Jak z modą w czasach PRL bywało

Aleksandra Boćkowska
Pokaz mody młodzieżowej w PRL, 1969 rok
Pokaz mody młodzieżowej w PRL, 1969 rok Roman Kotowicz / forum
Moda Polska i Hoffland to jej wizytówki. O stylu tamtych lat pisze Aleksandra Boćkowska w książce "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL"

"Magazyny niedostatecznie wykorzystują możliwości kształtowania oblicza moralno-obyczajowego licznej rzeszy swych czytelników w duchu etyki socjalistycznej. Gusty lansowane przez te pisma noszą niekiedy powierzchowne szyldy "nowoczesności", a w istocie są zmodernizowanymi gustami drobnomieszczańsko-snobistycznymi" - Biuro Prasy KC PZPR, 21 grudnia 1959.

Piotr Krzymowski jest pod wrażeniem. Narracji, fabuły, kokieterii, języka graficznego, właściwie wszystkiego. Kiedy tylko przyjeżdża do Polski, pierwsze kroki kieruje do antykwariatu i pyta, czy może jest. Ostatnio miał trochę szczęścia, sprzedawczyni wyciągnęła spod lady całe pudło, akurat przyszła nowa dostawa.
Nowa dostawa magazynu, który nie istnieje od z górą czterdziestu lat, ale ciągle wzbudza tęsknotę.

Urodzony w 1989 roku Piotr Krzymowski jest artystą wizualnym, na co dzień mieszka w Londynie. Pracownię dzieli z międzynarodowym towarzystwem. Kiedy na biurku zostawia łupy z antykwariatu, zastaje je potem w nieładzie. Bo wszyscy przeglądają.

"Ty i Ja" sprawdza się wyrwane z PRL-owskiego kontekstu. Zresztą kiedy się ukazywało - krótko, ledwie trzynaście lat - też było z niego wyrwane. A mimo to historia magazynu, który o PRL nie opowiadał prawie wcale, opowiada - dzięki biografiom jego twórców - o powojennej Polsce bardzo dużo.

"Proszę towarzyszy! Chciałbym w kilku słowach zagaić tę dzisiejszą dyskusję, zdaje się pierwszą od bardzo dawna czy w ogóle pierwszą w dziejach, poświęconą zagadnieniom prasy kobiecej. Chciałbym powiedzieć, że prasa u nas w kraju odgrywa może większą rolę i ma większą wagę niż w wielu innych krajach. W zasięgu swego oddziaływania jest ona prasą bardzo potężną, obejmującą, jak wiadomo, większość narodu. W związku z tym zastanowienie się nad treścią, poziomem, problematyką, formami tej prasy na pewno jest rzeczą ważną"1. Towarzysz Artur Starewicz, kierownik Biura Prasy KC PZPR, ma w tego rodzaju zagajeniach wprawę. To doświadczony propagandzista.

Zajmował się propagandą jeszcze w PPR, w latach 1948-1954 kierował Wydziałem Propagandy i Agitacji Masowej KC PZPR, Biurem Prasy dowodzi od grudnia 1956 roku. Związany z partyjną frakcją puławian, był jednym z tych, którzy namawiali zwolnionego z więzienia Władysława Gomułkę do powrotu do władzy. Gomułka odwdzięczył mu się zaufaniem, a ten go nie zawiódł. Gdy tylko zelżała odwilż, zamknął "Po Prostu", wkrótce potem chciał usunąć Mieczysława Rakowskiego ze stanowiska naczelnego "Polityki", krótko mówiąc - czujnie wychwytywał antysocjalistyczne treści, decydował, kto może (lub raczej komu nie wolno) pojechać za granicę, wymieniał naczelnych, zamykał tytuły.

W lecie 1958 roku nadchodzi czas, by przyjrzeć się pismom kobiecym. Z grubsza sytuacja na rynku wygląda tak: jest masowa "Przyjaciółka", popularna "Kobieta i Życie" (powstała z połączenia "Kobiety" i pierwszego powojennego żurnalu "Moda i Życie Praktyczne") i wychodzące od roku pod auspicjami Ligi Kobiet "Zwierciadło", które ciągle szuka swojej drogi. W poniedziałek 7 lipca towarzysz Starewicz zaprasza do siebie ich przedstawicieli.

Narada. Trochę jest o wierszówkach, trochę o tym, że znani autorzy nie chcą pisać do prasy kobiecej, trochę o trudnościach technicznych i mordowaniu się przy robocie. Dużo o światopoglądzie - wkrótce Polska Ludowa będzie świętować piętnastolecie istnienia, a tu wygląda na to, że czytelniczki wciąż nie są dość socjalistyczne. Redaktorki i towarzysz szukają sposobów, by zawrócić je wreszcie ze złej drogi. W końcu o tym, jak pisać o sprawach obyczajowych, "ażeby materiały w naszej prasie […] nie były takim jakimś teoretycznym międleniem tego samego i właściwie tym samym artykułem w różnych wersjach". "Mnie się zdaje, że ocena, jaką otrzymaliśmy od Biura Prasowego, jest i bardzo sympatyczna i słuszna w zasadzie - mówi redaktor Roman Juryś, zastępca naczelnej »Zwierciadła«. - Sympatyczna dlatego, że w sposobie ujmowania i sformułowania jest przyjemna. Szereg problemów, jakie są wysunięte w tej ocenie, wymaga poważnego zastanowienia się, i tutaj bardzo trudno będzie znaleźć jakieś lekarstwo natychmiast, które wszystko załatwi, ale trzeba o tym myśleć".

Przynudza. Przynudzają zresztą wszyscy. Jest słoneczne popołudnie, a oni gadają cztery godziny, by dojść do konkluzji, że tak, o światopoglądzie trzeba pisać lepiej i więcej, że można czasem wysłać dziennikarzy za granicę, najlepiej do Czechosłowacji i NRD, bo tam jest sens, no i że "dyskusja była bardzo interesująca, dlatego że rzuciła ona jakieś światło na kanwie trosk i zagadnień", dobrze byłoby spotkać się jeszcze w przyszłości.

Przekopuję się przez stenogram z tego posiedzenia, by znaleźć coś o modzie - niewiele: postulat redaktorki z "Kobiety i Życia", by nie rezygnować z obszernego działu mody, bo "kształtowanie jakiejś kultury, jakiegoś gustu w ubiorze jest rzeczą dość ważną i bardzo potrzebną w tej chwili. O tym można się przekonać, widząc, jak to wygląda na ulicy", oraz uwaga towarzysza Starewicza, że "moda każdą kobietę interesuje, ale w zasadzie ta problematyka nie jest taka interesująca". I zastanawiam się, jak w tej sytuacji mogło powstać "Ty i Ja" - magazyn nawet nie tyle anty-, ile po prostu całkiem niesocjalistyczny. Wygląda na to, że chodziło o miłość.

Dogadaliśmy się, że chcemy robić nowe pismo - mówi Teresa Kuczyńska o sobie i Romanie Jurysiu, tym, który jako wicenaczelny "Zwierciadła" przynudzał i pewnie sam się nudził.

Kuczyńska, twórczyni działu mody w "Ty i Ja", nie jest osobą, która snuje opowieść pełną anegdot. Mówi krótkimi zdaniami, tak jakby wszystko było oczywiste. Choć trzeba przyznać, że przynajmniej nie ucieka w dygresje.

(...) Studiuje w Akademii Dyplomatyczno-Politycznej, krótko, bo to przedwojenna uczelnia, po roku zostaje zlikwidowana. Studenci przenoszą się na Uniwersytet Warszawski, ona trafia na dziennikarstwo. Odzywa się poobozowa gruźlica. Teresa jakiś czas spędza w szpitalu i sanatorium. Kiedy wraca na studia, odrzuca ją to, co widzi. Jej koledzy z uwagą słuchają wykładów dziennikarza "Trybuny Ludu", przekonują, że nie należało skazywać Rosenbergów. Ona przekonuje, że należało, bo zdradzili, wydali tajemnicę narodową. Wylatuje z uczelni.

Robi korekty w "Głosie Pracy", pisuje dla Agencji Publicystyczno-Informacyjnej, która rozsyła reportaże do prasy regionalnej. Ze sprzedaży domu w Kaliszu dostaje sześćdziesiąt tysięcy złotych - za dwadzieścia pięć kupuje meldunek (wraz z telefonem) w pokoju z łazienką w willi przy Profesorskiej w Warszawie.

(...) "Z doświadczenia wiemy, że tam, gdzie grupa partyjna mobilizuje załogę do zadań produkcyjnych, wpaja w nią czujność klasową, tam awarii nie ma, a plany produkcyjne są wykonywane i przekraczane. Pamiętać trzeba, że największe trudności mieć będziemy tam, gdzie pozwolimy prześlizgnąć się rozmaitym byłym obszarnikom, fabrykantom, dwójkarzom i łajdakom. Tam rzucać oni będą piasek w tryby naszych maszyn, marnować nasz węgiel, dezorganizować naszą pracę. Tam gdzie przejawia się beztroska i lekkomyślność, tam najłatwiej udaje się agentom podżegaczy wojennych bruździć i szkodzić" - w czasie, kiedy studentce Kuczyńskiej odechciewa się wszystkiego na wykładach dziennikarza "Trybuny Ludu", inny dziennikarz tej gazety Roman Juryś wygłasza w radiu takie mniej więcej pogadanki. Przejął to zadanie po Arturze Starewiczu. Zebrane w ośmiostronicowe broszury będą służyć jako materiały naukowe na kursach partyjnych "Budujemy podstawy socjalizmu".

Roman Juryś, urodzony w 1911 roku, wierzył w komunizm od zawsze. Przed wojną za komunizm siedział w więzieniu, wojnę spędził w ZSRR. (...) Pod koniec wojny pisze do "Nowych Widnokręgów" redagowanych przez Wandę Wasilewską. Po powrocie do Polski zaczyna pracę w "Trybunie Ludu". (...)
Przejrzał na oczy w 1956 roku. Wraz z grupą dziennikarzy odszedł z "Trybuny Ludu" i stał się jednym z tych, których Władysław Gomułka będzie przestrzegać przed wahaniami wynikającymi "z pewnego ideologicznego zamieszania i oddziaływania wrogiej ideologii". I jeszcze za te wahania oberwie.

Na razie jest zastępcą naczelnej w "Zwierciadle" - tygodniku ukazującym się pod auspicjami Ligi Kobiet. Pisuje tam też Teresa Kuczyńska. Jak już wiemy, dochodzą do wniosku, że chcą robić nowy magazyn.
- Byliście parą?
- Częściowo. Wtedy jeszcze nie tak zupełnie, potem…
Tyle, reszta jest zbyt osobista.

Aleksandra Boćkowska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia