśń o Standrechcie y Procpakowey Bandzie w roku 1795” odnalezionego w notatkach Lucjana Malinowskiego, który Juliusz Zborowski uznał za autentyk opisujący wydarzenia współczesne autorowi. Według „Pieśni...”: W roku tysiąc siedmset dziewięćdziesiąt drugim / Jakiś Jerzy Proćpak, chłop z Kameśnic u drógi / Za małe kradzieże posłany był na Wiśnicz / I siedział tam w areszcie, aż mu zaczęło tęsknić”. Według tego samego źródła Proćpak z Wiśnicza zbiegł i zorganizował na Żywiecczyźnie kompanię zbójników, grasujących potem przez trzy lata na pograniczu Śląska, Moraw i Słowacji. Banda napadała na dwory, karczmy i plebanie oraz ograbiała kupców przejeżdżających przez ziemię żywiecką. Z przekazu Ludwika de Laveaux, XIX-wiecznego właściciela Rycerki, wynika z kolei, że Proćpak pochodził z Węgier, a Kamesznica była schronieniem dla jego bandy. Istnieją też dwie wersje jego wpadki. Jedna, że wydała go zazdrosna kochanka, inna - że kompani. Został skazany na śmierć przez powieszenie z 20 innymi kompanami.

Józef Baczyński

Na zbójnicką drogę Józef Baczyński zwany Skawickim, bo urodził się we wsi Skawica, wstąpił dokładnie 25 kwietnia 1732 r. Tego dnia napadł wraz z innymi zbójnikami na bogatego krawca Sowę we wsi Mikoła (obecnie część Wadowic). Wkrótce połączył swe siły z grupą braci Giertugów i w 1733 r. razem napadli na browar w Dobczycach. Kiedy bracia Giertugowie trafili za kratki, Baczyński został harnasiem bandy, która rabowała m.in. dwory szlacheckie w Jaszczurowej, Śleszowicach, Tłuczaniu. Jak niesie wieść gminna, banda napadła także na sanktuarium maryjne w Inwałdzie, gdzie Baczyński kazał jedynie otworzyć kościół, po czym zapalił świece przed ołtarzem i... modlił się. Mienia parafialnego nie tknął, ale obrabował samego kapłana.

„Zbójnicy z kotlikiem” Władysława Skoczylasa
„Zbójnicy z kotlikiem” Władysława Skoczylasa

Baczyński padł w ręce harników starościny Wielopolskiej późną jesienią 1735 r., kiedy wraz z towarzyszami raczył się trunkami w karczmie w Dobrej. Wraz z czterema kompanami trafił do zamku w Suchej Beskidzkiej. Sąd w Krakowie wydał wyrok śmierci przez ścięcie. Został on wykonany na początku 1736 r. na krakowskich Krzemionkach. a

Jacek Drost

Twitter: @j_drost

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia